„Atrament nocy serca zatruwa rytm” – rozmowa z Markiem Dyjakiem

Po wysłuchaniu Marka Dyjaka na koncercie „Męskie Granie” jeszcze bardziej zapragnęłam go poznać. Ciepły, choć trochę przygaszony polski pieśniarz natchnął publiczność melancholią i wzruszeniem.

dyjak4Ostatnia płyta „Kobiety” to składanka najpiękniejszych utworów m. in. Agnieszki Osieckiej, Katarzyny Nosowskiej, Edyty Bartosiewicz, Kasi Groniec, Stanisławy Celińskiej i Magdy Umer w interpretacji Marka. O męskim graniu, hołdzie oddanym artystkom i wszystkim kobietom oraz życiu rozmawialiśmy podczas trwającego koncertu.

„Kobieca wrażliwość”, o której dużo mówisz na płycie „Kobiety” odnajduje się na „Męskim Graniu”?

– Oczywiście, energie męska i kobieca przenikają się wzajemnie i tworzą spójną całość. Widzę, że masz płytę…

Tak, towarzyszy mi od kilku miesięcy. Wypełniasz moją ulubioną przestrzeń w samochodzie. Jednakże wróćmy do „Męskiego Grania”, na czym ono polega i czy Ty grasz po męsku?

– Hmm… Gram jak facet w średnim wieku, ale za to ze świetnymi muzykami. Myślę, że w ogóle nie chodzi sensu stricto o męskie granie, bo należałoby się spodziewać tylko trzech tenorów, klasyki i utworów pisanych na męskie głosy. Jestem tylko jednym z podmiotów, którzy reprezentują pewną formę estetyki muzycznej. A jaką? To już ocenią wierni słuchacze.

Czy miejsce, w którym śpiewasz ma znaczenie?

– Tak, olbrzymie. Czasami są to miejsca, w których grałem wiele lat, na przykład niepokorna Łódź Kaliska. Są też takie, do których się przyjeżdża z nowymi opowieściami i z jeszcze nowszymi się wyjeżdża. Napotykam na swojej drodze miejsca martwe, jednakże nie ze względu na publiczność, ale na organizatorów. Nie pochylają się specjalnie nad gośćmi, których zapraszają.

Stwarzają ograniczenia?

– Nie, ale nie tworzą pozytywnej atmosfery, nie nadają klimatu, a szkoda…
Obecnie pracuję z Markiem Gajewskim i Wojtkiem Malawskim, którzy decydują o mojej działalności zawodowej i wybierają właściwie miejsca, gdzie mogę pozostawić część mojej siły oraz dobrej energii.

Jak wygląda obecnie Twoja aktywność zawodowa?

– Muszę się przyznać, że jestem myślami przy nowej płycie. Ostatnie półtora miesiąca przeleżałem do góry brzuchem, jadłem, schowany przed upałem i dumałem nad tym krążkiem.

Zdradź, jaki to będzie projekt?

– Płyta będzie skłaniać się ku męskiemu graniu, jakby dla faceta, ale i dla kobiety również. Nie starajmy się tego rozdzielać, bo jedno bez drugiego nie funkcjonuje. W ubiegłym roku po raz pierwszy Kasia Nosowska zaprosiła mnie do koncertowania na „Męskim Graniu”. Kobieta z wielką charyzmą i siłą w głosie. Zachowała się wobec mnie jak przyjaciel…

Na jednej z moich płyt zaśpiewała ze mną Stasia Celińska – cudowna osoba. Każdy kto zna tę wspaniałą aktorkę, zdaje sobie sprawę z tego, że potrafi zaśpiewać mocno jak facet i subtelnie, delikatnie jak kobieta.

Nawiązując do interpretacji „Atramentowej rumby” Stanisławy Celińskiej, czym jest dziś ten atrament? Odczuwasz potrzebę zamazania trudnej przeszłości?

– Trochę zamazuję sfery emocjonalne związane z dawnymi czasami. Jest to jednak piosenka, która zostanie w kanonie piosenek słuchanych i śpiewanych w Polsce ze względu na dobry tekst oraz kompozycję.

„Do zobaczenia w drodze” – tak kończysz słowo wstępne na ostatniej płycie. Dokąd idziesz?

– Owa płyta to list wrzucony na poste restante. Jeśli trafi w taki sposób, jak trafił do Ciebie, to jest przekazem do Ciebie. Jak zakończyć list do kogoś, kogo się nie zna…? Niczym „List w butelce”. Nigdy nie wiem kto i kiedy odczyta moją wiadomość.

Do kogo ją kierujesz?

– Do ludzi dobrych, wrażliwych, rozumnych, bo kto jest dobry, to jest i mądry. Często szukam uzasadnienia w tym, co się dzieje w moim życiu. Każdy facet około czterdziestki poszukuje wyjaśnienia swojego bytu. Żyłem osobliwie, teraz jest inaczej, podpisałem kontrakt, gram koncerty… i chcę pokazać ludziom, że po trudnych chwilach da się wyjść na prostą.

Czy po uwolnieniu się od alkoholu inaczej postrzegasz życie?

– Zdarzenia, które przeżyłem, nie zawsze wiązały się z pijaństwem. Los okazał się wobec mnie dość surowy i wyrył na twarzy bruzdy smutku, żalu. Czasami dopada mnie nostalgia, myślę co teraz, jak będzie wyglądało moje życie dalej i czy uda mi się wszystko właściwie posklejać. Mam swoje tęsknoty, wielu ludzi z mojego otoczenia, wędrując osierociłem, zaniedbałem przyjaciół, rodzinę…Teraz jest czas szukania i budowania kontaktu. Odkrywam w tych spotkaniach ogromną radość, bo nawet bez słów się rozumiemy. Odbieram wielki doping ze strony przyjaciół oraz rodziny…

Czy poprzez te zawirowania życiowe straciłeś przyjaciół?

– Nie, na szczęście. Pięć i pół roku temu byłem zamknięty w izolatce w Szpitalu Psychiatrycznym. Od tamtej pory nagrałem pięć płyt, właśnie dzięki ludziom i ich ogromnemu sercu.

Wydałeś dotąd 8 płyt, czy w związku z tym czujesz się teraz odkryty na nowo?

– Tak, przy obecnej współpracy mam wiele możliwości np. występowania, nagrywania płyt, rozmowy z Tobą…

„Moje Fado” jest wyrazem wiary w przeznaczenie?

– Wierzę w przeznaczenie, jednakże wierzę głównie w Boga. Codziennie myślę o tym, co jest mi dane i jak jeszcze mnie życie doświadczy.

Czujesz się szczęśliwy?

– Czuję się potrzebny, a tym samym szczęśliwy.

Potrzebny komu?

– Publiczności, która mnie tak cudownie przyjmuje. Staje się takim moim przyjacielskim zjawiskiem. Napędza mnie i motywuje – wiem, że bardzo późno, ale odnalazłem się w tym doskonale.

Dlaczego późno, przecież żyjemy coraz dłużej?

Tak, ale konsekwencje decyzji z przeszłości mogą być powodem krótkości życia.

Podobno cieszysz się dobrym zdrowiem

Trzy miesiące temu wybrałem się na siłownię. Mój serdeczny przyjaciel Wojtek stwierdził, że jestem silny! Dlatego kolejnego razu już nie było, skoro taka siła jest we mnie, to dałem sobie spokój.

Rozmawiała Monika Rebelak

Marek Dyjak – kompozytor i pieśniarz. Laureat wielu festiwali m. in.Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie, zwycięzca Festiwalu Artystycznego Młodzieży Akademickiej w Świnoujściu oraz Festiwalu Wokalnego w Bydgoszczy.