Nieśmiertelny urok dżinsu

Jego zwolennicy twierdzą, że pasuje do wszystkiego, a do tego jest bardzo wytrzymały i jak nic innego potrafi stać się „drugą skórą” dla noszącego – niezależnie od rozmiaru. Nawet ci, którzy za nim nie przepadają, mają w szafie przynajmniej jedną rzecz z tego materiału… o czym mowa? O nieśmiertelnym dżinsie, który od lat nie traci na popularności.

Nieśmiertelny urok dżinsu

Rocznie na świecie produkuje się ponad miliard par dżinsowych spodni. A z tej bawełnianej tkaniny szyje się przecież też sukienki, spódnice, kurtki, kamizelki, koszule, a nawet buty, kapelusze i torebki. Występuje w wielu kolorach, ale triumfy wciąż święci ten klasyczny, który zyskał nawet własną nazwę – denim blue, czyli niebieski odcień dżinsu.

Materiał, a zwłaszcza spodnie z niego, które oryginalnie miały służyć górnikom i farmerom, zyskały taką popularność, że już w XX wielu stały się ikoną popkultury. Na szczęście czasy, w których były trudno dostępnym wyznacznikiem statusu kupowanym w Pewexach za „grube” dolary już minęły. Na szczęście, bo dobrze skrojone dżinsy czy fantazyjna kurtka jak nic innego potrafią podkreślić figurę, jednocześnie ukrywając jej mankamenty i pozwolić wyrazić swój styl.

– Spodnie dżinsowe to podstawa garderoby kobiet, mężczyzn i dzieci. Dlaczego? Bo są wygodne, trwałe i występują w tylu fasonach, kolorach, a nawet fakturach, że każdy znajdzie coś dla siebie – zauważa ekspertka marki KiK.

Odkąd zostały wynalezione w 1871 jako odzież robocza, przeszły długą drogę, by stać się najbardziej uniwersalnym ubiorem dla kolejnych pokoleń. Tak długą, że można zaryzykować stwierdzenie, że – wizualnie – powróciły do swoich korzeni.

Powrót do przeszłości, bunt i swoboda

Święcąca już od kilku sezonów triumfy moda na poszarpane nogawki, dziury na kolanach czy udach, przetarcia i różnego rodzaju wstawki to swego rodzaju hołd dla zniszczonych ciężką pracą dżinsów, które niemal dwieście lat temu nosili farmerzy, poszukiwacze złota i górnicy.

Ale ten trend można też interpretować inaczej: jako rodzaj buntu i sygnał „nie zależy mi, co myślisz o moim wyglądzie”. Niegroźnego buntu, dodajmy, który nikogo nie powinien razić.

I choć sporo babć może narzekać, że ich wnuki chodzą w podartych czy poprzecieranych spodniach, to większość osób kojarzy obecnie taki styl raczej z luźnym podejściem i chęcią czucia się swobodnie.

Dziurawy samograj

Zwłaszcza, że takie ozdobniki faktycznie nie są wymagające w kwestii stylizacji tak, jak chociażby eleganckie dodatki. Dekoracyjną broszkę czy satynową torebkę nie tak łatwo zestawić z innymi ubraniami, by do nich pasowała. A dziurawe dżinsy to w zasadzie „samograj” – tak samo dobrze dodadzą „pazura” romantycznej koszuli w kwiatki, jak i podkreślą zadziorność skórzanej ramoneski. – Będą pasować do sportowej bluzy i stylu casual, ale mogą też podkreślać seksapil i odwagę ich właścicielki, kiedy na przykład pod spód założy super-modne ostatnio czarne kabaretki, które będą widoczne „niby przypadkiem” przez dziury w spodniach – podpowiada ekspertka.

To, że dziury i przetarcia w dżinsach są modne i sprawdzają się w różnych stylach nie oznacza oczywiście, że wszyscy muszą je nosić. W sklepach można znaleźć ogromny wybór dżinsów – od uniwersalnych, czarnych rurek, przez dziewczęce ogrodniczki, po dzwony w stylu boho i klasyczne, granatowe denimy idealnie nadające się na przykład do biura. I nosić je kiedy chcemy i jak chcemy – najważniejsze, żeby to nam się podobało.