Redakcja testuje maseczki CHIC CHIQ

Maseczki CHIC CHIQ to trochę inna wersja znanego wszystkim kobietom rytuału wieczornej przyjemności. Co je wyróżnia i czy warto je kupić? O tym dzisiaj.

Maseczka nie ma typowej konsystencji kremu, a proszku! Wszystko za sprawą inspiracji, ponieważ ta zaczerpnięta jest od ajuwerdyjskich kosmetyków. Dopiero po zmieszaniu jej z ciepłą wodą uzyskujemy 'papkę’, którą nakładamy na twarz. Redakcja swoje testy zaczęła od maseczki de la Mer.

Sposób użycia jest niekonwencjonalny. Najpierw tworzymy masę, którą staramy się równomiernie nałożyć na twarz. Nie da się tego raczej zrobić za pomocą pędzla, ponieważ jest pełna gródek. Po 15 minutach relaksu czas na oczyszczenie twarzy, tutaj także innowacja – maseczkę rollujemy a pozostałość spłukujemy letnią wodą.

Efekt i ogólne wrażenia

Twarz po całym zabiegu jest idealnie miękka i nie błyszczy się. Efekt zmatowionej skóry bez ubytku na jej nawilżeniu jest dość niespotykany, ale jak się okazuje osiągalny. Wrażenie skóry niemowlaka utrzymuje się kilka dni, a przy zalecanej częstotliwości (kilka razy w tygodniu) cały czas. Maseczka ładnie pachnie i jest bardzo wydajna. Zalecana ilość do sporządzenia jednej jest zdecydowanie wygórowana – wystarczy łyżeczka proszku i trochę wody by pokryć całą twarz.

Czy warto kupić?

Tak! Maseczka co prawda nie jest najtańsza, ale powala na kolana. My zdecydowanie zakochaliśmy się w takiej wersji ajuwerdyjskiej terapii i szczerze polecamy!