Syn Ogrodnika. János Háy

János Háy, utytułowany węgierski prozaik i dramatopisarz, w Synu ogrodnika wspina się na wyżyny swojego pisarstwa. Za żelazną kurtyną, między polami malin, połaciami porzeczek i plantacjami truskawek, gdzieś na węgierskiej wsi dorasta bardzo szczególny chłopiec.

Fot. Syn Ogrodnika
Fot. Syn Ogrodnika

Ten dzieciak nie ma kręgosłupa, wyrośnie z niego chuligan – mówiła babcia. Ten dzieciak to syn ogrodnika, mieszanka Jimmy’ego Hendrixa i Boba Dylana z węgierskiej prowincji, jedyna gitara w promieniu dwudziestu kilometrów. Jego kariera niemal legła w gruzach, gdy babcia zakazała mu chodzić na lekcję muzyki do wyniosłej nauczycielki ze stolicy z alergią na czosnek, bo ta mówiła, że jego ciało wydziela przekazywany z pokolenia na pokolenie, wdrukowany w DNA, zapach czosnku.

Rzeczywistość socjalistycznych Węgier widziana oczami dorastającego chłopaka bawi i wzrusza.  To były czasy kiedy każdy problem można było rozwiązać zrywaniem owoców jagodowych, bo jak mówił ojciec bohatera, zrywaniem owoców jagodowych można wszystko rozwiązać.  Ale z chwilą, gdy kołysząca się na węgierskich drogach Łada wywiozła go  w samodzielne chłopięce życie do bursy na Orlej Górze w Budapeszcie, życie się skomplikowało i nabrało innego posmaku. Kiedy jest się z kumplami świat staje się przestrzenią do zdobycia, a każdy kumpel to inna historia: jeden spuści łomot, drugi pokaże jak podrywać dziewczyny nad Balatonem na przeboje Scorpionsów, jeszcze inny załatwi dynamit za butelkę palinki.

Syn ogrodnika to pulsująca, soczysta opowieść o dorastaniu, młodzieńczych tęsknotach, fascynacjach, rozczarowaniach i zwycięstwach pióra jednego z najważniejszych węgierskich pisarzy ostatnich lat.

Łada w kolorze masła niespiesznie toczy się przez węgierską historię i melancholię komunistycznej prowincji, gdzie lodówki były niepraktyczne, bo ich nie było, a w Balatonie się sikało, marząc o prawdziwym rock&rollu. Literacki prozak na owocach jagodowych. Działa natychmiast. Uzależnia. – IGNACY KARPOWICZ