„Zgadnij kotku, co mam w środku” – rozmowa z Krystyną Jandą

Teatr Polonia to miejsce, gdzie sztuka miesza się z melancholią, przywołuje stare czasy i kreuje nowe osobowości. I tu właśnie przy okazji premiery książki „Pani zyskuje przy bliższym poznaniu” spotykam się z aktorką wielkiego formatu – Krystyną Jandą. Rozmawiam z pewną nieśmiałością, ale i fascynacją jej postacią...

krystyna janda wywiad3a

Chciałabym rozpocząć rozmowę od jednego z rozdziałów książki „Zgadnij, kotku, co mam w środku”. Jakie emocje targają Panią we współczesnym świecie?

– O wiele, jak i wieloma ludźmi . Daję temu bardzo szeroki wyraz na co dzień, jakież to towarzyszą mi emocje przy decyzjach, różnych sprawach i aktywności. Nie wiem, czy starczyłoby pamięci i czasu, aby wszystko to przywołać. Właściwie każdego dnia mam tak zajętą głowę, że czasem samej trudno mi ogarnąć. Jeśli jednak panią to interesuje..

Jak najbardziej!

– Dzisiaj rano słuchałam muzyki Johna Dowlanda, kompozytora z czasów szekspirowskich… Dalej jak w kalejdoskopie, wszystko szło szybko i zmiennie.

A gdyby to troszkę usystematyzować?

– Hmmm, czy da się mnie usystematyzować? Spróbujmy. Na przykład dziś rano najpierw przeczytałam korespondencję, którą otrzymałam od wielu ludzi, potem przegląd refleksji nad  aktualnymi tematami. Zwykle jest to interesująca lektura. Czytam również z wielkim z zainteresowaniem wszelkie przeglądy prasy i aktualności…

krystyna janda wywiad1aA dalej?

Podpisałam się pod projektem budowy pomnika profesora Władysława Bartoszewskiego, a następnie odpowiedziałam na pytania zadawane w Internecie dotyczące naszych teatrów. Kolejne zadanie, jakie wykonałam, to długa korespondencja z aktorami, scenografem i  innymi, na temat nowego projektu, Szekspira. Dalej odpisałam przyjaciółce, że nie będę mogła być na ślubie, mimo że obiecałam, nie znajdę niestety czasu. Potem dwóch młodych dramaturgów z ich zapytaniami. Kolejny temat to przegląd literatury na zaproszenie Ambasady Republiki Chorwackiej…

Czy zbliżamy się w planie do południa, czy jeszcze nie?

– No właśnie nie. Prace związane z korespondencją wykonuję między 5 a 7 rano. Mam świadomość, że jeśli nie odpowiem na te pytania u progu dnia, potem nie uda mi się tego zrobić.

Ile godzin Pani sypia?

– A ostatnio dużo! Nadrabiam! Wczoraj spałam od godziny 22:30.

Przeglądając ostatnio Pani publikacje, zwróciłam uwagę na jedną, szczególną – „Alert dla Wolności” na Kongresie Kobiet. Proszę się do tego odnieść. Czego to był wyraz?

– Podczas prelekcji na Kongresie Kobiet odbył się panel dotyczący kultury. Wiele kobiet w nim uczestniczyło. W momencie kiedy pani Gretkowska kończyła swoje przemówienie i przedstawiała swoje wszystkie protesty, poprosiła nas, abyśmy założyły torby papierowe na głowę. Wyrwały dziurki na oczy i uświadomiły sobie, co to znaczy żyć bez prawa wyboru w bardzo wielu sprawach. To doświadczenie ukazało, że jesteśmy jakby bez osobowości. To było widowiskowe. Wielka sala, wszyscy siedzimy w tych torbach na głowach, bez twarzy, bez możliwości mówienia praktycznie, zunifikowane.
Opowiedziałam to panu Andrzejowi Wajdzie następnego dnia. Powiedział, że to idealna scena do filmu.

Co to miało oznaczać?

– Nasz panel, dotyczący kultury? Oznaczał, że sztuce potrzebna jest przede wszystkim wolność.

A co kobiecie jest jeszcze potrzebne w obecnych czasach?

– Myślę, że wiele rzeczy: woda, powietrze, szacunek, miłość, szczęście, rodzina, praca i WOLNOŚĆ! Wolność wyboru.

Nawiązując do wypowiedzi rzecznika Wojciecha Kaczmarczyka, sekretarza stanu i Pełnomocnika Rządu do spraw Równego Traktowania…

– Mnie naprawdę rozczuliła ta wypowiedź… I znów scena niczym z filmu: Panie gwizdały, a ja pomyślałam, że mężczyzna, który wychodzi na scenę, przed wielką, kobiecą widownię, musi być „odważny”, kiedy mówi, że te wszystkie problemy kobiet, o których tyle się tam dyskutuje, są pozorne, nie istnieją, że mamy je w głowie. Dziwię się tylko, że te kobiety go nie zlinczowały!
Do tego ten pan czytał z kartki te bzdury!

A ten list, który napisała Pani do profesora Glińskiego? Czy uzyskała Pani odpowiedź?

Tak, pokazała się na jednym z portali, ale po 20 minutach ją usunięto. Ciekawe…

– Ręce opadają?

Nie. Już dawno nie mam takich uczuć. Mnie nie opadają ręce, mówię: trudno.

Ale dobrze by było, gdyby minister kultury jednak wspierał kulturę, szczególnie w dobie internetu i rozwoju nowych technologii.

– Wspiera, tyle że jest to sprawa wyborów i kryteriów. Czy wie Pani ilu ja już widziałam ministrów kultury?

Hmm, zapewne wielu…

Tak, około 40 albo i więcej. Wszyscy przeminęli!

Kiedyś Grzegorz Skurski nakręcił o Pani trzy filmy. Po pierwszym Pani się rozpłakała, kolejny to lata pracy, a trzeci opowiadał o budowaniu teatru. Jaka byłaby kolejna część tego filmu?

On te filmy dokumentalne robił co dziesięć lat. W tym roku obchodzimy dziesięciolecie teatru. Jaka miałaby być ta kolejna część? Nie mam pojęcia. Może jak krzyczą, abym poszła na emeryturę. I pisali by: była aktorka, dawna aktorka, emerytowana aktorka w prawicowej prasie. Może to byłby temat?

A kolejne wyzwania, nadzieje?

– Póki co muszę się teraz martwić o to, co już zostało stworzone. Występować i dbać o moją fundację i teatry które prowadzimy…

Jest Pani administratorem własnej kultury!

– Zawsze mówiłam o sobie, że jestem jak K.O. czyli kulturalno – oświatowa na Batorym (Karol Olgierd Borchardt – przyp. red.). Nasi widzowie płyną z nami w jakąś stronę. Jest ich wielu około 240 tysięcy rocznie. To dużo, prawda?

Bardzo dużo. Zbudowała Pani „miasto kulturalne”, i za to Pani dziękuję.

rozmawiała Monika Rebelak

Więcej o książce „Pani zyskuje przy bliższym poznaniu”