Znajomości w internecie

znajomosci w internecieJedno z nieco już zapomnianych polskich przysłów brzmi: „Nie wszystko złoto, co się świeci”.

To stare porzekadło jak ulał pasuje do dobrodziejstw internetu. Z jednej strony mamy nowoczesne medium, którego nie sposób nie doceniać.

Nie tylko bieżące informacje o kraju i świecie, ale kopalnia wiedzy we wszystkich możliwych dziedzinach nauki, błyskawiczny sposób porozumiewania się z całym światem, prywatne pamiętniki, przemyślenia, książki, dostęp do specjalistycznych pism, projektowanie grafiki, tworzenie i wyświetlanie filmów – to tylko część możliwości tego – bez przesady – cudu współczesnej techniki – otwierającego wszystkim bez wyjątku dostęp do informacji, wiedzy i rozwoju własnej kreatywności.

Z drugiej jednak strony, znowu przywołując znane przysłowie – „Nie ma róży bez kolców”, trudno nie zauważyć, że kolce są także. I to wcale niebagatelne. Internet stwarza łatwy dostęp do ludzi naiwnych, młodych, a zatem niedoświadczonych, co wykorzystują osobniki prawdziwie zdemoralizowane i przebiegłe. W poprzednim artykule pisałam o oszustach przedstawiających się jako ludzie wolni, poszukujący przyjaciela, bratniej duszy, a nawet partnera na życie. Pisałam też o przykrych konsekwencjach, kiedy angażująca się w taką znajomość osoba z dobrą wolą przyjmuje te deklaracje za prawdę. Teraz pora na opis innych sytuacji, zgłaszanych w gabinecie psychologicznym.
Trafił do moich rąk pakiet zapisu rozmów pewnego mężczyzny z kilkunastoma kobietami. Człowiek ten, poprzez uzależnianie od siebie namierzonych w sieci korespondentek, realizuje najwyraźniej swoje ukryte fantazje seksualne.
Zaczyna się dość niewinnie od przedstawienia i poszukiwania bliskości, ale kiedy ofiara jest już namierzona, ton rozmów bardzo szybko się zmienia. Mężczyzna, nazwijmy go X, domaga się jasnej deklaracji, że kobieta uznaje w nim swojego pana i zobowiązuje się absolutnie podporządkować jego woli. Pytania są konkretne i nie pozostawiają wątpliwości. „Czy uznajesz we mnie swojego pana?” – pyta X. „Czy bezwzględnie podporządkujesz się mojej woli?”. „Czy zgadzasz się być rasową suczką?”.
Jeśli na te wszystkie pytania uzyskuje odpowiedź twierdzącą, wyznacza konkretny czas wirtualnego spotkania, zapowiadając, że jeśli wszystko będzie przebiegało tak, jak sobie życzy (a nie toleruje nawet sekundy spóźnienia), spotkanie bezpośrednie nie jest wykluczone. Następnie poleca zgromadzić akcesoria potrzebne do wykonywania jego rozkazów. Są to między innymi szpilki, zapinki do bielizny, świece i tak dalej. Oszczędzę czytelniczkom opisu czynności do których mają one służyć. Powiem tylko, że brzmi to odrażająco i łączy się z możliwością zrobienia sobie przez kobietę krzywdy.
To, co naprawdę mnie przeraziło, to fakt, że wśród kobiet poddających się jego woli, znalazły się kobiety zamężne, w okolicach trzydziestki oraz bardzo młode dziewczyny utrzymujące tę znajomość pod nieobecność matki w domu. W miarę trwania tych praktyk, żądania X-a stają się coraz bardziej obrzydliwe. Na to wszystko „poddane” przystają bez wahania. Podają też swoje dane: personalia, adres i numery telefonu.
Jeśli dorosłe kobiety, najwyraźniej w poszukiwaniu silnych wrażeń, których brakuje widocznie w ich związkach, przystają na takie propozycje, można tylko wyrazić zdziwienie, uznając jednak, że mają prawo robić to, co chcą, na swój własny rachunek. Są pełnoletnie. Ale inaczej przedstawia się sprawa z nastoletnimi dziewczynami, mieszkającymi w małych miejscowościach i nie mającymi jeszcze jasnego rozeznania, co jest, a co nie jest dla nich dobre.
Być może wydaje im się, że tak właśnie wygląda wyzwolony seks nowoczesnej dziewczyny, tym bardziej, że mało jakoś w kolorowej prasie mądrych artykułów podsuwających przemyślenia na temat własnego rozwoju, czy hierarchii wartości, jakimi należy kierować się w życiu. Sado-masochistyczne upodobania pana X znajdują tu podatny grunt, a twardość jego żądań i groźba porzucenia w razie nieposłuszeństwa skłania do uległości. Nagrodą ma być w dalszej kolejności zajęcie się taką panną przez X-a, ale trudno dociec, co to w ogóle oznacza.
Piszę o tym, w nadziei na dotarcie do matek młodych dziewcząt, z ostrzeżeniem przed niepożądanymi znajomościami z internetu, o których prawdopodobnie nie mają pojęcia. W tym wieku trzeba rozmawiać z własnym dzieckiem, interesować się jego myślami, lekturami, zaglądać na czaty, z których korzysta i sprawdzać niestety wirtualne znajomości. Piszę – niestety – ponieważ szanuję prawo każdego, nawet najmłodszego człowieka do – rozsądnie wyważonej – osobistej wolności. Dlatego też opowiadam się zdecydowanie za tajemnicą korespondencji i prawem do własnej intymności.
Ale uleganie opisanym powyżej i innym jeszcze praktykom, podjętym – być może – z czystej ciekawości lub z nudów – w wydaniu niedojrzałych dziewczynek, może wytworzyć (na zasadzie prawa pierwszych połączeń) skojarzenie przyjemności typu seksualnego z masochizmem i psychicznym terrorem, co utrudni im nawiązanie normalnej, wartościowej relacji z partnerem w przyszłości.
O jeszcze innym niebezpieczeństwie wynikającym z nawiązywania wirtualnych znajomości – w następnym artykule.

Zuzanna Celmer