Joga – śmiertelne zagrożenie czy panaceum na wszelkie choroby?

Matthew McCoanaughey, Leo Messi, Gwyneth Paltrow, Madonna, Sting. To tylko niektóre z gwiazd sportu i showbiznesu, które otwarcie przyznają się do regularnej praktyki jogi. W Stanach Zjednoczone - według danych IPSOS z 2016 roku ponad 36 mln osób praktykuje jogę, a wprowadzenie jej do szkół wspierał sam Barack Obama.

Joga – śmiertelne zagrożenie czy panaceum na wszelkie choroby?

Joga również święci triumfy na rodzimym rynku celebrytów. Okazuje się jednak, również zwykli Kowalscy coraz częściej praktykują jogę. W badaniach Diagnozy Społecznej z 2015 roku do praktyki jogi przyznało się w Polsce 300 tys. osób (0,9% Polaków i Polek pow. 15 roku życia), ale można odnieść wrażenie, że przez 2 ostatnie lata joga nie straciła na swej popularności. Wręcz przeciwnie – joga jest trendy, a jej zwolennicy zapewniają o jej zbawiennym wpływie na każdy aspekt naszego życia. Można wręcz odnieść wrażenie, że joga nie tylko wpłynie pozytywnie na nasze ciało, ale rozwiąże nasze wszelkie problemy, a po kilku zajęciach będziemy chodzącą „oazą spokoju”.

Ze Wschodu na Zachód

Kolebką jogi są oczywiście Indie, ale to, co znamy dziś pod pojęciem jogi, z jogą tardycyjną ma niewiele wspólnego. Dla większości „ludzi Zachodu” joga to po prostu zbiór asan (pozycji jogi) i pranajam (ćwiczeń oddechowych), mających doprowadzić nas do równowagi pomiędzy ciałem, umysłem i duchem. Dla Hindusów jednak takie wyjaśnienie jest ogromnym uproszczeniem, gdyż sprowadza prawie 9 tysięcy lat tradycji do zwykłych ćwiczeń. A joga to dla nich przede wszystkim system rozwoju duchowego, w którym praca nad ciałem ma pomóc „dotrzeć bliżej wewnętrznej rzeczywistości naszego istnienia”. System ten w pełni ukształtował się około III-II w p.n.e.

To wtedy powstał pierwszy i najbardziej znany traktat jogi, Jogasutra, w którym opisana jest metoda stopniowego rozwoju świadomości człowieka. Jej ostatecznym punktem jest osiągnięcie stanu „samadhi”, co może być rozumiane jako oświecenie, połączenie z boskością czy z wszechświatem. W tradycyjnym rozumieniu wykonywanie asan to jeden z ośmiu komponentów jogi. Najważniejszy był jej wymiar duchowy. Dopiero zetknięcie jogi z kulturą zachodu, które następowało stopniowo od końca XIX wieku, nadało jej bardziej fizyczny charakter, a asany w obecnej postaci zostały stworzone na początku XX wieku. Joga współczesna to połączenie duchowej filozofii Wschodu ze współczesnym kultem ciała kultury Zachodniej.

Business is business

W latach 70. w Stanach Zjednoczonych sławę zyskał Bikram Choudhury, który nauczał on stworzoną przez siebie sekwencję zaledwie 26 asan. Nowością było wykonywanie ich w wysokiej temperaturze, w specjalnie do tego celu podgrzewanej sali. Z punktu widzenia tradycyjnych nauczycieli jogi wydawałoby się, że to nic nadzwyczajnego: ot, ułożenie tradycyjnych asan w sekwencje i stworzeni warunków zbliżonych do tych, jakie panują w Indiach. Pochodzący z Kalkuty pan Choudhury okazał się jednak niezłym biznesmenem, gdyż udało mu się opatentować ten sposób praktykowania jogi, a tym, którzy go kopiowali wytaczał milionowe procesy. Sprzeciw tradycyjnych instruktorów jogi na niewiele się zdał, ale m. in. ta historia przyczyniła się do otwartego protestu rządu Indii przeciwko patentowaniu jogi i asan.

Joginom z Zachodu tradycyjna joga jednak nie wystarcza. Mimo powołania do życia przez rząd Indii organizacji, która ma celu zwalczanie tworzenia „nowych” stylów i „autorskich” szkół, Zachód nadal „ulepsza” jogę w najlepsze. Rozpoczynając praktykę możemy wybierać spośród egzotycznie, ale jakże obiecująco brzmiących nazw: astanga, vinyasa, bikram, kundalini. Są też bardziej zrozumiałe, np. joga kręgosłupa, hormonalna, twarzy (ma rozluźnić twarz i wygładzić zmarszczki). Jest też joga w parach, joga śmiechu czy power joga, a nawet joga ćwiczona na koniu. W wymyślaniu nowych rodzajów jogi przodują oczywiście Amerykanie, bo tam konkurencja jest największa. Najwidoczniej jednak kreatywność Amerykanom się opłaca bo w USA rynek jogi wyceniany jest, według Huffington Post, na 27 mld dolarów. Sprzedają się zarówno kursy, jak i wszelkie gadżety: stroje do jogi, maty, wałki, paski, ręczniki.

Śmiertelne zagrożenie czy moc uzdrawiania?

Skąd ta popularność jogi? Czy rzeczywiście joga leczy? Entuzjaści jogi zakrzykną chórem: Tak! Internet wszak roi się od hurraoptymistycznych informacji na temat skuteczność jogi w zwalczaniu takich schorzeń i chorób jak przewlekły ból, wady postawy, zaburzenia hormonalne, nadciśnienie, depresja, nerwica, zaburzenia lękowe, a nawet zespół stresu pourazowego. Lista jest długa, a doniesienia ze świata nauki bardzo obiecujące. Autorzy artykułów powołują się na najnowsze badania. Padają nazwiska naukowców głównie z USA, m. in.: psychiatry dr Johna Denningera z Harvard Medical School, Arta Kramera z Uniwersytetu Illinois czy dr Chris Streeter z Uniwersytetu w Bostonie. Problem w tym, że badania są zazwyczaj przeprowadzane na bardzo niewielkich próbach (jak w przypadku dr Streeter) lub dotyczą medytacji, technik relaksacji czy aktywności fizycznej w ogóle. Trudno dotrzeć również do badań dr Denningera, który wykorzystując metody neuroobrazowania i zaawansowanej genomiki podobno udowodnił, że” joga wyłącza „geny stresu” i zwiększa moc układu odpornościowego, a co za tym idzie, znacząco zmniejsza ryzyko zapadnięcia na „stresopochodne” schorzenia: nadciśnienie, choroby serca, cukrzycę. Można więc założyć, że naukowcy, w tym jeden z największych naukowych propagatorów jogi, neurofizjolog prof. Sat Bir Khalsa z Harvard Medical School, potwierdzą, że joga ma moc uzdrawiania. Podobnie jednak odpowiedzą na pytanie o dobroczynny wpływ aktywności fizycznej w ogóle. Czy to deprecjonuje jogę i jej zbawienny wpływ na nasze ciało i umysł? Nawet, jeśli podobne efekty możemy osiągnąć ćwicząc aerobic lub ubiegając, to warto spróbować, mimo braku potwierdzeń naukowych.

Uczestnicy zajęć podkreślają, że żadne badania nie są im potrzebne, bo efekty odczuwają na własnej skórze. Po kilku regularnych zajęciach napięte mięśnie zaczynają powoli się odprężać, a ciało nabiera elastyczności. Wbrew pozorom na jodze można się też zmęczyć i spocić, ale dosyć statyczny sposób wykonywania asan nie powoduje obciążania stawów, a trwanie w jednej pozycji pozwala ją bezpiecznie pogłębić poprzez rozluźnianie mięśni, a nie ich napinanie. Permanentny stres jest zmorą naszych czasów, a joga, w jakiś cudowny sposób potrafi sobie z nim poradzić. Dzięki pracy z oddechem nieustający potok myśli spowalnia. Nawet jeśli traktujemy jogę jako zwykłą gimnastykę, nie możemy przejść obojętnie obok tych „skutków ubocznych”. I stąd pewnie bierze się jej popularność. Czemu zatem budzi sprzeciw środowisk katolickich?

Medytować czy nie medytować?

Ks. Mieczysław Piotrowski, ostrzega przed śmiertelnym zagrożeniem, jakie niesie za sobą joga i jej zakotwiczenie w filozofii i kulturze hinduizmu. I oczywiście nie o same asany tutaj chodzi. Ks. Piotrowski twierdzi, że „praktykowanie jogi oraz innych wschodnich technik medytacji i koncentracji prowadzi do odblokowania w człowieku kanałów energetycznych po to, aby mógł przyjmować energię okultystyczną. (…) W konsekwencji czego dobrowolnie wystawia się na działanie złych duchów, które pragną go zniszczyć i doprowadzić do wiecznego potępienia”. Dla wierzących są to bardzo poważne zarzuty. Niektóre środowiska katolickie przekonują, że joga jest niebezpieczna dla wierzącyc,h gdyż jest z założenia zanurzona w świecie bogów i duchów i przywołuje ich obecność (co może doprowadzić do opętania), a poszczególne pozycje jogiczne poświęcone są różnym bożkom. Gesty i ćwiczenia w jodze nie mogą być więc neutralne duchowo”). Trudno jednak znaleźć jakiekolwiek dowody na opętanie poprzez otwarcie czakr w wyniku medytacji. Mimo bardziej stonowanych , a czasem wręcz przyjaznych, najbardziej słyszalne są te ekstremalne. Joga budzi obawy wśród przedstawicieli Kościoła katolickiego, bo jest kojarzona z religią hinduistyczną. Czy słusznie?

Ganesh, Om i Anna Lewandowska

W sali na warszawskim Ursynowie panuje półmrok, a w powietrzu można wyczuć delikatny zapach kadzidła. Ażurowe lampy sączą ciepłe światło, rzucając cienie na Ganesha – czterorękiego, kolorowego hinduskiego bożka z głową słonia. Obok na ścianie powieszono wielki symbol Om, drugi został zawieszony w centralnym punkcie sali. Tuż pod nim, na poduszce siedzi nieruchomo, ze skrzyżowanymi nogami szczupła kobieta. Powoli sala zapełnia się ludźmi w różnym wieku. Każdy znajduje dla siebie kawałek podłogi, rozkłada matę i siada przodem do wielkiego symbolu. Siedzący pod ścianą nauczyciel rozpoczyna zajęcia intonując mantrę Om.

To prawda, że w niektórych szkołach jogi można znaleźć odniesienia do religii hinduistycznej. Trudno jednak posądzać ich właścicieli i uczestników zajęć o czczenie Ganesha czy też jakiegokolwiek innego hinduskiego bóstwa. Wystrój ma wprowadzić klimat relaksu, bajecznie kolorowe symbole odrywają uczestników od szarej zimy za oknem. Ten efekt dodatkowo potęgują świece, egzotyczna muzyka i zapach kadzidła. Patrząc na jogę z tej perspektywy, można odnieść mylne wrażenie, że joga jest w jakikolwiek sposób związana z religią hinduistyczną. Winę za ten obraz, ponosi sam hinduizm, który wykorzystał rosnącą popularność jogi do swoich celów.

Nie spodziewajmy się zresztą, że podobny klimat znajdziemy w każdej szkole jogi w Polsce. Joga w naszym kraju to przede wszystkim kluby fitness i szkoły jogi o „neutralnym” wystroju , gdzie trudno szukać odniesień do jakiejkolwiek religii. Nawet osoby znane, które uprawiają jogę często odcinają się od jej duchowego charakteru. Anna Lewandowska na swoim blogu pisze: „(…) osobiście nie wchodzę w żadne medytacje, wtajemniczanie się w filozofię buddyzmu, odmawianie mantry itp. Traktuję jogę tyko jako formę aktywności fizycznej, w celu odprężeniu się”.

Ahimsa czyli niekrzywdzenie

Mimo sprzeciwu środowisk skrajnie katolickich rosnąca popularność jogi i jej pozytywny wpływ na zdrowie to fakt. Bez względu na to, czy rzeczywiście joga leczy poważne choroby, czy tylko wspiera tradycyjną (w rozumieniu świata zachodniego) medycynę, nie warto ignorować jej z jeszcze jednego względu. Jogini, czyli osoby regularnie praktykujące jogę, podkreślają, że wkrada się ona w inne aspekty ich życia. Jednym z takich skutków ubocznych jest wzrost świadomości ciała, nie tylko na macie, ale także poza nią. Przejawią się to chociażby w zmianie nawyków żywieniowych czy rezygnacji z używek. Ale joga, jako wielka filozofia Wschodu proponuje iść o krok dalej. Jedną z najważniejszych zasad etycznych w jodze jest zasada niekrzywdzenia (ahimsa), zarówno siebie, jak i innych żywych istot. Jogini często więc rezygnują z jedzenia mięsa, ale podkreślają również chęć niekrzywdzenia w jakikolwiek inny sposób. Trudno w tym podejściu doszukać się ukrytych znaczeń i haczyków. Może zatem warto sprawdzić, czy zbawienny wpływ jogi dosięgnie również nas?