Parytety w polityce – rozmowa z Henryką Bochniarz



IMG_6828
Henryka Bochniarz pomysłodawczyni Kongresu Kobiet i prezydent Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. Spotykamy się na Pałacu Kultury i Nauki w przerwie między sesjami. Uśmiechnięta i życzliwa z dojrzałym i mądrym spojrzeniem opowiada o początkach i organizacji kongresu. 

Co udało się zrobić w ciągu dwunastu miesięcy od zakończenia pierwszego Kongresu Kobiet? Co z ustawą o parytetach?

Pierwszy Kongres Kobiet zdefiniował agendę, wokół której powinniśmy się poruszać. Przygotowanie ustawy parytetowej, zebranie 150 tys. podpisów, doprowadzenie do tego, że projekt trafił do sejmu – to na pewno jest wielka sprawa. I jak opowiadam znajomym za granicą, że udało się tego dokonać zaledwie w pół roku, to nie chcą uwierzyć. Z drugiej strony zdajemy sobie sprawę z tego, jak bardzo jesteśmy spóźnione. Ustawa jest w sejmowej podkomisji, ale prace nad nią postępują w bardzo wolnym tempie. Brakuje woli politycznej, aby ją uchwalić jak najszybciej, czyli jeszcze przed wyborami samorządowymi.

A jak politycy reagują na te przedsięwzięcia?

Nie tylko politycy, ale i polityczki, które zasiadają w parlamencie uważają, że skoro one już tam są, to po co ich ma być więcej? Zadaję sobie pytanie: w jaki sposób doprowadzić do tego, aby zrealizować nasze cele, ale nie znam na nie odpowiedzi. Teoretycznie po deklaracji na Kongresie Kobiet Bronisława Komorowskiego, ówczesnego marszałka sejmu, a teraz prezydenta, że Platforma Obywatelska akceptuje 35 % kobiet w parlamencie, po deklaracji SLD i sztabu wyborczego Waldemara Pawlaka o poparciu wersji 50-procentowej, powinna być szansa na wprowadzenie tej ustawy w życie. Na ostatnim posiedzeniu podkomisji Platforma Obywatelska wniosła poprawkę o wprowadzeniu 35-procentowej kwoty na listach wyborczych zamiast parytetu. Poseł Marek Borowski zaproponował natomiast mechanizm przemiennego umieszczania kobiet i mężczyzn na listach, tak aby kobiety, które się na nich znajdą, miały równą szansę co mężczyźni na dobre miejsca. W Prawie i Sprawiedliwości też jest wiele osób, które popierają parytety, np. Joasia Kluzik-Rostowska. Teraz musimy zwiększyć naszą presję, bo jeśli parytety mają wejść w życie, to musi się to odbyć jak najszybciej. Jeśli ta debata zostanie przesunięta na później, to politycy „ugotują ją”, zapomną, bo za chwilę będziemy mieć wybory parlamentarne. Nasz plan jest taki, żeby wykorzystując wszystkie możliwe metody nacisku doprowadzić do tego, aby ta ustawa została uchwalona przed wyborami do samorządu.

Czy jest to możliwe do zrealizowania?

Oczywiście, to nie jest przepis, który wymaga wielkiej pracy parlamentarnej. To trzy zdania, które można umieścić w ordynacji bardzo szybko, jeśli tylko się chce. Potrzebna jest wola polityczna. Ostatnio w jedno popołudnie posłowie znowelizowali specustawę powodziową. Pytanie: czy będziemy miały taką siłę nacisku? I czy te partie będą skłonne do współpracy i czy to zrobią jeszcze przed wyborami samorządowymi.

A jeśli nie uda się tego zrobić teraz?

Wtedy rozpoczniemy działalność „partyzancką”: sporządzimy czarną listę tych, którzy są przeciwko ustawie parytetowej i będziemy namawiać, aby społeczeństwo na nich nie głosowało w wyborach do parlamentu. 60% społeczeństwa opowiada się za parytetami, taka liczba może mieć znaczenie w poparciu przedwyborczym.

Może jest to pseudopoparcie: tak, popieramy, ale niewiele chcemy zrobić, żeby parytety weszły w życie?

Poparcie społeczne jest autentyczne. I nie jesteśmy ewenementem na świecie. Byłam w Stanach Zjednoczonych podczas wyborów uzupełniających do Kongresu i widać było, że i tam, i w wielu innych krajach, które zostały mocno pokaleczone światowym kryzysem ekonomicznym, jest większa chęć włączania się kobiet do życia politycznego i biznesowego.

Jakie są tego przykłady?

Choćby zupełnie świeży pomysł prezydenta Sarkoziego, aby do 2012 roku władze spółek publicznych we Francji w 40 procentach składały się z kobiet. Także Robert Zoellick, szef Banku Światowego zapowiedział, że do 2012 roku 50 procent senior positions (red. wysokich pozycji) w tej instytucji obejmą kobiety. Wydaje się, że świat gospodarczy dojrzał do akceptacji prawdy, że te firmy, które mają bardziej zrównoważone składy władz, lepiej sobie radzą, odnoszą większe sukcesy.

Chodzi o inny, lepszy punkt widzenia?

Bardziej racjonalny. Jeśli mamy szerszy ogląd sprawy dzięki męskiemu i żeńskiemu punktowi widzenia, podejmujemy bardziej wyważone decyzje. Jeśli decydują tylko kobiety lub tylko mężczyźni, to prawdopodobieństwo gorszej decyzji znacząco rośnie. W biznesie chodzi o to, aby stale ograniczać ryzyko. Dziś właściciele firm i akcjonariusze coraz częściej mówią: już nie chcemy zarządu tylko w rękach mężczyzn, bo to prowadzi do wzrostu ryzyka.

Czyli to niedobrze, jeśli wszyscy myślą tak samo?

Tak jak w każdym przedsięwzięciu, kiedy wyznajemy jeden pogląd. Nie widzimy wielorakości pomysłów, nowych koncepcji czy zagrożeń. Jesteśmy jako kobiety bardzo różne i musimy się liczyć z tym, że jedne z nas są za aborcją, inne za całkowitym jej zakazem. Jest to szukanie wspólnej przestrzeni i argumentów. Jeśli jest jeden punkt widzenia, to zapomina się o tym, co jest na zewnątrz, w związku z tym podejmuje się bardzo ryzykowne decyzje.

Co na to Stowarzyszenie Kongres Kobiet?

W tej chwili Stowarzyszenie Kongres Kobiet i Rada Programowa muszą mobilizować wszystkich sojuszników, aby ustawa parytetowa została przyjęta jak najszybciej. Profesor Maria Janion w swoim tekście dziękującym za nagrodę (red. nagroda specjalna Kongresu Kobiet) rozważa… „poprawność polityczna nie pozwala na to, aby jawnie mówić, że jest się przeciwko polityce równościowej, ale po cichu się ją realizuje. Może trzeba wezwać do strajku generalnego, żony, matki i pokazać, że to ważny elektorat. Politycy boją się górników, hutników, solidarności, bo jak powiedzą >nie głosujemy na pana< to politycy mają kłopot. A kobiety rozproszone, racjonalizujące, niechętne do konfliktów nie są zagrożeniem”.

Czy kobiety potrafią się zjednoczyć wokół wspólnego celu?

Jeżeli jest tak, że 4 tysiące kobiet przyjeżdża  na kongres w piątek, dzień pracujący i spędza kilka godzin na panelach, dyskutując, to jest to dowód, że potrafią wspólnie działać. Nawet jeśli nie ma ewidentnych efektów, to zbieranie się razem, szukanie wspólnego programu przy wszystkich różnicach jest oznaką jedności. W Polsce nie ma ani kultury debaty, ani szacunku dla poglądów innych niż nasze własne. To wprowadza nową jakość.

Samo debatowanie nie wystarczy…

Tak, dlatego ważne jest, aby skoncentrować się na działaniu. Przygotowałyśmy ustawę zgodną z konstytucją i ona ma szansę wejść w życie.

Rozmawiała Monika Rebelak