Samotność i osamotnienie

samotnosc a osamotnienie

W opinii otoczenia Katarzyna uchodzi za kobietę szczęśliwą. Mąż jest człowiekiem spokojnym, ma stałą, dobrze płatną pracę, a dwójka dzieci nie sprawia szczególnych kłopotów.  Sama Katarzyna – mimo, że dobija czterdziestki – również ma stałe zajęcie. Jako tłumaczka urzędowych pism na użytek prawnych instytucji, pracuje w domu, wzbudzając zazdrość swoich znajomych. W trakcie nielicznych spotkań towarzyskich słyszy wiele pochlebnych słów na temat swojego rodzinnego układu i swojego wspaniałego, zawodowego usytuowania się w życiu.

Miło jest być dobrze postrzeganym w ocenie otoczenia, ale zadziwiające jest to, że zarówno pozytywne, jak i negatywne oceny bliźnich wyrażają przede wszystkim ich własne wyobrażenia na nasz temat, co wcale nie musi być zgodne z naszymi własnymi odczuciami. Nie chcąc psuć innym pogodnego wizerunku, a także dlatego, że jest trochę nieśmiała, Katarzyna nie komentuje tych opinii. Myśli, że gdyby głośno powiedziała, jak naprawdę czuje się w tym wychwalanym przez innych układzie, byliby prawdopodobnie mocno zdumieni. Bowiem wbrew temu, co im się wydaje, Katarzyna nie tylko nie jest szczęśliwa w swoim życiu, ale co więcej – czuje się przygnębiona i osamotniona.
Po piętnastu latach zawartego z wielkiej miłości małżeństwa okazało się, że oczekiwania i potrzeby ich dwojga wyraźnie się rozmijają. Mąż nie jest złym człowiekiem, ale nade wszystko uwielbia brylować w towarzystwie. Praca w turystyce zabiera praktycznie cały jego czas, tak, że na rodzinę pozostają jakieś drobne obrywki. Wieczory spędzane z ewentualnymi kontrahentami w knajpach przeciągają się do późnych nocnych godzin. Trudno nawet mieć mu to za złe. W porównaniu z kolorowym światem restauracyjnych uciech, cztery własne kąty mogą wydawać się bezbarwne i nieciekawe.
Katarzyna nie lubi nocnego życia. Męczą ją udawane uśmiechy, pseudo- intelektualne rozmowy przy barze, cały ten blichtr służbowych kolacji. To dobre wytłumaczenie dla jej męża, że jej ze sobą nie zabiera. Rzecz nawet nie w tym, że podczas tych przydługich biesiad dzieje się coś dla ich związku niedobrego. Po prostu mają inne zainteresowania i już od dawna brakuje wspólnych tematów do rozmów. Dzieci, chociaż kochane, są właśnie w tak zwanym trudnym wieku. Scysje i awantury wybuchają zbyt często i Katarzyna jest już zmęczona wiecznym godzeniem nieżyczliwie traktującego się rodzeństwa. Wie, że ten okres musi minąć, ale czuje się rozpaczliwie osamotniona w walce o zaprowadzenie jakiegoś ładu w ich wzajemnych stosunkach. Nawet to, że pracuje w domu, oddziela ją od ludzi. Spędza całe dnie przy komputerze, obłożona słownikami, ustalając telefonicznie terminy przepływu dokumentów. Wieczory są puste. Czyta, słucha muzyki, czasami otwiera telewizor. Zastanawia się, jak długo wytrzyma ten koszmar, który innym wydaje się cudowną sielanką.
Magda po trzydziestu latach wspólnego życia z kochającym ją mężczyzną została wdową. Przywykła dzielić z mężem wszystkie swoje sprawy. Mieli wspólne upodobania, kochali turystykę, chodzili regularnie do Filharmonii, dużo ze sobą rozmawiali, uwielbiali żartować. Od roku jest sama. Mimo serdecznych stosunków z zamężną córką i jej rodziną, mimo obopólnej miłości z wnukami, czuje się samotna. Rozumie, że nikt nie ma wpływu na zrządzenia losu, ale w głębi serca tkwi odrobina żalu do męża – cóż z tego, że rozumie irracjonalność i bezsens tego uczucia? – że zbyt wcześnie odszedł. Jak mogłeś mi to zrobić? – wyrzeka do jego cienia, który towarzyszy jej w każdej sekundzie obecnie osamotnionego życia. Nie cieszą jej zaproszenia przyjaciół, nie chce słuchać ulubionej dotąd muzyki, bo przywodzi bolesne wspomnienia. Najchętniej spędzałaby cały czas na cmentarzu, przy grobie kochanego. Zdaje sobie sprawę, że tak nie można. Coś tam próbuje robić. Stara się pokazać bliskim pogodną twarz. Ale nie może nic na to poradzić, że na widok pary w średnim wieku zamiera jej serce. Jest samotna i nawet nie wie, czy chciałaby ten stan zmienić. Uważa, że nikt i nic nie może wypełnić pustki po tym, który ją opuścił.
Samotni są także trzydziestoletni. Ci przychodzą niekiedy do psychologa z prośbą o pomoc. Nie umieją ułożyć sobie życia. Ich związki, tak dobrze rokujące na początku znajomości, rozsypują się po pewnym czasie i trudno nawet kogokolwiek za to winić. Samotni bywają ludzie starzy, nie tylko ci, przebywający w domach spokojnej starości, ale także odwiedzani przez rodzinę, a nawet przy niej zamieszkujący. Samotne bywają nastolatki.
Mogłoby się wydawać, że skazani przez współczesność na różnorodne kontakty z innymi ludźmi jesteśmy przesyceni zarówno ich uczestnictwem w naszym życiu, jak i naszą obecnością w życiu innych. Czy nie jest zatem uprawnione domniemanie, że odpoczynek i wytchnienie po tak wypełnionym dniu powinniśmy upatrywać przede wszystkim w dobrze pojętej samotności?
Otóż nie. Okazuje się, że w obecnej dobie właśnie samotność jest dla wielu ludzi prawdziwym koszmarem. Badania socjologów, doniesienia psychologów społecznych, refleksje nasuwające się przy lekturze listów do różnych redakcji udowadniają niezbicie, że mimo większych niż kiedykolwiek możliwości nawiązywania kontaktów, mimo nieustannego przebywania wśród ludzi – choćby w trakcie wydłużonego obecnie dnia pracy – pojedynczy człowiek, w najgłębszej warstwie swojej osobowości, czuje się dzisiaj ogromnie samotny.
Człowiek – jak już dawno zaważył to Arystoteles – jest „zwierzęciem społecznym”. Marks rozszerzył tę definicję postrzegając istotę ludzką jako „całokształt stosunków społecznych”. Oba te sformułowania wskazują na konieczność powiązań jednostki z innymi ludźmi i całymi zbiorowościami szeregiem różnorodnych więzów. Mówiąc inaczej – uwikłaniem w szereg społecznych stosunków. Można zatem zauważyć, że ludzie w dotkliwy sposób odczuwający swoją samotność są w niedostateczny sposób powiązani z innymi ludźmi, a ich uwikłania społeczne są zbyt ubogie.

Dlaczego tak się dzieje?
Jak zwykle przyczyny mogą być rozmaite. Niekiedy, tak, jak w przypadku Magdy, głęboki związek z wybraną osobą staje się wyłączną oazą bliskości i bezpieczeństwa w świecie ograniczonym tylko do tych dwojga. A taki układ nie dopuszcza do zadzierzgnięcia może nie aż tak bliskich, ale mocno łączących związków z innymi. W takim przypadku utrata tego jedynego podważa sens dotychczasowej egzystencji, skazując na torturę wspomnień i pustkę czasu aktualnego. I chociaż zawsze odejście z naszego życia kogoś ważnego łączy się z bólem i poczuciem osamotnienia, a uleczenie tych uczuć wymaga czasu – serdeczne kontakty z innymi ludźmi pozwalają przetrzymać trudny okres i z czasem ponownie włączyć się do czynnego życia. Nieustanne przywoływanie nieobecnego, przedłużana w nieskończoność żałoba, nie robi dobrze ani temu, kto jest już po drugiej stronie, ani temu, kto jeszcze przez chwilę musi tu pozostać. To samotność przeciw sobie. Zamykanie się w celi, do której nikt, najbardziej nawet życzliwy, nie może się dostać.
Samotność nastolatków stanowi naturalny etap przygotowania do dorosłości, ponieważ łączy się z budowaniem własnej tożsamości. Nie powinna jednak być osamotnionym przebijaniem się do własnej prawdy, pozbawionym pomocy mądrych i kochających dorosłych. Z kolei samotność ludzi starszych wynikła zazwyczaj z uczuciowego oddalenia najbliższych ma swoje źródło w powszechnym niedocenianiu wartości, jakie niesie ze sobą nagromadzone przez życie doświadczenie. W pośpiechu i zachłanności współczesności gubi się międzypokoleniowa więź, ze szkodą dla obu stron. Młodsi muszą na własną rękę odkrywać stare prawdy, znane już poprzednim pokoleniom, a starsi czują się odrzuceni i niepotrzebni.
Tymczasem, chociaż młodsi nie zdają sobie być może z tego sprawy, wsparcie i troska starszych generacji ma ogromne znaczenie, tak dla uzyskiwania przez nich wewnętrznej dojrzałości, jak i poczucia bezpieczeństwa w nieustannie zmieniającym się świecie. Ponadto wydaje się, że młodszym brak również nieco wyobraźni co do własnej przyszłości. Mając dwadzieścia, czy trzydzieści lat myśli się o własnej starości, jak o czymś odległym i w gruncie rzeczy nierealnym. Ale przemijanie jest faktem jak najbardziej realnym. Pewnego dnia, dzisiejsi młodzi znajdą się w tym samym punkcie, w którym są ich rodzice, dziadkowie i pradziadkowie. Czy chcieliby być wówczas traktowani w taki sposób, w jaki sami traktują swoich poprzedników?
O samotności trzydziestolatków napiszę osobno, bo temat ważny i na czasie. Będę wdzięczna za wszystkie refleksje, jakie nasuną się po lekturze tego tekstu, własne przemyślenia i konkluzje. Także przykłady z własnego życia oraz doświadczenia w tej materii młodszych, młodych, dojrzałych i starszych.

 

Zuzanna Celmer – psychoterapeutka
szkolenia dla firm, terapia indywidualna i grupowa, treningi interpersonalne.
Telefon: 625727