Wyższość lenistwa nad pracoholizmem

wyzszosc lenistwa nad pracocholizmem

Moja znajoma z Krakowa zmieniła się w mrówkę. Taką warszawską mrówkę wbitą w eleganckie ciuchy i z notebook’iem w ręku. Spotykam ją czasem w pociągu relacji Kraków – Warszawa, gdy odziana w dżinsy i długą koszulę (też drogie, a co?) jadę w odwiedziny do mojej siostry. W pociągu – po jakiejś godzinie, gdy znajoma kończy zapiski w notebook’u, wysyłanie smsów i odbieranie telefonu komórkowego – ucinamy sobie pogawędkę.

Opowiada mi jak haruje od rana do nocy, by późnym wieczorem dowlec się do swojego wynajętego małego mieszkanka i paść na łóżko. Z lubością nawija, ile to ważnych spraw ma na głowie, że makijaż musi robić w samochodzie w drodze do pracy, tak bardzo jest zajęta, że od miesięcy nie przeczytała ani jednej ksiązki, a w kinie była w zeszłym roku.
– Obowiązki! – tłumaczy – A co u ciebie?
Mówię, że tak sobie piszę wieczorami, że teraz mieszkam w sercu Krakowa, przy Plantach, więc sporo łażę po mieście, bo lubię uprawiać „snujstwo”, że też kładę się późno i wstaję kiedy chcę i że właśnie wróciłam z Mazur. Znajoma patrzy na mnie spode łba i jakby z lekceważeniem. Opowiadam dalej, że planuję wyjazd do Delhi i szukam kogoś, kto by pojechał ze mną.
Może by się wybrała?
– Zwariowałaś??? – syczy – Jak to „wybrała?!” Przecież JA pracuję, JA mam obowiązki, JA mam etat i tysiące osób czyha na moje miejsce, bo tu ludzie biją się o etaty! JA nie wiem co to wakacje!
– A myślałam, że jesteś niezastąpiona w pracy?
Mruży dziwnie oczy.
– No niby tak oczywiście ale jakbym wyjechała, zaraz by mi ktoś z biura nogę podłożył albo obgadał albo jakiś donos złożył, taka atmosfera. Ale trudno! JA to wszystko wytrzymuje! Ostatnio kilka osób wyleciało, więc jak ja mogę wyjechać????
Faktycznie, nie może, myślę sobie i nie wiem: zazdrościć jej czy nie. Wiem, że w niektóre soboty wieczorem pakuje się do Intercity by niedzielę spędzić z mężem w Krakowie i wieczorem znów wsiada do pociągu, bo jeszcze ktoś zastąpi ją w pracy. Wiem też, że prawdopodobnie ktoś już ją zastępuje w domu, ale tego jej nie powiem.
Zresztą po co? Ona już dokonała wyboru.
Mrówka popędziła z pociągu do taksówki, by znów wkręcić się w ten sam wir. Za kilka tysięcy złotych pracować do wieczora, w sobotę („kochanie, dziś nie przyjadę, mam sporo zaległej prasy”) urżnąć się w klubie, w niedzielę leczyć kaca i nakładać maseczki na twarz, by w poniedziałek znów wyglądać świeżo i pogodnie.
Przydałoby mi się kilka tysięcy co miesiąc na koncie, ale jednak nie zazdroszczę mrówce. To już wolę spędzać dni wpatrując się jak cielę w komputer, dopisując kolejne zdania do książki, której być może nikt nie kupi, bo nie zgodzę się by leżała w kiosku ruchu między pastami do zębów a prezerwatywami i by mrówki łapały ją w pośpiechu, gnając do pociągu.