Z krytyką na krytyka

z krytyka na krytyka

Pojęcie sztuki współczesnej to rzecz, która w obecnej chwili urasta do rangi problemu. Co jest sztuką, a co nie? Kiedy sztuka zaczyna się, a kiedy kończy? Co odróżnia kicz od sztuki? Czy plastikowa figurka Matki Boskiej w muszelce sprzedawana ze stolika nad Bałtykiem to kicz, tandeta budząca niesmak?

A może nie? Może, jeśli tę samą figurkę postawimy w galerii sztuki i dorobimy do niej ideologię – stanie się sztuką?
I w tym miejscu na arenę niczym rzymscy gladiatorzy wkraczają tzw. krytycy sztuki. Ci jakże „uduchowieni” ludzie potrafią ciągnąć w nieskończoność wywody, mówiąc nam, „co artysta miał na myśli”. Powstaje, zatem pytanie: a skąd oni (wszyscy razem lub każdy z osobna) mogą to wiedzieć? Przecież nie są w stanie prześledzić procesu myślowo-twórczego artysty, jego weny, zamysłu…
Problemem naszych czasów jest brak własnego zdania. Pomimo tego, iż ceni się coś takiego jak – INDYWIDUALNOŚĆ, ale cóż, jesteśmy (my ludzie) istotami stadnymi, chcemy być tacy jak inni. Konsekwencją takiego stanu rzeczy jest brak własnego zdania i nieumiejętność wyrażania własnych opinii nawet w takiej sprawie jak odbiór sztuki. Wczytując się lub wsłuchując w słowa krytyka sztuki adoptujemy jego opinię bez żadnej analizy i powtarzamy ją jak własną.
Rozmawiając ostatnio ze znajomym, który miał podobne zdanie (to pocieszające, że nie jestem osamotniony w moich dywagacjach – to w ramach stada), zgodnie stwierdziliśmy, iż istotą odbioru sztuki nie jest dorabianie do niej ideologii, lecz możność otwartego i szczerego powiedzenia sobie: „To mi się podoba, a to nie”, i nie jest koniecznością dodawanie, „…dlatego że…”. Przysłuchująca się naszej wymianie zdań, koleżanka (pani psycholog) powiedziała: „Wszystko to ładnie brzmi, ale zapomnieliście o jednaj rzeczy, a mianowicie, że istnieją ludzie, którzy potrzebują gotowego zdania, opinii podanej na tacy. Oni komunikują się dzięki odtwarzaniu opinii innych. To daje im poczucie kompetencji i wiedzy”. Argument nie do obalenia i chylę głowę przed panią doktor.
Problem z krytykami nie polega tylko na dorabianiu teorii do sztuki, lecz również na ogromnej sile niszczącej, jaką oni posiadają. Krytycy ciągle narzekają „To wszystko już było”, „Oczekujemy nowego tchnienia w sztuce”, lecz jednocześnie drzemie w nich strach przed rzeczami nowymi i nie dającymi się wpasować w przyjęte ramy. Ich skostniałe umysły nie są w stanie zrozumieć nowości, pracują na utartych szlakach. A ja apeluję: „nie dajmy sobie wmawiać, co jest dobre i ładne i co ma się nam podobać a co nie!”
Ktoś może się zapytać, jaki z tego morał? Mamy dwa wyjścia. Pierwsze: poprosić autora tekstu o podanie gotowej odpowiedź. Drugie: spróbować przebrnąć przez ten tekst ponownie i samemu wyciągnąć wnioski.

Autor: Artur Rumiński
Artysta i protektor sztuki