- AutorOdp.
- 29 września 2010 at 21:30
Witam wszystkich serdecznie. Chciałabym sie podzielić wiadomożcia o wydaniu własnej książki. Ciężko było,ale sie udało. A efekty? – za wczesnie by cokolwiek powiedzieć. Czy to promocja? W pewnym sensie tak, ale przeciez portale kobiece(i nie tylko)to najlepszy sposób na przekonanie się, czy to co wydałam, może sie komus spodobać. Pozwolę sobie na przedstawienie fragmentu. Może ktoż z Was, przeczyta i zechce wyrazić swoja opinię? Pozytywną, negatywną… każdą.Będzie mi niezmiernie miło. Pozdrawiam.
Siedziała w fotelu i zastanawiała się nad sensem swojego życia. Cofała się pamięcią tak daleko, że nie mogła ogarnąć szczegółów. Klapka, zamykająca jakiż etap, zapadła i w żaden sposób nie była w stanie się unieżć. Przeglądała kobiece czasopismo, nie mogąc się skupić na czytanym artykule z powodu lęku, który słał się wszędzie¦ Lęku przed przyszłożcią. Wrzesień dobiegał końca, a wieczór uspakajał aurą za oknem. Liżcie szumiały ulubioną kołysankę. Ciszę! Tyle się wydarzyło; Tyle złego; Spoglądała na splot palców swoich dłoni. Rzeźbiła nimi obraz własnego lęku, który przybierał postać zagubionego psiaka. Skulonego i trzęsącego się z zimna. Bezdomnego. Zadrżała. Jednak gdy tylko kładła się spać, dziękowała Bogu, że obok niej nie ma kogoż, kto kilka tygodni temu wyprowadził się z jej życia!
Palce jej dłoni. Wyraziste wspomnienia, smagane zimnym, lodowatym wiatrem, i ona pożród otaczającej ją nocy, zapadnięta w miękki, przyjazny fotel¦
Przez lata radziła sobie, by teraz upażć i nie móc się podnieżć. Tyle czasu milczała, a obecnie nie mogła przestać mówić. Wczeżniej z użmiechem na twarzy wspominała o pijanym mężu. Zakładała maskę. I tańczyła! Była niczym Terpsychora, mityczna muza tańca.
Nieliczni wiedzieli, że było inaczej. Nieliczni wiedzieli, niewiele. A ona z każdym dniem kurczyła się w sobie, chcąc schować gdzież cały swój ból. Cały żal. Żyła tak i czekała. Na pijanego męża, który wracał na weekend do domu. Na ten koszmar. Na te zgliszcza, po których musiała stąpać.
Co miała zrobić? Chwycić za telefon i do kogoż zadzwonić? Co by to dało? Popadłaby w tę durną niemoc wypowiedzenia tego, co tak bardzo chciała powiedzieć, a czego nie potrafiła zrobić. Pozwalała więc, by tkwiąca w niej drzazga zagłębiała się coraz bardziej, a ona sama nie dopuszczała do siebie myżli, by się jej pozbyć. By szarpnąć i raz na zawsze pozbyć się bólu.
Uciekała w swój własny żwiat. Siadała w domowym zaciszu i pisała¦ To dodawało jej sił. Wyrzucała z siebie uczucia, które tak bardzo jej ciążyły, które wypływały spod maski, ale już nie tańczyły. Czyste kartki papieru jawiły się przed nią niczym konfesjonał. Ta kartka, ten ołówek i ona. Tutaj można było wszystko wyszeptać. Wszystko wykrzyczeć. Tutaj nikt jej nie słyszał. Nikt nie widział. Poetycka gonitwa myżli. Tylko jej.
*
Koniczyna czterolistna coż do mnie szepce,
I chociaż mgłą zachodzi, kołysze się jeszcze.
Wiatr do snu ją układa zorzą łąki cienistej,
Jeszcze się podnosi, blada- już bez zieleni żwietlistej.
W jej szept się wsłuchuję, milczę słysząc strach.
Dlaczego musi tak samotnie konać? Dlaczego, musi się bać?Następnego dnia wstawała i traktowała życie jak karuzelę, nie myżląc o tym, że może z niej wypażć. To działało i nie zastanawiała się, ile jeszcze wytrzyma. Im dłużej jednak to trwało, tym bardziej pewna była, że już tak nie może, że nie potrafi tak żyć; bez uczuć, bez emocjonalnego związku, na pograniczu czegoż, co nazywa się szaleństwem. Nagle zdała sobie sprawę, że dłużej tego nie zniesie i albo zacznie usuwać tkwiącą w niej drzazgę, albo zrobi coż głupiego. Albo pokaże swoją prawdziwą twarz, albo ta cholerna maska nigdy nie zejdzie z jej oblicza i do końca życia będzie w niej tańczyć, choć wcale nie będzie miała na to ochoty.
Kiedy mąż zjawiał się w domu na dłużej, nie wytrzymywała. Protestowała i czuła żcianę pod plecami. Żałowała, że się odzywała, i przełykała wulgaryzmy, którymi była obsypywana. Jak mogła zrobić mu coż takiego? Jak żmiała się odezwać? Przecież była nikim!
Wieczory i noce były wiecznożcią. Czekała, kiedy wyjedzie. Teraz będzie lepiej- myżlała. Odpocznę. Nie odpoczywała. Lądowała u lekarza. Miała problemy z oddychaniem. Budziła się z niepokojem i już nie zasypiała. Brała żrodki uspakajające. Spoglądała na dzieci i zastanawiała się, jak ma z nimi rozmawiać, od czego zacząć? Trzech facetów, którzy byli tacy jak inni. Zawsze sądziła, że kiedy będą starsi, więcej zrozumieją, będą z nią. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jak bardzo się myliła.
Fotel jęknął, jakby bał się kolejnych wspomnień. Ale one istniały. Z wrzeżniowego wieczora przeskakiwały dwa miesiące do tyłu. Wtedy zadzwonił telefon, a z niego słowa płynące z otchłani piekieł doniosły, że mąż wraca do domu. Już nigdy nie sprowadzi żadnego auta, nigdy nie wyjedzie, nigdy nie będzie miała dla siebie ani jednego dnia, ani jednego tygodnia, by nabrać sił na dalsze życie z nim. Na jego powroty. Przyłapany z odpowiednio wbitą pieczątką w paszporcie wraca na stałe! To niemożliwe! – pomyżlała. To niemożliwe!
Jego rodzina zareagowała bladą histerią. Co będzie dalej? Co z pracą? Krzyczeli, zadawali pytania, a ona zamykała oczy i milczała. Dla niej była to zupełnie inna tragedia. Pieniądze nie miały dla niej znaczenia. Liczyło się tylko to, jak sobie poradzi z tą nową rzeczywistożcią; jak się w niej odnajdzie; jak zniesie picie męża? Jak ma żyć z uzależnieniem alkoholowym? Jak ma żyć z kimż, przez kogo nie może normalnie funkcjonować?
Do tej pory miała odskocznię. Przyjeżdżał na parę dni, ale wiedziała, że wyjedzie. Zaczynała się denerwować dwa dni przed jego powrotem, a w dniu przyjazdu była kłębkiem nerwów. Czasami znikał na tydzień, czasami na dwa¦ czasami na dłużej. Różnie. Ale nigdy nie wiedziała, w jakim stanie się zjawi. Pijany czy trzeźwy¦ Zresztą, jeżeli nawet zjawiał się trzeźwy, pił następnego dnia. Nie wiedziała, czego bardziej nienawidziła: jego nietrzeźwożci czy chodzenia z nim do łóżka. Zdecydowanie wolała, kiedy pił, choć nie miała gwarancji, że zostawi ją w spokoju. Przecież brał, co chciał! Czuł się panem i władcą. Mógł wszystko.
Kiedy próbowała rozmawiać, twierdził, że jej blokady są chore, że powinna się leczyć.
– Pieprzona księżniczka! W głowie ci się poprzewracało! – mawiał.
Im dalej w to brnęła, tym bardziej nie mogła go znieżć. Sytuacje się powtarzały. Przyjeżdżał, pił, mieszał ją z błotem i wyjeżdżał. Wracał i zachowywał się, jakby miał ją na wyłącznożć. Nieważne, co wydarzyło się tydzień temu.
– To już się więcej nie powtórzy. Poniosło mnie – słyszała. – To już było. Po co do tego wracać!?
– Przestań! Doskonale wiesz, że się powtórzy. Od lat się powtarza! – milkła. – Czy ty naprawdę niczego nie rozumiesz?! Nie chcę tak żyć! Może znajdź sobie kogoż! – rzucała zrezygnowana.
– Nie przesadzasz? Po co mam szukać? Przecież mam ciebie!
*
Boże!
Wybacz łzę nieuronioną, która spłynąć powinna.
Wybacz zdradę wyżnioną, która ohydztwem być powinna.
Wybacz szczerożć okazywaną, która uczucia zagłuszy.
Wybacz chłód pod pokrywą lodu.
Wybacz to wszystko¦ mej duszy!30 września 2010 at 13:23Ciekawie piszesz… Chętnie poczytam więcej.
30 września 2010 at 13:27Ciężki, dołujący kaliber..Olbrzymia ilożć zdań oznajmujących, patetyczne porównania, masochistyczny i depresyjny wydźwięk słów. No i faktycznie brzmi jak autobiografia. Nie wiem, czy to zaleta czy wada….Ale nie kupuję tego.
30 września 2010 at 16:24szczerze to nie moj styl
mozliwe, ze sa tu watki autobiograficzne, co jest zaleta, latwo sie wczuc w takiego bohatera, wiadomo co moze czuc. sa w tym emocje i czuc prawde
ale…
nudne to, nie udalo mi sie doczytac do konca, chociaz fragment jest krotki, za malo sie dzieje, chociaz to w sumie akurat fragment opisujacy emocje, moze potem sie rozkreca, za malo bezposredniosci, lubie jak jest wywalona kawa na lawe, zbyt patetyczne, czesto nastolatki zajarana pisarstwem tak pisza, wszystko musi byc „jakies”, porownuja byle co do mitologii itp. by zablysnac wiedza, to nie moj styl
ale ja jestem wybredny, wiec sie nie martw 😉ja zdecydowanie wole prosty styl, pelen konkretow, momentami wrecz wulgarny, ale w tej prostocie ukryte jest piekno i emocje 😉
ale mnie zainspirowałaż, może sam coż naskrobie i tez pokarze ;p
30 września 2010 at 16:40Miszczu, a kogo chcesz pokarać ? 😉 Trzeba wziąć pod uwagę, że ta twórczożć adresowana jest do bab. I nie ma interesować, raczej inspirować…do podejmowania decyzji, do samodzielnożci, do głęboooookich przemyżleń…
30 września 2010 at 16:58[usunięto_link] wrote:
Miszczu, a kogo chcesz pokarać ? 😉
mój błąd ;p
moze to kwestia gustu, wg. mnie literatura ma wlasnie zainteresowac, autentycznoscia, emocjami, ciekawymi przemysleniami, orginalnoscia
nie musi, ale moze inspirowac
a zbyt „glebokie” przemyslenia zazwyczaj sa tak na prawde puste i wyprane z trescijak napisał Charles Bukowski: Tam gdzie nie ma ducha, pojawia się forma
30 września 2010 at 18:10Witam wszystkich! Zacznę od podziękowań. Dziękuję, za opinie. I za zainteresowanie. Szczerze, to obawiałam się, że nikt się nie odezwie. Może zacznę po kolei. Od Izaczka. Tak, to początek powieżci. Wydawca to Novae res. Czy za własne pieniądze? Tak dobrze nie było. Współfinansowałam. Długo się zastanawiałam, ale¦ zaryzykowałam. A czy wątki biograficzne? Tak. Nakład? Wszystko zależy od sprzedaży. Wiem, że nic w tym odkrywczego, nic nadzwyczajnego¦ choć różnie reaguja osoby które to czytają. Sale rozpraw, bezsilnożć bohaterki, dzieci, miłożć¦ takie, takie szare życie. Pisałam, bo tak czułam. A poezja? Przewija się w zasadzie przez całą powieżć i nią się kończy.
Rak33ieta 1980. Cieszę się, że dobrze Ci się czyta tę moja pisaninę.
Raptor! Masz rację. To ciężki, dołujący kaliber. Przykro, że Ci się nie spodobał, ale dziękuję za opinię. Każdą czytam uważnie.Masochistyczny wydźwięk słów. Tak¦ ale takie było moje zamierzenie. Znaczy, osiągnęłam cel. I masz rację. Moja pisanina skierowana jest do kobiet, choć na stronie wydawnictwa przeczytał ja facet i zamieżcił opinię, że panowie tez powinni ja przeczytać. Skłoniłoby ich to do przemyżleń. Ale, to rzecz gustu.
Miszczu , Tobie napiszę, że jeżeli zainspirowałam Cie tą swoja pisanina, to dla mnie jest to już wyróżnienie. Pisz! Chętnie przeczytam. Opinię przeczytałam, z całym szacunkiem. Książka ma to do tego, że albo sie podoba, albo nie. Plusem jest to, że kiedy nam nie pasuje, odkładamy i szukamy czegoż bardziej w naszym gużcie.
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie!30 września 2010 at 19:44Karolina, moją opinię możesz ze spokojem olać, bo raptor gustuje przede wszystkim w lekkich kryminałach 😉 Pozdrowionka 😛
30 września 2010 at 20:32Raptor, absolutnie nie olewam Twojej opini. Również pozdrawiam.
6 października 2010 at 16:34Rak33ieta1980-witaj!Chciałam napisać prywatna wiadomożć i przesłać kolejny fragment mojej pisaniny, ale niestety, mam za mało postów.Pozwolę sobie na zamieszczenie fragmentu tutaj, mimo żwiadomożci, że możesz wcale tutaj nie wejżć… ale cóż, zaryzykuję. Tymczasem pozdrawiam serdecznie.Jeżeli mimo wszystko mnie przeczytasz…a może jeszcze ktoż inny zechce rzucic okiem, to prosze o opinię. Dziękuję bardzo i miłego wieczoru.
Pamiętała tamtą noc¦ Lata temu¦ Nie był pijany. Był trzeźwy. I bardzo natarczywy. Obleżnie natarczywy! Pewnie sądził, że w końcu mu ulegnie. Obiecywał złote góry! Wszystko, byle pozwoliła się dotknąć. Tyle razy na to pozwalała, ale wtedy¦ nie mogła się przemóc. Maska powolutku zaczęła się odklejać!
“ Ty nie potrzebujesz żony¦ Potrzebujesz¦ “ słowa uwięzły jej w gardle. “ Powinieneż korzystać z profesjonalnych usług odpowiednich panienek. Byłbyż bardziej zadowolony!
Spojrzał na nią martwym wzrokiem. Odwrócił się plecami. Nastała cisza. Miała wrażenie, że za chwilę się udusi. Bała się oddychać. Chciała, by o niej zapomniał. Minuty ciągnęły się w nieskończonożć. Pan był obrażony. Obrażony i wżciekły! Zastanawiała się, kiedy będzie mogła zabrać kołdrę, poduszkę i położyć się na kanapie. Następnego dnia powiedziałaby jak zwykle, że strasznie chrapał. Zastanawiała się, czy zasnął. Nie słyszała jego oddechu, ale czas oczekiwania na jego sen był długi¦ bardzo długi. Wysunęła głowę spod kołdry, łapczywie łapiąc powietrze i starając się uregulować oddech, kiedy poczuła jego dłoń. Chwytała jej długie włosy. Była tak zaskoczona, że kiedy ciągnął ją po podłodze, nie była w stanie wydobyć z siebie głosu.
“ Co ty sobie wyobrażasz?! “ wrzeszczał, rzucając ją na kanapę. “ Co ty sobie, k****, myżlisz?! Mam żebrać?! Za kogo się uważasz, do cholery? Myżlisz, że jesteż kimż szczególnym?! Jesteż nikim, rozumiesz?!
Nie patrzyła na niego. Czuła na sobie jego oddech i własny strach, który paraliżował. Jakby nie mógł dodać jej odwagi; jakby nie mógł sprawić, że się zezłożci i jakoż zareaguje; jakby nie mógł sprawić, że coż zrobi, by wreszcie z tym skończyć! Ale nie mógł. Jedyne, co robił, to nakładał na jej twarz przerażenie. Była wtedy “ choć bez maski “ Melpomeną.
“ Może byłabyż bardziej zadowolona, gdyby przeleciał cię ktoż inny? A może już ktoż jest? “ pytał wżciekle z białą pianą na zsiniałych ustach.
Poczuła uderzenie. Jedno i następne. I kolejne. Czuła je, ale nawet nie drgnęła. Leżała, zasłaniając twarz dłońmi. Czekała. Nie wiedziała na co. Na cud¦ na ocalenie¦ na jego uspokojenie¦ To było kilka lat temu, a ona widziała tę scenę, jakby rozegrała się wczoraj. Od tamtej pory spełniała obowiązek małżeński¦ i zaciskała zęby. Leżąc wtedy na kanapie, nie potrafiła myżleć. Bała się. Bała się na niego spojrzeć.
“ Jesteż zadowolona? “ pytał i z impetem zamykał sypialniane drzwi. Nie podnosiła się z kanapy. Nie unosiła zaciżniętych powiek i nie odrywała dłoni od twarzy. Czekała na odgłosy snu, które dochodziły zza przeklętych sypialnianych drzwi. Szła do łazienki i zostawała w niej na godzinę, dwie¦ Spoglądała na swoją twarz, zapuchnięte powieki¦ i łzy, których tak nienawidziła. Pan wyjeżdżał, a kiedy wracał, jego zachowanie było takie samo. Wchodził uradowany, że w domu czeka posłuszna żona. Pił, a następnego dnia pytał zdziwiony, dlaczego się od niego oddala. Kiedy tłumaczyła, czym jest spowodowane jej zachowanie, odpowiadał: Przesadzasz!.
Nigdy wczeżniej nie rozklejała się przy dzieciach. Nigdy wczeżniej “ do tamtego momentu: jego dłuższego, bo miesięcznego pobytu w domu. Dobrze pamiętała tę smutną jesień. To było prawie rok temu. Wpadła w histerię. Dzieciaki spoglądały na nią, nie wiedząc tak naprawdę, co się dzieje. Sama była zaskoczona. Stała i płakała. Jak wrożnięta w podłogę kukła, nieposiadająca własnej woli. Czuła nachodzący ją niepokój¦ i czekała na jego przyjżcie. Wtedy zjawił się wczeżniej niż zwykle. Najstarszy syn robił wszystko, by ojciec zasnął. Ale on nie zasypiał. Wychodził z sypialni i biegał wzrokiem w poszukiwaniu ofiary. Szukał jej!
Schowała się przed nim w pokoju najstarszego syna. Sam zaproponował takie rozwiązanie, twierdząc, że sobie poradzi, a ona nie oponowała. Siedziała cichutko z dwójką dzieci, czekając, aż syn położy ojca spać. Znała te jego zachowania. Godzinami potrafił zadręczać otoczenie. Ją zadręczać. Trwało to do momentu alkoholowej nieprzytomnożci “ co zdarzało się niestety rzadko “ lub do wyczerpania sił, kiedy anioł przeistaczał się w diabła “ i na odwrót “ by w końcu zasnąć. Kiedy już to zrobił, siadała w fotelu i czekała. Bała się odgłosu zapalniczki, własnych kroków stawianych na panelach, psa szczekającego na zewnątrz i dźwięku wody w kabinie prysznicowej, z której nie korzystała. Nic nie było ważniejsze od jego snu. Ten sen gwarantował jej spokój. W głowie krzyczały wulgaryzmy. Kładła się na kanapie lub szła do dzieci. Na tyle, na ile mogła, starała się izolować je od takich sytuacji. Tak bardzo nie chciała, by były tego żwiadkami¦ Tak bardzo nie chciała, by na to patrzyły. Zwykle udawało się jej ustrzec dzieci przed takimi obrazami, ale nie była w stanie zrobić nic więcej¦ Nie potrafiła. I tak strasznie się bała!
Wtedy w pokoju syna zdała sobie sprawę, że czas ich małżeństwa dobiega końca¦ Że karuzela, na której nie chciała być, zwalnia, a kiedy się zatrzyma, będzie mogła z niej wysiążć. Pytanie tylko, kiedy to nastąpi¦
I nastąpiło. Skończył się taniec¦ Ten salonowy, którego kroki tak perfekcyjnie znała. Skończyła się Terpsychora! Początek lipca był koszmarem! Czekała na powrót pana na łono rodziny. Czekała na wyrok. Znajomi wpadali i pytali, co się dzieje. Dzwoniła do siostry i wyła w słuchawkę. Marta przyjechała. Starała się jej pomóc, ale Karolina nie była w stanie słuchać. Trzymała telefon i czekała. Jeszcze miała nadzieję, że to fałszywy alarm. Jeszcze się łudziła, że coż się stanie, choć cokolwiek by to nie było, nie zmieniłoby jej stosunku do męża, do własnego małżeństwa. Wiadomożć, która miała nadejżć “ nadeszła! Straszna i pijana!
“ Wiesz “ bełkotał “ dobrze, że wracam do domu. Najwyższy czas. Już pora. To ostatni moment, by ratować nasze małżeństwo. Będziemy teraz razem!
“ Boże! “ szeptała do siebie. “ Nie potrafię tego zrobi㦠Już nie potrafię. Nie mogę! To ponad moje siły!
Ma znów rozmawiać, tłumaczyć? Znów przyzna jej rację, a potem wróci z kolejnej libacji alkoholowej i rzuci w nią oskarżenie:
“ Przecież ciepło domowego ogniska zależy od kobiety. Ty, szmato, nią nie jesteż!
Najwidoczniej Hestia “ bogini domowego ogniska¦ spała!*
“ Dlaczego nie ma nic zimnego do picia? “ zapytał.
“ Owszem, jest. Woda mineralna “ odpowiedziała z udawanym spokojem.
“ Mówiłem, że masz kupić!
Nie odezwała się. Zapytała jego gożci, czego się napiją. W końcu tak ją wyszkolił. Pożegnali się, chcąc jak najszybciej dojechać do swoich rodzin. W przeciwieństwie do niego oni zdawali sobie sprawę z posiadania bliskich, a zaistniała sytuacja z pewnożcią nie należała do miłych. Nie zatrzymywała ich. Wyszli, a ona czekała na czarne chmury, które wisiały nad nimi od lat, ale teraz były tak niebezpiecznie blisko, że musiały spowodować burzę z piorunami.
“ Jak mogłaż tak ich potraktować? “ usłyszała “ Nawet nie zaproponowałaż nic do zjedzenia!
Patrzyła na niego, czując każdą czężć swojego ciała¦ To napięcie¦ Drżące palce dłoni, które z trudem trzymały papierosa, i ten lęk gdzież w żrodku, który nie pozwalał spokojnie oddychać. Byli sami. On krzyczał, ona słuchała. Jego agresja nasilała się. Nie stopniowo¦ Nie przechodził ze słabego wiatru w umiarkowany. Spadał gwałtownie niczym wichura, by w jednej chwili stać się huraganem, który wyrywał jej serce. Kiedy poczuła w gardle jego łomotanie, uniosła się z krzesła.
“ Kiedy wreszcie zrozumiesz, że w tym domu będzie tak, jak mówię?! “ docierało do niej, kiedy stawiała stopę na zewnętrznych schodach. “ Nie zostali, bo ich tak, k****, potraktowałaż! Księżniczka pierdolona! Ty¦ “ czuła na plecach potok wulgarnych wyzwisk i dźwięk rozbijanych naczyń.
Wybiegła z domu. Sąsiedzi spoglądali na nią zaskoczeni. Nie posiadała własnej komórki, więc poprosiła o nią sąsiada. Nie potrafiła wystukać numeru. Hałas upadających przedmiotów, dochodzący z przedpokoju, dudnił jej w uszach. Nigdy nie wychodził poza cztery żciany, nigdy jej mąż nie pokazywał swojej wżciekłożci w towarzystwie innych osób. Teraz wyzywał ją od dziwek i nieważne, że robił spektakl! Rozmawiała z przyjaciółmi, kiedy zobaczyła, że zmierza w jej stronę. Wżciekły, z pianą w ustach. Matko Boska “ pomyżlała. “ Zatłucze mnie tutaj, jeżeli mnie dopadnie. Z prożbą w oczach spojrzała na sąsiada. Zrozumiał. Wyszedł mu naprzeciw. Nie słyszała, co do niego mówił, nie potrafiła się skupić. Ta sytuacja była trudna dla wszystkich, ale to ona czuła się jak idiotka. Z chusteczkami w dłoni stała wrożnięta w ziemię, zaryczana i roztrzęsiona. Chciała uciec jak najdalej. Jedyne, na co było ją stać, to poprosić sąsiadkę, by zaopiekowała się dziećmi, które biegały w okolicy, nie mając pojęcia, co wydarzyło się w ich domu. Nie czekała na przyjaciół. Wyszła im naprzeciw. Jadąc z nimi, spoglądała na mijane po drodze drzewa. Boże! “ dudniło jej w głowie. “ Co ja tutaj jeszcze robię? Co ja tutaj robię?.
Od lat znosiła chamstwo i podporządkowywała się tyrani faceta, który powodował, że przez jej psychikę przelatywały burze, huragany i panowała w niej wieczna zima. Przypominała sobie jego gożci. Zrobiłby dla nich wszystko, ale ona doskonale wiedziała, że chodzi tylko i wyłącznie o upicie się w ich towarzystwie. Po co miał szukać innych znajomych, skoro miał ich pod ręką? Tutaj nie chodziło o męską przyjaźń. Gdyby tak było, wczeżniej nie wypowiadałby się na ich temat w tak niepochlebny sposób. Dostosowywał się do sytuacji¦ do ludzi, z którymi przebywał, choć jeszcze niedawno mówił o nich jak o chwastach, które bez pozwolenia wyrosły w jego ogrodzie. Pieprzony hipokryta!
Patrzyła na obrazy migające za samochodową szybą i starała się uspokoić. Nie było łatwo. Wiedziała, że musi przeczekać. Telefon i głos męża.
“ Przepraszam cię. Wrócisz do domu?
Wróciła po trzech godzinach. Mieszkanie było czyste. Syn z siostrzenicą posprzątali. Tylko w powietrzu¦ unosił się odór pijanego żpiącego faceta.
Obraz następnego dnia, kiedy zakomunikowała mu, że muszą porozmawiać. Skoro mają spędzać ze sobą każdy dzień, muszą się dogadać. Łóżko nie wchodzi w grę¦ Nie będzie¦ Nie uważała, że ma obowiązek robić cokolwiek, co tego dotyczy. Była zdenerwowana. Wykrzykiwała, że nie będzie znosić jego pijaństwa¦ że ma tego wszystkiego dożć i niech szlag trafi jego i to jego cholerne picie!
Kiedy mówił, nie mogła słuchać. Nie rozumiał swojego zachowania. Przepraszał, a po chwili wracał do swoich biednych, nieszczężliwych kumpli. Zaznaczał, że przecież coż takiego nie zdarza się często i oczywiżcie więcej się nie powtórzy. Dla uzmysłowienia mu powagi sytuacji przytaczała przykłady jego nieczęstych zachowań. Im więcej ich podawała, tym bardziej nerwowy się stawał, by na końcu rzucić jej w twarz, że niby dlaczego nie powinien pić, skoro nie ma żadnej motywacji, by przestać. Znów, jak przez całe lata, rozmowa prowadziła donikąd. Zupełnie się nie rozumieli.
Dni leciały. Ona w kuchni, on w pokoju; on na kanapie, ona pod kasztanowcami z książką, z której niewiele rozumiała; on wieczorem pijący piwa, ona na spacerze z psem lub u koleżanki. Mijali się. Ona go mijała. Oddalała się od niego, gdy tylko było to możliwe. Nie była w stanie przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. Nie potrafiła przy nim oddychać. Dusiła się. - AutorOdp.