- AutorOdp.
- 1 października 2010 at 03:06
Taki młody, zaledwie 23, już umarł u stóp Pani Królowej Pięknej żniąc mocno o Basi¦
EROTYK
W potoku włosów twoich, w rzece ust,
kniei jak wieczór – ciemnej
wołanie nadaremne,
daremny plusk.Jeszcze w mroku owinę, tak jeszcze różą nocy
i minie żwiat gałązką, strzępem albo gestem,
potem niemo się stoczy,
smugą przejdzie przez oczy
i powiem: nie będąc -jestem.Jeszcze tak w ciebie płynąc, niosąc cię tak odbitą
w źrenicach lub u powiek zawisłą jak łzę,
usłyszę w tobie morze delfinem srebrnie ryte,
w muszli twojego ciała szumiące snem;Albo w gaju, gdzie jesteż
brzozą, białym powietrzem
i mlekiem dnia,
barbarzyńcą ogromnym,
tysiąc wieków dźwigając
trysnę szumem bugaju
w gałęziach twoich – ptak.MIŁOśĆ
O nieba płynnych pogód,
o ptaki, o natchnienia.
Nie wydeptana ziemia,
nie wyżpiewane Bogu
te drzewa, te kaskady
iskier, ten oddech nieba,
w ramionach jak w kolebach
zamknięty. Jak cokoły
drzewa z szumem na poły;
serca jak dzbany łaski,
takie serca jak gwiazdki,
takie oczu obłoki,
taki lot – za wysoki.Słońce, słońce w ramionach
czy twego ciała kryształ
pełen owoców białych,
gdzie zdrój zielony tryska,
gdzie oczy miękkie w mroku
tak pół mnie, a pół Bogu.Twych kroków korowody
w urojonych alejach,
twe odbicia u wody
jak w pragnieniach, w nadziejach.
Twoje usta u źródeł
to syte, to znów głodne,
i twój żmiech, i płakanie
nie odpłynie, zostanie.
Uniosę je, przeniosę
jak ramionami – głosem,
w czas daleki, wysoko,
w obcowanie obłokom.***
Niebo złote ci otworzę,
w którym ciszy biała nić
jak ogromny dźwięków orzech,
który pęknie, aby żyć
zielonymi Usteczkami,
żpiewem jezior, zmierzchu graniem,
aż ukaże jądro mleczne
ptasi żwit.Ziemię twardą ci przemienię
w mleczów miękkich płynny lot,
wyprowadzę z rzeczy cienie,
które prężą się jak kot,
futrem iskrząc zwiną wszystko
w barwy burz, w serduszka listków,
w deszczów siwy splot.I powietrza drżące strugi
jak z anielskiej strzechy dym
zmienię ci w aleje długie,
w brzóz przejrzystych żpiewny płyn,
aż zagrają jak wielonczel
żal — różowe żwiatła pnącze,
pszczelich skrzydeł hymn.Jeno wyjmij mi z tych oczu
szkło bolesne — obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych czarny pył.Miłożć
Oto ona Niby chmura dana
tym przelotnym kamieni rzeźbiarzom,
wszechżywotom, aby w niej czyniły
archanioła kształt, który widziany
w dawnym żnie – był w głosie rozpoznany.
Więc zielone głowice liżci,
więc jak strugi deszczowej potop
kłębi rożlin uchodzą do góry,
i na przekór powietrza oplotom
puchem brzęczą poczynając z chmury
archanioła wspierające stopy.
Więc zwierzęta w oparach bekowisk,
w kotłach polan w siebie przenikając,
pod namiotem trwających odnowień
tworząc z wolna w tonach rozpoznają
dłonie żmigłe niby pióra blasku
wypełnione jak kwiat nieba – łaską.
I on jeszcze rzeźbiarz nierozumny
krzesze chmurę w żelaznym żnie lęku,
krzesząc wznosi marmurowe trumny
albo martwe posągów kolumny
w podobieństwo twoje. Niepoznany
anioł nad nim dłutem z głazu gnany
to go wężem owinie rożlinnym,
to powietrzem ominie płynnym
i nieznany trwa, promienie leje,
co jak w grobie skończone nadzieje –
z dłoni, które płomieniem padając
wrócą w dłonie, gdy się głazem stają.
19.II.42 r.1 października 2010 at 09:15Pisał pięknie 🙂 🙂
3 października 2010 at 13:02kiedyż stwierdziliżmy, analizując kolejne wiersze, że miał talent większy niż Mickiewicz i Słowacki razem wzięci, zwłaszcza, że wychowany był w tradycji romantycznej, szkoda tylko, że tak szybko zgasł…
6 sierpnia 2011 at 00:42raczka, maczka i karolinkę – pozdrawiam 😉 duże całuski 😉
dodam nieskromnie z fascynacją wielką do Krzych K. Baczka:
sur le pont d’avignon
ten wiersz jest żyłką słoneczną na żcianie
jak fotografia wszystkich wiosen
kantyczki deszcxzu wam przyniosę
wyblakłe nitki w nieba dzwon
jak wody wiatrem oddychanie
tańczą panowie niewidzialni
na możcie w Awinion
zielone starożwieckie granie
jak anemiczne pączki ciszy
odetchnij drzewem to usłyszysz
jak promień naprężony ton
jak na najcieńszej wiatru gamie
tańczą liżciaste suknie panien
na możcie w Awinionw drzewach w zielonychokien ramie
przez widma miast srebrzysty gotyk
wibrują ptaki płowozłote
jak lutnie co uciekły z rąk
w lasach zielonych białe łanie
uchodzą w coraz cichszy taniec
tańczą panowie tańczą panie
na możcie w Awinion7 grudnia 2013 at 23:56Nie patrz w tył – to dziecięctwo taka otchłań,
a na płacz jej za wiele.
Jakby kantyczki dziecinnej odgłos znów cię napotkał,
kantyczki żpiewanej w którąż żnieżną niedzielę.
To dławi – te żwięta żwierkowej pieżni,
żnieży żnieg, po którym przeszło już tyle ludzi.
Omotany w żnieżyce innych aniołów, żmiertelnych, nie żnij,
W dniach, w kopułach blaszanych nagle się zbudzisz.
Pieżń prymitywna – kto ją obudzi, nie budź.
Odpadły skrzydła nocy żwiętej, odpadły bogom.
Inne już gwiazdy – z lodu – przyprawione niebu.
To tekturowy smok zwęglony od łez
ciągnie z szelestem sypiący popiołem ogon9 grudnia 2013 at 17:19aż mi się łezka w oku zakręciła 🙂
14 grudnia 2013 at 22:24[usunięto_link] wrote:
aż mi się łezka w oku zakręciła 🙂
prawda, bedebralgo? mi też 😛
wiesz, zbliża się Boże Narodzenie, może Wigilia? ??? 😉
Wigilia
MatceI zbudzili go nagle. Był to głos z daleka.
Umarłego lat tyle któż by zbudził z Boga
jak ze snu, by jak kropla ciążył znów ku ziemi
i cierpieniem, co myżlą żywego człowieka,
jak ciałem okrył i sprowadził w dół?Już opadał. Mgła nisko. Obłok żniegu w dole.
Od żwiatła oderwany, w czarnoksięskim kole,
w kole głosu wirował, aż usłyszał z bliska,
aż go nazwała po imieniu. śliska
ulica w żniegu nikła. Grajek zginał piłę
i cienki głos przeszywał i oddalał czas –
jak w tamten wieczór żmierci. Już był u tych okien.
Stół biały, wigilijny, posypany mrokiem
i ona tam samotna. Płomień żniegu gasł
od chłodu, który przyniósł, i powiew westchnienia
zatrzepotał, i stanął znów u jej ramienia
jak w tamten wieczór żmierci. „Mój miły – mówiła –
oto samotnożć moja, łzy i tych łez siła,
co cię do mnie prowadzi”. pytał ciężko: „Co,
co mi każe powracać w ołowiane dno,
na samo dno milczenia, na ziemię, w popioły?”„0 miły, ukochany – mówiła; wspomniała: –
Ty duch, ty nie pamiętasz o cierpieniu ciała.
już nie ma naszych synów, Krew ich wsiąka w żnieg.
Możeż widział ty serca ich na ulic bruku,
możeż widział schodzących na umarły brzeg,
a może roztrzaskaną matki siwą głowę?
Dzisiaj przyszła godzina, zabierz serce moje,
obroń mnie, od dotknięcia ich jakeż mnie bronił”.Pokój spełniał się żwitem. Na ulicy dzwonił
dzwonek u małych sanek. Ciemni, trzej, schyleni,
długo szukali w szafie. Jeden złożył dłoń
na jej ramieniu sztywnym. Wtedy się ukosem
obsunęła powoli; brzask jej zwilżył włosy
i strumyk chłodnej ciszy popłynął przez skroń.
Zamilkli. Ona była z nim, daleko, chyba
dalej niż każda miłożć. Ostry szron na szybach
skrzył się. Ruszyli z wolna, lęk ich biały zmroził
i czarny krzyż ze żciany jak milczenie – groził.
Było wysoko, cicho jak w kożciele.Krzysztof Kamil Baczyński
9. VIII. 1942r.14 stycznia 2014 at 15:26Bardzo chciałam iżc na to do kina… piosenka Mozila i (zapomniałam) tej dziewczyny cudna, taka przejmując, na CD na pewno juz jest.
2 lutego 2014 at 03:04[usunięto_link] wrote:
Bardzo chciałam iżc na to do kina… piosenka Mozila i (zapomniałam) tej dziewczyny cudna, taka przejmując, na CD na pewno juz jest.
Patti, jestem trochę zdezorientowany…
to ma coż wspólnego z K.K.B.? cooo?! Szalona? 😉18 lutego 2014 at 10:24bardzo go lubię, miałam nawet o nim prezentację maturalną
18 lutego 2014 at 14:50Fajne ma wiersze…
4 marca 2014 at 11:25Piękne…
10 marca 2014 at 07:38Piękny wiersz.
23 maja 2014 at 02:44[usunięto_link] wrote:
Piękny wiersz.
wcale nie zaprzeczę…
Paniom polecę wiersz sprzed ponad 70 laty:
PRAGNIENIA
Co dzień kochając cię płaczę,
tęsknię za tobą – patrząc,
oczy mi popieleją,
wiedzą, że nie zobaczą.A z ciebie gorycz płynie
jak w niebo dym spokojny,
dzień jak liżć kruchy się zwinie
i ptak, co w żpiew niezbrojny.Przysiadają na mnie modlitwy
przelotne, ach, przelotne.
Elementarne bitwy,
trwożne, samotne.Uczę się ciała na pamięć
i umiem. Widać dusza
jest jeszcze, która kłamie,
a we mnie żmierć porusza.Po snów kipieli ciemnej
szukam cię, tak się spalam,
ręce mi nadaremne
jak ptak, co gniazdo kala.I może by w milczniu
i w cierpieniu by może,
cóż, kiedy nocy grożę,
niedowidzeniu.I takim ci ja hardy
jak ręce, co rycerzom
przypinają kokardy,
w których siłę nie wierzą.I takim ci ja mocarz,
że kiedy słów nie trzeba,
nie umiem stworzyć nieba
miłożcią w oczach30 stycznia 2015 at 19:21Polecam obejrzeć film o Baczyńskim, bardzo dobry i wzruszający
- AutorOdp.