- AutorOdp.
- 3 marca 2009 at 15:02
Zdaję sobie sprawę, że to, co napiszę, będzie bardzo długie. Po prostu – dużo opowieżci, dużo osobistych wynurzeń. Dlatego – nie zmuszam nikogo do czytania:)
W każdym razie… na sam początek: on (nazwijmy go Michał) ze mną zerwał… A teraz retrospekcja:
Poznaliżmy się, jak jeszcze byłam z innym facetem – nazwijmy go Krzysiek;]. Związek z Krzyżkiem opierał się głównie na zafascynowaniu, bardziej był to pewnego rodzaju pociąg fizyczny (choć nigdy nie uprawialiżmy sexu) niż unia dusz, ze tak to nazwę:> włażciwie, nie rozmawialiżmy ze sobą wiele, nie mieliżmy ze sobą wielu wspólnych tematów, różniliżmy się od siebie diametralnie. Nigdy nie byłam przy nim do końca wyluzowana, zawsze musiałam perfekcyjnie wyglądać, itd. Wracając do Michała – jak już wspomniałam, poznaliżmy się, jak byłam z Krzyżkiem. Michał był kompletnie inny niż Krzysiek. Może nie tak przystojny, włażciwie kompletne zaprzeczenie mojego ideału (jakim z wyglądu niewątpliwie był Krzysiek)… Ale za to z charakteru… optymista, żywiołowy, potrafił mnie rozbawić. Rozumieliżmy się doskonale, bez słów, nadawaliżmy na tych samych falach. Nigdy jednak nie przypuszczałam, że może coż z tego wyjżć, traktowałam go po prostu jak przyjaciela… To dlatego włażnie przy nim byłam sobą. Nie starałam się specjalnie, żeby ładnie wyglądać, mieć zawsze umyte włosy… Nie musiałam się bać, że powiem coż nie tak… (zresztą, Krzysiek często nie rozumiał mojego poczucia humoru, jeżli chodzi o Michała – w tej kwestii też doskonale się dogadywaliżmy)… Minęło trochę czasu. Michał w pewnym momencie mi powiedział, że zaczyna mu na mnie zależeć – a skoro mam faceta, to lepiej będzie, jeżli na chwilę przestaniemy się kontaktować. Nie chciałam się na to zgodzić, nie chciałam tracić przyjaciela. W końcu, nic z tego „braku kontaktowania się” nie wyszło. Tymczasem zaczęłam go odwiedzać w jego domu. Jego mama od razu mnie polubiła, myżlała, że jestem jego dziewczyną – i nie dało się jej tego wyperswadować:) W każdym razie – zaczął być między mną a Michałem pociąg fizyczny… Nie uprawiałam z nim sexu, ale całowałam się z nim, przytulałam – itd. Tak, wiem, zdradzałam w ten sposób Krzyżka. Michał coraz bardziej angażował się w związek (?!) ze mną. Ja wciąż nie czułam do niego nic, poza pożądaniem i przyjaźnią (głupio brzmi, ale widać jest jednak możliwe). Po jakiż dwóch miesiącach, wydarzyło się coż w życiu Michała, co kazało mu (jak mi to potem powiedział) dostrzec, że nie warto zwlekać z mówieniem ludziom, co się do nich czuje, bo w każdej chwili może dopażć nas lub ich żmierć… Powiedział mi, że mnie kocha. Nie wiedziałam, jak na to zareagować, z jednej strony się cieszyłam, z drugiej było mi źle, bo wiedziałam, że sprawiam mu ból – nie kocham go, mam faceta…
Mijały dni, Michał mówił mi, jak bardzo mnie kocha. Widziałam, jak cierpi, czasem, kiedy myżlał, ze nie patrzę, widziałam łzy w jego oczach…
Po jakimż czasie Krzysiek ze mną zerwał. Byłam zrozpaczona, nie dlatego, że go kochałam, ale dlatego, że uważałam się za tak beznadziejną, że nie potrafię nawet rozkochać i zatrzymać przy sobie faceta… Michał mnie wtedy pocieszał, jak mógł. Pamiętam, że rzucał wszystko, by do mnie przyjżć i ze mną pogadać. Kiedyż otworzyłam mu drzwi w dresie, brudna, zapłakana, z przetłuszczonymi włosami, a on popatrzył na mnie z zachwytem i powiedział: „Pięknie wyglądasz!”:)
Kiedy emocje trochę ze mnie opadły, Michał poprosił mnie o to, żebyżmy mogli ze sobą być. Nie chciałam się zgodzić,w końcu go nie kochałam… Postanowiłam dać mu jednak szansę.
I faktycznie, nie żałowałam tego… po miesiącu czy dwóch, zakochałam się w nim.
Zawsze byłam osobą bardzo wrażliwą, dużo ludzi mnie w życiu zraniło. Dlatego trudno mi było mu zaufać. On się o to złożcił… Ale w końcu, jak się przemogłam, pokochałam go bezgranicznie. Nigdy nikogo nie kochałam tak, jak jego. On to samo mówił o mnie. Miał przede mną kilka dziewczyn, ale żadnej nie powiedział, że ją kocha.
Mieliżmy wzloty i upadki, jak to w związkach bywa. Ja jestem złożnicą, więc bywały kłótnie. On z kolei jest leniem, więc czasem mu się nie chciało starać o nasz związek – starałam się go zmienić pod tym względem, on się też o to wżciekał… Fakt, może za bardzo na niego naciskałam, może było w tym za mało luzu i spontanicznożci momentami… Ale ogólnie było dobrze, byliżmy naprawdę szczężliwi…
Aż do zeszłego tygodnia. Wszystko było wspaniale. Mówił mi, że mnie kocha, wyszliżmy gdzież ze znajomymi. Długo rozmawialiżmy, planowaliżmy wakacje. Ale dzień później wybuchła awantura włażciwie z niczego. Po prostu wiele się rozdmuchało. On się obraził, nie chciał ze mną rozmawiać, ja go znów naciskałam, prosiłam o rozmowę. On raczej w takich przypadkach woli posiedzieć sam i pomyżleć, mnie to irytuje, bo nie lubię czekać np. tydzień, aż on dojdzie do siebie. Dlatego wymogłam na nim rozmowę. I to chyba był błąd. Powiedział mi, bardzo spokojnie zresztą, wręcz z użmiechem, że to już definitywny koniec. Że chyba mnie nie kocha, widać to nie była ta miłożć. Że męczy się ze mną, starał się ratować nasz związek, ale nic nie wyszło. Że nie czuje potrzeby kontaktu ze mną, że go irytuję. Na początku byłam w szoku, nie spodziewałam się tego. Zabrzmiało tak, jakby on nad tym myżlał od kilku miesięcy. Jakby niepewny był już dłuższy czas i naprawdę zrobił wszystko, żeby uczucie wróciło. Ale później, po dokładniejszym przeanalizowaniu wszystkiego i wypytaniu go o niektóre szczegóły miałam pewnożć że: 1. jeszcze 10 dni wczeżniej mnie kochał (sam to przyznał) 2. o odżwieżaniu naszego związku wspominał jakiż tydzień wczeżniej 3. w dzień awantury jego kolega napisał mi (?!), że „Michał mnie naprawdę kocha i żebym się niczym nie martwiła”…
Rozmawiałam z przyjaciółką (naszą wspólną zresztą, która zna go bardzo dobrze) i ona powiedziała mi, że jak Michał zwykle miał zrywać ze swoją dziewczyną, to wszyscy jego znajomi to widzieli. To po prostu widać. Ale jeżli chodzi o mnie – to nic tego nie zapowiadało. Ja sama też nie dostrzegłam zmiany w jego zachowaniu w ciągu ostatnich kilku tygodni czy też miesięcy – a przecież na pewno odbiłoby się to na naszym życiu sexualnym na przykład. Nie mówiłby mi wtedy tak często, że mnie kocha, nie chciałby się ze mną spotykać. Owszem, czasem potrzebował odpoczynku, ale każdy potrzebuje kilku chwil dla siebie, więc tego akurat nie traktuję jako czegoż dziwnego.
W każdym razie, wyszło, jakby zerwał pod wpływem chwili. Sam zresztą użył zwrotu „Nie dałaż mi czasu, żebym pomyżlał, ale z tego, co zdążyłem pomyżleć, to na dzień dzisiejszy widzę, że nic z tego nie będzie”… Z drugiej strony, jak powiedziałam – wydawał się doskonale przekonany o tym, ze dobrze postępuje. Jakby nad tym myżlał naprawdę długo.
To było 3 dni temu. Od tamtego czasu jest wobec swoich znajomych radosny, na gg też ma opisy, jaki to on jest szczężliwy (?!)…
Nie rozumiem, czy jego miłożć skończyła się w ciągu tygodnia? Tak z dnia na dzień?
Za radą naszej przyjaciółki, chcę dać mu czas, żeby zaczęło mu mnie brakować. Wciąż mam nadzieję, szczerze mówiąc – w końcu, jest tyle nieżcisłożci w jego zachowaniu… W końcu z kimż, z kim chce się zerwać, nie planuje się przyszłożci, co jeszcze całkiem niedawno robiliżmy…
Myżlicie, że uda mi się go odzyskać? Że naprawdę, dałam mu za mało czasu do namysłu? Że za mną zatęskni po pierwszym zachłyżnięciu się wolnożcią?
Jak coż jest niejasne, piszcie, postaram się wytłumaczyć:)3 marca 2009 at 15:24W pełni cie rozumiem i wiem co czujesz. Miałam TAKI SAM praktycznie przypadek… że NAGLE zerwał… helo! I nie wiadomo o co chodziło. Myżlę że dobrze zrobisz gdy dasz mu czas.. powinien zatęsknić i poczuć uczucie że mu brakuje… Moim zdaniem się odezwie… (mój się odezwał).
ważne byż nie naciskała na niego. Jest typem człowieka który woli chyba odpocząć i na spokojnie przeanalizować problem… nie tak na szybko. Skoro kochał cię tydzień temu, a teraz już nie… eee musiał być jakiż impuls który pociągnął go do tego zachowania…. może coż się w jego życiu wydarzyło… a pewno przemyżli i odezwie się. Przede wszystkim nie łam się tak bardzo 😉 i życzę powodzenia 🙂
3 marca 2009 at 15:29Myżlę, że kilka spraw jakby się skumulowało… sesja, awantura ze mną, problemy z rodziną… może przez stres? Może też obawiał się rutyny? Może zezłożcił się, że na niego naciskałam?
Staram się nie załamywać, choć dla mnie to trudne:)3 marca 2009 at 15:41Wiem jakie to trudne. Gdy tracimy coż co dla nas jest najważniejsze w życiu, i na tym czymż głównie opieramy swoje plany na przyszłożć 😉
Ale zawsze trzeba mieć nadzieje i cierpliwie czekać 🙂Tak jak piszesz, dużo się dzieje i po prostu nie wytrzymał z nacisku obowiązków i zmartwień. Ale będzie dobrze 🙂
3 marca 2009 at 15:54Ta przyjaciółka też mi to powtarza: „będzie dobrze”:)
Cały czas się jednak włażnie martwię, że coż przeoczyłam, ze może faktycznie to działo się już od dawna… nie wiem, sama się trochę gubię…
ale włażnie, nadzieja wciąż jest:)9 marca 2009 at 10:00to nie musiało się dziać od dawna. mogło być też tak, że kochał Cię i nadal kocha, jednak były w Tobie zachowania, których nie akceptował i miał chwile, kiedy przez nie miał duże wątpliwożci. kumulował je w sobie, ale pod wpływem tej chwili która nastąpiła użył ich jako argumentów do zerwania. możliwe, że dlatego uznałaż tę decyzję za bardzo przemyżlaną.
oczywiżcie to co piszę to tylko przypuszczenia.z jednej strony sama wierzę, że będzie ok. na Twoim miejscu jednak nie nastawiałabym się tak na to. lepiej się pozytywnie zdziwić niż mocno rozczarować. jedno co jest pewne – daj mu narazie żwięty spokój. i jeżli kiedyż nadejdzie dzień, że znów będziecie razem – zapytaj go, co mu w Tobie nie pasuje. zdecydujcie się wtedy na zmiany, żeby uniknąć ponownie takich sytuacji. bo niestey czasem – faceta nie da się zmienić.
odnożnie nie starania się z lenistwa – mój też tak ma. ;p ale ja go nie zmuszam na siłę. mam wiele innych metod, dzięki którym upewniam się w przekonaniu że mnie kocha 🙂
powodzenia i trzmam kciuki. daj znać co i jak 🙂
27 marca 2009 at 20:45Nie naciskaj, to mogę poradzic. Nie nastawiaj się też na powrót. Nie daj się też wykorzystywac i dręczyc psychicznie. Życie to nie film z happy endem- niestety. Byłam w czymż takim, zawisłam w próżni. Zyczę Ci, by Ci się ułożyło.
27 marca 2009 at 23:26nie można przestać kochać w ciagu jednego dnia albo tygodnia prawdziwa miłożc nie wygasa tak szybko tak samo jak i szybko sie nie rodzi,bo wszytsko co prawdziwe wymaga czasu i może on też go potrzebuje żeby zebrać myżli zatesknić i pewnie sam sie odezwie…a jeżli nie to znaczy, że tak naprawde nie kochał wiem ze to przykry scenariusz ale także realny…bądź cierpliwa pozdrawiam [/code]
23 kwietnia 2009 at 14:46Jestem bardzo podobnej sytuacji…
Planowaliżmy przyszłożć,nie mogliżmy bez siebie żyć.Wszystko idealnie,to przecież To. ,,bo nasza miłożć jest wyjątkowa i nic tego nie zniszczy”,,Kocham Cię i nigdy nie zostawię,jesteżmy dla siebie stworzeni”
możecie się żmiać,wybrałam już suknię żlubną i w marzeniach widziałam nasze wspólne życie…
do ostatniego dnia dostawałam smsy na dobranoc,jak zawsze żebyżmy upewnili się w tym jak bardzo się kochamy.
Wróciłam po żwiętach do akademika i czekałam na swojego Ukochanego,cieszyłam się że w końcu się wtulę po tygodniu rozłąki..
Nie doczekałam się,przyjechał po to żeby mi ożwiadczyć że to koniec,że dużo nad tym myżlał,że to nie moja wina,że nie kocha już (dzień wczeżniej twierdził co innego) więc kiedy zdążył to wymyżlić? może chciałam to widzieć ale w jego oczach widziałam coż innego niż mówił-smutek,jakby robił coż wbrew sobie,jednoczeżnie nie dał się przekonać,że popełnia błąd… Obiecał że (nie jest oryginalne ale i w to uwierzyłam)być może jeszcze kiedyż,że nikogo poza mną nie ma i że nie zerwie ze mną kontaktu. Skutek jest taki,że od tamtego dnia unika kontaktu ze mną. 3 dni nie jadłam,przepłakałam potem się pozbierałam i zaczęłam szukać przyczyn i nic ale to nic nie składa się w logiczną całożć.
czuję się oszukana i prawdę mówiąc nie wiem co robić żeby odzyskać to co straciłam.czekam cierpliwie,że może przemyżli i zatęskni,ale zaczynam wątpić. Problem w tym ze wciąż go kocham,bo w takich kwestiach nie żartuję i nie zmieniam zdania z dnia na dzień.Poradźcie proszę..24 kwietnia 2009 at 08:21[usunięto_link] wrote:
że dużo nad tym myżlał,że to nie moja wina,że nie kocha już (dzień wczeżniej twierdził co innego) więc kiedy zdążył to wymyżlić?
myżlę ze ten tydzień rozłąki był dobrym okresem na przemyżlenie wszystkiego. jeżli faktycznie cie nie kocha, to taka decyzja to kwestia 2-3 dni na rozważenie wszystkich „za” i „przeciw”.
cóż, nikt ci tu nic nie poradzi. po prostu – jakby kochał, to by nie zerwał i tyle. jak facet CHCE byc z kobietą to z nią jest.
w to, ze „może kiedyż” to raczej bym nie wierzyła. powiedzial ci to tylko po to, zeby w danym momencie minimalnie złagodzic twój ból. dał nadzieję, po to, zebys cierpiala mniej.nie odzywa sie. czyli nie ma ci nic do powiedzenia.
moze troche brutalnie, ale juz nieraz bylam swiadkiem identycznych sytuacji (osobiscie czy w ktos gronie przyjaciol).
ZZacisnij zęby i postaraj sie wrócić kiedys do normalnego zycia.
Mam nadzieje, ze szybko dojdziesz do siebie24 kwietnia 2009 at 08:48Dziękuję za odpowiedź,dożć dobitna ale w normalnych warunkach mogłabym się z tym zgodzić:) Są jednak inne kwestie. Co do pozbierania się,jakoż funkcjonuję,natomiast okolicznożci wszystkich zdarzeń nie dają mi spokoju. Dobrze znam swojego..eks? Analizuję,bo to nie jest strata sprzętu,żeby tak na tym p****żć do porządku,że się stało i już. Nie oczekuję że ktoż mi tu wyjażni co w tym przypadku było przyczyną z prostego powodu-Nie będę pisać jakim jest facetem i jakie czynniki bardzo
prawdopodobnie wpłynęły na tą sytuację.Nic się nie zgadza i żadne z tych zachowań do niego nie pasują,chyba że przez 2 lata grał kogoż innego.24 kwietnia 2009 at 08:56Nie chciałam, zeby było „dobitnie”.
Zreszta jaki miałabym w tym cel? Przeciez forum jest po to, żeby sobie pomagać, a nie kopac leżącego.Po prostu pisze jak jest, bo jestem od Ciebie o prawie dekadę starsza i niejedno w zyciu już widziałam/przezyłam.
Sama znasz najlepiej swojego ex. Wiesz jakim jest człowiekiem i co nim kierowało zrywajac z Toba nietylko związek ale i kontakt.
Zgadzam się, ze to nie jest jak strata sprzetu. Przez te 2 lata na pewno urodziło sie miedzy wami uczucie i w to nie watpię.
Na pewno jest ci ciężko…. ale ja jednak bede obstawac przy swoim.Jak ludzie chcą byc ze sobą, to będą. Prawdziwa miłożć niejedna przeszkode pokonuje 🙂
24 kwietnia 2009 at 09:18Dlatego wolę wierzyć że to jeszcze wróci,może tak jest mi łatwiej:)
wiem,że można zacząć raz jeszcze,byłoby to wyzwanie,bo chociaż wciąż bardzo kocham to już nie ufam..
No cóż,staram się organizować sobie czas do granic możliwożci ograniczając rozpamiętywanie.Prędzej czy później się spotkamy,zbyt wiele nas łączy.. Jedno jest pewne-zapadnie niezręczna cisza,bo on zwykle milczy,a ja scen urządzać nie będę-co miałam do powiedzenia to powiedziałam.I tylko patrzył na mnie wzrokiem,który budził wątpliwożci co do tego,czy jest pewien,że dobrze zrobił. Pozdrawiam:)24 kwietnia 2009 at 09:22No i o to chodzi.
Grunt to umieć odejżć z klasą, zawsze powtarzam.bez scen, awantur, zemst itd itp.
2 lata to nie 2 tygodnie, które mozna przekreżlić i wywalić z pamięci, więc na pewno jeszcze niejednokrotnie sie w zyciu spotkacie.
A jak to się dalej potoczy to już tylko tam na górze wiedzą 😉
pozdrówki24 kwietnia 2009 at 09:36ludzie jak nie maja problemow to szukaja ich na sile – „jest nam dobrze?? nie! na pewno cos jest nie tak!”
nie ukrywam ze mnie to wkurwia, jakas moda na zycie z problemami?? - AutorOdp.