w rozterce
Twoje odp. na forum:
- AutorOdp.
- 1 kwietnia 2008 at 15:05 W odpowiedzi: co mam zrobić???
[usunięto_link] wrote:
a moge sie spytac w jakim kraju on wogole pracuje?ja bym sobie tego nie wyobrazala zebym ja byla w polsce a moj facet zagranica 😯 a poza tym nie istnieje tylko jeden kraj gdzie mozecie wyjechac razem przeciez sa tez posrednictwa pracy gdzie mozecie isc razem i zapytac o prace dla pary
pracuje w Niemczech.ja nie wiem co mam zrobic,do slubu bardzo blisko,4 m-ce..Kocham go bardzo,chcialabym z nim byc caly czas,wytrzymywalam tyle czasu ale powoli trace sily:(męczy mnie to ciagle czekanie…owszem gdy przyjezdza jest wspaniale,spedzamy razem czas i jest nam ze soba dobrze ale nie wiem czego w koncu chce od zycia..chcialabym tak a jest inaczej
1 kwietnia 2008 at 14:20 W odpowiedzi: co mam zrobić???[usunięto_link] wrote:
Widze dwa rozwiazania- ale razem przeprowadzacie sie za granice(tam gdzie On pracuje)
albo on zmienia prace i jest na codzien w domu.tak sie nie da na długą mete, naprawde.. A jak bedzie dziecko? Zreszta nie chodzi o dziecko, potrzebujesz miec kogos obok na codzien, jako mlodej zonie w takim ukladzie moze byc ZA cięzko..
Przeprowadzka nie wchodziw gre, gdyż on czesto zmienia miejsca pracy wiec tak bym nie wracal do domu,a o pracy tutaj na miejscu nie ma mowy,gdyz z niej nie zrezygnuje ze wzgledow finansowych.kiedys sie go pytalam kiedy bedziemy miec dziecko(tak z ciekawosci)to odpowiedzial ze nie szybko gdyz jego tak praktycznie nie ma i nie bedzie go wiedzial.
1 kwietnia 2008 at 14:14 W odpowiedzi: co mam zrobić???dla niego najwazniejsze sa pieniadze,fakt ze gdyby tutaj pracowal to nie mielibysmy tego co mamy,a jestesmy jeszcze bardzo mlodymi ludzmi.wiec on mi powtarza ze robi to dla mnie,zeby nic mi nie zabraklo w zyciu,..tak oczywiscie..ale moim kosztem gdyz go praktycznie nie wiedze…
1 kwietnia 2008 at 13:58 W odpowiedzi: co mam zrobić???tak mamy zamiar mieszkac razem…nic sie w tej sprawie nie zmieni,bedzie tak jak teraz,gdyz moj narzeczony nie porzuci pracy za granica
- AutorOdp.