- AutorOdp.
- 3 grudnia 2007 at 12:23
Zielonooka :
musieliżcie ćwiczyć na boso na tych szyszkach i kamieniach ? 😯
Takie treningi to prawdziwa szkoła życia,coż jak Selekcja 😛3 grudnia 2007 at 17:29Nie, nie boso, ale jak jest łąka to tam są kamienie, w lesie są szyszki i my mamy na nie upadać, także też jest miło:)
3 grudnia 2007 at 23:02Nie byłaż nigdy żwiadkiem, że trener znokautowal ucznia za karę lub dla próby ? Po opisach jakie znam od kolegów którzy ćwiczyli jakoż nie za bardzo się to zgadza. Może różne szkoły podchodziły inaczej do treningów.
3 grudnia 2007 at 23:28Jasne, że widziałam, ale nie popieram tego wcale. Nawet byłam tym uczniem. Ale to był zły trener. Złych trenerów jest naprawdę dużo.
4 grudnia 2007 at 05:18Jeżeli trener Cię skrzywdził to naprawdę współczuję. Zawsze znajdą się ludzie którzy zepsują coż co w swojej ideii jest szlachetne. Ja dawno temu też zastanawialem sie na trenowaniem sw. Była taka moda, chociaż ja nigdy modom tego typu nie poddawałem się. Dużo było wtedy szkół samozwańczych z trenerami czy trenerkami o niskich umiejętnożciach. Zresztą juz znacznie później w czasie pobytu w Niemczech spotkałem rodzinę w której trenowanie karate przez rodzeństwo w taki domowy sposób doprowadziło do nieszczężcia. Może lepiej czasem nie kusić losu.
4 grudnia 2007 at 08:29Ja raczej niemiło wspominam treningi jednego ze stylów walki,gdzie trener chodził między nami (dzieciakami w owym czasie) z kijem i zdarzało się że ktoż oberwał.Próby i testy wytrzymałożci na ból były dożć często.
Zielonooka-spadanie na szyszki i kamienie 😯 Ciekawe kształty musiały zostawać na ciele po szyszkach 😉
To ja już wolę żeby bito mnie kijem w stopy.4 grudnia 2007 at 16:44🙂 Tak naprawdę ciało wcale nie ejst takie delikatne jak się wydaje. A ten pseudotrener złamał mi obojczyk z przemieszczeniem. SW to nie kuszenie losu, ale droga życiowa, którą się idzie, dla mnie nią jest(chociaż nie dotyczy wiary, gdyż jestem wierzącą katoliczką). To jakby styl życia i szacunek, którego się nabywa, spokój, harmonia, instynkt. Nie wiem jak jest u innych, ale mnie sw dały bardzo wiele. Mojej siostrze również. Wydorożlałyżmy i nauczyłyżmy się nad sobą panować, nie muszę nikomu nic udowadniać, bo poznałam swoją wartożć, nie muszę się popisywać, bo wiem co potrafię.
4 grudnia 2007 at 19:35Bardzo mi się podoba Twoja postawa i sposób myżlenia. Myżlę o sw identycznie. To nie tylko trening ciała i sprawnożć ale pewien spokój wewnętrzny i nauka wiary we własne możliwożci bez popisywania się nimi. To stałe doskonalenie się jako czlowiek, obojętnie czy jest się katolikiem czy nie. Szkoda, że tak niewielu ludzi tak podchodzi do tego i traktuje sw bardzo mechanicznie, tylko jako naukę bicia.
A co do bicia w stopy partnerki to muszę powiedzieć, że nie próbowałem. Nie wiem jakby zareagowała. Mam szacunek do całego jej ciała, więc było również całowanie i pieszczenie jej stóp, jednak nie uderzanie w stopy. Zresztą ona nie za bardzo lubi adorację jej stóp więc może uderzanie byłoby stymulujące. To może być niezła zabawa ale dla tych co lubią. Może spróbuję przy jakiejs okazji.4 grudnia 2007 at 20:04Dokładnie, ale to tylko im szkodzi, bo zawsze będzie ktoż lepszy i na ulicy w rzeczywistożci szybko się o tym przekonają.
- AutorOdp.