- AutorOdp.
- 6 maja 2009 at 08:50
przeszukalem caly internet w kazda strone i nie znalazlem ani 1 przypadku wyleczonego bordeline
leki daja niezle efekty ale czasowo
terapia jest wieloletnie, praktycznie KAZDY kto na nia przychodzi szybko rezygnuje – taka specyfika chorobyTo nie ma sensu – tak podpowiada rozum. Serce az sie rwie zeby Jej pomoc ale to niemozliwe. Minie troche czasu zanim bede w stanie stworzyc zwiazek z kims innym. Naczytalem sie takich historii, ludzi ktorzy latami łudzili sie ze kiedys bedzie lepiej i nic…zmarnowane zycie. Im bardziej Ja kocham tym bardziej i czesciej Ona mnie nienawidzi. Osoba chora, swiadoma swojej choroby, moze walczyc z objawami, ze swoimi reakcjami, jesli jest silna moze sie powstrzymywac, ale jaki jest sens zycia z osoba ktora mimo szczerych checi raz czuje olbrzymia milosc i namietnosc, a jeszcze tego samego dnia czysta nienawisc. I nic na to nie poradzi!! Poinformowalem rodzicow o czyms takim jak bordeline i o tym ze jestem pewien w 100% ze Ona to ma. Poza tym planuje wyslac Jej list (bo to jedyna droga do kontaktu chyba) ktory uswiadomilby Jej z jakim problemem ma do czynienia. Podobno swiadomosc tego o co wogole chodzi w moich myslach pomaga. Mysle ze zapamietam Ja do konca zycia, mysle ze po kolejnym nieudanym zwiazku, ktory prawdopodobnie minie jeszcze szybciej (bo jednak trudno trafic kogos takiego jak Ja ktory wytrzyma tak dlugo) Ona sie odezwie i bedzie probowala nieswiadomie bo nieswiadomie ale Mnie zmanipulowac. Mam nadzieje ze umysl bedzie silniejszy od serca. Zaden zwiazek nie dal mi tylu emocji, tych pozytywnych i negatywnych, tak silnych. Nikogo tak mocno nie kochalem i nikt Mnie tak mocno nie kochal (chociaz milosc w Jej przypadku to niekoniecznie dobre slowo bo nie czuje jej stale tak jak Ja) ale to niestety koniec. Ta choroba jest okropna, wg Mnie gorsza niz shizofrenia, niz rak, niz pie***ne aids – skazuje czlowieka na samotnosc i pustke w sercu do konca zycia, na to ze nie dosc samemu sie swoich bliskich nienawidzi, to czesto Oni rowniez nienawidza chorej. Nie dosc ze samemu sie cierpii, to najbardziej krzywdzi sie bliskich, bo nic tak nie boli jak szpile wbijane w najczulsze punkty od osoby ktora mowi ze kocha…
Ona jest dla Mnie bardzo bliska osoba, zawsze Jej pomoge gdy bedzie potrzebowala pomocy, ale…
TO JEST KONIEC
po raz pierwszy w zyciu szczerze PODDAJE SIE
nie da sie walczyc z czyms co jest nie dosc, ze nie do pokonania, to im bardziej chcemy to pokonac jestesmy bardziej niszczeni. Mimo wewnetrznej sily ktorej mysle ze Mi nie brak, nie uczynie swojego zycia udreka. Podobno czas goi rany, mam nadzieje ze tak jest.Przepraszam za zasmiecanie forum swoimi wyrzutami, ale mialem wielka chec wyrzucenia tego z siebie gdzies w eter.
26 maja 2009 at 20:19Hej, jo!
Trzymasz się jeszcze jakoż chłopie? Wszystko OK?
26 maja 2009 at 21:10ja sie trzymam
nabralem troche dystansu
nic na sile nie zrobie chociaz bardzo bym chcial
mysle ze ona kiedystam sie odezwie ale gorzej ze zmiana swojego postepowania, niestety tak jak bylo byc nie moze
jeszcze jej wyslalem list bo to jedyny sposob na przekazanie jakiejkolwiek tresci bo przeciez nie odbierze itp. ale nic to nie dalo wiec ja sobie daruje, kiedys moze ona sie odezwie
nie wiem jak sie potoczy przyszlosc, mam nadzieje ze szczesliwie i dla mnie i dla niej 🙂
kiedys musi otworzyc oczy, mam nadzieje ze to da sie wyleczyc…29 maja 2009 at 14:20Dziwi mnie, że tak dokładnie starasz się poznać wszystkie aspekty Jej choroby, szukając w internecie podobnych przypadków. Nie ma takiej możliwożci,abyż dopasował idealnie. Martwisz się tym, co wyczytasz, a to ma się nijak do Jej sytuacji. Jestem w podobnym układzie, tyle tylko, że to ja miałam fobie społeczne i to mną się opiekowano 4 lata. Człowiek o takim samym podejżciu jak Ty. Rozumiem,dlaczego się martwił, rozumiem, dlaczego o mnie dbał i rozumiem, dlaczego mnie kochał i kocha. Nigdy nie będziemy razem, bo mam dreszcze, gdy przypominam sobie jego ciągłą obecnożć, 24/24 godz., non stop był blisko,na zawołanie, na kiwnięcie ręką.Wydzwaniał do mojej siostry, matki, przyjaciół, łaził po lekarzach , zasypywał mnie adresami lekarzy, stron, poradni. Jeden wielki koszmar. Gdyby mnie zostawił, gdybym wtedy została sama, bez pracy, pieniędzy i niczego- trwałoby to o 3 lata krócej. Bo musiałabym się wziąć za siebie. W końcu udało mi się utrzymać go na dystans. Zmieniłam telefon, zagroziłam policją,kiedy mnie nachodził. Zrozumcie, ja wiedziałam i wiem,że on robił to z miłożci, ale im więcej rozbił, tym bardziej ja się czułam od niego uzależniona, niezdolna sama decydować o sobie. A w przypadku takich chorób jedyne rozwiązanie jest jedno- samemu trzeba wziąć za siebie odpowiedzialnożć. Kiedy juz w końcu przestał mnie pilnować, nie trwało więcej niż dwa miesiące, jak polazłam ze wstrętem,ale jednak, do psychologa, męczyłam się strasznie, nienawidziłam go i jego metod, nie mogłam znieżć jego milczenia i głupich (tak mi się wydawało) pytań i odpowiedzi. Ale gorsze było szukać innego, więc zostałam. Po 6 miesiącach użmiechnęłam się do tego psychologa na powitanie. Po tamtej pamiętnej wizycie poszłam na spacer, później na kawę, a później jakoż poszło:) Nadal jest mi czasem ciężko,ale daję sobie radę. Odmawiam „mantry” przed wyjżciem na spotkania, do pracy itp. Codziennie muszę sobie przypominać, że nic mi nie grozi, że -jak pisał Milton w „Raju Utraconym” „the mind it’s a place and in itself can make a heav’n of hell, a hell of heav’n”. Codziennie walczę z popłochem, w jaki wpadam, gdy ktoż na mnie krzywo spojrzy- bo myżlę, że to przeze mnie, że jestem do niczego. Codziennie, kilkadziesiąt razy w ciągu dnia. Zdarzają mi się tygodnie, gdy nigdzie nie wychodzę.Pracę raz mam, raz nie- znalazłam po prostu prace zlecone do wykonania w domu- tak jest łatwiej. Ale tego, który mi pomagał, który się tak martwił- nadal nienawidzę. Bo zawsze przy nim czułam się jak beznadziejna idiotka i nie mogę tego mu zapomnieć. Więc -jeżli ją kochasz- przestań dzwonić, gadać o niej z jej bliskimi, lepiej kup jej żmieszną książkę, wyżlij bukiet kwiatów- tylko się na razie nie odzywaj. Zadbaj o siebie, zajmij się swoim życiem. Jeżli i ona Cię kocha, po jakimż czasie zrozumie Cię i ułożycie sobie wspólne układy tak, jak będziecie chcieli.
29 maja 2009 at 14:53To znów ja. Nie mogę po prostu ochłonąć po przeczytaniu Twoich wpisów, ani po tym, co we mnie wywołały. Pierwszy odruch- nienawiżć. Dopiero za drugim razem pomyżlałam o całej sprawie z Twojego punktu widzenia i z punktu widzenia mojego „Ratownika”. Postaram Ci się wyjażnić, skąd takie negatywne emocje u Twojej Ukochanej. W dawaniu i braniu trzeba zachować umiar. Tylko równowaga może wyjżć na dobre ofiarodawcy i biorcy. Kiedy ktoż daje za dużo,to ktoż otrzymuje za dużo i nie wie, co z tym zrobić. Nadmiar „dawania” przypomina źle dobrany prezent- niby powinno się być wdzięcznym,ale mamy tylko kłopot. A uczucie wdzięcznożci, gdy nie ma możliwożci „oddania” jest najbardziej niewygodnym uczuciem- stąd złożć, agresja, nienawiżć. Bo nadmiar dawania sprawia, że biorca jest na niższej pozycji- nie może nadążyć z oddawaniem i staje się zależny od ofiarodawcy. Tylko jeżli otrzymujemy tyle, ile sami możemy dać- wymiana jest pozytywna i prowadzi do spełnienia oczekiwań. Nie ma wykorzystywania, nie ma pożwięcania się, nie ma przymusu wdzięcznożci.
Przepraszam, że się tak rozpisałam- ten szał emocji, które odczułam po prostu musiałam wylać, trochę dla mnie samej, trochę dla Ciebie, Miszczu.Bo jesteż mądry facet i nie powinieneż stracić swojej Miłożci.Więc nie rób tego, co robił mój „Ratownik”. Nie traktuj Jej jak osoby chorej. I szanuj siebie.29 maja 2009 at 18:22no jest prawda w tym co napisalas ale fobia spoleczna jest u niej malo istotnym problemem w porownaniu z borderline a jeszcze mniejszym w porownaniu ze stanami depresyjnymi gdy chce sie zabic
ale ogolny tok rozumowania ma sensty tez musisz zrozumiec to ze specyfika borderline jest taka ze co bym nie robil, kochal nie kochal, dbal nie dbal itp itd to ona moze nienawidzic mnie za wszystko, nawet to ze za wolno sie na niej klade, albo nie wiem, krzywo stawiam stope jak ide moze u niej wywolywac uczucie nienawisci
fobia spoleczna swoja droga, to raczej akceptowalem i dawalem jej tylko delikatne sugestie, ktore przyjmowala raczej pozytywnie
twoja i jej sytuacja sa rozne, wybacz ale fobia spoleczna to pikus przy tym co ona przezywa, a razem z nia ja bo to jest choroba ktora dotyka nie tylko ja, ale tez wszystkich wokolw kazdym razie dzieki za wypowiedz, pokazuje inne kierunki
do tego zeby dac jej spokoj doszedlem juz pewien czas temu, zreszta pisalem 346536 razy ze wszystko zalezy od niej i ja nie mam na to wplywu, ja jej do niczego sila nie namawialem
pozdrawiam29 maja 2009 at 18:44Nie jest Ci łatwo, wiem, ale spróbuj coż z tym zrobic. Nie myżl o niej ciągle. Umów się z kimż, z wieloma, zobacz jak jest. Tu chodzi o to, żebyż odwrócił swoje myżli od tego wszystkiego, a będzie Ci naprawdę łatwiej. Życie płata figle, ja cos o tym wiem. Nastaw się, że to koniec, że musisz życ dalej bez niej. Poczekaj, a może spotka Cię niespodzianka.
Powodzenia! 🙂17 czerwca 2009 at 19:46gadalem dzis przez telefon z jej ojcem
podobno sytuacja powoli bo powoli ale sie polepsza
ona ma prace i odzywa sie do rodzicow
do mnie nadal nie
widocznie ja jako najblizsza jej osoba przez ponad pol roku stalem sie teraz obiektem nienawisci i z rodzicami troche wyluzowala
a moze to po prostu krok do przodugeneralnie cieszy mnie bardzo ze jej sie polepszylo, super wiadomosc
etap w ktorym bralem jakies ziolka na uspokojenie i musialem byc pocieszany przez przyjaciol chyba juz minal…chociaz kladac sie spac sam nadal czuje sie „dziwnie”
juz 3 miesiace nie mialem z nia zadnego kontaktu, pogodzilem sie z tym, trudno, widocznie tak mialo byc, dalsze starania nie maja sensu, mam nadzieje ze bedzie szczesliwa, ten etap uwazam za zamkniety, gdyby chciala kiedys pomocy na pewno jej pomoge ale z tego zwiazku nic juz nie bedzie (chociaz bardzo bym chcial), a ja moze kiedys znajde kogos kogo pokocham tak samo
dzieki wszystkim za dodanie troche otuchy 🙂
to byla dla mnie nowa sytuacja, gdy czulem sie slaby i musialem byc pocieszany, nie myslalem ze kiedys bede czul sie slaby, to bylo wrecz „wbrew mnie” ;p
ale milo ze wytrzymalyscie moje jęczenie ;p
pozdro17 czerwca 2009 at 20:58zeby kazdy tak jeczal to byloby dobrze 😉
a tak w ogole to miszczu i tak wydaje mi sie ze dobrze trzymasz po tym co sie dzialo 🙂
17 czerwca 2009 at 22:17Anonymous
Inactive- Tematów: 11
- Odp.: 1451
- Maniak
Dokładnie, bardzo dobrze się trzyma, ja bym się kompletnie załamał. Miszczu, poznasz kogoż innego i będziesz szczężliwy 😉
5 lipca 2009 at 13:42c**** sie trzymam
sam siebie oszukuje i staram sie stwarzac pozory, nie pokazywac innym ze cos jest nie tak
gdzie nie wyjde to tylko slysze pytania: sam przyszedles? znowu mieszkasz ze starsza, co sie stalo? co u panny?
wczoraj na urodzinach to juz wogole tragedia, wpadlo tez kilka osob ktorych nie widzialem pare miechow i od razu sterta pytan, czemu nie ma panny itp itd.
nawet ogladajac denne filmy z watkami jakiejs nieszczesliwej milosci lzy same mi naplywaja do oczu jak jakiejs 10latce
juz mnie wyczerpuje udawanie ze niby wszystko jest supermartwie sie o Nia, Ona jest taka naiwna (az nienaturalnie), narobi sobie klopotow, znajdzie sie jakis k**** ktory wykorzysta jej slabosc :/
pietno bezsilnosci nadal sie mnie trzyma i jeszcze musze to w sobie skrywac bo mnie wezma za jakiegos pomylenca, przyzwyczailem sie do tego ze malo kto mnie rozumie ale wolalbym zeby mnie „nie rozumieli tak jak dawniej”, niz zeby mnie nie rozumieli bo chodze jak jakis przymulony, smutny dziad, wiec sie zmuszam do zachowan ktore nie odpowiadaja akurat mojemu nastrojowi, to troche meczace15 października 2009 at 12:29hahaha
ale akcja…
az nie wierzew sumie to mi sie juz spokojnie poukladalo wszystko w glowie
poznalem fajna panne, pozostawalismy od pol roku w kontaktach kolezenskich, bardzo dobrze sie dogadujemy, w sumi mi sie podobala juz wczesniej ale ze wzgledu na cala moja akcje i ze jeszcze pamietam o tamtej starej nie chcialem sie bawic w „leczenie innym zwiazkiem” wiec nie dawalem nawet do zrozumienia ze „ta nowa” mi sie podobaakcje „podryw” zaczalem niedawno, ze 3 tygodnie temu ale dopiero teraz udalo mi sie przekonac ja na wyjscie do kina w ta sobote/niedziele, w sumie to w nocy teraz w pracy sie dopiero z nia ustawilem bo byla dosc oporna :D:D
a tu nagle, dzis dostaje esa „jak leci”
od tej bylej…
idealnie po pol roku milczenia sobie znalazla moment, ta to ma wyczucie…
no nic, zobaczy sie czego bedzie chciala…15 października 2009 at 12:41Nic z tego nie wyjdzie. 🙂 Ale zobacz, co u Niej slychac…
25 czerwca 2010 at 11:16macie siebie….zazdroszczę mimo wszystkich przeciwnożci
ja muszę udawać, że żyję….
bo życie z niespełnioną nigdy miłożcią jest udawaniem
szanujcie Wasze szczężcie
Pozdrawiam tak cudownego mężczyznę25 czerwca 2010 at 16:05@sexi woman wrote:
macie siebie….zazdroszczę mimo wszystkich przeciwnożci
ja muszę udawać, że żyję….
bo życie z niespełnioną nigdy miłożcią jest udawaniem
szanujcie Wasze szczężcie
Pozdrawiam tak cudownego mężczyznęz tamta nic nie ma, nie utrzymujemy kontaktu, po drodze jeszcze mialem panne, ale malolate i sie zaraz okazalo ze jednak nie jest taka fajna jak sie wydawalo n 1szy rzut oka haha, ale spoko luz, zabieram sie za nastepna haha
- AutorOdp.