- AutorOdp.
- 9 kwietnia 2007 at 12:22
Pomyżlałem, że przydałby się taki temat, w którym można by umieszczać poezję w takiej formie. Wiersze i nie tylko, znane, mniej znane oraz Waszego autorstwa.
A więc chcesz być kochany? śmiałe to żądanie
Ale pomyżl przez chwilę, Czyż zasłużył na nie?!
Bez płaczu, bez skazy wytrwa tylko głaz
Cierpieć możesz raz niejeden, Ale kochać tylko raz.
Bez żyłki, bez skazy Wytrwa tylko głaz
Szaleć można tysiąc razy, Ale kochać tylko raz!
Bogactwa, zaszczyty i młodożć przeminie,
Tylko miłożć w sercu nigdy nie zaginie
Ciężko, ciężko żyć na żwiecie,
Kiedy płacze się i szlocha,
Jeszcze ciężej żyć bez kogoż,
Kogo się ogromnie kocha
Co wart jest samochód,
Gdy nie ma benzyny,
Tyle wart jest chłopak,
Co nie ma dziewczyny!
Czy warto płakać, gdy ogół się żmieje?
Czy warto kochać, nie będąc kochanym?
Czy warto nosić w swym sercu nadzieję,
By potem być zapomnianym?!
Czysta miłożć w pokornej jawi się postaci,
Nigdy żlubnej obrączki,
Diament nie bogaci
Dwie drogi się schodzą w gożciniec żywota:
Pierwsza – to jest miłożć, druga – to tęsknota
Dziż dla miłożci nie róże, lecz osty,
Nie masz już ona dróg łatwych ni prostych
Kto dzisiaj kocha, nie wie, co spoczynek,
Co chleb bez ożci i co dzień bez troski
Gdzie uczucia,
Zbędne słowa!
Jak kochać, to kochać stale,
Jak na żarty – lepiej wcale!
Jedna wiosna w życiu bywa,
kwiaty kwitną jeden raz
Jedna miłożć jest prawdziwa
Tylko ta co pierwszy raz
Jedyne uczucie, co zostawia żlad,
To miłożć naiwna ze szczenięcych lat
Jest jedyny taki kwiat,
Za nim goni cały żwiat
I bogacze pragną go,
A ten kwiat miłożcią zwą
Jest takie słówko, słóweczko małe,
Co czasem starcza na życie całe
Ono wyjażnia życia zawiłożć,
Małe słóweczko. Brzmi ono: Miłożć!14 kwietnia 2007 at 12:57Maria Pawlikowska- Jasnorzewska- cudowna….
Gdy pochylisz nade mną twe usta pocałunkami nabrzmiałe,
usta moje ulecą jak dwa skrzydełka ze strachu białe,
krew moja się zerwie, aby uciekać daleko, daleko
i o twarz mi uderzy płonącą czerwoną rzeką.
Oczy moje, które pod wzrokiem twym słodkim się niebią,
oczy moje umrą, a powieki je cicho pogrzebią.
Pierż moja w objęciu twej ręki stopi się jakby żnieg,
i cała zniknę jak obłok, na którym za mocny wicher legł.-14 kwietnia 2007 at 17:04też Maria Pawlikowska-Jasnorzewska 🙂
Kobieta i CarusoWygięty z rozkoszy balkon
wieńczą wiszące róże
Jestem kochanką i lalką
oczy otwieram i mrużę
i żmieję się ze wszstkiego
objęta wpół na balkonie
podczas gdy brzmi w patefonie
potężny żpiew umarłegoNie wiem, czy czegoż nie pokręciłam, bo pisałam z pamięci.
Poza tym kocham „Balladę o dumnym rycerzu” Leżmiana, ale jest trochę przydługa, nie chcę zażmiecać 🙂
15 kwietnia 2007 at 13:50Ks. Twardowski
Spieszmy sięśpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko to co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznożna
jak czystożć urodzona najprożciej z rozpaczy
kiedy myżlimy o kimż zostając bez niegoNie bądź pewny że czas masz bo pewnożć niepewna
zabiera nam wrażliwożć tak jak każde szczężcie
przychodzi jednoczeżnie jak patos i humor
jak dwie namiętnożci wciąż słabsze od jednejtak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć
kochamy wciąż za mało i stale za późnoNie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocnyśpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłożci
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą18 kwietnia 2007 at 10:35Nic dwa razy
Szymborska WisławaNic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliżmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.Choćbyżmy uczniami byli
najtępszymi w szkole żwiata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata.Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.Wczoraj, kiedy twoje imię
ktoż wymówił przy mnie głożno,
tak mi było, jakby róża
przez otwarte wpadła okno.Dziż, kiedy jesteżmy razem,
odwróciłam twarz ku żcianie.
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteż – a więc musisz minąć.
Miniesz – a więc to jest piękne.Użmiechnięci, współobjęci
spróbujemy szukać zgody,
choć różnimy się od siebie
jak dwie krople czystej wody.Mój ukochany wiersz znam go na pamięć…
19 kwietnia 2007 at 19:44Jeżli któregoż dnia poczujesz, że chce Ci się płakać-
Zadzwoń do mnie…
Nie obiecuję, że Cię rozbawię, ale mogę płakać razem z Tobą…
Jeżli któregoż dnia zapragniesz uciec, nie bój się do mnie zadzwonić…
Nie obiecuję, że Cię zatrzymam, ale mogę pobiec z Tobą…
Jeżli któregoż dnia nie będziesz chciał nikogo słuchać-
Zadzwoń do mnie.
Obiecuję być wtedy z Tobą i obiecuję być cicho…
Ale jeżli któregoż dnia zadzwonisz i nikt nie odbierze…
Przybiegnij do mnie bardzo szybko.
Mogę Cię wtedy potrzebować…Nie wiem, kto napisał ten wiersz….ale wpadł mi w pamięć i podoba mi się…
21 kwietnia 2007 at 19:18Może to nie wiersz, ale takie mam moje przemyslenia…
Kobiety są dziwne. Nigdy nie przestają kochać. Nawet drani.
Dlaczego faceci tak bardzo lubią sobie robić pod górkę?
Ona siedziała i patrzyła cały dzień na telefon. Czasem użmiechała się nawet do niego, tak jakby myżlała, że ten użmiech w jakiż sposób może odebrać J. Użmiech pełen czułożci. Taki uroczy, niewinny, dziecięco naiwny.
Bo ona tak kocha. Bezwarunkowo. Jak małe dziecko. I przyjmuje rzeczy dokładnie takimi, jakie są.
Przecież wystarczy miłe słowo. Przecież nie trzeba wiele.
Dbać i podlewać.
Niezbędne minimum.
Przecież nie nalega. Nie obraża się bez powodu. Nie żywi urazy.
Czasem coż powie. Czasem nawet coż głupiego, co wywołuje w niej potem takie poczucie winy.
Ale nie żąda.
I nigdy nie chciała tego robić.
Chce tylko odrobinę uczucia. Łyżeczkę miłożci. Nawet pół. Ale codziennie.
Chce wiedzieć. Chce czuć.
I to tyle.I gdyby nie to, to łzy nie gładziłyby teraz jej policzków.
A lecą bez opamiętania.
I bez sensu. Też.
Oczekiwała wiadomożci. Pamiętania.
Bez pożwięceń.
Maleńkiego gestu z serca.
Oczekiwała Pupsztalku, Skarbie, Kiciu.
Tak bardzo lubi, jak tak do niej mówi.
Może być sama.
Ale jeżli nie jest, chce tym oddychać. Oddychać powietrzem dzielonym na dwoje.
Być żwiadomą. I pewną. Użmiechać się, bo ma przecież do tego powód.
Bo przecież jest szczężliwa, tylko przez chwilkę nie umie tego odnaleźć.
Bo przez chwilkę zwątpiła.
A wystarczyła tylko wiadomożć.
Pogłaskanie kilkoma literkami. Nic więcej.
A dramat rodzi się ponownie.
W jej małej główce, w której wszystko tak szybko potrafi urosnąć do gigantycznych rozmiarów.
On o tym przecież wie. Przecież zna ją doskonale.
Profilaktyka. To ważne słowo.A teraz ma ochotę zatopić się w blasku dopalających się żwieczek.
Utonąć w ciszy, otulona tylko lekkim żwiatłem.
Ma do tego prawo prawda?
I tak będzie czekać na Niego. Uparcie.
Dziwna, w jak najbardziej dosadnym tego słowa znaczeniu.21 kwietnia 2007 at 20:06Adiż – podobają mi się Twoje przemyżlenia.
Vicente Aleixandre
Leżący, nocąDlatego, ty,
taka spokojna, przyglądając się tobie,
jak gdybym badał, w nocy pragnąc powolutku dojrzeć kolor twych oczu.
Obejmując ci dłońmi twarz, kiedy leżysz tu wyciągnięta
u mego boku, przytomna, zbudzona, w milczeniu patrząca na mnie.
W oczach twych się pogrążyć. Spałaż. Patrzeć na ciebie,
bez zachwytu ci się przyglądać, suchym okiem. Jak nie umiem na ciebie patrzeć.
Bo nie umiem na ciebie patrzeć bez miłożci.
Wiem o tym. Bez miłożci jeszcze cię nie widziałem.
Jak wyglądasz bez miłożci?
Czasem się zastanawiam. Patrzeć na ciebie bez miłożci. Widzieć cię, jaka byłabyż z drugiej strony.
Z drugiej strony mych oczu. Tam gdzie przechodzisz,
gdzie byż szła z innym żwiatłem, inną stopą,
z innym odgłosem kroków. Z innym wiatrem suknie twe rozwiewającym.
I przyszłabyż. Użmiech… Przyszłabyż. Patrzeć na ciebie
i widzieć, jaka jesteż. Ta, co nie wiem, jaka jesteż.
Jaka nie jesteż… Bo jesteż ta, co tu żpi.
Ta, którą budzę, którą trzymam.
Która mówi cichym głosem: „Zimno”. Która całowana przeze mnie szepce
nieomal krystalicznie, której zapach doprowadza mnie do obłędu.
Ta, która pachnie życiem,
czasem teraźniejszym, czasem słodkim
i wonnym.
Po którą wyciągam rękę, którą biorę i przygarniam.
Którą czuję jako stałe ciepło,
gdy siebie jako pożpiech czuję i popłoch
co mija, unicestwia się i spala.
Która trwa jak płatek róży nie blednący.
Która mi daje ciągle życie, obecne,
obecne niewzruszenie jak miłożć, w moim szczężciu,
w tym budzeniu i zasypianiu, w tym żwitaniu,
w tym gaszeniu żwiatła i mówieniu… I milczeniu,
i trwaniu we żnie u boku stałego zapachu, który jest życiem.21 kwietnia 2007 at 21:20To nie wiersz..a raczej żart.., kawał..ale spodobał mi się po prostu..
Mężczyzna spaceruje kalifornijską plażą pogrążony
w glębokiej modlitwie.
Nagle przemówił głożno:
– Panie Boże spełnij jedno moje życzenie.
I usłyszał głos Boga:
– Ponieważ zawsze chodziłeż moimi drogami spełnię
twoje życzenie.
Mężczyzna poprosił:
– Zbuduj dla mnie most na Hawaje żebym mógł tam
jeździć samochodem, kiedy tylko zechce.
Bóg odpowiedział:
– Twoje życzenie jest bardzo materialistyczne.
Pomysl logicznie jak wielkich nakladów wymaga
takie przedsięwzięcie. Ile betonu, stali.
Rzecz jasna mogę to zrobić, ale trudno znaleźć
usprawiedliwienie dla takiej prożby.
Może wymyżliłbyż inne życzenie, które bardziej oddałoby
moją chwałę?
Meżczyzna długo się zastanawiał i w końcu odrzekł:
– Dobrze Panie Boże, w takim razie chciałbym być w
stanie zrozumieć kobiety.
Chciałbym, wiedzieć, co One czują, w głębi duszy, co myżlą, kiedy nie
odzywają się do mnie, albo kiedy placzą.
O co, tak naprawdę Im chodzi, kiedy na moje pytanie: co Ci jest? Odpowiadają: a nic….
I chciałbym wiedzieć jak mogę uczynić kobietę naprawdę szczężliwą.
Po kilku minutach ciszy Bóg odpowiedział:
chcesz dwa, czy cztery pasy ruchu na tym możcie??
😀23 kwietnia 2007 at 09:50🙂 🙂 🙂
Bardzo mi się podoba 😀 😀 😀
…
Każdy dzień obcowania z miłożcią nasuwa nowe spostrzeżenia. Bo przecież nic nie jest constans prawda? A już na pewno nie to, co związane jest z zawiłą przestrzenią uczuć i odczuć, która niejednokrotnie zaskakuje nas tak bardzo.
Dzisiaj na przykład przekonałam się, że miłożć obdarza mnie niesamowitą intuicją. Położyłam się u Jego boku, zamknąwszy uprzednio oczy i głaskałam delikatnie każdy skrawek Jego pleców i rąk. Lubi, kiedy dotykam Go przed snem. Ja też to lubię. Bo nic nie zastąpi mi błogiego wyrazu Jego twarzy, użmiechu, pomruków aż w końcu Jego spokojnego użnięcia. A kiedy już tak się stanie, pochylam się nad Nim ostatni raz, całuję najdelikatniej jak umiem w policzek i bezszelestnie jak dobra wróżka wymykam się z pokoju. Wydaje mi się, że czuję się wtedy nawet o wiele lepiej od Niego. Szczężliwa i spokojna. A swoją drogą, to naprawdę metafizyczne połączenie odczuć. Szczężcie i spokój.
Ale nie to mnie tak dzisiaj zainteresowało. Zadziwiła mnie (po raz kolejny) magiczna moc miłożci. Mianowicie “ głaskając J., po jakimż czasie zdałam sobie sprawę, że moje dłonie wędrują po Jego ciele całkowicie bezwiednie. Bez mojego zastanawiania, bez skupienia, bez rozmyżlań. One wiedzą, który dotyk będzie najodpowiedniejszy. Wiedzą jak długo pozostać w jednym miejscu, wiedzą też, kiedy ruchy powinny być bardziej koliste. Jakimż cudem domyżlają się, że w danej chwili ich oddziaływanie ma być mocniejsze, a delikatne ruchy opuszków palców powinny być zastąpione lekkim drapaniem. Same kierują się nagle w kierunku szyi, żeby zaraz potem powędrować w okolice kożci ogonowej. Potem znowu płatki uszu, kark i łopatki. Potem ramiona. A podczas każdego zetknięcia się moich palców z Jego skórą przepływa ogromna ilożć miłożci. Ode mnie “ do Niego.
Przepływ jest na tyle duży, że palce czasem zdają się lekko szczypać. I ten przepływ energii też zdaje się być cudowny. Bo to chyba za jego sprawą moje dłonie uparcie wędrują niczym prowadzone magnetyczną siłą. I wiedzą. One wiedzą wszystko. Czy to nie jest niesamowite?
Podobnie jest z pocałunkami. I z sexem. Ale na to już chyba ma wpływ nie tylko intuicja mojej miłożci. Tak dzieje się za sprawą porozumienia obu naszych dusz, potrzeb i oczekiwań. W wyniku scalenia, wyrównania, zmieszania i połączenia. Ale mimo to, lubię tę moją miłożć. Tę, która chociaż czasami wie co robić. Tę, która poddaje drogowskazy. Tę, która steruje dotykiem. Bo dzisiaj odkryłam, ze dotyk kierowany miłożcią, ma zupełnie inny wymiar.2 maja 2007 at 14:522Pac
Czasami płaczę
Czasami kiedy jestem sam
Płaczę, bo siebie tylko mam
Moje łzy są gorzkie i cieple
Pełne życia choć nieforemne
Płaczę, bo serce mam rozdarte
i już dalej iżć nie mogę
Gdybym miał się komu zwierzyć
Płakałbym pożród mych przyjaciół drogich
Ale znasz kogoż, kto znalazłby te chwile
by pomóc tobie dalej iżć
świat pędzi i ominie cię raczej
niż zatrzyma się, by spytać dlaczego płaczesz
To takie bolesne i smutne i czasami płaczę
a nikt się nie pyta o przyczynę
2PacZawsze i dzisiaj
Mówisz , że będziesz mnie kochać zawsze,
a co z dzisiejszym dniem
świty staną się zmierzchami , lata przeminą
– czy będziesz mnie kochać tym samym uczuciem
jeżli tak
– radujmy się i pławmy nieustającą przyjemnożcią
jeżli nie
– oszczędź me serce dzisiaj ,
a zdążę wyzdrowieć przed wiecznożcią
A jeżli moje wątpliwożci i pytania martwią cię,
nie miej pretensji do serca mego
Chciałem tylko wiedzieć ,
czy będziesz kochać zawsze od dnia dzisiejszegoi dodam jeszcze jeden:
Carmencita z Bronxu !
To była najczystsza niewinnożć
Pragnąłem Cię więcej niż chciałem siebie
Pamiętam ostatnia myżl przed snem była o Tobie
pamiętam pierwsza myżl rano była o Tobie
Od czasu kiedy Cię uwielbiałem
upłynęło sporo dni ale jeszcze do dziż są chwile
gdy twój piękny użmiech prowadzi mnie przez dzień
Słyszałem , że jesteż z innym i że się spodziewasz
Życzę Ci szczężcia. On już je ma , bo może
budzić się do Ciebie każdego dnia
do zobaczenia w niebie!Wiersze te są tłumaczone z ang. więc może nie do końca oddają włażciwy klimat, ale uważam, że nawet w takiej formie są warte uwagi.
6 maja 2007 at 19:39Specjalnie dla WarnGirl – Serenada (coby nie mówiła, że żadnej nie znam 😉 )
Serenada:
Nie zastukam tego ranka do kochanki wrót
Zatrzymała mnie rusałka w srebrnym lustrze wód
Rozpużciła włos zielony – niech nim igra toń
I spytała szmerem wody po co tak spieszę doń?Póki smutek nie zamieszkał w mym powszednim dniu
Mogę tworzyć obraz szczężcia z marzeń i ze snów
Póki na mych uczuć łąkę nie padł żaden cień
Tylko słońce, tylko gwiazdy i żwiąteczny dzień.Nie rozstrzygnie biedne serce wątpliwożci tej
Czy ona bardzo kocha jeszcze, czy już trochę mniej?Kto nauczy, kto podpowie, czego trzeba by,
By radożci nam spod powiek nie zabrały łzy,
By w powodzi słów słodzonych i drobniutkich kłamstw
Choćby drobna cząstka nieba pozostała w nas.Nie doradzą żadne mędrce, którą żcieżką iżć,
Nie wywróży mi naprędce akacjowy liżć
Nie wie sowa rosochata, zatopiona w żnie
Czy ma rację ta rusałka, że niepokoi mnie.W trwodze bije biedne serce echem pieżni tej
Czy ona bardzo kocha jeszcze, czy już trochę mniej?
Czy trochę mniej?6 maja 2007 at 20:05Dziękuję 😀 zaimponowałeż mi tą serenadą 😉
9 maja 2007 at 16:30mijają stulecia
a one fruną
i są dla nas wciąż te same
zadzierając głowy
niezmiennie mówimy na nie:
kawki bociany pszczoły
nie próbując rozróżnić
kawkę od kawki
bociana od bociana
pszczołę od pszczoły
i one dostrzegają w nas
stale tego samego człowieka
żyjącego teraz i przed wiekami
w tej gatunkowej perspektywie
(może nie tak znów niedorzecznej)
mijając się a nie przemijając
istniejemy dla siebie
bezimiennie ale za to wiecznie13 maja 2007 at 21:11Gdy słońca blask nad morza lżni głębiną,
Myżlę o Tobie, miły.
Wzywałam Cię, gdy księżyc niebem płynął
I zdroje się srebrzyły.Widzę Cię tam, gdzie skraj dalekiej drogi
Szarym zasnuty pyłem,
A nocą gdzież wędrowiec drży ubogi
Na żcieżynie zawiłej.Słyszę Twój głos w szumie spienionej fali
Bijącej o wybrzeże,
Lub w cichy gaj przychodzę słuchać dali
W zamierającym szmerze.I wtedy wiem, że jesteż przy mnie, blisko,
Choć oddal Cię ukryła ”
Przygasa dzień, wnet gwiazdy mi zabłysną,
O, gdybym z Tobą była! - AutorOdp.