- AutorOdp.
- 24 kwietnia 2009 at 10:12
Julian Tuwim
Absztyfikanci Grubej Berty
I katowickie węglokopy,
I borysławskie naftowierty,
I lodzermensche, bycze chłopy.
Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajką wytwornych pind na kupę,
Rębajły, franty, zabijaki,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.Izraelitcy doktorkowie,
Widnia, żydowskiej Mekki, flance,
Co w Bochni, Stryju i Krakowie
Szerzycie kulturalną francę !
Którzy chlipiecie z œNaje F****
Swą intelektualną zupę,
Mądrale, oczytane faje,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.Item aryjskie rzeczoznawce,
Wypierdy germańskiego ducha
(Gdy swoją krew i waszą sprawdzę,
Werzcie mi, jedna będzie jucha),
Karne pętaki i szturmowcy,
Zuchy z Makabi czy z Owupe,
I rekordziżci, i sportowcy,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.Socjały nudne i ponure,
Pedeki, neokatoliki,
Podskakiwacze pod kulturę,
Czciciele radia i fizyki,
Uczone małpy, żcisłowiedy,
Co oglądacie żwiat przez lupę
I wszystko wiecie: co, jak, kiedy,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.Item ów belfer szkoły żeńskiej,
Co dużo chciałby, a nie może,
Item profesor Cy¦ wileński
(Pan wie już za co, profesorze !)I ty za młodu nie dorżnięta
Megiero, co masz taki tupet,
Że szczujesz na mnie swe szczenięta;
Całujcie mnie wszyscy w dupę.Item Syjontki palestyńskie,
Haluce, co lejecie tkliwie
Starozakonne łzy kretyńskie,
Że œszumią jodły w Tel-Avivie,
I wszechsłowiańscy marzyciele,
Zebrani w malowniczą trupę
Z byle mistycznym kpem na czele,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.I ty fortuny skurwysynu,
Gówniarzu uperfumowany,
Co splendor oraz spleen Londynu
Nosisz na gębie zakazanej,
I ty, co mieszkasz dziż w pałacu,
A s**ć chodziłeż pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.Item ględziarze i bajdury,
Ciągnący z nieba grubą rętę,
O, łapiduchy z Jasnej Góry,
Z Góry Kalwarii parchy żwięte,
I ty, księżuniu, co kutasa
Zawiązanego masz na supeł,
Żeby ci czasem nie pohasał,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.I wy, o których zapomniałem,
Lub pominąłem was przez litożć,
Albo dlatego, że się bałem,
Albo, że taka was obfitożć,
I ty, cenzorze, co za wiersz ten
Zapewne skarzesz mnie na ciupę,
Iżem się stał żwintuchów hersztem,
Całujcie mnie wszyscy w dupę !¦25 kwietnia 2009 at 19:22tak poza tym to pisze swoje teksty, sentymentalne to one sa raczej zadko, wiec w klasycznym, takim jakim pojmuje je ogol spoleczenstwa, znaczeniu tego slowa malo kto nazwie je „poezja”. Teksty sa bezposrednie, agresywne, bywaja wulgarne, ale sa szczere, pelne emocji i tresci a nie tylko o tym ze kocham albo tesknie chociaz i takie cos sie znajdzie tylko raczej nie w formie sentymentalnej papki. Nie jestem pewien czy mam to publikowac, finalnie ma to byc muzyka a nie tylko tekst pisany wiec moze sie powstrzymam ;p
10 maja 2009 at 20:49OUTaż
JA dla CIEBIE
wyżygaj mnie wreszcie
zabij mój cień
spal myżli
spowodój mą mętalną żmierć
a grobowiec ukryj i zapomnijsiłą wydrenój
bez litożci
tak jak ja bez litożci postępowałęm z tobą
zawszę będę mesjaszem twego cierpienia
karmię się nadzieją
nietylko twojąjestem swym ulubionym pasożytem
nie potrzebuję żywiciela
zrozum………..
bo pociągnę cię razem z sobą10 maja 2009 at 22:49[usunięto_link] wrote:
Julian Tuwim
Absztyfikanci Grubej Berty
Gdzie to pisał, bo przysnąłem “ jeszcze w Brazylii? Czy w Ameryce PŁN?
Czy już w komunistycznej Polszcze? którą lizał po d****, że aż nieprzyzwoicie mlaskało!?Tak, Tuwim to geniusz poezji! Lecz zawstydzający karzeł idei¦ dopowiedzmy “ żwiatopoglądu “ go nie miał! Umierając mam wrażenie, że się tego zawstydził!
@kiedy jestem taka bliska wrote:
OUTaż
JA dla CIEBIE
wyżygaj mnie wreszcie…
Czy to^ jakiż zadeklarowany masochista, czy raczej sadysta!?
Nigdy jakoż nie umiem odróżnić tych dwojga!… Lecz robi wrażenie¦ Oj, robi!No to ja się teraz wysmętnię z moim ulubionym poetą, który powinien otrzymać ze trzy Nagrody Nobla, jednak nie dostał ani jednej! Poprawni politycznie mu w tym przeszkodzili “ najpierw komunistyczni, potem ci najlepiej-wiedzący, liberalni mędrkowie, hehehe¦ a konkretnie Michnik ze swoją grandঠmieli duże wpływy na superażnym Zachodzie! woleli w sumie dobrą alfabetycznie, lecz na dłuższą metę “ bardzo cienką ideologicznie¦ Szymborskঠnotabene: chwaliła Stalina, jako boga, wow! już tego nie można użwiadczyć w żadnej bibliotece, hehehe¦ wyczyszczono dokumentnie! ja oczywiżcie mam to pod rękঠfajna poezja! da się poużmiechać! No dobra, teraz ja:
ZBIGNIEW HERBERT – PAN COGITO A POP
1
W czasie koncertu pop
Pan Cogito rozmyżla
nad estetyką hałasusama idea owszem
pociągającabyć bogiem
to znaczy ciskać gromyalbo mniej teologicznie
połknąć język żywiołówzastąpić Homera
trzęsieniem ziemi
Horacego
kamienną lawinąwydobyć z trzewi
to co jest w trzewiach
przerażenie i głódobnażyć drogi
pokarmu
obnażyć drogi
oddechu
obnażyć drogi
pożądaniagrać na czerwonym gardle
oszalałe pieżni miłosne2
kłopot polega na tym
że krzyk wymyka się formie
jest uboższy od głosu
który wznosi się
i opadakrzyk dotyka ciszy
ale przez ochrypnięcie
a nie przez wolę
opisania ciszyjest jaskrawie ciemny
z niemocy artykulacjiodrzucił łaskę humoru
albowiem nie zna półtonówjest jak ostrze
wbite w tajemnicę
lecz nie oplata się
wokół tajemnicy
nie poznaje jej kształtówwyraża prawdę uczuć
z rezerwatów przyrodyszuka utraconego raju
w nowych dżunglach porządkumodli się o żmierć gwałtowną
i ta mu zostanie przyznana11 maja 2009 at 07:45Muszę coż zrobić z włosami
Muszę coż zrobić z oczami
bo tak mi jakoż ciemno
chociaż tak mocno czekamy
czy my się kiedyż spotkamy
ja z tobą, a ty ze mną.
Czarna woda między nami i sokole oczy
czyżmy sobie winni sami
czy żwiat nas zaskoczył.Muszę coż zrobić z listami,
muszę coż zrobić z myżlami
bo tak mi jakoż ciemno
chociaż tak mocno czekamy
ja z tobą, a ty ze mną.
Żywy ogień między nami
wielki pożar ziemi
czyżmy sobie winni sami
czyżmy wymyżleni?Muszę coż zrobić z rankami
muszę coż zrobić z nocami
bo tak mi jakoż ciemno
chociaż tak mocno czekamy
czy my się kiedyż spotkamy
ja z tobą, a ty ze mną?
Kłamstwa w nas jest coraz więcej
rzadkożmy weseli
czy nam kto zawiązał ręce
czyżmy nie dożć chcieli?
…11 maja 2009 at 08:00
Użmiecham się do Ciebie…
poprzez smutek mych oczu
porzucona na bezkresnym oceanie zagubienia
cierpię w skrytożci ducha…
choć kilka literek mogłoby
uratować mi życie11 maja 2009 at 17:24Na dnie sarkofagu
Noc,
Czarna suknia
Rozrzucam korale wspomnień…
– Wtulona w włosów płaszcz,
Wonna rodnią swą.Teraz okryta snem.
Na wpół lodowata dłoń.
Zimne twe usta…
A jeszcze niedawno ogień tlił.
Pamiętam rozkoszny wiatr,
Masztem gnący
sztorm.Daję ci moją łzę.
Okręt mój płynie dalej
Gdzież tam…
Serce choć popękane, chce bić.
Nie ma cię i nie było
Jest noc.
Nie ma mnie i nie było
Jest dzień…
11 maja 2009 at 17:35
„nieracjonalna
nieupraszczalna
niezaprzeczalna
niezrozumiaławykolejona
wytrącona
wypaczona
wolna formadziwaczna aż do punktu, w którym staje się
Prawdziwa Włażciwa Poprawna
Ktokolwiek czy cokolwiek
Ten każdy wszyscytonie w morzu logiki
monstrualny stan porażeniawciąż chora”
17 maja 2009 at 15:53Adam Piechocki aka PIH
„Zbrodnie z namiętnożci”
Zamknij oczy, czy teraz widzisz to co ja?
Poduszka zakrywa Ci szczelnie Twarz,
jesteż owadem na szybie rzeczywistożci,
jak werniks kruszy się krótkiego życia blask,
to miasto jego zbrodnie z namiętnożci, CO,
pozbawiło nas woli, szelest, esperanto łakomych,
nie ludzie robią pieniądz, tylko pieniądz robi z ludzi,
szpiegów, gnidy, zdrajców, k****.Drzwi bez klamek, schizofrenicy, zakład psychiatryczny,
to miejsce gdzie wolą strugać trumny niż kołyski,
niektóre matki, w ich duszach cmentarna cisza,
piją własne mleko i zjadają łożyska.
Chcą piękno i czas w miejscu zatrzymać,
ten fetor to ich strach, epinefryna,
czernina zupą dnia, krew, spływa po brzytwie,
swastyka na czole, zgnielizna w modlitwie.
To dom czerniaka, wirusów, gadów, owadów,
odpędzasz się od roju, lepkich komarów,
w tym raju masz wybór, wybór rodzaju żmierci,
prawo głosu, masz prawo jęku, jęczysz.
Tonący brzytwy się chwyta, chcesz na to żwiadka?
nadzieja idzie szybko na dno jak meduzy tratwa,
czujesz się jak ofiara, zęby wybite, nogi skrepowane,
podwieszone pod sufitem, wokół ciebie,
skorumpowani urzędnicy, ci bezwstydni i ci subtelnie skryci,
człowiek jak niewolnik, uwięziony w sztolni,
zwykły rzeczownik którym rządzą przypadki,
zmęczony, od prądem dozowanych mu bodźców,
zamknięty jak szczur, w swoim ciasnym kojcu.
Tym syfem rządzi król, strachu, cierpienia,
rachunek w banku nie równa się rachunek sumienia.Poduszka zakrywa Ci szczelnie Twarz,
jesteż owadem na szybie rzeczywistożci,
jak werniks kruszy się krótkiego życia blask,
to miasto jego zbrodnie z namiętnożci, CO,
pozbawiło nas woli, szelest, esperanto łakomych,
nie ludzie robią pieniądz, tylko pieniądz robi z ludzi,
szpiegów, gnidy, zdrajców, k****.Skalpel, szczypce do żeber, piły do kożci,
symbole czuwania w mieżcie dziwnych intymnożci,
opuszczone głowy, zwieszone ramiona,
szpital, salowa, pacjent, odleżyny, kona,
on patrzy znad framugi zmęczonymi oczami,
wisi tak przybity, nienawiżci rękami,
w okół, konowały z akcji brutalnożć bez granic
i ludzie przywiązani do życia kablami,
każdy niesprawiedliwy życia wyrok,
jak lanca przebija jego bok znów na wylot,
nagie bezlitosne skały, dzisiejszej Golgoty,
Temida ze wstydu przewiązuje oczy,
gołębie pokoju łkają schowane w drzewach,
skrada się hiena, łże pod nimi w krzewach,
wszystko co żyje to i umiera,
kochankowie pogrążeni po uszy w złudzeniach,
metal koroduje, tu,
kamień wietrzeje, tu,
diabeł mężczyźnie, kobiecie w twarz się żmieje,
zdradzeni wczeżnie, wychodzą dziż po raucie,
wdychają spaliny zamknięci w aucie,
całe ich życie to była senna mara,
jest tylko on, ona, na odludziu garaż,
puste pokoje, pustych domów,
kolejne co dnia, do snu nie skłonna nekropolia.Poduszka zakrywa Ci szczelnie Twarz,
jesteż owadem na szybie rzeczywistożci,
jak werniks kruszy się krótkiego życia blask,
to miasto jego zbrodnie z namiętnożci, COO,
pozbawiło nas woli, szelest, esperanto łakomych,
nie ludzie robią pieniądz, tylko pieniądz robi z ludzi,
szpiegów, gnidy, zdrajców, k****.Autostradą armagedonu suną konwoje żmierci,
gdzie przed rozdarciem nieba, umieramy z nędzy,
wchodzimy na grzązkie wody, wżciekłej agresji,
roztocze, muchy żciernice, zastępy żmierci,
zwłoki kobiety, bez piersi, rany niemo krzyczą,
kauteryzowane, przez bestie lutownicą,
usta milczą, przykrył je wiecznożci ?blet?
po policzku liże ją bezpański pies,
czarny scenariusz ciągle się powtarza,
a każdy dzień wstaje jak Łazarz,
nie pomagają na sen prochy, zabrane od matki,
do żwiata przemocy, stoisz na możcie,
widzisz zachodzące słońce,
ten widok wcale cię nie odpręża,
rzeka jakby spływa krwią, miasto zło,
zepsucie, jabłko zdarte, przez biblijnego węża,
tu ulica gwałtu wychodzi na skwer awantur,
za nim rozpusty park, plac marki zade sad,
stoją przy ulicy bezzębne stare,
zagłębie popsutych, zużytych lalek,
te twarze gwarantują więcej wrażeń,
wyniesiona na ołtarze agonia idzie z tym w parze,
razem z rozkładem w parze, z powrotem do żródmieżcia,
do przepełnionych klubów,
gdzie swoje nocne żniwo, zbiera inkubus,
choroby spod znaku wenery, Boski sąd,
kara za grzechy, ciała w strupach zżera trąd,
ona pyta się jak lubisz, chce wiedzieć jak lubisz,
jest gotowa kręcić dziż z padliną Snuff movies,
żmierdzi jak winda zalana uryną, przypadek?
one nie nucą już piosenek swoich matek,
GHP w drinkach, nie chcą znać planów,
ktoż obcy, sakrum, zrobi dziż profanum,
przylądek strachu, a w kalendarzu dla tej gwiazdy,
dziż specjalnie, jest trzynasty,
dziż specjalnie, jest trzynasty…28 maja 2009 at 12:13ZARĘCZYNY
Na wspólną radożć,
na wspólną biedę,
na chleb codzienny
i na poranne otwarcie oczu
w blasku słonecznym;
na dobry wieczór,
na długi wieczór,
na zgodne ciepłe
żcielenie łóżek;
na zdrowie
(ile je trzeba cenić),
i na wszystkie choroby;
zapalenie słów,
ostry nieżyt cierpliwożci,
gorączkowe czekanie,
plamistą zazdrożć;
na twoją obcożć,
na moją innożć,
na dwie połowy
w jednej łupinie –
słodki orzech
twardy do zgryzienia –
na nieustanne sobą zdziwienie,
na gniew i krzywdę i przebaczeniewybieram Ciebie.
Ludmiła Marjańska.15 września 2009 at 00:44
W ziarnku piasku ujrzeć żwiat cały
Całe niebo – w kwiatku koniczyny,
Nieskończonożć zmieżcić w dłoni małej
Wiecznożć poznać w ciągu godziny……..
15 września 2009 at 00:52
stale narzekamy
na dziurę w możcie
na piąte koło u wozu
na dwa grzyby w barszczu
na kropkę bez i
na piłkę co łamie kwiaty
na szczężcie bez dalszego ciągu
na to że nas nie widać
na to że wszyscy umierają a nie tylko niektórzy
na to jak bardzo wystarczy kochać żeby siebie zniszczyćale stale potrzeba tego co niepotrzebne
15 września 2009 at 00:54
Jakie to dziwne
tak bolało
nie chciało się żyć
a teraz takie nieważne
niemądrejak nic
20 września 2009 at 09:19@kiedy jestem taka bliska wrote:
stale narzekamy
na dziurę w możcie
na piąte koło u wozu
na dwa grzyby w barszczu
na kropkę bez i
na piłkę co łamie kwiaty
na szczężcie bez dalszego ciągu
na to że nas nie widać
na to że wszyscy umierają a nie tylko niektórzy
na to jak bardzo wystarczy kochać żeby siebie zniszczyćale stale potrzeba tego co niepotrzebne
ładne, ładne!
21 września 2009 at 12:35Uciec od miłożci, na chwilę, na sto lat, na zawsze….
nie tak łatwo,
Kiedy serce otworzy paszcze ! - AutorOdp.