- AutorOdp.
- 7 lutego 2008 at 13:40
Z całego stroju jako tako podobają mi się tylko buty. Patrząc na zdjęcie pomyżłałam, że gdybym była zagorzałą fanką białych rajtek i tworzenia z nimi kontrastów to pozostając przy tych czerwonych butach nawet, wybrałabym jakąż jednokolorową (białą choćby) krótką, prostą, minimalistyczną sukienkę. Do tego jakież designerskie okulary przeciwsłoneczne i małą torebkę.
No ale w gruncie rzeczy mam zupełnie inny styl 😉
25 marca 2008 at 23:42A co tu tak cicho 🙂 Wiosna idzie – czas na białe rajstopki
[usunięto_link]
26 marca 2008 at 22:09Jakis taki babciny ten ubiór…i te białe rękawiczki-koszmar!
27 marca 2008 at 14:19Jak ktos lubi biale rajstopy to okej, ja w nich czulabym sie dziwnie wogole mam takie jakies dziwne chalo,ze jak rajstopy to tylko w kolorze opalonego brazu, moja mama natomiest zwykle wybiera te najjasniejsze i zawsze wyglada w nich elegancko.zgadzam sie,ze to co ma sie na sobie tez jest bardzo wazne.
27 marca 2008 at 14:36gdyby rajstopy byly ciemne, a spodnica dluzsza (np olowek dzinsowy lub czarny), to jakos by to wygladalo. a tak…bez komentarza.
27 marca 2008 at 19:01Białe rajstopy kojarzą mi się ze spodniami Królewicza z bajki co jedzie na koniu i trzyma „w pół” białogłowę…
Kolorowym rajstopom, tudzież białym- NIE
28 marca 2008 at 18:51girlviki ale ty tak na co dzień się ubierasz? Zupełnie nie w moim stylu.Ostatni raz miałam na sobie białe rajstopy jak miałam 10 lat.
Aczkolwiek kolorowe… kto wie, modne teraz są 😆29 marca 2008 at 14:17Na codzień nie ale powiedzmy dożć często. Noszę też inne kolory ale białych i kremowych mam najwięcej
9 kwietnia 2008 at 14:19Wiosenny płaszczyk 🙂
[usunięto_link]
9 kwietnia 2008 at 21:33No,biała dama 😆
3 maja 2008 at 21:16Jak rajstopy, to tylko czarne lub cieliste. W białych wyglądam jak bałwan.
7 maja 2008 at 15:10😯 dziwny pomysł… bezsensowny moim zdaniem…
7 maja 2008 at 17:45No w zasadzie… 😕 co kogo obchodzi,kiedy mam okres?? 😛
7 maja 2008 at 18:35otoz to…
troche glupie.
7 maja 2008 at 18:46okres i białe rajstopy? bez sensu…
- AutorOdp.