Na podstawie wielu badań naukowych i obserwacji klinicznych z całą pewnością zostało udowodnione, że nadmierna ekspozycja na promienie słoneczne powoduje: 1/ przedwczesne starzenie skóry, 2/ wzrost ilości zachorowań na nowotwory skóry
Niestety.
W związku z powyższym, każdy rozsądny człowiek powinien ograniczyć czas kontaktu nieosłoniętej skóry ze słońcem.
Jednakże tzw. proza życia jest zupełnie inna. Wiele osób, szczególnie kobiet, nie wyobraża sobie życia bez opalenizny.
Co zatem zrobić aby „wilk był syty i owca cała”?
Dobrym rozwiązaniem jest stosowanie tzw. aktywatorów opalania (np.: firmy Butterfly). Aktywatory opalania są to kosmetyki, zawierające w swoim składzie związki chemiczne, z których powstaje nasz naturalny barwnik MELANINA. Pozwala to skrócić czas przebywania na słońcu lub w solarium 3 – 5 krotnie. Tym samym skrócić czas pochłaniania przez naszą skórę tak szkodliwych promieni UVA i UVB. Kosmetyki zaliczane do tej grupy kosmetyków powinny w swoim składzie zawierać pochodne Tyrozyny i L-Dopa.
Innym rozwiązaniem jest możliwość uzyskania brązowego zabarwienia skóry w sposób sztuczny – przez stosowanie tzw. samoopalaczy. Główną aktywną substancją powodującą zabarwienie skóry jest tu DWUHYDROKSYACETON / DHA/. Od kilku lat dla wzmocnienia efektu „sztucznej opalenizny” do dwuhydroksyacetonu dodawane są naturalne substancje barwiące np. lawson /wyciąg z henny, lub juglon wyciąg z ekstraktu orzecha włoskiego/. Głównymi wadami, które przez wiele lat odstraszały potencjalnych klientów od zakupu tych kosmetyków był ich zapach oraz barwienie ubrań. Powoli niedogodności te zostają wyeliminowane przez „zamykanie” DHA w liposomach (np.: samoopalacz do twarzy i ciała Auto-Bronzant Guinot ). Przy zastosowaniu samoopalaczy musimy pamiętać, że tak uzyskana opalenizna wcale nie chroni nas przed negatywnym wpływem promieni słonecznych. Dlatego równocześnie powinniśmy stosować filtry anty UVA i UVB.