David Lynch – Reżyser w kadrze #3

Reżyser w kadrze – nowy cykl artykułów dla miłośników dobrego kina. Co dwa tygodnie przyjrzymy się twórczości innego reżysera i wybierzemy kilka filmów, które naszym zdaniem zasługują na szczególne uznanie.

fot. Twitter @Unboxholics

David Lynch (1946) – ojciec współczesnego kina surrealistycznego, uznawany za jednego z najbardziej kontrowersyjnych i oryginalnych reżyserów światowego kina. Od dziecka kochał sztukę, a w szczególności malarstwo, które zaprowadziło go do Akademii Sztuk Pięknych w Pensylwanii. Stateczne obrazy szybko przestały mu jednak wystarczać i odkrył nową fascynację – ruch obrazu dzięki taśmie filmowej.

David Lynch – surrealistyczny wizjoner

Już pierwsza praca animowana Lyncha pt. Sześciu mężczyzn, którym robi się niedobrze (1966), dała do zrozumienia widzom, że nie mają do czynienia z przeciętnym twórcą. W ciągu następnych czterech lat nakręcił dwa krótkometrażowe filmy łączące animację i fabułę Alfabet i Babcię, które wzbudzały zarówno zachwyt, jak i niepokój wśród widzów. Dały początek niepowtarzalnego stylu reżysera, który od tej pory miał stać się solą w oku krytyków filmowych, którzy mimo wielu głosów sprzeciwu, nie mogą odmówić mu geniuszu.

Lynch często czerpie inspirację ze snów i marzeń sennych, fobii i lęków, głęboko zakorzenionych w ludzkiej podświadomości. Nierzadko manipuluje widzem, aby wprowadzić go w pewnego rodzaju zakłopotanie i zmusić do wnikliwej analizy świata przedstawionego.

W tym artykule z cyklu „Reżyser w kadrze” omówimy styl Lyncha na podstawie trzech prac, które naszym zdaniem w największym stopniu definiują go jako artystę. Nie mniej jednak, uważamy, że wiele innych jest godnych równie dużej uwagi. Dlatego nie wykluczone jest, że pojawi się on ponownie w naszym cyklu.

Głowa do wycierania (1977)

Pierwszy pełnometrażowy projekt Lyncha, dzięki któremu zasłynął i stał się rozpoznawalny również poza granicami Stanów Zjednoczonych. Przedstawia zdegradowaną wizję przytłaczającej urbanizacji, w której próbuje się odnaleźć główny bohater – Henry Spencer (Jack Nance). Wiecznie zaniepokojony, z widocznym grymasem na twarzy, zmaga się z nową rzeczywistością, do której został wtłoczony. Dowiaduje się bowiem, że jego dziewczyna, z którą nie widział się od kilku miesięcy, urodziła ich wspólne dziecko. Niestety okazuje się ono dalekie od wyobrażeń widzów – przypomina bardziej pokraczne, kosmiczne stworzenie niż ślicznego noworodka. Jak się szybko okazuje, potomek nie spełnia wymagań matki i jej rodziców, dlatego zostaje oddane pod opiekę Henry’emu.

Natłok zdarzeń, nieoczekiwane rodzicielstwo i osamotnienie nasilają chaos, który już od początku filmu otaczał głównego bohatera. Wiecznie pracujące maszyny przemysłowe, problemy z odróżnieniem snu od rzeczywistości – to dopiero początek ciągu dziwnych zajść.

Świat, w którym żyje Henry przedstawiony jest jako czarno-biała, obskurna scena teatralna, jakby ukryta gdzieś w głębi teatru, z dala od ludzkich spojrzeń. Widz ma wrażenie, że akcja dzieje się w bliżej nieokreślonej, dziwacznej przestrzeni, zawieszonej pośród smutku, lęków i paranoi. Mimo że miejsca akcji wydają się być bardzo intensywnie oświetlone reflektorami, można odnieść wrażenie, że poza bohaterami w tym świecie nie ma nikogo, kto mógłby ich usłyszeć.

Obraz jest prawdopodobnie odzwierciedleniem lęków Davida Lyncha – jego pierwsza dziewczyna, Peggy Lentz bardzo szybko zaszła w ciążę, a on nie potrafił poradzić sobie z ciężarem ojcowstwa. Pragnął za wszelką cenę nakręcić film, który odda jego stan emocjonalny. W związku z brakiem środków, powstawał on aż 5 lat, a sam reżyser zamieszkał na planie, żeby zaoszczędzić na czynszu.

Blue Velvet (1986)

Rzadko która praca Lyncha aż tak podzieliła opinię publiczną jak Blue Velvet. Jest to obraz, który zupełnie przeczy oczekiwaniom widzów, zaskakuje ich, w niektórych wywołuje niesmak i odrazę, a w innych zachwyt. Według relacji „Newsweeka” z 1987 roku, podczas seansu w jednym kin w Chicago wielu widzów wyszło z sali, a jeden nawet zemdlał – gdy jednak doszedł do siebie, szybko wrócił, żeby zdążyć obejrzeć końcowe sceny.

Blue Velvet opowiada o dojrzewaniu w cukierkowej scenerii amerykańskiego miasteczka. Gdy młody student Jeffrey Beaumont (Kyle MacLachlan) wraca do domu ze szpitala, w którym po zawale serca znalazł się jego ojciec, znajduje na trawniku ludzkie ucho. Postanawia przekazać je detektywowi. Chłopak dowiaduje się od jego córki, Sandy (Laura Dern), o powiązaniu znaleziska z pewną piosenkarką z klubu nocnego. Pod jej wpływem wplątuje się w przestępczy świat, z którego nie ma odwrotu.

Prowadząc prywatne śledztwo, Jeffrey podąża tropem piosenkarki i trafia do jej mieszkania, w którym staje się świadkiem drastycznych scen seksualnego upodlenia. Niestety psychopatyczny oprawca Frank Booth (Dennis Hopper) zauważa go i tym samym rozpoczyna koszmar chłopaka.

Doskonale zagrana postać Franka wprowadza brutalność i zło do sielakowego, prowincjonalnego świata. Tego typu przewrotność pozornie pogodnych realiów to zabieg często stosowany przez Lyncha. Niewinność i dobro przeistaczają się w zepsucie i zło w czystej postaci.

Zagubiona autostrada (1997)

Film jest majstersztykiem surrealistycznej zawiłości, dziwacznych scen i budowania napięcia. Wielu krytyków uważa go za thriller wszech czasów.

Saksofonista Fred Madison (Bill Pullman) wraz z żoną Renee (Patricia Arquette) zaczynają dostawać podejrzane kasety video, na których nagrano ich willę. Początkowo filmy ukazują rezydencję wyłącznie od zewnątrz, lecz gdy następne nagrania przedstawiają wnętrze i ich samych podczas snu, wpadają w panikę.

Na przyjęciu organizowanym przez przyjaciela Renee, Freda zaczepia nieznajomy, tajemniczy mężczyzna o upiornym wyglądzie, który mówi mu, że właśnie jest w jego domu. Fred oczywiście nie wierzy, więc dzwoni do swojego mieszkania – słuchawkę podnosi mężczyzna. Scena jest przerażająca i absurdalna. Żeby poczuć jej klimat, najlepiej obejrzeć ją samemu:

Niedługo potem Fred otrzymuje kolejną kasetę, tym razem przedstawiającą jego samego mordującego Renee. Policja aresztuje go, lecz niedługo w jego miejsce pojawia się ktoś zupełnie inny. „Wyglądała jak ty, ale to nie byłaś ty” to cytat, który najlepiej oddaje dezorientację i niepokój panujące w Zagubionej autostradzie i który przeszedł już do annałów światowego kina.

Narracja prowadzona głównie za pomocą obrazu, niedomówienia, nieprzyjemna, wprawiająca w zakłopotanie muzyka i zaburzona chronologia wspaniale oddają zakłopotanie, jakie odczuwają bohaterowie, a wkrótce również sam widz. Film wprowadza w hipnotyczny trans, wobec którego nikt nie pozostaje obojętny.

AD