Kiedy Renata Kim spisywała relacje swoich bohaterów, często słyszała: najbardziej boli to, że wszystkie te potworne rzeczy, które im się przydarzyły, są dla innych ludzi niewidoczne. I że kiedy oni niewyobrażalnie cierpią, świat tego nie widzi i nie rozumie. Są więc – opowiadali – całkiem sami ze swoją krzywdą i bólem.
Teraz, kiedy epidemia koronawirusa skazała nas wszystkich na społeczną izolację, ofiary przemocy psychicznej są w jeszcze bardziej rozpaczliwej sytuacji. Zamknięte w domu ze swoim oprawcą nie mogą się nawet nikomu poskarżyć, bo przecież on siedzi za ścianą. Uciec też nie mogą, bo z domu wychodzić nie wolno.
Co im zostaje? Mogą spróbować wykorzystać czas przymusowego zamknięcia do zrozumienia swojej sytuacji i zaplanowania pierwszych kroków, które pomogą im odzyskać zdrowie psychiczne i spokój. Mogą zacząć planować przyszłość bez człowieka, który bezlitośnie wykorzystywał i niszczył. Bo choć ofiary przemocy psychicznej zwykle nie mają siniaków i zadrapań, są zrujnowane przez lata życia z człowiekiem, który zdradzał i upokarzał na wszystkie możliwe sposoby. Wszystko w imię miłości.
Dlaczego nikt nie widzi, że umieram to wstrząsające relacje ludzi, którzy doświadczyli przemocy emocjonalnej. Ich opowieści dopełniają rozmowy z psychologami o tym, jak wchodzi się w toksyczną relację, jakie są jej kolejne etapy i jak trudno się z niej wyrwać. Ale książka Renaty Kim daje nadzieję, że ucieczka z piekła jest możliwa.