Drobna kobieta za kierownicą wielkiej ciężarówki. Rozmowa z Iwoną Blecharczyk

„Wypracowałam sobie swoje miejsce w tym męskim świecie. Nie uważam, żebym była jakąś czarną owcą czy niepasującym elementem układanki, to jest mój świat”.

Drobna kobieta za kierownicą wielkiej ciężarówki. Rozmowa z Iwoną Blecharczyk

Iwona Blecharczyk od 10 lat jest zawodowym kierowcą. Na platformie YouTube prowadzi kanał, na którym zdradza szczegóły swojej pracy, niedawno wydała książkę Trucking girl oraz wystąpiła w programie „Przygody Truckerki”. Jest ambasadorką fundacji Trucking Life, a dzięki swoim działaniom w Internecie stara się poprawić wizerunek kierowców i całej branży transportowej.

Pani filmy oglądają setki tysięcy, niektóre nawet miliony ludzi. Czy popularność internetowa przekłada się na tę w życiu codziennym? Czy często ktoś rozpoznaje Panią na trasie?

  • Często zdarza się tak, że na stacji benzynowej lub na parkingu ktoś do mnie macha, chce mi zrobić zdjęcie lub pyta na CB, czy to ja. Widzowie znają firmę, w której pracuję, ale nie wszyscy kojarzą zestaw, którym jeżdżę, więc pytają moich kolegów z pracy, czy to może ja. Rzeczywiście ludzie często poznają mnie w trasie. Dwa lata temu, kiedy byłam w Kanadzie, zatrzymałam się pod marketem i zaczepił mnie jakiś człowiek. To był słoneczny dzień, więc zatrzymał mnie, żeby zapytać o okulary, i okazało się, że mnie poznał. Ciekawe, że człowiek kompletnie niezwiązany z transportem rozpoznał mnie na parkingu gdzieś na dalekiej północy. Nigdy nie wypuszczam żadnego filmu bez tłumaczenia, więc rzeczywiście mam dużo widzów z całego świata. Statystycznie, po Polsce oczywiście, najwięcej widzów mam w Niemczech, Stanach, Kanadzie i Wielkiej Brytanii.

Czy rozważała Pani przejście na stałe z języka polskiego na angielski, by dotrzeć do szerszego grona odbiorców zagranicznych?

  • Nie raz się nad tym zastanawiałam, ale prawda jest taka, że nie używam już angielskiego na co dzień i ten język nie jest dla mnie tak oczywisty. Odruchowo łatwiej jest mi mówić po polsku, zwłaszcza że czasem nagrywam podczas jazdy, więc nie mogę się mocno koncentrować na języku, nie mam tak podzielnej uwagi.

Czy trudno jest pogodzić pracę kierowcy z tworzeniem treści na YouTube’a?

  • Nauczyłam się funkcjonować tak, że w nocy pracuję jako kierowca, wiadomo że w ciągu dnia również, ze względu na załadunek i rozładunek, ale jednak nad ranem zazwyczaj idę spać. Budzę się po pięciu-sześciu godzinach i później mam kilka godzin dla siebie. Ten czas odpoczynku inni wykorzystują na jakiś tam relaks, a ja w tym czasie pracuję. Jakoś udało mi się to wszystko tak zorganizować, że obie prace się zazębiają, ale to też niesie za sobą koszty. Na ten moment filmy nagrywam telefonem, a następnie składam w aplikacji. Czasami powstaje materiał, z którego nie trzeba dużo wycinać, a czasami montaż trwa kilka godzin, więc rzeczywiście jest to czasochłonne. Odbywa się to również kosztem mojego odpoczynku.

Czy praca w sieci ma wpływ na Pani relacje z kolegami z pracy lub pracodawcami?

  • Jeżeli chodzi o pracodawców, to absolutnie nie, bo to jednak reklama dla firmy. Tym bardziej że nigdy nie mówię złych rzeczy o firmie. Wychodzę z założenia, że nie ma sensu tkwić w miejscu, gdzie coś mi nie odpowiada. A jeżeli chodzi o kolegów z pracy, to na początku troszkę się ze mnie wyśmiewali, uważali, żeby nie znaleźć się przypadkiem na filmie, ale już się przyzwyczaili i widzą, że do czegoś to prowadzi.

Jaki jest wizerunek kierowców w Polsce, a jaki za granicą?

  • Dziennikarze często mnie o to pytają. Zdałam sobie sprawę, że pracuję już dziesiąty rok w transporcie i nie wiem, jak jesteśmy postrzegani. Za długo jestem w tej branży, by wiedzieć, co jest poza nią. Wydaje mi się, że ludzie są wściekli, że ciężarówki spowalniają ruch, i nie zdają sobie sprawy, że przewożone są w nich choćby zakupy internetowe, które wszyscy zamawiają. Poza naszymi granicami praca ta jest bardziej doceniana i ludzie mają świadomość, jak jest ważna.

Czy uważa Pani, że pandemia poprawiła ten wizerunek?

  • Z jednej strony być może uświadomiła niektórym, jak ważna jest nasza praca, że gdyby kierowcy zastrajkowali i przestali jeździć, to w ciągu kilu dni nie byłoby paliwa na stacjach benzynowych ani leków w aptece… Ale z drugiej strony jeszcze bardziej zostało podkreślone to, że z nami można się nie liczyć. Stacje benzynowe pozamykały toalety i prysznice… Nie mogłam zrozumieć, jak to jest możliwe, że przychodzi kierowca i kupuje nie 50 litrów paliwa, tylko 1000 albo i więcej, ale mimo to nie można iść odkazić tego prysznica specjalnie dla niego. A niektórzy kierowcy na początku pandemii byli non stop w trasie, ponieważ nie chcieli narażać swoich bliskich na zarażenie. Nasza praca jest potrzebna, jednak już kierowca jako człowiek, to niech sobie radzi sam i niech zawsze będzie świeżo wykąpany i w dobrym humorze.
Drobna kobieta za kierownicą wielkiej ciężarówki. Rozmowa z Iwoną Blecharczyk

Czy w kontekście tych wydarzeń można potraktować pracę kierowców jako misję? Czy myślała Pani o niej kiedyś w ten sposób?

  • Tak, oczywiście. Nawet często na profilu piszę po trasie, że misja zakończona, że dowiozłam ładunek. Bardzo często kierowcy traktują tak swoją pracę. Dla nas to zupełnie normalne. Czujemy, że robimy coś dobrego, że nie wozimy rzeczy zbytecznych, że nie robimy tego tylko dla siebie.

Czy ludzie traktują kierowców zawodowych z szacunkiem?

  • Sam fakt, że kierowcy często nie mają dostępu do sanitariatów i nie mają zapewnionych godnych warunków socjalnych, utwierdza mnie w przekonaniu, że nie. Nie do pomyślenia jest, żeby jakikolwiek pracownik pracujący stacjonarnie zastanawiał się, czy będzie miał okazję skorzystać z toalety w ciągu dnia. To jest chyba niedopuszczalne, prawda? A w świecie kierowców jest to już zupełnie normalne. Podczas załadunków i rozładunków spędzamy pod firmami długie godziny, czasami nawet cały dzień czy noc, bez dostępu do toalety. Kierowca słyszy tylko, że jest ona przeznaczona dla pracowników biura. Czasem krążą takie wieści, że kierowca załatwił się w firmie pod rampą czy na placu i nikt nie pomyśli, dlaczego on to zrobił. To nie bierze się znikąd, trzeba czasem popatrzeć trochę dalej.

Jest Pani ambasadorką fundacji Trucker Life, działającej na rzecz kierowców. Czym dokładnie się ona zajmuje?

  • Zaczęło się od badań na kierowcach zawodowych, które wykazały, że wielu z nich ma problemy z otyłością oraz układem krążenia. Jednym z powodów jest brak ruchu, ponieważ kierowcy tak naprawdę nie mają gdzie ćwiczyć. Wobec tego fundacja zaczęła budowę siłowni zewnętrznych na parkingach dla kierowców w Polsce i w Niemczech. Od tego się zaczęło. W ubiegłym roku rozpoczęto akcję Hero Trucker, która pokazała, że kierowcy są pierwsi na miejscach wypadków. Przedstawiono wtedy kilka historii z takich zdarzeń. Druga część kampanii miała na celu przeszkolenie kierowców w zakresie pierwszej pomocy. Fundacja cały czas działa, szuka tematów „na czasie” i stara się pomagać kierowcom, jak tylko może.

Obecnie przewozi Pani towary wielkogabarytowe. Jak zapamiętała Pani swoją pierwszą trasę z takim ładunkiem? Na filmie z tego wydarzenia nie wydaje się Pani bardzo zestresowana.

  • Pamiętam, że te 3,70 m szerokości, które wiozłam, to był dla mnie jakiś gigantyczny wymiar, z czego dzisiaj się śmieję. Firma dała mi wtedy doświadczonego kierowcę, który wytłumaczył mi, co i jak się robi. Wtedy nawet nie wiedziałam, jak się łańcuchy zapina, jak współpracować z pilotem. Po kilku godzinach jechałam już sama, więc wiadomo, stres był, ale po mnie nigdy tego nie widać. Podczas rozmów na żywo w telewizji czy na konferencjach czasami po prostu umierałam ze stresu i na początku nie mogłam złapać oddechu, a mimo to nikt niczego nie zauważył.

Czy vlogowanie w pewien sposób zaspokaja potrzebę rozmowy i kontaktu z drugim człowiekiem na co dzień? Czy kamera może być specyficznym partnerem do rozmowy?

  • Praca na gabarytach jest tak naprawdę pracą zespołową, więc nie odczuwa się braku kontaktu z drugim człowiekiem. Jak jeżdżę na zleceniach, w ramach których dostarczamy śmigła, to nasz team zawsze jest w tym samym składzie, wszyscy jesteśmy z jednej  firmy, więc się znamy. Podczas tras non stop komunikujemy się przez radio, bo musimy wiedzieć, jak wygląda sytuacja. Ale ma pani rację, że vlogowanie, robienie relacji na Instastory i tworzenie postów to jest jakiś rodzaj bardziej intymnego kontaktu i wchodzenia w relację z widzami. Czytam komentarze w mediach społecznościowych oraz niektóre wiadomości prywatne. Chociaż nigdy na nie nie odpowiadam, to czuję się związana ze swoimi widzami. Wiadomo, że są to tysiące osób, ale jak gadam do tej kamery, to czuję się, jakbym mówiła do jednej bliskiej osoby.

A jak radzi sobie Pani z rozłąką z przyjaciółmi i rodziną? Czy poczucie, że coś nas stale omija tam, w domu, jest nieodłączną częścią pracy kierowcy?

  • Myślę, że można do tego przywyknąć. Ja miałam kryzys w pierwszym albo drugim roku pracy. Pamiętam, że koleżanki zaczęły wtedy wychodzić za mąż, jeździć z rodziną na wakacje, a ja tak ciężko pracowałam. I tak sobie myślałam: „Co ja tu robię? Czy mnie przypadkiem wszystko nie omija?”. Ale bardzo szybko mi przeszło i zrozumiałam, że nie jestem taka, jak inni ludzie. Nie cieszy mnie to, że siedzę w miejscu. Za każdym razem, gdy jestem u rodziców czy u siostry, czy jeszcze gdzie indziej, to jestem gościem. Trochę się tego boję, ale mi to odpowiada. Gdy jestem dłużej w jednym miejscu, to czuję, że omija mnie cały świat, a tutaj nic się nie zmienia. Z moimi najbliższymi staram się widywać tak często, jak to możliwe. Zazwyczaj spędzam weekendy u siostry, trochę rzadziej u rodziców, ale jeżeli mam czas, to od razu jadę ich odwiedzić. Mam bardzo małe grono przyjaciół, to samo od wielu, wielu lat, więc staram się dbać o te przyjaźnie najbardziej, jak tylko się da. Jestem samotniczką, więc mi to odpowiada. Jak taki kot, który nie lubi za długo być głaskany na kolanach – jak mam potrzebę, to idę tam, gdzie mi pasuje. Tak bym siebie opisała. Czasami sobie wyobrażam tych młodych kierowców, którym dopiero co urodziły się dzieci. Co jakiś czas zjeżdżają do domu i widzą, jak te dzieci rosną. Pamiętam, jak mąż mojej kuzynki lata temu pracował jako kierowca i któregoś razu po jego powrocie do domu ich dziecko nie poznało ojca i się go bało. Doszli wtedy do wniosku, że tak nie może być i przestał jeździ. Jednak nie każdy może sobie na to pozwolić.

Czy zastanawiała się Pani kiedyś nad przeprowadzką do innego kraju, np. do ukochanej Hiszpanii?

  • Nie. Gdybym była młodsza, to być może tak, jednak ten roczny pobyt w Kanadzie uświadomił mi, że lubię jeździć, ale na pewno nie chcę być w żadnym kraju imigrantką. Widziałam wiele osób, które porzuciły swoje kraje na rzecz lepszego życia, i zdałam sobie sprawę, że są tam gorzej traktowane. Wydaje mi się, że nigdy nie są tak do końca szczęśliwe, że nie mają swojego miejsca. Myślę, że to ogromny przywilej, że człowiek ma swój kraj, w którym może żyć dobrze. Co prawda różnie u nas bywa z polityką, ale jest pokój, nie ma wojny, jest praca – fakt, że trochę gorzej płatna niż za granicą, ale to naprawdę luksusowe warunki. Wielu ludzi na świecie tego nie ma i musi  porzucać swoje domy, żeby ocalić życie. Jeżeli nie ma takiej sytuacji, to ja nie widzę potrzeby, żeby wyjeżdżać na stałe z Polski.

A jak podobała się Pani Ameryka?

  • Byłam nią bardzo rozczarowana, ponieważ ludzie są tam tacy biedni. Zauważyłam, że bardzo dużo pracują, dużo zarabiają, ale jeszcze więcej wydają. Pochodzę z Podkarpacia, gdzie ludzie pracowali za najniższą krajową, a mimo to udawało im się postawić domy bez większych kredytów i żyją sobie spokojnie. Posiadanie własnego domu to jest luksus, na który często nie stać Amerykanów. Jak kierowcy dostaną jakiś mandat, to mogą nie mieć z czego zapłacić rachunków. Byłam w szoku, że można całe życie pracować i dalej nic z tego nie mieć. W Ameryce zmieniło się też moje zdanie na temat gotowania przez kierowców w Europie. Zawsze było mi głupio o tym mówić i pokazywać, że kierowcy, szczególnie z Europy Wschodniej czy Środkowej, sami sobie robią zakupy i gotują w trasie albo żony przygotowują im posiłki w słoikach. W Stanach Zjednoczonych czy Kanadzie kierowcy jedzą w przydrożnych barach, gdzie jedzenie jest bardzo tanie, ale też i słabe jakościowo. Taki amerykański kierowca mógłby przyjść i powiedzieć, że u nas jest straszna bieda i  że to jest upadlające, aby gotować w zimnie przy samochodzie, ale to nie do końca prawda. Te nasze posiłki są często pełnowartościowe, jakby były przygotowane przez dietetyka. Przeczytałam kiedyś w pewnym artykule, że Rumunia i Polska są liderami w UE w kwestii najniższego zużycia naczyń jednorazowych. Zdałam sobie wtedy sprawę, że kierowcy są bardzo ekologiczni. Przywożą sobie jedzenie w słoikach, używają normalnych naczyń zamiast plastikowych lub papierowych. Jak widać, podróże kształcą.
Drobna kobieta za kierownicą wielkiej ciężarówki. Rozmowa z Iwoną Blecharczyk

Czy często spotyka Pani kobiety na trasie?

  • Spotkanie na trasie dziewczyn, które się zna, to zawsze ogromna radość. Czasem po prostu ma się już dość tych facetów, chciałoby się pogadać z kimś o zupełnie innej energii. Bardzo rzadko zdarza mi się spotykać znajome, ale w tym tygodniu miałam niesamowity dzień. Zajechaliśmy z konwojem na parking dla ciężarówek wielkogabarytowych, na którym stała również moja koleżanka. Tyle razy próbowałyśmy się z Bogusią zgadać, bo ona mieszka pod Krakowem, gdzie często bywałam, ale nigdy nam się nie udało spotkać, a tutaj proszę. Tego samego dnia napisała do mnie koleżanka, czy przypadkiem nie jestem gdzieś w pobliżu, bo ona też jedzie. I okazało się, że była godzinę drogi ode mnie, więc udało nam się wypić razem herbatę. Zabawne, że przez tyle czasu nic, a teraz bez umawiania się spotkałam dwie dziewczyny, które znam dosyć dobrze.

Czy można mówić o jakiejś kobiecej solidarności w ramach grupy zawodowej?

  • Trudno mi mówić o solidarności, ponieważ jestem samotniczką. Mimo że prowadzę te social media i mam kontakt z dużą grupą ludzi, to zawsze jest to kontakt na moich warunkach. Jeśli gdzieś tam na Facebooku są grupy dziewczyn, które jeżdżą, zgadują się i dzielą swoimi historiami, to mnie tam nie ma. Nie sprawdzam się tam i nawet nie chodzi tu o grupy wyłącznie żeńskie. Mogę być w grupach kierowców, ale się nie udzielam, to nie jestem ja. Byłam kiedyś w takiej grupie, jednak taki format się w moim przypadku nie sprawdził. Dużo dziewczyn pisze do mnie prywatnie i wtedy chętnie dzielę się swoimi doświadczeniami.

W jakich sytuacjach bycie kobietą może pomóc w tym zawodzie?

  • Wiadomo, że kobieta ma trudniej, jeśli chodzi o kwestie fizyczne, ale mój przykład pokazuje, że się da. Czasami trzeba po prostu więcej pomyśleć i pokombinować. Jeżeli chodzi o sytuacje, w których kobieta ma łatwiej, to pewnie w sytuacjach biurowych, bo jesteśmy bardziej cierpliwe, empatyczne, mamy większe zdolności komunikacyjne. To brzmi bardzo stereotypowo, ale coś w tym jest. Może to przez wychowanie, w ramach którego mówi się kobietom, że mają być grzeczne i miłe dla innych? W krajach południowych kobiety kierowcy stanowią pewną sensację, kobiety nie pracują tam jako kierowcy zawodowi, dlatego traktuje się je priorytetowo. Kiedy ostatnio byłam w Turcji w ramach kręcenia programu „Przygody Truckerki”, to traktowali mnie na magazynie jak księżniczkę.

Czy w tym męskim świecie jest miejsce na kobiecość?

  • Na pewno zależy to od tego, na jakie warunki kobieta jest w stanie przystać, o ile może obniżyć swoje dotychczasowe standardy. Przypomina mi się, jak któregoś razu byłyśmy z siostrą na targach i w drodze powrotnej zajechałyśmy do mojej ciężarówki. Następnego dnia zaczynałam już pracę, więc stała załadowana w lesie w Niemczech. Byłyśmy zmęczone, dlatego zaproponowałam siostrze, żeby odpoczęła chociaż tych kilka godzin przed trasą do Krakowa, zamiast jechać po nocy. Dzięki temu mogła wrócić rano już na spokojnie. Została i w pewnym momencie pojawiła się kwestia zmycia makijażu i toalety. Byłyśmy w środku lasu, więc wiadomo, że nie było żadnego toi toia ani niczego. Była troszkę sceptycznie nastawiona, ale nie marudziła, bo wiedziała, że warunki są takie, a nie inne. Mnie to za bardzo nie przeszkadza, traktuję to jako koszt wykonywania mojej pracy, którą uwielbiam, ale wiadomo, nie każda kobieta się na to zgodzi. Wypracowałam sobie swoje miejsce w tym męskim świecie. Nie uważam, żebym była jakąś czarną owcą czy niepasującym elementem układanki, to jest mój świat. Czuję się taka sama jak oni. Myślę, że bardzo ważne jest to, że firmy, w których pracowałam, zawsze dbały o to, żebym rzeczywiście czuła się równa z innymi pracownikami. Jednocześnie zawsze wiedziałam, że mam swoje prawa. W pierwszej firmie pracowałam z kierowcą, który źle przyjął moją odmowę i pisał wiadomości, które doprowadziły mnie do łez. Było mi strasznie przykro, ale nie chciałam do nikogo z tą sprawą iść, bo się bałam, że nie przedłużą mi kontraktu. Kiedy dowiedział się o tym jeden z moich kolegów, od razu poszedł do dyrektora, który natychmiast zareagował i zwolnił tego gościa za molestowanie seksualne w miejscu pracy. Powiedział mi wtedy, że jeżeli jeszcze kiedyś zdarzy się cokolwiek takiego, jeżeli będę się czuła źle traktowana, to mam o tym powiedzieć i on będzie reagował, bo w firmie nie ma miejsca na takie traktowanie kobiet. Byłam w ogromnym szoku. Nie mogłam uwierzyć, że jestem warta dla firmy tyle samo, co ten doświadczony kierowca. Teraz to jest dla mnie oczywiste, ale wtedy wcale takie nie było. Dzięki tej pracy i social mediom nabrałam też pewności siebie w kwestii pokazywania się bez makijażu. Zazwyczaj maluję się do nagrań i zdjęć, ale nie mam żadnego problemu, żeby pokazać się naturalną. To zupełnie normalne, zwłaszcza po kilku godzinach pracy.

Pani historia pokazuje, że kobiety mogą osiągnąć wszystko, jeśli tylko chcą. Czy ma Pani poczucie, że jest ikoną lub wzorem do naśladowania?

  • Nie, wcale. Jeżeli dziewczyny piszą do mnie, że jeżdżą dzięki mnie, to ja wiem, ile pracy je to kosztowało, żeby wyskoczyć ze schematu typowego dla kobiety i wejść w taki zawód. Wiem, że mój udział to tylko mały procent, a większość pracy wykonała taka dziewczyna. Jest to miłe, ale nie lubię przypisywać sobie zasług.

Realizuje się Pani na wielu polach, ostatnio również w telewizji. W październiku ukazał się pierwszy odcinek „Przygód Truckerki”. Czy możemy spodziewać się drugiej odsłony programu?

  • Mam nadzieję, że tak. Znam już ekipę pracującą przy programie, wiem, że mogę jej ufać, więc jeżeli dojdzie do kręcenia następnego sezonu, to będziemy razem przysłowiowe konie kraść. Pamiętam, że przez kilka pierwszych dni zdjęć byłam strasznie spięta. Bałam się, jak to wszystko będzie zmontowane, więc postanowiłam sobie, że nie zrobię żadnej głupiej rzeczy. Gdy obejrzałam finalną wersję programu, to stwierdziłam, że montaż rzeczywiście jest świetny i to, czego się obawiałam najbardziej, w ogóle się nie wydarzyło. Moi znajomi mówią, że z każdym odcinkiem widać, że jestem bardziej wyluzowana i że fajnie się to ogląda. Okazało się, że to nagrywanie na YouTube’a dużo mi dało w kwestii pracy przed kamerą, ale widzę, że muszę popracować nad dykcją. Następny sezon, jeżeli się pojawi, na pewno będzie lepszy. Fajnie by było, gdyby nakręcono go w jakimś egzotycznym miejscu.

Pani drugą pasją jest krawiectwo. To dość zaskakujące ze względu na Pani raczej ekstremalny zawód. Czy rozważa Pani powrót do mody i projektowania w kontekście zawodowym?

  • Uwielbiam wykorzystywać wszystkie szanse, jakie daje mi życie. Może dlatego, że tata opowiadał mi historię o zakopanych i zmarnowanych talentach. Myślę, że jeżeli wrócę, to z czymś nieco innym. Teraz nad tym pracuję, w końcu wdrożyłam w życie pomysł sprzed dziewięciu lat. To projekt kamizelki odblaskowej dla kobiet, który przyszedł mi do głowy po moim pierwszym w życiu rozładunku. W magazynie kazali mi założyć kamizelkę odblaskową i buty robocze. Wstydziłam się w tym stroju pokazać, jak go założyłam, to miałam nadzieję, że nikt mnie nie widzi. I wtedy pomyślałam, że sama sobie uszyję kamizelkę, która będzie spełniała swoje funkcje, a jednocześnie będzie kobieca. Później przyszedł czas pracy samodzielnej i projekt poszedł w odstawkę. Wróciłam do niego dopiero, kiedy przygotowywałam się do nagrań „Przygód Truckerki”. Kamizelka powstała w tym roku, po prawie dziesięciu latach. Jest wiele dziewczyn jeżdżących w trasy, które mają podobne odczucia do mnie, więc pracuję nad tym, żeby zacząć szyć. Zobaczymy, jak się przyjmą te moje produkty.

    Drobna kobieta za kierownicą wielkiej ciężarówki. Rozmowa z Iwoną Blecharczyk

Czy kolejny projekt będzie połączeniem miłości do mody z koniecznością stosowania odzieży bhp? Zakładam, że kamizelki to dopiero początek i są jeszcze jakieś dalsze plany dotyczące kolekcji…

  • Mam jeszcze kilka innych projektów na głowie, ale myślę, że na razie wyjdę na wiosnę z tymi kamizelkami. Nie tylko do dziewczyn, które jeżdżą, ale też do tych młodych, nastolatek. Każda z nich chce wyglądać dobrze, i ja to rozumiem, ale też sama jako kierowca widzę, że często młodzież wychodzi na drogę bez żadnych elementów odblaskowych. Wydaje mi się, że to jest świetny sposób na zapewnienie bezpieczeństwa młodym ludziom. A jeszcze do tego te rzeczy są ładne, więc mamy dwa w jednym. Jestem do bólu praktyczna. Lubię robić coś, co ma większe znaczenie dla świata. Chyba jak każdy, bardzo lubię zarabiać pieniądze i odnosić sukcesy, ale zawsze muszę widzieć w tym coś głębszego. Samo zarabianie kompletnie mnie nie jara. Myślę raczej o tym, co by fajnego zrobić, żeby ludzie mieli z tego coś dobrego i czuli się dzięki temu lepiej.

Czy w dalszej perspektywie chciałaby Pani powrócić do planów założenia własnej firmy transportowej?

  • To moje największe marzenie życiowe i choćbym chciała, to nie mogę od niego uciec. Muszę pracować w tym kierunku. Ja wiem, że je spełnię, tylko jeszcze nie wiem, kiedy. Już trochę nad tym pracuję, ale zobaczymy, kiedy będę mogła z tym wystartować. Na pewno tego nie odpuszczę.

Rozmawiała Anita Bożek

Trucking Girl. Iwona Blecharczyk