To wyliczenia money.pl uzyskane na podstawie danych europejskiego urzędu statystycznego Eurostat. Tamtejsi statystycy podsumowali, ile lat uczą się średnio młodzi ludzie w poszczególnych krajach. Przy czym koniec nauki nie oznacza dla nich momentu otrzymania dyplomu, a po prostu chwilę, w której dana osoba decyduje się zakończyć edukację. Oczywiście często oznacza to datę ukończenia studiów, ale uwzględnia też sytuacje, w których studia zostają przerwane albo takie, gdy młoda osoba w ogóle nie decyduje się pójść do szkoły wyższej.
Dodatkowo Eurostat wyliczył, ile średnio kosztuje rok nauki. Kwoty uwzględniają bezpośrednie wydatki opiekunów na uczące się dzieci i nakłady na całą machinę edukacyjną – z utrzymaniem szkół i pensjami dla nauczycieli na czele. Choć te ostatnie to w teorii wydatek z budżetu państwa, to tak naprawdę zrzucamy się na niego wszyscy płacąc podatki.
Nasze 360 tysięcy złotych to w Europie jeden z najniższych kosztów wyedukowania młodego obywatela. Taniej jest już tylko na Litwie, Słowacji, w Chorwacji i Bułgarii – wylicza portal money.pl. Jeśli zaś chodzi o przeciwległy biegun, to rekordzistami są kraje północne. W Norwegii edukacja jest dwa i pół raz droższa niż w Polsce i wynosi aż 233 tysięcy euro. Tylko nieco taniej jest na Islandii i w Danii. Pod znakiem zapytania stoją kwoty w Turcji, Rumunii, Austrii, Luksemburgu i Grecji, bo dla nich Eurostat danych nie zebrał.
źródło: OECD/Money.pl
W większości europejskich krajów koszty edukacji drenują państwowe budżety na kwoty nie mniejsze niż równowartość 5 proc. PKB. To znacznie więcej niż kosztuje utrzymanie armii – na ubiegłorocznym szczycie NATO kraje członkowskie zobowiązały się, by wydawać na wojsko raptem 2 proc. PKB.
Najwięcej publicznych pieniędzy idzie na edukację w Skandynawii i w niewielkich krajach wyspiarskich: na Islandii, Malcie i Cyprze. W rekordowej pod tym względem Danii stanowią równowartość aż 8,8 proc. rocznego PKB. Z kolei najmniej hojne wobec szkolnictwa są rządy słabiej rozwiniętych krajów Unii Europejskiej – Rumunii, Bułgarii, Słowacji, Chorwacji, Czech i Węgier, które wydają od 3,1 do 4,7 proc. PKB). Co ciekawe, w tym towarzystwie znalazły się też gospodarczo rozwinięte Włochy (4,3 proc. PKB). Nawet Polska wypada na tym tle sporo lepiej. Rząd przeznacza na szkolnictwo prawie 5 proc. PKB, co plasuje nas w bliskim sąsiedztwie Niemiec, Szwajcarii i Hiszpanii.
Co do zasady im wyższy szczebel edukacji, tym więcej pieniędzy jest wydawanych na jednego ucznia. I tak w przypadku szkolnictwa podstawowego rok nauki każdego dziecka kosztuje w UE średnio około 5,5 tysiąca euro. Kiedy uczeń idzie do gimnazjum i szkoły średniej, kwota ta wzrasta do 6,6 tys. euro.
Jednak aż 89 proc. Polaków w wieku 24-64 lata skończyło przynajmniej szkołę średnią. Lepiej niż u nas jest tylko w Estonii, Słowacji, Japonii i… Rosji, która jest pod tym względem światowym liderem – wynika z danych OECD.
źródło: OECD/Money.pl
Na rok nauki studenta trzeba w Polsce wydać równowartość 5,5 tys. euro. To bardzo niewiele, jeśli porówna się tę kwotę z krajami skandynawskimi (w Norwegii i Szwecji to odpowiednio około 15 tys. euro). I mimo że pod względem nakładów finansowych jesteśmy w ogonie Europy, to chwalimy sobie jakość nauczania na studiach – w badaniu CBOS z 2013 roku aż 73 proc. Polaków oceniało ją pozytywnie, 39 proc. twierdziło, że jest na podobnym poziomie, co w innych krajach UE, a 23 proc. – że jest wręcz wyższa.
Z drugiej jednak strony, jak przypomina money.pl, młodzi ludzie są świadomi, że studia to dziś nic elitarnego. O tym, że studiować może każdy, było przekonanych 78 proc. tego samego badania. Dodatkowo 57 proc. Polaków żyje w przekonaniu, że dyplom wyższej uczelni ma niską wartość na rynku pracy.