Nasza dzisiejsza wiedza o kształtowaniu list wyborczych pokazuje, że ustawa kwotowa jest rozwiązaniem absolutnie niewystarczającym jeśli chodzi o zrównoważony udział kobiet i mężczyzn na listach wyborczych.
Nasza dzisiejsza wiedza o kształtowaniu list wyborczych pokazuje, że ustawa kwotowa jest rozwiązaniem absolutnie niewystarczającym jeśli chodzi o zrównoważony udział kobiet i mężczyzn na listach wyborczych. Partie wywiązują się co prawda z ustawowej kwoty, zapewniając kobietom 35% miejsc na listach wyborczych, ale bardzo często traktują to rozwiązanie w sposób czysto formalny i ilościowy, to znaczy umieszczają kobiety na dole list, oferując miejsca „biorące” mężczyznom.
Wiele kobiet protestuje. Nie jest bowiem prawdą, że kobiety nie mają woli ani kompetencji, by startować w wyborach. Przeszkodą skuteczności tego startu są stare partyjne układy mężczyzn. Kobiety zajmują miejsca znacznie poniżej swoich kompetencji
i woli. Październikowe wybory będą więc odzwierciedlały stare męskie układy, gdzie mocny politycznie kolega wspiera słabszego, traktując kobiety na listach w sposób dekoracyjny.
Zupełnie tragicznie wygląda to na listach do Senatu. Ustawa zapewniająca kobietom 35% miejsc na listach wyborczych nie obowiązuje w wyborach jednomandatowych. A właśnie w Senacie równowaga płci jest dramatycznie zachwiana. 93% senatorów to mężczyźni i zaledwie 7% to kobiety. Polski Senat nie odzwierciedla więc struktury społeczeństwa polskiego, które składa się zarówno z kobiet i mężczyzn. Polski senat stanowi obecnie instytucję nie tylko upartyjnioną, ale przede wszystkim silnie zmaskulinizowaną, tendencyjną, przyjmującą jednostronny punkt widzenia – jest przybudówką patriarchatu.I nie zmieni tego obywatelska inicjatywa „Obywatele do Senatu”, gdzie chodzi właśnie o obywateli nie – o obywatelki, i której celem jest wymiana jednych politycznych elit na drugie. Również męskie. Tymczasem Senat – by należycie pełnić swoje funkcje – powinien być nie tylko niezależny ale i zrównoważony pod względem płci.
Wypychanie kobiet z list wyborczych lub spychanie ich na niskie pozycje świadczy o tym, że kobiety nie należą do żadnego z układów. Jest to jeden z powodów, dla których warto na nie głosować.
Przypomnijmy też, że kobiety w naszym kraju są lepiej wykształcone niż mężczyźni, są równie jak oni kompetentne, umieją troszczyć się o innych, o społeczność, o dobro wspólne, choć z racji swojej niezależności i „pozaukładowej” pozycji znajdują się na znacznie gorszym politycznie położeniu niż mężczyźni; mając rzekomo takie same bierne prawa wyborcze mają zarazem mniejsze możliwości i szanse. Większa obecność kobiet stwarza nadzieję, że skończy się istniejąca od wielu lat bylejakość państwa, w szczególności w sferze tworzenia prawa i zarządzania.
Tegoroczne wybory dowodzą, że ustawa kwotowa potrzebuje szybkiej nowelizacji, trzeba wprowadzić system suwakowy i dążyć do parytetów. Dowodzi również tego, że bez odpowiednich mechanizmów wspierających kobiety w wyborach, partyjne męskie układy pozostaną zabetonowane. Polityka potrzebuje niezależności i równowagi!