„Siostry – Kresy. Zsyłka. Wielki świat.” Agnieszka Lewandowska – Kąkol

Jak bardzo wydarzenia z przeszłości mogą rzutować na nasze przyszłe życie? Trzy siostry i młodość brutalnie przerwana przez wojnę. Zesłanie w stepy Kazachstanu, które jest początkiem długiej i skomplikowanej drogi.

Siostry_okladka

Barbara zakochuje się w Rosjaninie i pozostaje w Związku Sowieckim. Ludmiła przedostaje się do armii Andresa, a następnie trafia do Afryki, gdzie kieruje wielkim obozem repatriantów wojennych. Najmłodsza – Helena, kończy kurs traktorzystów, przedziera się do polskiej armii w Persji, a po wojnie osiada w Kanadzie.
Jakie przeciwności szykuje los, dla każdej z sióstr? Czy odnajdą swoje miejsce na ziemi? I najważniejsze pytanie: czy siostry jeszcze kiedykolwiek się spotkają?
We wsi był tylko jeden telefon, dostępny na poczcie w godzinach jej urzędowana, więc kontakt z Tedem był utrudniony. Ludmiła nie mogła zrozumieć, jak on może nie bać się takiego odcięcia od świata. Kiedyś powiedziała mu o tym, gdy przypadkiem spotkali się w mieście, w ich dawnym wspólnym mieszkaniu. Odpowiedział z przekonaniem:
– Tam jestem właśnie w centrum prawdziwego świata. Co z tego, że tu otacza mnie mnóstwo ludzi, obcych i niby bliskich, skoro i tak nie mogę na nich liczyć, a często stanowią większe zagrożenie niż locha czuwająca nad młodymi.
– Chyba przesadzasz – powątpiewała Ludmiła. – Wiesz przecież, że Melania to wszystko bardzo przeżyła i często z rozrzewnieniem wspomina, jak to było dobrze, kiedy tata z nami mieszkał.
– Chyba jednak tak bardzo za mną nie tęskni. Mogłaby czasem do mnie przyjechać.
– Zrozum, ona jest teraz w takim wieku, kiedy bardziej łaknie się kontaktów z rówieśnikami niż z rodzicami. Zwykle znika na całe wieczory, a i w weekendy często wyjeżdża.
– To u ciotki też już nie bywa?
– No… na pewno nie tak często jak kiedyś.
– Widzisz, Ludmisiu, dlatego tak się z nami stało… – westchnął i dodał: – Cóż, będę już wracał do siebie.
– Jesteś przecież u siebie – zaprzeczyła gwałtownie.
– Teraz już nie.
Ta krótka rozmowa była ostatnią, jaką odbyli. Mniej więcej rok później zatelefonowano ze wsi, że martwego Teda znaleziono przy źródełku. Sąsiad przyszedł pożyczyć od niego pieniądze na zimowe buty. Szkoda, że o kilka godzin za późno, może zdołano by powstrzymać skutki zawału.
– Pewnie jak co rano poszedł się umyć – pomyślała Ludmiła z ciężkim sercem, niespotykanie ciężkim, jak na byłą żonę.
Kilka dni po pogrzebie Melania pojechała na rancho. Chciała uporządkować rzeczy ojca, zobaczyć, w jakim stanie jest posiadłość, i zdecydować, co dalej z nią robić. Helena namawiała ją do sprzedaży tego miejsca.
– To taka kula u nogi, która ciągle będzie ci przeszkadzała. Nie mam na myśli tylko konieczności płacenia podatków i w ogóle obciążeń finansowych. Ale jesteś przecież młoda, będziesz chciała jeździć po świecie, poznawać wciąż coś nowego, a równocześnie gnębić cię będą wyrzuty sumienia, że nie jesteś tam, gdzie być powinnaś, że nie zajmujesz się tym miejscem i wszystko stopniowo niszczeje. Znam to, Melciu, z własnego doświadczenia, z dzieciństwa – przekonywała dziewczynę. – Jak pewnie nieraz słyszałaś, twoi dziadkowie mieli daczę pod Wilnem. Wiele razy marzył mi się wyjazd gdzieś w nieznane, za granicę, do ciepłych krajów, a musiałam jeździć z nimi tam i tylko tam. Było naprawdę pięknie, ale ileż można? Pozbądź się tego garbu, dobrze ci radzę.
Ludmiła nie zabierała głosu w tej sprawie, ale Melania wiedziała, że była z rancho związana uczuciowo, lubiła tam jeździć, choć robiła to niezwykle rzadko ze względu na wciąż nowe pomysły wyjazdowe Heleny. Od rozwodu nie pojawiała się tam wcale, lecz nieraz wspominała to miejsce z sentymentem. W przeciwieństwie do matki Melania miała własne zdanie w każdej sprawie i nie była podatna na podszepty z żadnej ze stron. Postanowiła zobaczyć wszystko na własne oczy, przemyśleć sprawę na miejscu, również pod względem uczuć, i dopiero wtedy podjąć samodzielną decyzję. Jadąc samochodem, miała dużo czasu na rozmyślania.
– Przykro mi, że jadę tam po tylu latach nieobecności i to dopiero wtedy, kiedy ojciec zmarł.
W krótkich listach, które czasem wymieniali, wspominał, że byłby szczęśliwy, gdyby spędziła z nim choć część wakacji, ale ona wolała wygrzewać się na zagranicznych plażach, pływać w ciepłych morzach i wysyłać mu cukierkowe pocztówki. Myślała o tym teraz z goryczą i rezygnacją, bo nic już w tej sprawie zrobić nie mogła. Ciekawe, jak to wszystko teraz wygląda. Przypomniała sobie czas, kiedy spędzili na rancho wspólnie, we trójkę, całe wakacje. Miała siedem, a może osiem lat? Tak, to było wtedy, kiedy tata kupił jej kucyka. Miał na imię Czaruś. Ciekawe, co się z nim dzieje. Nim też się potem nie interesowała. Miał mieszkać na farmie sąsiada. Musi tam pójść, może koń jeszcze żyje? Jacy oni byli wtedy szczęśliwi…