
Jesteś tym, co cię otacza – a to, czym się otaczasz, odzwierciedla ciebie
Nie zmieścisz nowej sukienki w szafie pełnej ubrań, których nie nosisz – a jeśli jakimś cudem ją tam wciśniesz, wyjmiesz ją pogniecioną i przesiąkniętą zapachem przeszłości. Podobnie nie wprowadzisz świeżych relacji, jeśli nadal kurczowo trzymasz się znajomości, które już dawno przestały ci służyć. Nie zmienisz jakości swojego życia, jeśli będziesz pielęgnować te same ograniczające przekonania, rutyny i toksyczne schematy. Nie odzyskasz energii, urody i radości, jeśli nadal będziesz karmić ciało i duszę tym, co ci szkodzi.
Jeśli naprawdę pragniesz zmian, musisz najpierw zrobić na nie miejsce.
DEBURDELIZACJA – sztuka odpuszczania, by zrobić przestrzeń na lepsze
To świadomy proces oczyszczania swojego świata – zarówno tego fizycznego, jak i mentalnego. To nie tylko porządkowanie szaf, ale także eliminowanie nawyków, które cię ograniczają, relacji, które już nie wnoszą wartości, i przekonań, które nie pozwalają ci wzrastać. To umiejętność odpuszczania, która daje miejsce na świeżą energię, nowe możliwości i prawdziwe spełnienie.
Deburdelizacja dotyczy każdej przestrzeni: ciała, umysłu, relacji, otoczenia, cyfrowego świata, a nawet twojego sposobu myślenia. To nie tylko sprzątanie, ale świadome wybieranie tego, co chcesz zatrzymać, a co pora pożegnać. Bo tylko wtedy, gdy przestaniesz kurczowo trzymać się tego, co było, otworzysz się na to, co może być.
FRAGMENT nr 1 KSIĄŻKI „Totalna deburdelizacja”
Moją deburdelizację przeprowadzam zwykle latem.
Dzieci jadą do taty na trzy tygodnie wakacji, a ja ruszam do boju i robię totalną rozpierduchę, i to nie tylko w domu. W tym roku jednak te trzy tygodnie mam trochę
podzielone, na dokładkę postanowiłam wyjechać na siedmiodniowe warsztaty jogi kundalini. Czy więc powinnam rozpocząć swoje działania przed wyjazdem, czy po powrocie? A może już na początku wakacji? Hm, a może w tym roku sobie odpuścić, bo w sumie nie jest aż tak tragicznie. Jak zdecydować i co zrobić, żeby pytanie
„Robić czy nie robić letniej rozpierduchy?” nie stanęło mi w gardle jak rozgotowana klucha? Czasem podejmowanie decyzji pochłania więcej czasu i energii niż samo wykonanie zadania. Aby mieć czyste sumienie, że jednak coś w kierunku rozwiązania dylematu robię, postanowiłam sporządzić listę wszystkich powodów, dla których nie mogę zacząć akurat teraz.
NIE MOGĘ…
◊ Bo nie mam czasu.
◊ Bo jestem zmęczona.
◊ Bo za późno wstaję.
◊ Bo brak mi motywacji.
◊ Bo nie mam siły.
◊ Bo robię równolegle trzy intensywne kursy.
◊ Bo wydaję jedną książkę i piszę drugą.
◊ Bo przymierzam się do projektowania kursów online.
◊ Bo mi się nie chce.
◊ Bo mam prawo odpocząć, a nie znowu latać z mopem, pędzlem i torbami na śmieci.
◊ Bo mam inne priorytety.
◊ Bo nie mam środków, by osiągnąć wymarzony efekt.
Zaczęłam się rozkręcać i szło mi coraz lepiej, ale teraz czas na ciebie.
Ciekawe, dlaczego ty nie możesz rozpocząć deburdelizacji teraz. Jeśli miejsca w książce jest za mało, doczep zszywaczem kartkę i zapisz wszystko, co przychodzi ci do głowy.
NIE MOGĘ…
FRAGMENT nr 2 KSIĄŻKI „Totalna deburdelizacja”
Opowieści z szafy, czyli lew, czarownica i sukienka, do której schudnę
Gdyby nasze szafy mogły mówić… Ileż w nich historii!
Ile pięknych wspomnień nadal mieszka w letniej sukience w kropki, którą kupiłaś na pierwszą randkę. Nic dziwnego, że nadal ją trzymasz, chociaż suwak od dawna się nie dopina. Ile radości nadal drzemie w dżinsach z dziurami, które wybrałaś razem z córką. Miałyście identyczne, tyle że obie już z nich wyrosłyście. Ile nadziei mieszka w żakiecie dwurzędowym, w którym odbierałaś dyplom ukończenia szkoły. Nic dziwnego, że nadal go trzymasz, choć moda dwadzieścia razy się zmieniła. Jest kostium czarownicy, w którym oczarowałaś obecnego męża na balu przebierańców. Są też apaszki od cioci, szale od mamy, koszulki z wyjazdów, klapki znad morza i swetry góralskie. Tyle cudów, tyle zdarzeń, tyle wspomnień…
W czeluściach naszych szaf znajdują się perełki wspomnień i skurczone marzenia w rozmiarze 34, które przykryte warstwą ubrań w rozmiarach 38 i 42 czekają na ponowne użycie. Słychać głos mamy, która nigdy nie pozwalała niczego wyrzucić, bo zawsze umiała ze starego ciucha wykreować coś wystrzałowego. Przy starej maszynie do szycia po nocach czarowała sukienki balowe z firan i wranglery ze starej sztruksowej marynarki taty. W naszych szafach rozlega się głos taty, który doświadczył takiej biedy, że nauczył się szanować każdy przedmiot. Buty i kurtka były jak najcenniejsze skarby i należało dbać o nie aż do dnia, kiedy rozpadną się w pył. W naszej szafie mieszkają szeptuchy, które wieszczą pecha, kiedy oddasz koszulę przynoszącą szczęście w pracy, i nadają magiczną moc wisiorkom przywiezionym z wycieczek. W naszej szafie słychać szepty poprzednich pokoleń, rodziny, sąsiadów i znajomych: że nie wypada wyrzucać, że szkoda, że to grzech, że jeszcze się przyda, że komuś podarujesz, że córka dorośnie. Córki dorastają i wzruszeniem ramion kwitują widok pokaźnego stosu maminych modowych skarbów. I mają rację, bo tworzą własne marzenia, wspomnienia i wydarzenia, a nasze sentymenty nie pasują do ich radości i ekscytacji z odkrywania siebie każdego dnia od nowa – raz w czerni, kiedy indziej w bieli, a to w szerokich dzwonach, a to w obcisłych topach.
Czasy się zmieniają, zmienia się nie tylko moda, lecz także jakość ubrań. Kiedyś faktycznie można było jedną koszulę nosić latami, teraz po roku ciuch traci swój blask.
Kiedyś buty były na całe życie, teraz po jednym sezonie często nie nadają się do niczego. Zmieniamy się my, nasze kształty i wizje. Kiedyś było ci pięknie w czerni, teraz olśniewasz w pastelach. Dlaczego więc tak trudno jest nam pozbyć się tego, co już nieaktualne? Być może trzyma nas w przeszłości sentyment do dawnych czasów, być może nadzieja, że jakimś cudem jeszcze wrócą. Może przyczyna jest bardziej przyziemna i czujesz, że skoro wydałaś na coś pieniądze, to zwyczajnie nie można tego czegoś ot tak wyrzucić, bo to przyniesie pecha, bo to grzech, bo to brak szacunku.
Ja też nie umiałam usuwać z szafy. Kiedy byłam młodsza, gromadziłam, a każdy ciuch był skarbem. Potem poprzez zakupy leczyłam depresję. Po ciążach ulubione ciuchy w rozmiarze krasnoludka motywowały mnie do powrotu do formy. W końcu jednak te same ciuchy stały się synonimem porażki, wyrzutem sumienia i wstydem do ukrycia, a fakt ich wyrzucenia byłby przyznaniem się do przegranej. Pierwszy raz porządnie przetrzepałam szafę po narodzinach pierwszego syna. Nie byłam w stanie odzyskać talii osy, więc zdesperowana i wściekła niczym wspomniana osa oddałam ciuchy opiekunce mojego synka. Opiekunka katowała mnie, przychodząc do pracy w jeszcze do niedawna moich taliowanych sukieneczkach, które na niej wyglądały bosko.
Do tegorocznej deburdelizacji mojej szafy podeszłam zupełnie inaczej. Skończyłam pięćdziesiąt lat i uznałam, że czas na zmianę stylu. Od początku roku obserwowałam profile kobiet po pięćdziesiątce, które inspirują ciekawymi kreacjami. Przyglądałam się i testowałam na sobie. Przez ostatnie parę lat moja talia przeniosła się z okolic bioder pod biust i każda próba podkreślania miejsca, gdzie kiedyś urzędowała, kończyła się porażką. Zaczęłam kupować luźniejsze spodnie, żakieciki i rozpinane sweterki.
Nauczyłam się żyć z talią pod biustem i nabrałam pewności siebie w dobieraniu kreacji odpowiednich do mojej aktualnej figury. Przestałam mamić się wizją powrotu do figury trzydziestolatki i zaczęłam bawić się i cieszyć aktualnym kształtem mojego ciała. Trudno jest pozwolić odejść przeszłości. Bo ta jest dobrze znana, a to, co znane, jest bezpieczne. Przyszłość to zupełnie inna para kaloszy, to niewiadoma, to niepokój, to wyjście poza strefę komfortu.
Dlatego wolimy wkraczać w jutro w wytartych ze starości portkach. Dlatego tak kurczowo trzymamy się starej spódnicy, bo przy niej tak bezpiecznie. A że już z niej wyrosłyśmy… Tego właśnie nie chcemy widzieć, bo to budzi lęk.
Mam dla ciebie propozycję. A gdybyś tak lęk zmieniła w ciekawość? „Ciekawe, jakie kreacje teraz mnie czekają… Ciekawe, w czym będzie mi dobrze, jaki styl teraz wybiorę? Mam tyle możliwości!” A potem wybierz się na przymierzanie i testowanie. Może szerokie spodnie zamiast rurek, może luźniejsze żakiety zamiast obcisłych sweterków. Mamy teraz nieograniczone źródła inspiracji. Obecnie rzeczona pięćdziesiątka nie oznacza brązowej spódnicy i chustki na głowie. Powiem szczerze, że dopiero teraz, kiedy nie czuję już presji udowadniania, jaka jestem szczuplutka, mogę spokojnie poszaleć w sklepach.
Zbieram naręcze ciuchów w różnych rozmiarach i stylach, czasem takich, na które w życiu bym nie zwróciła uwagi, a potem mierzę. Często idę z córką, która ma świetny gust i motywuje mnie do smakowania modowych niespodzianek.
Do nowego zwykle podchodzimy nieufnie. Wkładamy nowe fatałaszki do szafy, ale następnego ranka sięgamy po stare i dobrze znane. I tak sobie te świeżo zakupione ciuchy wiszą, aż staną się stare. Kochane, zamiast dokupywać, wymieniajmy! A zanim dokupimy, zróbmy miejsce.
Jeśli robisz deburdelizację szafy po raz pierwszy, to czekają cię prawdziwa rewolucja oraz imponujący efekt!
Procedura wygląda następująco:
◊ Wyjmujesz z szafy absolutnie wszystko! Pudełka po butach pełne szpargałów, pojedyncze skarpetki do sparowania i pluszowego lwa wygranego w wesołym miasteczku też! Wszystko!
◊ Szafę odkurzasz, myjesz, odświeżasz.
◊ Ze sterty ciuchów wybierasz i wieszasz w szafie to, co kochasz. Tak, wiem, że masz takie perełki, które będziesz nosiła do końca świata i jeden dzień dłużej.
◊ Następnie wybierasz i wkładasz do szafy to, co regularnie nosisz. To są rzeczy, które przynajmniej są we właściwym rozmiarze i w których aktualnie dobrze się czujesz. …