Kiedy serbski bankier, Leonard Milorad, nie wrócił pewnego wieczora w 1925 roku do domu, jego żona zaczęła się niepokoić. Chociaż w ich małżeństwie nie działo się ostatnio zbyt dobrze, pani Milorad miała nadzieję na pojednanie z partnerem. Zresztą wydawało się, że jemu też na tym zależy – kiedy jego żona dowiedziała się o romansie męża i postawiła mu ultimatum, mężczyzna wybrał swoją rodzinę. W ramach budowania nowej przyszłości udał się do swojej dotychczasowej kochanki, by raz na zawsze zakończyć ich związek. Miał zamiar wyjawić jej, że ma żonę i dzieci. Kiedy po umówionym spotkaniu zaginął po nim słuch, pani Milorad od razu zaczęła podejrzewać kobietę, z którą sypiał jej mąż – Verę Renczi.
Gdzie się podział Leonard Milorad?
Pełna obaw pani Milorad udała się ze swoimi podejrzeniami na policję. Niestety, na komisariacie nie uwierzono kobiecie. Zmuszona wziąć sprawy w swoje ręce, zaczęła szukać informacji o kochance swojego męża. Wypytywała miejscowych, którzy raczyli ją złowróżbnymi historiami. Okazało się, że Leonard nie był jedynym związanym z Verą Renczi mężczyzną, który zaginął w tajemniczych okolicznościach w ciągu ostatnich kilku lat. Uzbrojona w nową wiedzę, ponownie przedstawiła swoją teorię funkcjonariuszom. Ci, prawdopodobnie by mieć zrozpaczoną kobietę z głowy, ostatecznie ulegi i wybrali się do rezydencji pani Renczi. Nie przypuszczali nawet, co zaraz tam odnajdą.
Piwnica z koszmarów
Vera Renczi podobno przywitała policjantów słowami „Wiedziałam, że przyjdziecie”. Następnie miała zaprosić ich od razu do swojej piwnicy. Po pokonaniu kamiennych korytarzy i przejściu przez trzy pary stalowych drzwi, mężczyźni znaleźli się w okropnym, przedziwnym pomieszczeniu. Na środku pokoju stał wygodny fotel, obok którego ustawiono stolik czekający na kieliszek wina. Meble otoczone były natomiast okręgiem z 35 cynowych trumien. W każdej z nich znajdowały się zwłoki. W większości byli to kochankowie pani domu. Dwa sarkofagi należały do byłych mężów Renczi, a najmniejsza trumienka – do jej synka.
Kim była Vera Renczi?
Vera Renczi urodziła się na przełomie XIX i XX wieku w Bukareszcie. Była dziedziczką zamożnej, szlacheckiej rodziny, dzięki czemu w dzieciństwie niczego jej nie brakowało. Rodzice rozpieszczali córkę i spełniali jej każdą zachciankę. Niestety, kiedy Vera miała 13 lat, nagle zmarła jej matka. Zrozpaczony ojciec nie mógł pogodzić się ze stratą żony. Żeby oderwać się od przykrych wspomnień postanowił przenieść się z pociechą do Berberekul, leżącego w północnej Serbii niewielkiego miasteczka. W nowym środowisku zatracił się w pracy, a także zaczął spotykać się z nowymi kobietami. To nie spodobało się Verze, której brakowało niepodzielnej ojcowskiej uwagi. Zaczęła rozrabiać, uciekła nawet z domu. Takie zachowanie sprawiło, że ostatecznie została odesłana do żeńskiej szkoły z internatem.
Pierwsze romanse
W internacie, zamiast zająć się nauką, Vera odkryła walory płci przeciwnej. Interesowała się jednak nie tylko chłopcami z pobliskiej szkoły, ale również dużo starszymi mężczyznami. Do grona jej kochanków należeli nawet nauczyciele. W końcu znalazła jednak tego jedynego. Był nim bogaty Austriak Karl Schink, który tak jak większość jej wcześniejszych partnerów, mocno odstawał od swojej młodej, niespełna dwudziestoletniej narzeczonej wiekiem. Mimo to para zdecydowała się pobrać.
I żyli krótko i nieszczęśliwie
Chociaż początek małżeństwa wydawał się obiecujący, sytuacja zmieniła się, gdy Vera i Karl doczekali się dziecka. Po urodzeniu się ich syna, Lorenza, zakochani oddalili się od siebie. Ona całe dnie spędzała zajmując się pociechą, on do późna pracował w banku. Ponieważ z każdym kolejnym dniem nieobecności męża się wydłużały, kobieta zaczęła podejrzewać go o zdradę. Zazdrosna postanowiła się zemścić i poczęstować męża winem z dodatkiem zabójczego arszeniku. Była to pierwsza ofiara słynnej trucicielki.
Żałoba po zamordowanym mężu
Morderczyni musiała ukryć swój postępek, dlatego po schowaniu ciała męża w piwnicy rozpowiedziała, że ten ją porzucił. Później posunęła się o krok dalej i zaczęła twierdzić, iż obiły jej się o uszy plotki, jakoby Karl miał zginąć w wypadku. „Zrozpaczona” wdowa ubierała się na czarno, dając tym samym znać, że nosi po zmarłym mężu żałobę. Przedstawienie to było na tyle przekonujące, że udało jej się uzyskać akt śmierci byłego partnera bez wzbudzenia najmniejszych podejrzeń.
Pan Renczi
Niedługo później w życiu Very pojawił się kolejny mężczyzna. Był nim Joseph Renczi. Para szybko wzięła ślub, jednak już po kilku miesiącach nowy wybranek zniknął. Sytuacja była niemal identyczna – Rumunka podejrzewała drugiego męża o zdradę, więc także i jego postanowiła otruć. Nawet oficjalna historia się nie zmieniła! Według krążących po mieście pogłosek, Renczi wyjechał i opuścił nieszczęśliwą, zakochaną Verę bez słowa.
Inne ofiary Czarnej Wdowy
Vera Renczi, która na swoim koncie miała już dwa zabójstwa, poprzysięgła, że nigdy więcej nie wyjdzie za mąż. Obietnicy tej dotrzymała. Nie oznaczało to jednak, że przestała także romansować. Wręcz przeciwnie, utrzymywała stosunki z licznymi partnerami, w każdym z nich się zakochując. A gdy oni tracili zainteresowanie, każdego czekał taki sam los, co poprzedników – śmiertelna dawka arszeniku i cynowa trumna w piwnicy Very. Jedną z ofiar stał się nawet syn trucicielki. Młody Lorenzo odkrył sekret matki i zaczął ją nim szantażować. Nie chcąc, żeby przestępstwa się wydały, Renczi postanowiła zgładzić również i jego.
Vera Renczi, rumuńska trucicielka
Vera Renczi była wyjątkowo skuteczna – trucicielka zabiła aż 35 mężczyzn. Udało jej się to dzięki arszenikowi, niebezpiecznej truciźnie, która nie ma ani smaku, ani zapachu. Co więcej, jest ona bezbarwna, więc ofiara nie ma pojęcia, że coś jest z jej posiłkiem bądź trunkiem nie tak. Według zeznań, Renczi część swoich kochanków uśmiercała powoli, małymi dawkami, na przestrzeni kilku dni a nawet tygodni. Innym od razu serwowała śmiertelną ilość środka. Możliwe, że przestępstwo jeszcze długo uchodziłoby jej płazem, gdyby nie zaniepokojona zniknięciem męża pani Milorad.
Morderstwa z miłości
Po odnalezieniu ciał w piwnicy trucicielki policjanci czym prędzej zabrali kobietę na komisariat. Podczas przesłuchania Vera wyznała, że zbrodnie popełniła „z miłości”. Na drastyczny krok zdecydowała się, gdyż nie mogła znieść myśli o jej mężczyznach w objęciach innych kobiet. Żeby zapobiec samotności, która była jej największym lękiem, postanowiła zagwarantować wieczną wierność kochanków przez pochowanie ich we własnej piwnicy. W tych prywatnych katakumbach lubiła spędzać wieczory, podczas których rozkoszowała się winem i rozmawiała z zamordowanymi amantami.
Czarna Wdowa
Sprawa trucicielki szybko stała się głośna. Media ochrzciły ją „nową Lukrecją Borgią”, jednak lepiej przyjęło się inne przezwisko – „Czarna Wdowa”. Sąd skazał Verę Renczi na karę śmierci. Nie udało jej się jednak wykonać, gdyż w między czasie w Serbii zmieniono prawo na zabraniające wieszania kobiet. Zamiast stryczka czekało ją więc dożywocie. W więzieniu kobieta szybko zapadła na chorobę psychiczną. Większość czasu spędzała na pogawędkach z własnymi ofiarami, których widma widywała w swojej celi. Niedługo później zdiagnozowano u niej schizofrenię, co poskutkowało przeniesieniem morderczyni do szpitala psychiatrycznego. Tam też zmarła, doznając wylewu krwi do mózgu nieco przed wybuchem II wojny światowej.
Anna Miłachowska