Przeleciał ponad 8 tys. kilometrów, by zatańczyć na weselu „bliźniaka genetycznego”

Ta historia z happy endem, choć brzmi jak scenariusz amerykańskiego filmu, zdarzyła się naprawdę. To opowieść, w której główne role odegrały choroba, walka o życie i 98% zgodność genetyczna.

Maciej Bochnowski, dawca

Maciej Bochnowski, szef kuchni z Pruszkowa, w 2017 roku oddał krwiotwórcze komórki macierzyste dla 22-letniego wówczas Briana, zmagającego się z nowotworem krwi. Dał mu szansę na zdrowie, spełnienie marzeń i szczęśliwe życie. Ale ich wspólna historia na tym się nie skończyła – Maciej wraz z rodzicami Briana przygotowali dla biorcy wyjątkową niespodziankę, którą było pojawienie się dawcy na jego weselu w czerwcu tego roku.

Telefon w sprawie „bliźniaka genetycznego”

Pana „bliźniak genetyczny” walczy z nowotworem krwi – usłyszał w telefonie Maciej Bochnowski podczas wrześniowego spaceru w 2017 roku. Na pytanie, czy podtrzymuje gotowość do pomocy drugiemu człowiekowi bez wahania zgodził się, choć nie do końca wierzył w to, że akurat właśnie on będzie ratunkiem dla pacjenta. Ruszyła procedura – badania wstępne, potwierdzanie zgodności pomiędzy dawcą a biorcą, badania szczegółowe aż wreszcie przyszedł dzień pobrania krwiotwórczych komórek macierzystych.

Przeleciał ponad 8 tys. kilometrów, by zatańczyć na weselu „bliźniaka genetycznego”

Cały proces pobrania krwiotwórczych komórek macierzystych – nie będę ukrywał – jest dość nudny. Nudny, ponieważ przez około 6 godzin twoja krew jest filtrowana, a Ty po prostu siedzisz w fotelu – jednak to nic w porównaniu z celem, dla którego to robisz. – wspomina Maciej Bochnowski, faktyczny dawca szpiku.
Po kilku godzinach od oddania krwiotwórczych komórek macierzystych dostałem telefon od Fundacji DKMS informacją, że pomogłem dwudziestokilkuletniemu mężczyźnie ze Stanów Zjednoczonych. Dopiero wtedy dotarło do mnie, co tak naprawdę się stało i jak duże ma to znaczenie. Poczułem ogromną radość i szczęście – w tak prosty sposób mogłem dać komuś szansę na wyleczenie, na lepsze życie. Oczywiście pojawiły się łzy szczęścia oraz silne emocje – tak jest za każdym razem, kiedy sobie o tym przypominam, nawet teraz czuję wewnętrzną eksplozję radości. – dodaje Maciej.
Maciej oddał krwiotwórcze komórki macierzyste metodą aferezy (z krwi obwodowej), przypominającą donację krwi, stosowaną obecnie w 90% procedur pobrania od dawców.

Jest taka książka Antoine’a de Saint-Exupery’ego „Ziemia, planeta ludzi”, mówiąca o tym, że wszyscy jesteśmy jedną rodziną, może ściślej – jednym gatunkiem. Nawet to, co nazywamy „rasami”, nie spełnia definicji rasy pod względem liczby różnic, jakie definiują rasy w innych gatunkach. Niezależnie od koloru skóry, wszyscy jesteśmy Homo sapiens. Różnimy się oczywiście pod względem HLA, czyli tego zestawu cech, w oparciu o który dobiera się dawcę i biorcę komórek krwiotwórczych. Tych zestawów cech są miliony i występują one z różną częstością w różnych populacjach. Jest np. taki zestaw, który u Polaków występuje z częstością około 5% a jest rzadki w Azji czy Afryce, lecz nie ma tu wyłączności i dlatego może się zdarzyć, że Polak znajdzie dawcę w Chinach a Amerykanin z Jamajki w Polsce. Nigdy nie wiemy, gdzie w razie choroby może się znaleźć nasz genetyczny „bliźniak”, ale na całym świecie będzie lepiej, jeśli potencjalnych dawców będzie więcej, gdyż ciągle – zwłaszcza tych z rzadkimi zestawami cech HLA – jest zbyt mało. – tłumaczy prof. dr hab. n. med. Wiesław W. Jędrzejczak, hematolog, onkolog kliniczny, transplantolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Przeleciał ponad 8 tys. kilometrów, by zatańczyć na weselu „bliźniaka genetycznego”

„Nie może Cię zabraknąć”

Po jakimś czasie od dnia pobrania, Maciej otrzymał informację o tym, że jego biorca żyje, a przeszczepienie się udało. Jak sam mówi – tej wiadomości nie da się zapomnieć. Niedługo potem dawca i biorca wymienili między sobą kilka anonimowych listów, w których, zgodnie z polskim prawem, nie mogli się podzielić żadną informacją, mogącą pomóc im zidentyfikować się nawzajem. Tego, kim są, mogli dowiedzieć się dopiero po dwóch latach, jeśli obaj wyraziliby na to chęć. Obaj tego chcieli.
Po otrzymaniu od Fundacji DKMS numeru telefonu oraz adresu mailowego Briana, Maciej napisał do niego od razu. Niestety, nikt nie odpowiedział aż do drugiego dnia Świąt Bożego Narodzenia. Brian skontaktował się wtedy z Maciejem za pomocą mediów społecznościowych. Okazało się, że ze względu na drobny błąd w numerze telefonu, wiadomości do Briana nie dotarły, natomiast maile wpadały do tzw. „spamu”. Na szczęście Brianowi tak samo jak Maciejowi zależało na kontakcie ze swoim „bliźniakiem genetycznym”, dlatego odnalazł go w Internecie i od tego momentu byli ze sobą w kontakcie. Nie sądzili, że któregoś dnia spotkają się osobiście w wyjątkowych okolicznościach.
W listopadzie 2022 roku Maciej otrzymał wiadomość od taty Briana: Cześć, jestem tatą Briana i chcielibyśmy z całą naszą rodziną, abyś był obecny na jego ślubie, oczywiście w tajemnicy przed Brianem. Przyjęcie weselne jest w drugiej połowie czerwca 2023 r. i nie wyobrażamy sobie, by Ciebie na nim nie było – Maciej i tym razem nie zawahał się.
I tak, po dwóch dniach podróży, trzech przesiadkach i pokonaniu ponad 8 tys. kilometrów, rodzina Briana odebrała Macieja z lotniska w Jacksonvill na Florydzie.

Przeleciał ponad 8 tys. kilometrów, by zatańczyć na weselu „bliźniaka genetycznego”

Gdy dojechaliśmy do ich domu, Brian akurat brał prysznic. Po chwili tata zawołał go, żeby przyszedł do kuchni się przywitać, ponieważ ma gościa, i gdy wszedł, zapytałem go o to, jak się ma. Oczywiście poznał mnie, ale chyba był w takim szoku, że potrzebował chwili, by tak naprawdę zorientować się, kto przed nim stoi. – opowiada Maciej.

Brian urodził się w Ameryce, ale jego rodzice są z Jamajki. W ich żyłach płynie krew wielu kultur i narodowości, dlatego też w domu i na przyjęciu weselnym gościła rodzina chyba z całego świata. Nie da się opisać miłości, wsparcia i ciepła, jakie czuć w tej rodzinie. To niesamowici ludzie, którzy przyjęli mnie jak członka rodziny. Każdy podczas wesela chciał się ze mną przywitać i podziękować mi za to, co zrobiłem. To były momenty, w których najwięksi twardziele płakali ze wzruszenia. Masa emocji, masa miłości. – dodaje Maciej.

Śmiało mogę powiedzieć, że przez te kilka dni byłem w innym świecie, jakbym spadł z nieba wprost do amerykańskiego filmu – ale to się wydarzyło naprawdę. To było piękne wydarzenie w naszych życiach. – podsumowuje Maciej.

Historia Macieja i Briana udowadnia, że idea dawstwa nie ma granic. Możemy mieć różne pasje, marzenia i plany, pochodzić z różnych części świata, być odmiennej narodowości, ale jednocześnie mieć niemal 100% zgodność genetyczną. To też przykład na to, że jeden człowiek może zmienić los nieznajomej – choć tak podobnej – osoby.