Wywiad z twórcami „Dziewczyny we mgle” – jednej z najbardziej obiecujących premier tej wiosny

Dziewczyna we mgle jest adaptacją cieszącej się międzynarodową sławą powieści o tym samym tytule. Zdradzamy niektóre smaczki w rozmowie z twórcami.

Wywiad z twórcami „Dziewczyny we mgle” – jednej z najbardziej obiecujących premier tej wiosny

Więcej szczegółów znajdziecie tutaj. Ten mrożący krew w żyłach, oczekiwany przez widzów i krytyków thriller trafi do kin już 20 kwietnia. Warto zapoznać się z wypowiedziami twórców i aktorów, które uchylą rąbka tajemnicy i podsycą apetyt na seans.

Wywiad z Donato Carrisim – reżyserem

foto. twitter.com/pausacaffeblog

Dlaczego zdecydowałeś się nakręcić film na podstawie własnej powieści?

Moje korzenie to plan filmowy. Byłem scenarzystą i producentem. Dla mnie ten film jest powrotem do domu, czy też na miejsce „mojej pierwszej zbrodni”. Dawno temu napisałem Dziewczynę we mgle, jako scenariusz, z którego miał powstać pełnometrażowy film. Jednak najpierw wydałem ją w formie powieści, podobnie jak mój inny thriller Zaklinacz. Od pewnego czasu przyjaźnię się z producentami Colorado Films – Maurzio Tottim i Alessandro Usaiem. W zeszłym roku stworzyliśmy firmę, w której chcemy realizować własne projekty. Dziewczyna we mgle jest pierwszym z nich.

Czy zawsze byłeś amatorem takich historii?

Oczywiście potrzebne jest jakieś obeznanie z tematem. Myślę, że je mam. Analizowałem takie sprawy. Mam dyplom prawa ze specjalizacją z kryminalistyki i behawioryzmu. Moje zainteresowanie tematem rosło z czasem. Thriller to nowy gatunek. We Włoszech jest wielu pisarzy kryminałów, ale nieliczni piszą thrillery.

Bez czego nie może się obejść dobry thriller?

Bez odpowiedniej dawki zwrotów akcji i tajemnic. Potrzebne są różne emocje. Nie wystarczy logiczne rozwijanie intrygi. Ważna jest też, żeby mieć na względzie, że widzowie już coś widzieli i coś znają. Kiedy piszę, zaczynam od złożonego zakończenia, a potem się cofam. Chcę tworzyć suspens (ale nie strach, który jest sprawą subiektywną). To jest zawsze istotne w moich historiach. Nie ma w nich za to przemocy. W filmie nie ma też krwi, ani żadnych strzelanin. W przypadku suspensu to nie jest potrzebne.

Jak skutecznie sprawić, by czytelnicy i widzowie czuli strach?

Sam jestem strachajłą. Tylko ktoś, kto sam się boi, potrafi stworzyć narrację ze strachem. Dziewczyna we mgle to historia pełna napięcia, bardzo mroczna. Staje się niepokojącą relacją z wyjątkowego śledztwa. Jest tu zagadka, ale można ją też postrzegać, jako kuszącą metodę opowiadania o rzeczywistości. Nie uważam, że za zainteresowaniem śledztwami przedstawianymi w mediach stoi wojeryzm, czy chorobliwa ciekawość. To raczej strach pcha nas do oglądania relacji kryminalistycznych. Lęk przed mrokiem, który musimy w jakiś sposób przegnać.

Wywiad z Tonim Servillo – agent Vogel

foto. instagram.com/toniservillo.officialfanpage

Co cię skłoniło do przyjęcia roli?

Przede wszystkim zachwycił mnie doskonały scenariusz Donato Carrisiego. Przeczytałem powieść Dziewczyna we mgle i dla mnie jest to perfekcyjnie skonstruowany thriller. Jest świetny w warstwie konstrukcyjnej, ale też tematycznej. Bogaty w pytania spoza tego gatunku. Bardzo ciekawa wydala mi się interakcja między salą sądową i mass mediami, skąd Carrisi czerpał inspirację. Pokazuje też realistyczne rozważania na temat trywialności zła.

Kim jest Vogel, postać, którą grasz?

Nie wiem, czy to autentyczna postać, ale jest bardzo ciekawy, bo ma dwa całkiem różne oblicza. Wydaje się bezwzględny, pewny siebie, niemal odrażający. Przez swoją próżność traktuje innych z pogardą. Ale potem widzimy, jak to rusztowanie się rozsypuje pod wpływem wrażliwości osoby, która została postawiona w bardzo trudnej sytuacji i czuje się kontrolowana. Bardzo ważne było, żeby podkreślić kontrast między osobą, która wydaje się zdecydowanie pewna siebie, a potem pokazać całą jej wrażliwość.

Jaki był Carrisi na planie?

Pokazał wielką determinację już na etapie angażowania wszystkich aktorów i ekipy do projektu. To pierwszy film, który reżyserował, a pokazał na planie fachowość, co wszystkich pozytywnie zaskoczyło. Co ciekawe, to fachowe podejście brało się z ambicji opowiedzenia jego historii jak najwierniej. Był bardzo pewny siebie podczas reżyserowania.

Jak przebiegała wasza praca?

Byłem szczęśliwy i spokojny. Cała ekipa mogła liczyć na wzajemne, silne zrozumienie. Wielki hotel w pobliżu jeziora Carezza – który w filmie jest dodatkowym bohaterem i pełni ważną rolę w wydarzeniach – został przerobiony specjalnie dla nas. Jego wielkie, puste hole stały się studiami, dzięki sprytnym rozwiązaniom zaproponowanym przez producentów, reżysera i scenografa. Każdego dnia wewnątrz tego majestatycznego budynku atmosfera zawieszona była między rzeczywistością i magią. Fakt, że inne plany zorganizowany były w kolejnych pustych przestrzeniach, dawał całości niezwykłego uroku.

Jakie relacje panowały między aktorami?

Pracowałam wcześniej z Galateą Ranzi i Michaelem Cesconem – dwojgiem wspaniałych aktorów, których bardzo podziwiam. Nasze ścieżki często się krzyżowały podczas kariery teatralnej i filmowej. Przez pewien czas wszyscy pracowaliśmy w teatrze. Podobnie jak Alessio Boni, którego zawsze darzyłem podziwem. Uważam, że jego rola w Naszych najlepszych latach Marco Tullio Giordana była jedną z najlepszych we włoskim kinie ostatnich lat.

Jak pracowało się z Jeanem Reno?

W tym filmie mieliśmy okazję wykonać prawdziwy pas de deux w środku opowieści, dzięki wyjątkowemu spotkaniu naszych dwóch postaci. Wcześniej wzajemnie się podziwialiśmy. Każdy z nas znał pracę i potencjał drugiego. Bardzo chcieliśmy zagrać razem. On jest wspaniałym profesjonalistą z wielkim talentem, który zgodził się pracować przy tym projekcie z wielką serdecznością i ochotą.

Czy thriller to jeden z twoich ulubionych gatunków?

Nie, ale kiedy jest dobrze zrobiony – a ten film jest zrobiony doskonale – wyzwala myśli spoza zwykłego repertuaru. Dziewczyna we mgle to moim zdaniem coś więcej niż thriller. Może być nazwana studium trywialności zła.

Wywiad z Alessio Bonim – profesor Loris Martini

foto. twitter.com/AlessioBoni_FP

Jak trafiłeś do tego filmu?

Poznałem Donato Carrisiego wiele lat wcześniej, podczas kręcenia Księdza wśród nas Giorgio Capitaniego. On był wtedy początkującym scenarzystą, a ja rozpoczynającym swoją przygodę aktorem. Potem Donato śledził postęp mojej kariery, aż wreszcie zaproponował mi rolę w Dziewczynie we mgle, jego reżyserskim debiucie. Opowiedział mi, o czym jest film, a potem dał scenariusz do przeczytania. Uznałem, że jest bardzo mocny. Donato ma wielki talent. Umie doskonale wyważyć suspens, dzięki czemu człowiek angażuje się emocjonalnie. Potrafi urzekać, wciągać do swojego świata i stymulować do przewracania kolejnych stron. Potem, na samym końcu zbija z nóg i stawia wszystko na głowie odkrywając historie wszystkich bohaterów.

Jaka relacja powstała między tobą i reżyserem?

Carissi i ja szybko się porozumieliśmy. Przekonała mnie jego pasja i chęć jak najlepszego wykonania tego, co sobie zaplanował. Zawsze należy cenić odwagę debiutującego reżysera. Choć był to jego pierwszy film, miało się wrażenie, że jest reżyserem od zawsze. Doskonale poradził sobie już pisząc scenariusz (a nie jest łatwe harmonijne zsyntetyzowanie czterystu stron w dziewięćdziesiąt). Gdy zaczęliśmy zdjęcia, od razu pokazał na planie swoją fachowość, pasję i to, że ma pomysły na wszystko. Doskonale wiedział jak kręcić, jak kadrować. Nie wahał się, nie brakowało mu zdecydowania. Donato okazał się też bardzo skromny, prosząc mnie o artystyczną współpracę. Spotykaliśmy się codziennie i zawsze przynosiło to coś dobrego. Zasypywałem go pytaniami (jego świat jest pełen sprzeczności i aluzji), a on miał celną odpowiedź na każde z nich. Mógł z pamięci wyrecytować drzewo genealogiczne mojej postaci, jej doświadczenie życiowe, pochodzenie.

Kim jest twój bohater – Loris Martini?

Jest profesorem literatury, który kilka miesięcy wcześniej wprowadził się z żoną i córką do małej górskiej wsi, w której w pewnym momencie dochodzi do zbrodni – młoda dziewczyna, którą uczy, znika. Różne postaci mają tu swoje mroczne strony, nikt nie jest bez wad. Ten film w pewien sposób budzi te nasze mroczne strony. Nic nie jest tylko czarno-białe. Są tu półcienie. Wszystko, co widzimy, ma też swoją ukrytą stronę. W każdym z nas jest jakiś ułamek zgnilizny, ale konwenanse społeczne pozwalają nam to kontrolować.

Jak ci się współpracowało z Tonim Servillo?

To było wspaniałe spotkanie, zarówno na poziomie zawodowym, jak i prywatnym. Znaliśmy się od pewnego czasu i wzajemnie darzyliśmy wielkim szacunkiem. Ale mogąc go obserwować z bliska, doceniłem, jak radzi sobie z rolą, nie tylko na planie, ale też podczas przygotowań do zdjęć. Grannie z taką gwiazdą jak on było przyjemnością i zaszczytem. Kiedy spotyka cię taki przywilej, trzeba się jak najwięcej uczyć. Toni jest zawsze całkowicie oddany filmowi, ale jest też wspaniałym człowiekiem i nigdy się nie denerwuje, zawsze wnosi na plan fantastyczną energię. Wyraźnie widać, że ma korzenie teatralne i wszystkich czaruje swoim głębokim, silnym spojrzeniem. Między nami była ciągła „wymiana piłek’, artystyczne dzielenie się intencjami i działaniami. Kiedy na planie znajdzie się taka gwiazda, wystarczy tylko chłonąć jej energię, żeby być w stanie wkroczyć na jej poziom i grać z nią. Od wielkiego artysty należy się uczyć. Jestem przekonany, że żeby się rozwijać, trzeba każdego dnia się uczyć i analizować. Jeśli ktoś grający z tobą doskonale podaje swoje teksty, najlepiej jest spotykać się w połowie drogi. Tylko wtedy aktorstwo ma sens. Pamiętam scenę z Servillo, w której pojawiam się na planie przemoczony od deszczu. Jednak w powietrzu krążyło tyle adrenaliny, że nawet nie zauważyłem, jak było zimno. Pamiętam, że każdego wieczoru po zdjęciach śpiewaliśmy z całą naszą trupą dziesiątki piosenek, żeby zrzucić z siebie tę energię „noir” całodniowej pracy.

A Jean Reno?

Nie grałem z nim żadnych scen, bo nie było takich w scenariuszu, ale spotkałem go kilka razy na planie i poza. Imponowało mi jego wyczucie ironii i podejście do życia. On jest jakby trochę „spoza”, z jakiegoś innego miejsca, zawsze czujny. Potem pojawia się na planie i ujawnia taką twarz, która rozwala ekran. Kamera, w pewnym sensie, potrafi prześwietlić twoje uczucia. Jeśli nie masz nic w sobie, w kinie widz nic nie zobaczy. Za każdym razem, gdy Jean Reno unosi brew na planie, ekran będzie wręcz krzyczał do widowni. On mieszka teraz w Nowym Jorki i bardzo dokładnie dobiera sobie projekty. Rusza się stamtąd tylko wtedy, kiedy uznaje, że warto. Tym razem najwyraźniej uznał, że tak właśnie jest.

Wywiad z Jeanem Reno – Augusto Flores

foto. twitter.com/hollywoodnewz

Co cię przekonało do przyjęcia roli w Dziewczynie we mgle?

Scenariusz był ciekawy. Słyszałem wcześniej o powieści Carrisiego i bardzo chciałem pracować z Tonim Servillo.

Jak postrzegasz thrillery, jako aktor, widz i czytelnik?

Zawsze lubiłem thrillery, jako widz i czytelni. Jako aktor, nawet w tym przypadku, nigdy nie mam szczególnego podejścia do roli. Uważam, że stworzenie odpowiedniej atmosfery to głównie zadanie reżysera i montażystów.

Jak pracowało ci się z debiutantem, którym jest Donato Carrisi?

Moje doświadczenie w pracy z Donato było intensywne i owocne, oparte na wzajemnym szacunku i zaufaniu. Doskonale znał postaci ze swojego filmu i wystarczyło tylko podążać za jego wskazówkami. Mam nadzieję, że dzięki takiej pracy film odniesie sukces.

Czy znałeś dokonania Toniego Servillo zanim go poznałeś? Jak pracowało wam się razem na planie?

Oczywiście, widziałem wiele filmów z Tonim i od dawna uważałem go za świetnego aktora. Praca z nim przebiegała łatwo – jak zawsze, gdy ma się do czynienia z doskonałym profesjonalistą. Nie potrzebowaliśmy wielu wyjaśnień, żeby stworzyć dobrą atmosferę pracy. Toni jest prawdziwym dżentelmenem, zarówno w życiu jak i na planie.

Czy pamiętasz jakieś chwile z tej pracy lepiej niż inne?

Doskonale zapamiętałem miejsca, w których nagrywaliśmy zdjęcia, w Tyrolu. Są naprawdę wyjątkowe i mają szczególną atmosferę, która moim zdaniem doskonale koresponduje z historią przedstawioną w filmie.