„Zbiornik 13” Jon McGregor

Napisana oszczędną prozą o wielkiej sile rażenia i dyskretnym wdzięku powieść McGregora to portret zapracowanej wspólnoty, na której życie pada cień spowodowany stratą.

„Zbiornik 13” Jon McGregor

Środek zimy, pierwsze lata XXI wieku. Trzynastoletnia dziewczynka, spędzająca ferie świąteczne w sercu Anglii, niespodziewanie znika. Okoliczni mieszkańcy zostają wezwani do pomocy w poszukiwaniach na wrzosowiskach, policja organizuje blokady dróg, a do spokojnej zazwyczaj wsi zjeżdżają tłumy reporterów.

Poszukiwania zaginionej trwają, jednak życie w wiosce toczy się dalej. Ludzie się rodzą, umierają, wracają, wyjeżdżają, zdradzają, bogacą i ubożeją. Bo taka jest kolej rzeczy, bo tak musi być. Wobec tragedii niezmienna jest też przyroda: pod krokwiami stropu kościoła wiszą nietoperze, czaple pełnią straż w nurcie rzeki, kwiczoły gnieżdżą się stadami w koronach głogów, a w głębokich lasach buszują borsuki i lisy – parzą się i walczą, polują i umierają.

W powieści jak w życiu

Zaginiona dziewczynka nazywała się Rebecca Shaw. Skończyła trzynaście lat. Ostatnio widziano ją w białej bluzie z kapturem, granatowej kamizelce, czarnych dżinsach i tenisówkach. Miała metr pięćdziesiąt wzrostu i proste ciemnoblond włosy do ramion.
Tak mógłby się zaczynać dowolny thriller. Ktoś ginie, ktoś go szuka, a jeszcze ktoś inny próbuje rozwikłać zagadkę. Prowadzone jest śledztwo, na miejscu są media, w pełnej gotowości. Na początku panuje względny spokój, statystyki każą myśleć o ucieczce z domu czy głupim żarcie. Potem , gdy poszukiwania nie przynoszą rezultatów, robi się bardziej nerwowo. Autor znakomicie buduje napięcie, posiłkując się starannie opisywanymi elementami najzwyklejszej codzienności angielskiej wsi, gdzie przecież człowiek nie znika ot tak, bez śladu. A jednak.

Z kawałków wspomnień, strzępków historii, podsłuchanych rozmów i plotek, które nie wiadomo skąd się pojawiają, relacji mediów i pubowego gwaru, urwanych zdań i nieoczekiwanych zwierzeń, pijackich niedyskrecji narrator próbuje stworzyć spójną opowieść. Miejscowa pastor, która odprawia nabożeństwa czasem dla kilku zaledwie parafian, bracia hodujący owce, małżeństwo prowadzące sklep z mięsem, właściciel lokalnej gazety, woźny w szkole, nastolatkowie przyjaźniący się z zaginioną Becky… Stopniowo poznajemy istotnych dla opowieści mieszkańców i przyjezdnych, towarzysząc im w codziennych czynnościach, obserwując ich prace, relacje z innymi ludźmi, radości i smutki, marzenia i rozczarowania. Ich losy tworzą zbiorowy portret lokalnej społeczności.

Ta gęsta proza opisuje długie trwanie. Zaginięcie dziewczynki jest tylko jednym z przemijających zdarzeń i pozornie niczego nie zmienia. Niby okiem kamery z otoczenia wyłuskiwane są rzeczy i ludzie, świat zmieniającej się wraz z porami roku przyrody − tworząc grę wzajemnych połączeń i zależności. Nie ma w tym chaosu, lecz jest skrupulatny opis, pozwalający czytelnikowi być w samym środku życia.

Jon McGregor eksperymentuje z wyznacznikami gatunku, umyka oczekiwaniom czytelników, proponując im inne, świeże spojrzenie na thriller, który pod jego piórem poszerza i zmienia swoją formułę, wchłaniając powieść obyczajową, reportaż, przyrodnicze obrazki i studium wiejskiej społeczności.
Ta znakomita, oryginalna proza przykuwa naszą uwagę swoim wyrafinowaniem i narracyjnym kunsztem, tworząc zaskakująco mocny obraz świata, w którym człowiek stanowi ważną, ale nie najważniejszą składową natury. Jej siła, paradoksalnie, kryje się w braku odpowiedzi i niepokoju, jaki pozostawia, gdy zamykamy książkę.