W każdym człowieku jest o wiele więcej dobrego, niż sam przypuszcza. Więcej niż potrafią dostrzec inni. Trzeba zatem, nie czekając, aż otoczenie nas doceni, dokonać weryfikacji oceny samego siebie.Czy „nienawiść” nie jest nieco przesadzonym określeniem? Czy nie bardziej adekwatne byłoby stwierdzenie „nie lubię siebie” albo „nie jestem taka, jak chciałabym być”?
Nie tylko w okresie młodości ma się do siebie wiele zastrzeżeń. Dzieje się tak również w latach dojrzalszych. Od chwili bardziej świadomego postrzegania siebie nieodmiennie pojawia się pytanie: jaka/jaki jestem? Dochodzenie do własnego rozeznania w tej kwestii wymaga uporania się z różnymi opiniami i ocenami, jakim byliśmy poddawani w przeszłości. Słyszymy je przecież od najmłodszych lat! Jeśli są pozytywne – umacniają w nas poczucie własnej wartości. Jeśli negatywne -wzbudzają niepokój, że coś z nami jest nie tak, jak być powinno.
Często zresztą opinie, jakie słyszy się na swój temat, są ze sobą sprzeczne. Raz się jest chwalonym, w innej sytuacji ganionym. Pochwała dotyczy zwykle konkretu. Nagana bywa zazwyczaj niesprawiedliwym uogólnieniem. Słyszy się zatem, że jest się leniwym, głupim, niezdarnym, bezmyślnym, że do niczego w życiu się nie dojdzie itp. Oceny dokonują bliscy, na których uwadze, akceptacji i miłości nam zależy. Dlatego w młodszych latach przyjmujemy ich słowa niemal jak wyrocznię, nie ośmielając się ich podważać. Nasycone emocjonalnym ładunkiem, zapadają nam głęboko w pamięć, formując pozytywny lub negatywny obraz własnej osoby. Problem w tym, że na ogół słyszymy na swój temat więcej uwag nieprzychylnych niż korzystnych. I chociaż w latach późniejszych zdajemy sobie sprawę, że nie są one całkowicie prawdziwe – zasiewają w nas ziarno niepewności i zaniżają samoocenę. Im więcej znaczą w naszym życiu osoby wypowiadające te stwierdzenia, tym trudniej zdobyć się na odwagę zakwestionowania ich opinii. A cóż dopiero odważyć się na przeciwstawienie się ich zdaniu!
Trudno w takiej sytuacji czuć się ze sobą dobrze.
Niekiedy przeżywane na ten temat rozterki są tak silne, że nie sposób samemu ze sobą wytrzymać. Ucieka się wtedy w liczne znajomości, zajmuje myśli błahostkami, byle tylko nie pozostawać ze sobą sam na sam. Bywa, że aby zagłuszyć poczucie wewnętrznego niepokoju, pierwszą czynnością po przyjściu do domu jest włączenie telewizora czy radia, puszczenie na cały regulator muzyki, gadanie o niczym przez telefon. Zaniedbując w ten sposób swoje prawdziwe ja, łatwo dojść do wniosku, że się siebie nie lubi. Może wręcz nienawidzi? No bo za co właściwie się cenić?
W tym celu należy wypisać wszystkie zasłyszane w minionych latach opinie na swój temat: po jednej stronie kartki pozytywne, po drugiej – te mniej korzystne. Następnie, zgodnie z własnym odczuciem, uczciwie podchodząc do sprawy, czyli bez wykrętów i taniego usprawiedliwiania się, wykreślić wszystko, co w negatywach jest przesadzone i nieprawdziwe. Pozostaną może dwa, co najwyżej trzy punkty.
I bardzo dobrze! Są to gotowe dyspozycje do pracy nad konstruktywną zmianą. Poprawienie dwóch-trzech niekorzystnych cech charakteru jest zadaniem konkretnym i możliwym do wykonania. Nie sposób natomiast zmienić „wszystkiego”. Wszystkiego, czyli jakiejś mitycznej „złej natury”, „beznadziejnej osoby”, kogoś, kto „do niczego się nie nadaje” i w ogóle jest nie taki, jaki być powinien. Co zresztą zawsze jest nieprawdą. Wypunktowanie słabości czy niekorzystnych nawyków czyni to przedsięwzięcie realnym. W końcu najbardziej szkodzą one nam samym.
Podobnie postępujemy przy rozpatrywaniu cech pozytywnych. Chociaż miło jest słyszeć korzystne opinie na swój temat, każdy wie najlepiej, w jakim stopniu są one uzasadnione. Czasami przecież odgrywamy tylko jakąś rolę dla zyskania poklasku, zdobycia uznania lub pochwały. Zachowujemy się w określony sposób, wiedząc, że zrobi to na innych dobre wrażenie. Więc dlaczego by tego, co dobre, choć udawane, nie przekształcić w rzeczywistą zaletę?
Zuzanna Celmer
Książka „O co pytają nastolatki”
wydawnictwa www.hlp.waw.pl