Jak zostać cygańską księżniczką za półtora miliona złotych. Pod Łodzią jest nawet kilkadziesiąt romskich pałaców

Bajka na tle ogólnej łódzkiej szarości - myślałam, gdy jako dziecko przejeżdżałam obok cygańskich rezydencji w Ksawerowie czy Zgierzu.

Jak zostać cygańską księżniczką za półtora miliona złotych. Pod Łodzią jest nawet kilkadziesiąt romskich pałaców. Foto. pixabay.com

Lata mijają, otoczenie się zmieniło, a one stoją nadal. Część nadal w dobrym stanie, inne popadają w ruinę. Sporo wystawiono na sprzedaż, bo – wiadomo – dziś prawdziwych Cyganów już nie ma…

Komoda z lustrem w stylu ludwikowskim stoi przy ścianie ozdobionej fototapetą z wodospadem. Po lewej wisi skromny portret Jezusa, ale poza nim wszystko jest wystawne. Na ciężkim, rzeźbionym stole stoją wazony, figurki, złocony zegar. Dookoła osiem krzeseł. Dość skromnie, biorąc pod uwagę metraż domu, ale niewykluczone, że to tylko miejsce do wspólnego picia kawy, a jadalnia z prawdziwego zdarzenia znajduje się gdzie indziej. To zdjęcie z jednego z ogłoszeń w sprawie sprzedaży wystawnej rezydencji.

Czterogwiazdkowa noclegownia dla bezdomnych

Pałac przy ul. Pabianickiej w Łodzi widoczny jest z daleka. Właściciele porzucili go wiele lat temu i od dawna próbują sprzedać. Jeśli transakcja kiedykolwiek dojdzie do skutku, to tylko ze względu na działkę, dom zapewne szybko zostanie zrównany z ziemią.
Opuszczony trzykondygnacyjny pałac przez lata musiał stanowić rezydencję bezdomnych. Przez dziurę w siatce przechodzę z pewną obawą, bo naruszanie czyjejś prywatności mnie mierzi.
– No chodź, przecież przed nami musiało tu być naprawdę wielu ludzi – zachęca fotograf Daniel Gnap. Dobitnie świadczy o tym wszechobecne graffiti.
Nie ma psów ani „dzikich lokatorów”, zostały natomiast kilogramy pozostawionych przez nich śmieci. Na podłodze jest dużo rozbitego szkła, a góra jakichś brudnych ubrań sięga kolan. Wzrok przykuwa jednak co innego. Ten budynek nie zawsze był brudny i zdewastowany, pozbawionyokien wi. Ktoś miał na niego pomysł i nie szczędził pieniędzy (choć niewykluczone, że źle skalkulował budżet i dlatego porzucił budowę). Na każdym poziomie są resztki drewnianego parkietu (zapewne to piękne drewno skończyło w ogniu), na ścianach i sufitach zachowała się sztukateria. W łazience(choć z racji rozmiarów nazwę to pomieszczenie raczej pokojem kąpielowym) została wanna i pomazane kafelki. Na parterze drewniany stelaż po kanapie – i to wszystko.

Dom seniora w romskich ścianach

Znacznie więcej szczęścia miał pałac znajdujący się w Ksawerowie. Od sąsiadów dowiedzieliśmy się, że właściciele wyjechali do Anglii, a budynek udało się (choć nie od razu) wynająć i wkrótce będzie tam działał prywatny dom seniora.
Tym razem nie trzeba przechodzić przez dziurę w płocie, bo brama jest otwarta. Mamy nadzieję z kimś pogadać, więc podchodzimy do drzwi. Mijamy dwóch robotników, którzy nie zgadzają się wpuścić nas do środka, ale pozwalają pochodzić po podwórku. Szkoda, bo zapowiadało się interesująco.
Myślę, że romskie pałace doskonale nadają się do tego, by adaptować je na domy opieki czy pensjonaty. Z miejsca spełniają wiele wymogów przewidzianych dla takich placówek: szerokie klatki schodowe, duże, wysokie pomieszczenia, do których przez ogromne okna wpada dużo światła dziennego. Z reguły otoczone są ogrodami.

Przeskalowane marzenia

Te porzucone pałace nazywam w myślach „symbolami porzuconych marzeń”, bo jakie by nie były powody, dla których właściciele postanowili je zostawić, to przecież planowali je z myślą o swoich licznych rodzinach, o wspólnym spędzaniu czasu i pielęgnowaniu tradycji.
Najwięcej pytań budzi pustostan znajdujący się na wyjeździe z Pabianic, na skraju osiedla Petrykozy. Widok jest bowiem co najmniej dziwny. Mamy oto kilkukondygnacyjny budynek z drzwiami wejściowymi na wysokości pierwszego piętra. Prowadzą do nich wysokie i bardzo szerokie schody, niczym do prawdziwego zamku. Jeśli jakaś współczesna księżniczka eleganckim krokiem będzie chciała zejść nimi do ogrodu, wpadnie na sztachety płotu. I tu bajka się skończy.
Wielki dom zajmuje prawie cała działkę. Być może pierwotnie była ona większa, a po wybudowaniu domu część została odsprzedana sąsiadom. Trudno mi zrozumieć, dlaczego ktoś zaprojektował rezydencję z wyjściem na drogę (nie wykluczam, że powstała później, ale nie sądzę). Wygląda to dość kuriozalnie. Ale nie wiem też najważniejszego: dlaczego właściciel porzucił budowę przed jej ukończeniem. Nie ma żadnej informacji o tym, że dom wystawiony jest na sprzedaż, żadnego numeru do agenta. Budynek jest w niezłym stanie (rzekłabym, że lata świetlne dzielą go od tego przy Pabianickiej w Łodzi), więc może mógłby jeszcze cieszyć nabywcę?

Szalony sen cukiernika

Po opuszczeniu Pabianic kierujemy się do Zgierza. Nie znamy nazw ulic, przy których mogą się znajdować pałace, ale z wakacyjnych wyjazdów nad morze pamiętam, że wystarczy skierować się na Kutno, by wiele ich po drodze napotkać. Pamięć nie zawodzi. Z łatwością trafiamy przed kolorowy budynek wyraźnie inspirowany baśniami Szeherezady, który rozpalał moją wyobraźnię już dwie dekady temu.
– Architekt miał ciągoty cukiernicze – żartuje Daniel. Pastelowe kolory, złote szprosy w półokrągłych oknach i fikuśna nadbudowa nad ogromnym tarasem rzeczywiście wywołują „cukierkowe” skojarzenia.
W sąsiedztwie jest jeszcze kilka cygańskich domów. Mieszkańca jednego z nich mieliśmy nawet okazję poznać, kiedy wybiegł i zażądał skasowania zdjęć swojego domu. Obyło się bez nieprzyjemności, bo fotograf wytłumaczył panu, że nie będą służyły one wyśmianiu jego lokatorów, a jedynie pokazaniu czegoś oryginalnego.
Przed niektórymi domami stoją samochody na brytyjskich tablicach rejestracyjnych, co potwierdza nasze informacje o tym, że wiele rodzin wyjechało na Wyspy. Skoro wracają na święta do Zgierza, to pomimo upływu lat na obczyźnie, pewnie to miejsce uważają za dom.