Krystyna Mazurówna przekonuje, że nie warto zabiegać o 5-minutową sławę. Jedna z najwybitniejszych polskich tancerek podkreśla, że trzeba doskonalić swój warsztat, a uznanie przyjdzie samo. Ktoś, kto zdobywa sławę i popularność w ciągu jednego sezonu, tak samo szybko traci ją. W karierze artystycznej liczy się profesjonalizm, kreatywność i zaangażowanie, a nie liczba rozdanych autografów i zdjęć zrobionych z fanami.
– Nie trzeba mieć sławy, sława wychodzi albo nie wychodzi przy okazji. Sama w sobie oczywiście do niczego nie służy. Rozdaje się autografy na ulicy, robi się zdjęcia z ludźmi. Oni te autografy i tak wyrzucają do kosza jak nie zaraz, to po jakimś czasie i to naprawdę nie ma żadnego znaczenia. Oczywiście jak miałam 20 lat, to też myślałam, że trzeba biec do tej sławy – mówi agencji informacyjnej Newseria Lifestyle Krystyna Mazurówna. – Sława może być czasem wynikiem bardzo dobrze wykonywanego zawodu. Gustaw Holoubek czy Tadeusz Łomnicki byli sławni jako aktorzy. Dla mnie to byli przede wszystkim świetni aktorzy.
Krystyna Mazurówna zapewnia, że nie robi niczego pod publikę, a jej kontrowersyjność wynika ze szczerości. Tancerka udowadnia, że nie ma dla niej trudnych pytań ani tematów tabu. Bez ogródek przyznaje się do operacji plastycznych, związków ze znanymi aktorami i dziennikarzami. Ciężka sytuacja materialna niejednokrotnie zmuszała ją do spróbowania swoich sił w licznych, zupełnie nieartystycznych branżach. Żeby zarobić na życie, tancerka sprzedawała bilety na stacji metra, uczyła w przedszkolu, prowadziła bufet, a nawet zatrudniła się na budowie.
– W zeszłym miesiącu wykonywałam 22. zawód, byłam konferansjerem na koncertach, na tournée mojej córki pianistki. Ale to nie koniec, będę dopisywała nowe zawody – dodaje Krystyna Mazurówna, tancerka i choreografka.
Po zakończeniu międzynarodowej kariery Krystyna Mazurówna była m.in. jurorką polsatowskiego show „Got To Dance. Tylko taniec”.