Ślub inny niż wszystkie. Najbardziej zwariowane pomysły nowożeńców

Marzy Ci się wyjątkowa ceremonia zaślubin? Być może zainspirują Cię zwariowane pomysły innych ludzi. Te śluby wydarzyły się naprawdę!

Najdziwniejsze śluby
Ślub inny niż wszystkie. Najbardziej zwariowane pomysły nowożeńców

Ostatnio sporą popularnością cieszą się śluby humanistyczne, które aranżuje się wedle upodobań pary młodej. Zakochani sami przygotowują przysięgę i nie muszą ograniczać się do standardowych strojów. Niektórzy idą jednak o krok dalej. Wyjątkowe miejsca i niecodzienne rytuały towarzyszące ceremonii wciąż nas zaskakują. Wiele z takich imprez wręcz przechodzi do historii. Poniżej wymieniamy, naszym zdaniem, najdziwniejsze śluby, które naprawdę się odbyły.

Z miłości do… wyprzedaży?

W 2010 roku w Mount Pleasant (Michigan, USA) miała miejsce wyjątkowa ceremonia. Drew Ellis i Lisa Satayut postanowili wypowiedzieć przysięgę małżeńską w miejscowym TJ Maxxie (jego odpowiednikiem jest europejski i australijski TK Maxx). Para pobrała się w alejce z butami w rozmiarze 8., przy akompaniamencie muzyki smyczkowej i w otoczeniu licznych klientów dyskontu, którzy mogli podziwiać całe wydarzenie. Młodzi ubrani byli w stroje nabyte, rzecz jasna, we wspomnianym wcześniej sklepie. Jak przyznała Lisa, jej marzeniem było zorganizować ślub w TJ Maxxie, który stanowi jej „szczęśliwe miejsce”.
Para z Michigan to jednak nie jedyni nowożeńcy, którzy zdecydowali się urządzić ceremonię w sklepie. W 2009 roku odbył się pierwszy w Polsce ślub w galerii handlowej. Miał on miejsce w Katowicach. Możliwość zawarcia związku małżeńskiego w tak wyjątkowym miejscu wygrali w konkursie 23-letnia Monika i 27-letni Przemysław. Uroczystość poprowadził urzędnik stanu cywilnego. Młodzi zasiedli na specjalnej scenie umieszczonej w miejscu przebudowanej fontanny. Dookoła usadzono gości, jednak nie tylko bliscy pary obserwowali całe wydarzenie. Publiczność nowożeńców stanowili także klienci centrum handlowego, którzy wybrali się na sobotnie zakupy.

Czworonożny drużba

Wielki dzień Harriet i Andrew Athayów odbył się we wrześniu 2008 roku. Towarzyszyli im najbliżsi i mowa nie tylko o ludziach, ale i o czworonożnych członkach rodziny. Psy państwa młodych – Ed, Humbug i Goulash – były nie tylko gośćmi ślubnymi. Harriet i Andrew przewidzieli dla zwierzaków specjalne zadanie. Ed został drużbą swojego właściciela, z kolei dwie suczki towarzyszyły nowożeńcom w drodze do ołtarza. Miały na sobie różowe kołnierzyki, z kolei Ed wystąpił w eleganckim smokingu.
Skąd pomysł, aby to właśnie psy towarzyszyły młodym w tym szczególnym dniu? Otóż Harriet i Andrew poznali się właśnie dzięki swoim czworonogom. Natknęli się na siebie, spacerując ze zwierzakami wzdłuż plaży w Dorset (Anglia). Ich psy zaczęły się ze sobą bawić, a właściciele ucięli sobie pogawędkę, z której wyniknęło, że Harriet prowadzi firmę zajmującą się akcesoriami dla zwierząt. Następnego dnia otrzymała zamówienie na obrożę z diamentami z zaproszeniem na drinka. Oczywiście nietrudno zgadnąć, od kogo…

Najdziwniejsze śluby podwodne

Zawieranie małżeństwa pod powierzchnią wody może wydawać się szalone, niemniej odbyło się już kilka takich ślubów. Jedna z par, która zdecydowała się na taki krok, to April Pignataro i Michael Curry, którzy pobrali się w Atlantis Marine World w Riverhead (USA). Ubrani w stroje do nurkowania i wyposażeni w butle tlenowe zakochani wymienili się obrączkami zamknięci w akwarium z… rekinami. Od tych niebezpiecznych drapieżników oddzielała ich jedynie klatka. Nic więc dziwnego, że urzędnik nie odważył się wejść do wody i przeprowadził ceremonię na powierzchni.
Niecały rok później, w 2011 roku, podobny ślub odbył się w Sea Life Aquarium w Londynie. Akwaryści James Oliver i Kathryn O’Connor postanowili „wypowiedzieć” sakramentalne „tak” za pomocą gestów, pod wodą. Ceremonię próbował zakłócić żółw morski, który usiłował podrzeć suknię panny młodej, ale ostatecznie udało się doprowadzić wszystko do końca.

Podniebna miłość

Jeśli uważasz, że szaleństwem jest jedzenie kolacji, przebywając na platformie zawieszonej kilkadziesiąt metrów nad ziemią, to wyobraź sobie przeprowadzenie na niej ślubu. „Marriage in the Sky” to pomysł belgijskiego duetu eventowego odpowiedzialnego za projekt „Dinner in the Sky”. Zakochani mają możliwość wypowiedzenia sakramentalnego „tak” w towarzystwie księdza, świadków i gości, ale w chmurach. Znajdująca się na wysokości 50 metrów nad ziemią platforma, którą można wynająć w Belgii, to także doskonałe miejsce do… późniejszego skoku na bungee. Tak właśnie wyglądało zwieńczenie ceremonii pewnej pary w 2008 roku – Sandry Eens oraz Jeroena Kippersa.

 

EP