Jak zabezpieczyć skórę przed słońcem, by jej nie uszkodzić, a czerpać przyjemność i „nałapać” witaminy D? Obalamy najpopularniejsze mity, dotyczące opalania.
Daleko nam do azjatyckiego ideału piękna, gdzie niesłabnącą popularnością cieszy się i ciągle obiektem urodowego pożądania jest śnieżnobiała, niemal porcelanowa skóra. I to nawet nie w odcieniu alabastru muśniętego słońcem, ale białe musi być białe. W naszym kręgu kulturowym głęboka opalenizna, przywodząca na myśl kraje śródziemnomorskie jest oznaką statusu i nieodzownym atrybutem urody. W latach ‘90 solaria rosły, jak przysłowiowe grzyby po deszczu, jednak kampania informacyjna o zagrożeniu nowotworami skóry sprawiła, że raczej patrzymy na nie ze strachem niż nadzieją na latynoski look. Rozprawiamy się z najpowszechniejszymi mitami na temat opalania.
MIT 1 – Solarium chroni przed rakiem
To był główny powód nagonki na solaria, bo właśnie to one przyczyniają się do powstawania zmian skórnych w tym nowotworów. W kilku krajach korzystanie z solariów przez osoby poniżej 18 r.ż. jest zakazane, m.in. we Francji, Niemczech, Kanadzie, Anglii, Portugalii, Australii. Powodem tego jest ich szczególna szkodliwość dla młodej skóry.
Ze słońca do powierzchni ziemi dociera całe spektrum promieniowania – od niewidocznego gołym okiem ultrafioletu i promieniowania podczerwonego, po światło widzialne. W solariach na skórę oddziałuje głównie promieniowanie UVA, które jest falą dłuższą niż UVB i dociera do głębszych warstw skóry.
– Początkowo sądzono, że tylko promieniowanie UVB jest szkodliwe, bo powoduje poparzenia słoneczne, ale dalsze wieloletnie badania wykazały, że UVA niszczy m.in. keratynocyty i zwiększa ryzyko nowotworów: kolczystokomórkowego i podstawnokomórkowego. Trzeba zwrócić uwagę, że natężenie promieniowania UVA w solariach jest nawet 12-krotnie większe niż światła słonecznego. A ryzyko nowotworu, którego nazwa najczęściej pojawia się przy okazji nadmiernej ekspozycji na słońce, czyli czerniaka, zwiększa się o 75% – wyjaśnia Anna Smolińska, kosmetolog z Body Care Clinic.
Powszechnie sądzi się również, że opalanie wstępne (czy to na solarium czy na słońcu), przed dłuższym opalaniem np. na urlopie chroni przed poparzeniami słonecznymi i nowotworami. To też mit. Rolą melaniny, czyli ciemnego barwnika skóry jest zabezpieczenie DNA komórki przed zgubnym wpływem promieniowania, jednak jest to niewielka ochrona w porównaniu do dawki, jaką zaserwujemy skórze na plaży.
MIT 2 – Jeżeli witamina D, to tylko naturalnie – z opalania
Tu kolejna zła wiadomość dla wielbicielek solarium. Witamina D powstaje pod wpływem krótszych fal UVB, których w solarium jest bardzo ograniczona ilość. Niezaprzeczalnie, jest niezwykle ważna dla poprawnego funkcjonowania organizmu człowieka. Jej receptory (VDR) znajdują się w wielu pozaszkieletowych komórkach ciała. „Witamina słońca”, jak bywa czasami nazywana, jest nam potrzebna do właściwej budowy kości (zapobiega krzywicy u dzieci), właściwego funkcjonowania układu odpornościowego oraz uczestniczy w syntezie naturalnych antybiotyków. Dodatkowo wspomaga układ krążenia i może zapobiegać nowotworom piersi.
Żeby organizm wytworzył odpowiednią dawkę tej witaminy musielibyśmy przebywać na słońcu w okresie wiosny i lata minimum 15 minut przy odkrytych ok. 20 procentach powierzchni ciała dziennie. Da się zrobić? Pewnie! Ale chyba nikt nie będzie stał z zegarkiem i odmierzał czasu opalania. A co jesienią i zimą? Dobra wiadomość taka, że suplementacja w zupełności wystarcza i zaspokaja dzienne zapotrzebowanie na tę substancję. Jajka, sery, ryby, znienawidzona wątróbka, tłuste sery, tran – to tylko niektóre z przysmaków, jakie powinniśmy sobie serwować w poszukiwaniu tego składnika. Bez obaw – witaminę D trudno przedawkować, organizm w pewnym momencie mówi „stop” i nadmiar jest rozkładany lub nie dochodzi do wytwarzania jej aktywnej formy.
MIT 3 – Dzięki opalaniu wyglądam młodziej
To tylko chwilowe złudzenie. Po opalaniu skóra nabiera brązowego koloru, ale na tym się kończy jego pozytywne oddziaływanie na urodę. Promieniowanie UVA wnika w głąb skóry właściwej, gdzie uszkadza włókna kolagenowe, a to ciągnie za sobą skutki w postaci produkcji nieprawidłowej elastyny – białka odpowiedzialnego za rozciągliwość tkanek. By poradzić sobie z uszkodzonym kolagenem, organizm produkuje enzym metaloproteinazę, która ma za zadanie naprawić uszkodzenia, jednak promieniowanie UVA to uniemożliwia, a kolagen jest w jeszcze gorszym stanie niż był. Efekt? Głębokie zmarszczki, cienka i wiotka skóra. Jakby tego było mało w skórze powstaje jeszcze więcej wolnych rodników oraz zmiany w DNA, a to już totalna katastrofa.
Jednak zmarszczki to nie koniec problemów. Na skórze pojawiają się nieestetyczne przebarwienia i tzw. plamy wątrobowe.
– Nie mają one nic wspólnego z wątrobą, właściwie nazywa się je plamami soczewicowatymi. Są to nagromadzenia melanocytów w miejscach nadmiernie wystawionych na ekspozycję słoneczną. Pojawiają się na twarzy, ramionach, dłoniach i plecach. A u osób starszych pojawiają się z wiekiem – wyjaśnia kosmetolog.
MIT 4 – Jestem uczulona na krem z filtrem, a poza tym zależy mi na naturalnej witaminie D.
W sklepach i drogeriach znajdziemy szeroki wybór preparatów z filtrami promieniowania ultrafioletowego. Jest niezwykle ważne, by je nakładać nawet gdy wydaje nam się, że słońce nie świeci zbyt mocno lub w zimie. Wystarczy wyszukać w Internecie aktualne dane na temat indeksu UV w miejscu, gdzie się znajdujemy, aby się przekonać, że zagrożenie jest realne. Wokół preparatów mających zapewnić ochronę przed słońcem narosło wiele mitów, w tym takie, że niektóre są bardziej szkodliwe niż samo opalanie.
– Kontrowersyjnym składnikiem jest z pewnością oksybenzon, składnik podejrzewany o zaburzanie gospodarki hormonalnej (w tym zwiększanie ilości estrogenów, jak również powodowanie uszkodzeń skóry, a nawet kancerogenność). Wyniki badań nie są co do tego jednoznaczne, natomiast oksybenzon występujący również pod nazwą benzofenon-3 jest dość częstym powodem fotouczuleń. W sprzedaży dostępnych jest wiele środków ochronnych z innymi substancjami aktywnymi. Polecane są te na bazie filtrów mineralnych: tlenku cynku i dwutlenku tytanu, które fizycznie blokują dostęp UV do skóry – wyjaśnia kosmetolog.
Żaden preparat nie zapewnia ochrony w 100%, więc po pierwsze, nakładajmy go równomiernie i stosunkowo grubą warstwę przed wyjściem na słońce, a także w odstępach czasu opisanych przez producenta na opakowaniu i po wyjściu z wody. Po drugie, brak stuprocentowej ochrony i niedokładne pokrycie odsłoniętej skóry sprawia, że u osób opalających się z użyciem filtra nie zaobserwowano niższego stężenia witaminy D niż u osób nie stosujących tego typu specyfików.
Ekspert radzi
Ze słońca korzystajmy z rozwagą. Raczej chowajmy się w cieniu, pamiętajmy o stosownym, przewiewnym ubraniu, czapce lub kapeluszu i kremie z filtrem o wysokim SPF (Sun Protection Factor). Najlepiej od 30 w górę. Nasz krem z filtrem powinien chronić przed UVA i UVB. Nieodzowne są też dobrej jakości okulary przeciwsłoneczne, których soczewki również mają wbudowany filtr UV. Światło słoneczne nie jest obojętne dla naszych oczu, w których mogą zajść procesy nowotworzenia, a także rozwinąć się katarakta, czyli zaćma. Na poparzenia słoneczne i wynikające z tego konsekwencje szczególnie narażone są osoby z jasnym fototypem skóry (jasna cera, włosy rude, blond). To nie znaczy, że Afroamerykanie nie mają się czego obawiać, oni również zapadają na czerniaka, a w dodatku, jak pokazują statystyki, wykrywany jest w późniejszym stadium rozwoju przez problemy w odnalezieniu ciemnych zmian na ciemnej skórze. Coroczne badanie znamion u dermatologa pod dermatoskopem powinno być wpisane w naszym kalendarzu.