Luna, czyli Ola Wielgomas, to młoda wokalistka i autorka tekstów. Wyróżnia ją niebanalny głos i niezwykła wrażliwość bijąca ze słów utworów. Doświadczenie sceniczne i teatralne z pewnością pozwoliło jej poznać swój potencjał i stworzyć kreatywny wizerunek. W 2018 roku dołączyła do projektu „My Name Is New” wytwórni Kayax. Kim jest i jakie drogi zaprowadziły ją w stronę muzyki?
Byłaś związana z chórem Artos Teatru Wielkiego w Warszawie oraz Ogniskiem Teatralnym u Machulskich. Czy wybór muzyki jako życiowej ścieżki był dla Ciebie oczywisty, czy może rozważałaś inną drogę?
- Ja nie rozważałam, po prostu starałam się zawsze robić to, co czułam. Wszystko w zgodzie ze sobą. I tak jest do dziś. Cały czas prowadzi mnie intuicja. Zawsze miałam przeczucie, że ta artystyczna ścieżka jest mi niejako przeznaczona. Muzyka to moja ogromna pasja, dzięki której mogę nieść innym dobrą, księżycową energię. Jest ze mną od wczesnych lat dzieciństwa i myślę, że będzie zawsze.
Chodziłaś do szkoły muzycznej w klasie skrzypiec. Czy obecnie kontynuujesz edukację w kierunku muzyki?
- Obecnie studiuję na Uniwersytecie Warszawskim Artes Liberales, czyli sztuki wyzwolone. Edukację muzyczną w ujęciu akademickim porzuciłam jeszcze jako nastolatka. Grałam na skrzypcach, na pianinie i śpiewałam dużo klasyki, co z pewnością dało mi solidną bazę do tworzenia własnej muzyki. Przyszedł ten moment, że zaczęłam szukać tego, co moje. Odnalazłam też swoją pasję w pisaniu i wtedy właściwie zrodziła się myśl o pierwszej piosence. Potem już pozwoliłam sobie płynąć.
Dałaś się poznać szerszej publiczności po dołączeniu do projektu „My Name Is New”. Czy dla młodej artystki wejście na rynek muzyczny było dużym wyzwaniem?
- Myślę, że było to dla mnie spore wyzwanie i nadal nim jest. Ale jest takim pięknym wyzwaniem, za które jestem ogromnie wdzięczna. Ja jestem bardzo niecierpliwą osobą, nadal wielu rzeczy się uczę, szukam rozwiązań, pomocnych ludzi wokół, pokrewnych dusz. Wciąż poznaję ten świat i czerpię z niego, ile mogę. Poszukuję siebie, swojego miejsca i najlepszego artystycznego wyrazu. Powtarzam sobie, że na wszystko jest właściwy czas i muszę pozwolić sobie dać się ponieść, porwać temu, co daje mi los. Jestem za to bardzo wdzięczna. Czerpię z tego energię i chcę się nią dzielić ze światem.
Kto ze sceny muzycznej, zarówno polskiej, jak i zagranicznej, cię inspiruje?
- Moją największą inspiracją jest Nick Cave. Ogromnie cenię jego twórczość, jego magnetyzm, którym potrafi oczarować i wniknąć głęboko w duszę odbiorcy. Bardzo lubię też Björk, Sevdalizę, Kate Bush, Grimes. To zdecydowanie moje muzyczne inspiracje i klimaty, w których dobrze się czuję.
Jak to się stało, że miałaś możliwość wystąpienia wspólnie z Melą Koteluk?
- Czasami zdarzają się takie magiczne sytuacje. Pewnego dnia odebrałam telefon, a po drugiej stronie była sama Mela Koteluk. Od razu poczułam przypływ dobrej energii, a w Meli zobaczyłam moją bratnią duszę. Myślę, że tak musiało być. Nasze energie, a także zapatrywanie na świat, szczególnie jeśli chodzi o troskę o otaczający nas świat i Ziemię, uzupełniają się. Dlatego wybrałyśmy i zaśpiewałyśmy razem piękny utwór „Dlaczego drzewa nic nie mówią”. To było niesamowite przeżycie. Nadal trudno mi uwierzyć w to, co się wydarzyło. Cieszę się, że mogę spotykać w swoim życiu tak cudowne osoby i jeszcze wspólnie robić coś tak magicznego.
Utwór „Luna” zapowiada nadejście nowego rozdziału. Czy przypływ nowej, księżycowej energii oznacza wydanie płyty? Czy może są to inne zmiany, bardziej osobiste?
- Ten utwór jest dla mnie bardzo szczególny. Wraz z nim odnalazłam swój styl, swoje własne miejsce. Zrozumiałam, że jestem Luną, że przychodzę tu z pewną misją, zagadką. Luna jest nowym początkiem mojej drogi muzycznej, ale wolę pozostawić tutaj pewną tajemnicę. Na pewno ciąg dalszy nastąpi, i to już niebawem… Zbliża się premiera mojego nowego singla. Mogę zdradzić jedynie, że to opowieść, która przeniesie słuchaczy do zupełnie innych, magicznych miejsc.
Czy w parze z muzyką i kreacją idzie też zamiłowanie do mody i sztuk wizualnych?
- Z pewnością tak. Ogromną wagę przykładam do tego, czym się otaczam, jak wyglądam ja i mój świat, który kreuję. Moda jest częścią mojego wizerunku, lubię łączyć muzykę ze sztukami wizualnymi. Myślę, że to połączenie pozwala mi lepiej wyrażać to, co chcę przekazać, jest spójne i te elementy tylko razem tworzą tę jedyną, odpowiednią całość.
„Luna” nawiązuje do księżycowej energii. Czy temat astrologii jest Ci bliski?
- Tak, astrologia jest mi bardzo bliska. To w zasadzie moje świeże odkrycie, które całkowicie mnie pochłonęło. Astrologia pokazała mi całe spektrum patrzenia na nasze możliwości, emocje, drogi. Pozwoliła mi na pewno zagłębić się w siebie, swoje pragnienia, lęki. Astrologia daje mi poczucie harmonii z kosmosem, wprowadza w moje życie więcej spokoju i równowagi.
Jakie są twoje muzyczne plany na przyszłość?
- Ja chyba bardziej marzę, niż planuję. I marzy mi się piękna, magiczna płyta, w której każdy znajdzie coś dla siebie. No i kosmiczna trasa koncertowa, którą zabiorę moich słuchaczy prosto na Księżyc. Powoli spełniam to marzenie. Jestem w trakcie tworzenia czegoś nowego. Współpracuję z bardzo ciekawymi twórcami i już niedługo będzie można posłuchać efektu skrzyżowania naszych artystycznych dróg.
Jakie są twoje pozamuzyczne zainteresowania?
- Ostatnio bardzo ciekawi mnie oczywiście astrologia. Ale to nie wszystko. Staram się cały czas rozwijać na wielu płaszczyznach. Lubię filozofię, kino, sztukę i ekologię. No i oczywiście kawa, jestem kawoszem. Uwielbiam ją pić w kawiarniach, chłonąc jednocześnie poezję. To dla mnie chyba najlepszy odpoczynek i mój czas dla siebie.
Justyna Grochowska