Anna Karczmarczyk – gra twardo stąpającą po ziemi Ankę w „Za marzenia”. Jaka jest prywatnie? Czy lubi być w centrum zainteresowania? Co serial wniósł do jej życia?
Czy serial „Za marzenia” ma charakter ponadczasowy i przemówi do każdego?
- Zakładaliśmy, że serial dotrze do odbiorców między 18, a 40 rokiem życia. Wszystkich tych którzy czują się młodzi duchem. Opowiadana historia sprawia, że każdy znajdzie w nim coś dla siebie.
Pierwszy odcinek serialu osiągnął oglądalność w liczbie 3 milionów widzów. Czy byliście zaskoczeni?
- Owszem! Bardzo się cieszyliśmy. Serial wyróżnia się tym, że nie oszukujemy. Nic nie jest przekoloryzowane, nie jesteśmy sztuczni. Postacie mają problemy takie, jak każdy szary człowiek. Przechodzą niepowodzenia i porażki. Ich życie nie jest usłane różami. To jest super!
Zatem jest wyjątkowy, bo ukazuje prawdziwe życie, również w odcieniach szarości?
- Tak. Życie to pasmo niekończących się porażek z małymi wzlotami. Cały czas do czegoś dążymy. Nie zawsze udaje nam się zrealizować wyznaczone cele. Myślę, że o to też chodzi w serialu.
Serialowa Anka ma silną osobowość…
- Tak, Anka ma mocny charakter, konkretnie wie, kim jest i czego chce, jest świadomą kobietą. Jej charakter jest mi bliski. Nie jest to rola, w jaką zazwyczaj się wcielam, czyli rola trzpiotki.
Co łączy Cię z bohaterką?
- Jestem realistką jak Anka. Pozostaję bardziej powściągliwa, jeśli chodzi o relacje międzyludzkie i o wypowiadanie na głos własnych opinii. Raczej najpierw się nad czymś zastanowię, zanim to powiem.
Kto najbardziej przemawia do widzów?
- Należałoby zapytać widzów. Myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Może ktoś ma podobny charakter do Anki? Może zaś ktoś pokocha Zośkę, która jest wiecznie roztrzepana. Na pewno jest wiele dziewczyn, które myślą: „O kurczę, to ja, mi się zawsze tak przydarzy, zawsze ktoś mnie obleje, elektryczna szczoteczka mi wypadnie i uświni całą łazienkę, to jestem ja, Boże, daruj!” Tak dziewczyny jesteście Zośkami! A może z kolei ktoś utożsami się z Bartkiem chłopakiem, który jest wiecznym Piotrusiem Panem? Kto wie!
Zarówno dla Ciebie, jak i dla Majki Bohosiewicz takie obsadzenie ról było przyjemną odmianą?
- Tak. Zazwyczaj właśnie jestem obsadzana w roli, którą teraz gra Maja. Bardzo się cieszę, że tu jest zupełnie odwrotnie. Jest to dla każdej z nas korzystniejsze.
Bohaterowie serialu są bardzo kreatywni i wspierają się w trudnych momentach. Skąd wzięła się scena z motywacyjnymi karteczkami?
- Tak właśnie wygląda przyjaźń. Na studiach mieszkałam z trzema kolegami i też robiliśmy sobie takie numery – zostawialiśmy karteczki, które nam pomagały w trudnych chwilach i niejednokrotnie motywowały do działania. Kiedy ktoś ma np. premierę w teatrze, a ty jesteś na zdjęciach i nie masz jak go wesprzeć, zostawiasz przyjacielowi miłą karteczkę.
Tytuł „Za marzenia” właściwie mówi sam za siebie. Czy aktorstwo to Twoje spełnione marzenie?
- Tak, motyw przewodni serialu to marzenia i przyjaźń. Mając siedem lat, powiedziałam tacie, że będę aktorką i konsekwentnie dążyłam do tego. Nie wiem, co mi strzeliło do łba, że tak powiedziałam, ale rzeczywiście nie wyobrażałam sobie siebie w innej roli. Mimo że skończyłam technikum i pracowałam w różnych zawodach, to aktorstwo zawsze ze mną było.
Jak wspominasz przygotowania do egzaminów?
- Kiedy próbowałam dostać się do szkoły teatralnej, było 1600 kandydatów na 20 wolnych miejsc. Należy zaprezentować kilka tekstów współczesnych i klasycznych, oraz dwie piosenki. Są też improwizacje ruchowe. Jeżeli jesteś zdolny, to przejdziesz. Natomiast nawet jeśli czegoś nie potrafisz, można obrócić to w walor.
Czy podporządkowanie się tym wymaganiom przychodzi z łatwością?
- Zdając, nie rozumiałam tego systemu rekrutacji, wydawał mi się on bardzo niesprawiedliwy. Dopiero w trakcie studiów, gdy mogłam oglądać egzaminy zrozumiałam o co chodzi. Prawda jest taka, że to od razu widać, czy ten człowiek ma coś w sobie, czy też nie – zanim zacznie mówić. Trzeba być charyzmatycznym. Coś w tobie musi zainteresować innych – odbiorcę, pracodawcę.
Czy można łagodnie połączyć bycie celebrytą z aktorstwem?
- Wszystko zależy od tego, co chcesz osiągnąć. Jeżeli marzysz o byciu gwiazdą i twoim jedynym celem jest chodzenie na ścianki, to może i zagrasz w jakichś „serialach”, jako tzw „twarz”. Jeśli chcesz robić coś bardziej zaangażowanego, po prostu tego nie robisz.
A jak Ty się do tego odnosisz?
- Stronię od brania udziału w tego typu wydarzeniach, bo najzwyczajniej tego nie lubię. Nie oceniam ludzi, którzy w ten sposób budują swoją karierę. To jest ich wybór, zarabiają na tym duże pieniądze. Mnie to nie sprawia przyjemności: przygotowywanie do wyjścia zajmuje kilka godzin. Zwykle bywam tylko na premierach znajomych i wydarzeniach, z którymi jestem związana. Idę, bo jestem np. wsparciem dla przyjaciółki, ale nie chodzę, aby chodzić, bo nie mam na to czasu.
Czy żyjesz intensywnie?
- Tak, jestem osobą, która lubi nie mieć czasu. Gdy mam chwilę wolnego, to szaleję. Zdarza się, że śpię cztery godziny, bo np. nagrywam trailer, gram w spektaklu i mam nocne zdjęcia do piątej czy szóstej rano. Wolę to niż siedzenie 12 godzin w domu, gdzie jestem zupełnie bezproduktywna. To daje mi energię, siłę i moc do działania.
Jak dbasz o urodę przy nienormowanym trybie pracy?
- Myję włosy i ciało błotem syberyjskim, które kosztuje dwadzieścia parę złotych. Polecam je, ponieważ jest tanie, dobre i bardzo wydajne. Moja dzienna pielęgnacja to krem Cetaphil z odrobiną olejku z awokado. Na noc stosuję olej z ostropestu. Jeżeli chodzi o zabiegi, to raczej od nich stronię. Czasami zdarzy mi się pójść jedynie na zabieg oczyszczający.
Czy makijaż towarzyszy Ci wyłącznie na planie?
- Maluję się tylko na planie albo na jakieś duże wyjścia. Pomalować się umiem, bo przygotowywałam się do roli Anki, więc musiałam się nauczyć. Jednak rzadko mnie spotkasz w makijażu, ponieważ nie robię tego na co dzień.
Czy uważasz, że malowanie się to marnowanie czasu?
- Wydaje mi się, że jeśli ktoś chce mieć zdrową, młodą skórę jak najdłużej, to powinien ją oszczędzać. Warto akceptować to, jakim się jest. Dlaczego mamy ukrywać to, jak wyglądamy? Szkoda mi życia i czasu na to, żeby spędzać je wielogodzinnym malowaniu się w łazience. Wolę dłużej pospać albo zrobić sobie fajne śniadanie lub pójść na zakupy. Wydaje mi się, że jest to zupełnie zbędne, ale też rozumiem osoby, które robią to na co dzień, bo np. tak lubią.
Co sądzisz w takim razie o serialowej charakteryzacji?
- Nie ma tutaj miejsca na bunt, jest to część mojej pracy. Wszystko zależy od charakteryzatorki oraz od tego, jaki ona ma na to patent oraz czy jest to program telewizyjny, czy serial/film. Całe „Galerianki” zagrałam zupełnie bez makijażu, czasami nakładano mi sam podkład. Kiedy byłam w „Tańcu z Gwiazdami”, miałam mega tapetę, ale było to zrobione celowo, ponieważ makijaż musiał być odporny min. na pot, zmęczenie itd.
Pod względem makijażu lubisz pozostawać sobą. Jak jest z ubiorem?
- Pod tym względem jestem typową kobietą. Mój styl zmienia się w zależności od nastroju. Czasami lubię czuć się atrakcyjnie, ale są też dni, kiedy wolę nie kokietować wyglądem. Elegancko ubieram się bardzo rzadko. Preferuję bardziej styl grunge’owy. Lubię duże, męskie marynarki oraz spodnie z wysokim stanem. Na co dzień noszę fajne trapery, jeansy i zwykły T-shirt. Na okazjonalne wyjścia zakładam zazwyczaj spodnie i bluzkę z dekoltem, do tego milion wisiorków i kolczyków.
rozmawiała Marcelina Bednarska