Z życia lekarki: nie mogłam zdradzić tej tajemnicy. Rodzina by mnie wyklęła!

Męczy mnie to do dziś i zastanawiam się, dlaczego tak zrobiłam. Może to opętanie?

Z życia lekarki: nie mogłam zdradzić tej tajemnicy. Foto pixabay/Engin_Akyurt

*Tekst jest wyznaniem czytelniczki nadesłanym do redakcji Obcasy.pl. Imię i nazwisko bohaterki znane redakcji.

Pochodzę spod warszawskiej wsi. Ni zamożna, ni biedna. Na pewno z perspektywy czasu — zacofana. Wychowałam się w rodzinie, yyyyy właśnie jakiej – nijakiej. Ojciec pracował, matka „rządzicielka” nigdy nie pracowała. Niby ojciec się nie zgadzał, bo wiecie patriarchat — dla niej wygoda. Ugotujesz, odprawisz dzieci do szkoły, potem zabełtasz jakiś obiad i masz luz. Takie miała właśnie podejście.

A co rodzina na to?

No więc moja rodzina nie ukształtowała we mnie jakiś szczególnych wzorców. Skończyłam liceum w Wyszkowie jako nijaka Ania, niespodziewanie dostałam się na studia, na uniwersytecie – dodam, dziennie i wprowadziłam całą rodzinę w stan niepokoju. Nie z powodu moich zainteresowań, bo ogólnie mieli wywalone na to, ale z faktu, że muszą kłaść na mnie. Kłaść, czyli dawać mi obiad przez kolejne 6 lat. Zrządzenie losu, dostajesz się na medycynę i… nikt się nie cieszy, bo będziesz bezproduktywna przez 6 lat. Dodam tylko, że nie miałam korków za 50 tys. rocznie, a zryty mózg.

Same studia nie były trudne w nauce, ale w kontaktach. Czemu spytacie?

Bo jestem „wieśniarą”, wyglądam, jak wyglądam. Nie stać mnie na chińczyka za 15 zł na Banacha ani w barze szpitalnym na pierogi. Mam bułkę z Carfa z naprzeciwka i kefir i wstyd.

Przetrwałam 3 lata. Studenci medycyny to zadufane w sobie narcystyczne indywidualności, „ąę” na co dzień. Nie rozumiałam tego, bo w moim środowisku nie byłam wyjątkowa. Rodzice nie byli lekarzami, nikt nie robił mi kanapek, nie uważał, że jestem super i nie przywoził i odwoził na WUM. Zresztą to kawał drogi.

A swoją drogą, pewnie się zlejecie, ale w Warszawie pierwszy raz byłam, jak miałam 13 lat. Odległość niecałe 50 km. Czasem myślę, że nawet Amisze w mojej rodzinie by się nie odnaleźli.

Pojawił się on

No i minął kolejny rok. Nie byłam gwiazdą roku. 4.9 – na leku to wysoka średnia. Nie szła mi biola, ale dawałam radę. W życiu osobistym nic się nie działo. Do momentu, kiedy poznałam Bartka.

Nie miałam doświadczenia z chłopakami. Wiecie, smutna Ania i chłopak. Nijak nie idzie w parze. Nie całowałam się, nie mówiąc o czymś więcej. Bartek był zajebisty, bo?

  1. Po pierwsze zrypany mózg, rodzice lekarze od trzech pokoleń, mieszkanie dwupoziomowe przy Arkadii i 3 tys. kieszonkowego. Poczułam się jak w domu. On zrypany przez kasę, ja przez biedę,
  2. po drugie, najbrzydszy na świecie,
  3. po trzecie, wspomniałam kasy miał w ch**.

Nie mam pojęcia, czemu kiedyś spytał, czy wypiję z nim kawę. Matoł co odpowiedział? Nie piję kawy, a on dodał – przyniosę Ci czekoladę do biblioteki.

No i przyniósł.

Patrzyłam na niego i nie rozumiałam, czemu on tak zrobił. Plus jest taki, że nie zareagowałam. Nawet pomyślałam, że jest tak beznadziejny, że będzie chciał mnie wykorzystać, bez słowa.

A on nic…

Chyba nie wiedziałabym, co mam zrobić. Mój kolega zboczeniec z podstawówki mówił: nadstawisz d..* i będzie git. Ale dla mnie anal to było coś mega obleśnego. Potem dowiedziałam się, że tak się mówi Studia i nauka w tej rozterce to pikuś.

Rozmyślałam między kolosem z prazytów a chemią, o co mu chodzi. Po roku wyszło, że mu się podobam.

Anka spod Tłuszcza. Znacie skrót jprd?

Zaczęliśmy się spotykać. Bartek był czuły, chyba, bo jak to określić, skoro jest pierwszym chłopakiem w wieku 22 lat?

Jest młodszy, to dla mnie problem, bo ojciec od matki starszy 15 lat. Zawsze słyszałam, że młodszy to gówniarz. Rodzice uważają, że młody nic nie umie, nie zarobi, nie potrafi i nie będzie chciał. Wspomniałam o zrypanym mózgu?

To trochę jak z sylwestrem w Zakopanem, każdy rzyga, a ogląda, szczególnie na wiosze. Taki wtręt. Zenek to bóg. Specjalnie piszę małą literą. Szanuję kolesia, robi to, co lubi. W mojej rodzinie jest przekonanie, że Zenon oddał duszę, bo śpiewa niby coś a nic, ale co roku na sylwestra jest i trzepie kasę. Idźmy dalej.

Minął 3 rok. Niby jesteśmy parą, ale pierwszy raz zaprasza mnie Bartek do domu na obiad.

[Żolębę] dla niewtajemniczonych Żoliborz i dom koło pana Jarosława. Mój kwadrat, a ten dom z wieżyczkami i balkonami to raj. Spinałam się przed obiadem. Założyłam pożyczoną bluzkę i buty, podobno wyglądają na drogie.

Czy widzicie w metrze laski, które noszą torebkę YSL i buty z sieciówki? No to nie pasuje. Wystroiłam się.

Pokonali mnie z wejścia, bo było sushi. Zaproś laskę ze wsi na sushi. Żenada. Wylądowaliśmy w jego pokoju. Dużo oglądałam yt o pożądaniu, ale tu tego nie było… do pewnego momentu.

Teraz o matce słów kilka

Matka Bartka była… niebiańska. Piękna, smukła blondyna. Miała wtedy coś ok. 50. Wiem, już mnie opluwacie. Kobieta ta emanowała takim seksapilem, namiętnością i przede wszystkim mądrością, że przesłoniła mój świat. Rozmawiałyśmy chwilę, a we mnie jakby strzelił piorun. Nie wiedziałam, co to pożądanie do kobiety, ale zaczęłam marzyć o niej.

Bartek naciskał na łóżko

W końcu przespałam się z nim. Faktycznie czasem wystarczy pojęczeć i mieć z głowy. On był usatysfakcjonowany, a ja myślałam o jego matce. Miała takie zgrabne kształty. W sumie nie wiem, czemu zwróciłam na to uwagę. Ta zmysłowość, ten powab i ta seksualność nadały magii spotkaniu. Pragnęłam czegoś więcej. Ona była elokwentna, kobieca i władcza i kusiła mnie.

Ja Ania spod Tłuszcza nie rozumiałam, czemu ona mi się podoba. O ile Bartek był fajny, to przychodziłam do nich dla niej.

Zdarzyło się

Pewnego wieczora, spotkaliśmy się w umiarkowanym nastroju, bo Bartek oblał anatomię, dramat – dla niego, ja zdałam niefortunnie na 5. Stypa wpadła. Byłam szczęśliwa, bo w końcu było mnie stać na „chiola” na Banacha. Wylądowaliśmy na „Żolębę”, wiedziałam, że on się skuje. W sumie o 19 był tak pijany, że nie był w stanie wejść na piętro. Pomogłam mu. Zeszłam po wodę na dół do kuchni…

To, co zobaczyłam…

Matka. Malina, bo tak się nazywała, spytała, czy wypiję z nią drinka. Miała satynową koszulkę z odznaczającymi się piersiami i takie gorące usta.

Co to znaczy?

Nie wiem, czy były zrobione, ale tak mnie kręciły. Namiętne, gorące, wilgotne. Oszalałam. Myślałam tylko o pocałunku.

To, co się wydarzyło potem, było szaleństwem…

Po tej nocy z Maliną, bo dla mnie ona nie jest matką Bartka, ale kobietą marzeń, wiem, co znaczy namiętność kobiety…

Ze względu na obszerność tekst został podzielony na 3 części.