MR: Panie Doktorze, spotkaliśmy się dzięki wspólnej akcji, bo połączyła nas chęć pomocy i przekazanie środków pochodzących z aukcji dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jestem bardzo wdzięczna za wsparcie.
- AS: Również bardzo mi miło. Przyznam, że po raz pierwszy udzielam wywiadu. Zawsze stroniłem od rozmów i medialnie wypowiadali się moi współpracownicy. Uznałem jednak,że dziesięciolecie agencji modelingowej zobowiązuje, aby ten okres podsumować.
Fantastycznie! Cieszę się, że pierwszy raz przypadł mnie (śmiech).
- To też jest dla mnie pewien stres, z racji tego, że u mnie w Krośnie (nie mieszkam na co dzień w Warszawie) w zasadzie nikt nie wie, że prowadzę agencję modelingową. Jedną z bardziej znanych w Polsce. Jestem bardziej znany jako lekarz stomatolog niż jako właściciel agencji modelingowej. No ale tak jest już od 10 lat, że pracujemy, rozwijamy się, odnosimy sukcesy.
To takie trochę balansowanie między skrajnościami, bo z jednej strony mamy twardy, mocny, uznany społecznie zawód, a z drugiej projekty modowo-muzyczne. Czego są one wyrazem?
- Ciekawości show-biznesu. 10 lat temu, otwierając agencję, poznałem grupę osób, która potrzebowała wsparcia w tym projekcie, ale też chciała zrobić w tej branży coś nowego, na nowych zasadach, z pewnymi wartościami, które do tej pory na rynku modelingowym po prostu nie istniały.
Mianowicie?
- Chcieli, aby był bardziej przejrzysty. I jest bardziej przejrzysty.
Co to znaczy?
- To, że agencja modelingowa dawała szansę wielu osobom, którym inne agencje tej szansy nie dawały. Po drugie system pracy agencji modelingowych był wtedy bardzo niejasny. My prowadziliśmy pewne klarowne systemy rozliczeń. Przejrzyste, cechujące się regularnością. To samo tyczyło się systemów umów. Zadbaliśmy również o rodzinną atmosferę. Główny cel, jaki nam przyświecał, to aby promować młode talenty.
Powiedział Pan „wprowadziliśmy”. Czyli mówimy o zespole?
- Tak, my jako zespół. Właścicielem agencji jestem ja, i to się właściwie nie zmienia od 10 lat. Natomiast w momencie, kiedy agencja powstawała, potrzebowałem ludzi, którzy w zasadzie sami do mnie przyszli. Dopiero potem powstał pomysł stworzenia tego projektu AS Management. Któregoś dnia po prostu zostałem namówiony.
Trudno znać się na modelingu, znając się na zębach, prawda? (śmiech)
- Tak, cały czas się uczę. Dlatego moich bookerów obdarzam bardzo dużym zaufaniem, bo ja wiem, że oni wiedzą lepiej. A jak ja czegoś nie rozumiem, to proszę o wytłumaczenie: dlaczego akurat tę przyjmujemy do agencji, a tej nie? Nauczyłem się paru zasad istniejących w świecie modelingu. One zostały, że tak powiem, zaimplementowane z agencji zagranicznych i zaczynają tutaj obowiązywać. Modeling też się bardzo zmienił przez te 10ostatnich lat.
Zmienił się przekaz, łatwość w dostępie do castingów, w dotarciu przez różne programy modowe. Jak to się na przestrzeni tych 10 lat przełożyło? Czy nadal funkcjonuje pojęcie „łowcy twarzy”?
- Tak, to tak zwani skauterzy. Oni działają coraz bardziej intensywnie. Jest im coraz trudniej z tego względu, że od około 3 lat zawód modela/modelki nie jest zawodem tak popularnym i intratnym, jak to było wcześniej. Szczególnie wśród Polaków i Polek. To już nie jest to samo, co było, dlatego że pojawiły się nowe, bardziej opłacalne zawody czy zajęcia – typu youtuber, influencer.
Na pewno wypierają wiele zawodów.
- Zawód influencera zaczyna wypierać modeling. Pojawił się Instagram, który też zrewolucjonizował sposób postrzegania mody, bo w zasadzie wszelka promocja przeniosła się na Instagram, a za moment na TikTok. Fashion Week`i umarły w Polsce śmiercią naturalną. Castingów, z racji wysokich kosztów czy pandemii, w ogóle się nie organizuje. Tak naprawdę przeniosły się one do Internetu. Ten Internet pod wieloma względami zatem zrewolucjonizował i rewolucjonizuje cały czas modeling oraz połączony z nim świat mody.
Ładna buzia w obecnym świecie nie wystarczy?
- Nie, ładna buzia w tej chwili to jest 40% sukcesu. Następne 40% to osobowość i chęć pracy
nad sobą.
Wyznacznikiem w poszukiwaniach jest Instagram czy TikTok i zasięgi młodych osób? Czy szukacie świeżych twarzy, które są nierozpoznawalne, a być może wyjątkowe?
- I tak, i nie. Rynek, jeśli chodzi o media społecznościowe, jest przeglądany przez skauterów z różnych agencji. Jestem przekonany, że każdy profil, który został utworzony w Polsce, będzie przez skauterów odnaleziony i sprawdzony bardzo szybko. Stąd każda nowa twarz, jaka się pojawi, jest brana pod uwagę, nawet niezależnie od Instagrama. Oprócz tego mamy też w AS management dział Talents, gdzie mamy influencerów, ludzi znanych z branży modowej, modelingowej, show-biznesu. Tam się przede wszystkim liczy Instagram, zasięgi. Liczy się przede wszystkim sposób promocji produktów poprzez social media.
Czy agencja skupia się na konkretnych projektach?
- Co to znaczy „konkretne projekty”?
Czy mierzy np. w markę beauty, pokazy? Zwróciłam uwagę na advertorial Ferrari, w którym brała udział Paulin Wisińska.
- My mamy dużą bazę klientów zarówno w Polsce, jak i za granicą.
Procentowo jak duży jest rynek polski, a jak duży zagraniczny?
- Rynek polski dla nas to jest jakieś 50–60% całego rynku. Z racji pandemii troszeczkę ograniczyliśmy pracę na kontraktach azjatyckich. Większość Azji jest obecnie zamknięta. Te osoby, które zdecydowały się zaszczepić chińską szczepionką, lecą na kontrakty, ale są to pojedyncze osoby.
Ale rynek azjatycki jest chłonny?
- Tak, to największy rynek na świecie. Jest bardzo chłonny i na tyle mało osób w tej chwili jest na tym rynku z racji obostrzeń, że w zasadzie tym osobom, które tam lecą, pracuje się bardzo dobrze. Natomiast nie każdy się na to decyduje. Druga sprawa jest taka, że mamy wielu klientów w Europie. Pracowaliśmy przez te 10 lat, bezpośrednio nawiązując kontakt z takimi markami, jak np. ZARA czy Dior. To są bezpośrednie kontakty.
Jak wygląda chociażby wycofywanie się z rynku wschodniego? Czy to też odbija się na kontraktach agencyjnych?
- Ja bym powiedział, że wręcz przeciwnie. Współpracujemy z ZARA, wysyłając bezpośrednio modelów/modelki do Hiszpanii i nasza współpraca dzięki nim się rozwija dosyć intensywnie. Kilka lat temu, jeden z naszych modeli, Igor Liubchenko, zrobił kampanię Zary i Prady na cały świat. Julia Banaś, która była wtedy w naszej agencji, również zrobiła kampanię Zary na cały świat, więc ta współpraca z marką trwa cały czas i jest rozwojowa.
Cały czas rozwojowa.
- Tak. I to się przekłada dalej. Nasi wszyscy klienci potrzebują coraz więcej tzw. e-commerców i w związku z tym ta współpraca się rozwija.
W dobie pandemii pokazy mody zostały zastąpione prezentacjami 3D. Choć były one fantastycznie zrobione i dawały poczucie uczestnictwa w pokazie, to jednak nie było bezpośredniej interakcji. No, świat się zmienił…
- Tak, świat się zmienił. Obecnie część pokazów odbywających się w Paryżu była nagrywana
wcześniej, chociaż powoli te pokazy na żywo wracają.
Oficjalnie nie mamy pandemii (śmiech).
- Dziś nie mamy pandemii oficjalnie, więc myślę, że ten czerwiec–wrzesień 2022 będą dużo
bardziej obfitować w pokazy na żywo, bo pokazy na żywo to pokazy na żywo i tej atmosfery nic nam nie zastąpi.
Po pierwsze atmosfera, a po drugie nawiązywanie biznesów. To przecież nieodłączna część pokazu.
- Tak, tak jest i tak zawsze było. Bardzo ubolewam nad tym, że w Polsce też jest ostatnio bardzo mało pokazów. Wiem, że to się po prostu wiąże z kosztami i projektantom oraz domom mody coraz mniej opłaca się robienie pokazów. Wolą zainwestować w więcej kampanii i e-commerców, niż robić po prostu pokaz dla garstki osób. W związku z powyższym ubolewam, ale tak z sentymentem tylko.
Na pewno targetują przekaz do młodego pokolenia. Jak agencja spożytkowała ten dwuletni czas pandemii? Może coś nowego się narodziło?
- Powiem w ten sposób: na początku było lekki przerażenie. W momencie gdy wszedł zakaz przemieszczania się, nasi klienci też nie wiedzieli, co mają zrobić, jak długo to potrwa. Zgłaszali nam, że na początku pandemii bardzo im wzrosła sprzedaż internetowa. Sklepy pozamykane, przeciętny Polak siedział w domu i kupował on-line (śmiech).
Zabijaliśmy czas, poprawialiśmy samopoczucie zakupami.
- W związku z powyższym to był przedziwny okres, gdzie tak naprawdę bardzo rozwinęła się praca modelek i modeli w domu. Dostawaliśmy zamówienia od klientów na zdjęcia robione telefonami w domu, które klienci później umieszczali w swoich social mediach.
Trochę taki wymuszony trend się pojawił.
- Tak, tak. Instagram, Facebook, ale też się zdarzało, że te robocze zdjęcia lądowały na stronach klientów. Było to dla nas coś nowego. Oczywiście z racji tego, że nie wszyscy klienci przeprowadzali swoje sesje e-commercowe czy lookbookowe w Warszawie, to wykorzystywaliśmy nasze studio i naszego fotografa do tego, żeby takie sesje powstały u nas w agencji.
Czyli rodzaj zaimprowizowanego studia, żeby wykorzystać przestrzeń?
- Były różne ciekawe pomysły, żeby modelki się za wiele nie przemieszczały, a jednak żeby po prostu mogły pracować. I to było bardzo fair, z korzyścią zarówno dla modeli, jak i dla nas. Fakt, w pierwszym miesiącu ilość zleceń poleciała o jakieś 2/3, rynki azjatyckie się zamknęły. Natomiast z każdym następnym miesiącem to wszystko wracało powoli do normy.
A jak ocenia Pan obecną sytuację?
- Dla nas jest lepsza niż przed pandemią.
Ale jest to wynik sprzedaży, e-commerców czy działań, które po prostu pociągnęły mocno agencję do przodu?
- Myślę, że w tej chwili jest pewien trend wśród polskich klientów, którzy ostatnio interesują się jeszcze mocniej naszymi modelami/modelkami, Nasz zespół został mocno rozszerzony o modeli/modelki z całego świata. Staliśmy się agencją międzynarodową. Po to, żeby mieć w portfolio ciekawe, troszeczkę mniej słowiańskie rysy twarzy, żeby zaspokoić potrzeby klientów polskich. Jednocześnie klienci zagraniczni zwiększyli swoje zainteresowanie naszymi rodzimymi modelami/modelkami.
Taki trochę transfer. Tam słowiańska uroda, tutaj egzotyczna.
- Dokładnie. W związku z powyższym ten rynek modelingowy po pandemii robi się rynkiem bardziej międzynarodowym.
Ale skupiającym się na konkretnej działce, np. beauty czy moto? Czy nie ma takiego rozróżnienia?
- Na pewno dział fashion, beauty i dział influencerski. Agencja tak naprawę nie ogranicza się wyłącznie do tych działów. Zlecenia dla klientów spoza fashion czy beauty się zdarzają. Nie są one takie częste, ale były, są i będą. Kilka lat temu jeden z naszych modeli musiał się nauczyć jeździć konno, żeby wystąpić w reklamie Shella. Są różne ciekawe projekty, w których modele/modelki biorą udział ze względu na samorozwój czy urozmaicenie swojego portfolio.
Czy agencja skupia się na jakimś wyjątkowym projekcie, który pojawi się niedługo?
- Cały czas pracujemy ze swoimi klientami, to oni nam narzucają jakieś projekty. My jako agencja sesji wewnątrzagencyjnych na własne potrzeby nie produkujemy. Nasi modele są zagospodarowani wewnątrzagencyjnie do naszych projektów muzycznych. Czyli jeśli chodzi o Hypsterię (wytwórnię muzyczną) i pokazywanie tych twarzy naszych modeli/modelek w teledyskach. Jest to dosyć istotne. Dzięki teledyskom, w których wzięli udział nasi modele i modelki w ciągu ubiegłych lat, kilka osób zostało bardziej zauważonych na rynku modowym i te osoby stały się twarzami rozpoznawalnymi w całej Polsce.
Przez udział w klipie?
- Tak. Ja tu mogę wspomnieć Dawida Auguścika, który bodajże 7 lat temu wystąpił w teledysku Eweliny Lisowskiej. A ponieważ on jest dosyć mocno wytatuowany, dostawaliśmy mnóstwo ofert współpracy z Dawidem. I zawdzięcza on to właśnie teledyskowi. Potem takim odkryciem stał się pierwszy łysy model, czyli Adam Kaszewski, który wystąpił w teledysku Natalii Nykiel. Potem współpracując z nami jeszcze przez lata, zrobił wiele sesji dla Vistuli i wielu innych. Dlatego też są takie właśnie pojedyncze zlecenia. One nie są jakieś super płatne, ale w mojej ocenie bardzo opłacalne.
Powiedział Pan: „Jesteśmy przede wszystkim towarzystwem artystycznym, otwartym dla wszystkich, którzy myślą twórczo i chcą się realizować”.
- Taki jest projekt „Hypsteria”, który powstał w zasadzie po zamknięciu projektu AS Management Cracow. Przez około 5 lat agencja miała dwa biura i była podzielona na Warszawę i Kraków. W Krakowie było kilkoro bookerów, którzy pracowali nad grupą modelek i modeli, i w Warszawie również była taka grupa. W tamtych czasach agencja reprezentowała ponad 200 osób, więc był to ogrom ludzi. Projekt AS Management Cracow został zamknięty z racji tego, że nasi klienci, którzy chcieli z nami współpracować. Odzywali się głównie do oddziału warszawskiego, sądząc że Kraków reprezentuje modeli tylko z Krakowa, co było błędnym myśleniem. Reprezentował tak samo, jak Warszawa osoby z całej Polski.
No tak, ale sposób myślenia najtrudniej zmienić.
- Nam się to nie udało. W związku z tym krakowski AS Management został zamknięty. Modele i modelki przeszli pod biuro w Warszawie, bookerzy albo zdecydowali się przejść do Warszawy, albo po prostu zmienili pracę. Natomiast wtedy powstał pomysł utworzenia wytwórni muzycznej. To też wynikało bardziej z takiego faktu, że agencja modelingowa, jak się okazało po jakimś czasie, zrobiła nam do tego zaplecze. Wtedy, gdy otwieraliśmy wytwórnię, to okazało się, że współpracujemy z wieloma osobami w jakiś tam sposób
powiązanymi z branżą muzyczną.
Czyli to było takie dodatkowe wsparcie?
- To było logiczne następstwo pewnych działań, które podejmowała tutaj agencja modelingowa. Albowiem okazało się, że niektórzy z naszych modeli są np. raperami, producentami. Przez jakiś czas pracowaliśmy z Mateuszem Holakiem, powstał również board Talents, gdzie znalazł się między innymi Young Igi czy Kamil Nożyński „Saful”– raper, który zrobił kampanię Bytomia. Były z nami związane również partnerki znanych polskich raperów. I to, powiedzmy, zaczęło się klarować. Próbowaliśmy pójść w tę stronę, wykorzystując talenty naszych modeli, na początku bardziej wokalne. A później to się rozwinęło na inne nurty muzyczne. Odkąd jeden z raperów przedstawił mi Karolinę Stanisławczyk, zaczęliśmy wchodzić dosyć mocno w świat show-biznesu i pojawiło się i Opole, Sylwester i Eurowizja.
Czyli po prostu dodatkowa noga, która idealnie się wkomponowała w to, czym zajmowaliście się wcześniej jako agencja.
- Tak. Zwłaszcza że managementowo, jeśli chodzi o Hypsterię, pomagają ludzie, którzy mają doświadczenie PR-owe, management-owe, ale również byli u nas modelami. W związku z tym my jesteśmy taką rodzinną firmą, rzadko przychodzi do nas osoba z zewnątrz. Tak naprawdę wychowujemy na własnej piersi nowy zespół. Poszerzamy ten zespół o nowe osoby, które znamy od lat.
Panie Doktorze, a motto: „Bądź sobą, a osiągniesz wszystko, co zamierzasz”?
- (Śmiech) No, ja myślę, że to się właśnie realizuje, i to jest właśnie przykład AS Management oraz obrany przez nas cel. To pokazuje, że to się sprawdza.
Jaki wspólny mianownik mają te trzy działalności: stomatologia, modeling i wytwórnia?
- Hm.… Trudno powiedzieć. Łatwiej na pewno o wspólny mianownik między wytwórnią a modelingiem niż stomatologią. Ale myślę, że jakoś tam się wszystko zazębia. Mój skład lekarsko-pielęgniarski bardzo mnie wspiera w tym, co robię. Interesuje się tym. Jedynym punktem wspólnym jestem chyba póki co ja. Stomatologia, a ja jestem chirurgiem stomatologicznym, jest to mój zawód, z którego nigdy nie zrezygnuję. Jest to coś, na czym skupiam się codziennie.
Czyli „normalnie wychodzę do pracy”?
- Tak, codziennie przez około 6 godzin dziennie pracuję z pacjentami. I kończę pracę, odchodzę od pacjentów, siadam przed komputer i zajmuję się sprawami związanymi z agencją i wytwórnią muzyczną. W związku z tym jest to rzeczywiście praca na dwa etaty.
Czy praca równa się pasja? Wiemy, że jest to wymagający zawód – i fizycznie, i psychicznie. Wobec tego jak odreagować, jak pozbyć się tego obciążenia?
- Stomatologia też jest pasją.
Czy jest to wynik tradycji rodzinnej?
- Nie, absolutnie. Cała moja rodzina to lekarze weterynarii. Jeśli chodzi o stomatologię, to jestem wyjątkiem w rodzinie. Natomiast jeśli chodzi o pasję i aspekt psychiczny, to tego się nie da porównać. Praca przy pacjencie wymaga wiedzy, skupienia, i jest bardzo odpowiedzialną pracą, natomiast w agencji to trochę inna specyfika pracy.
Jaki jest pułap wieku modeli, z którymi rozpoczynacie współpracę?
- Podpisujemy umowę nawet z osobami, które ukończyły 13. rok życia. Natomiast tak naprawdę w Polsce legalnie mogą pracować osoby, które ukończyły 16. rok życia, więc są to 2–3 lata dla tych najmłodszych na przygotowanie do pracy. Oni wiedzą, że raczej pracować nie będą przed 16. rokiem życia, zresztą nie ma w Polsce takiego zapotrzebowania. Wysyłanie osób niepełnoletnich na różne wyjazdy zagraniczne to również odpowiedzialność i obciążenie psychiczne.
Tak, szczególnie dla najmłodszych. Niektórzy mocniej przeżywają rozłąkę i może być to dla nich ciężki czas, dlatego wolą jechać z kimś.
- Osoby, które wyjeżdżają po ukończeniu 16. roku życia, często wolą same wyjeżdżać na kontrakty. Zawsze staramy się je wysyłać z jakąś dorosłą osobą, ale mimo wszystko czasami w wieku nastoletnim robi się różne rzeczy bez zgody i wiedzy rodziców, tym bardziej agentów, więc jest to w pewien sposób obciążające. Natomiast tak naprawdę pasja pasją, i to jest super, ale mi zawsze przyświecał jeden cel: tak zwane branie odpowiedzialności za swoje słowa. Jeśli podejmujemy się czegoś, opracowujemy jakiś plan działania z pacjentem czy planujemy karierę modela, to zawsze staram się z tych wszystkich punktów wywiązywać. Jest to dla mnie bardzo ważne i bardzo odpowiedzialnie do tego podchodzę.
Staram się przynajmniej takie podstawowe rzeczy, które są do osiągnięcia – ustalać. Natomiast nie wszystko jesteśmy w stanie przewidzieć. Druga sprawa jest taka, że często młodym ludziom zmieniają się poglądy na pewne sprawy. W wieku 16 lat chcą być modelem, a potem w wieku 19 lat okazuje się, że ich to totalnie nie interesuje, mimo że mają warunki. Zawsze im powtarzamy, że znajdują się w tym 1% ludzi którzy mają predyspozycje do pracy w modelingu.
A taka zmiana wynika ze zrażenia się do modelingu czy może z innej wizji świata?
- Wydaje mi się, że wynika to najbardziej z dwóch rzeczy. Jeśli chcą być modelem/modelką, to często im brakuje cierpliwości.
Czyli jest to taka charakterystyczna cecha młodego pokolenia.
- A druga sprawa jest taka, że zwykle pod wpływem otoczenia zmieniają im się priorytety. Czyli w wieku 16–17 lat chcą być modelem, ale w wieku 19–20 lat chcą już być youtuberem, raperem, influencerem, już ich praca przed obiektywem nie interesuje.
Praca przed obiektywem jest wymagająca.
- Owszem, i bardzo męcząca. Wymaga wielu wyrzeczeń, wyjazdów, nadrabiania szkoły, znajomości języków, ciągłej pracy nad sobą, jeżeli chodzi o sylwetkę, bycia miłym dla klientów. Jest to praca wymagająca, więc młodzi ludzie czasami szukają sposobów znalezienia łatwiejszego pieniądza. Czyli właśnie jako tiktokerzy czy influencerzy.
No tak, ale to też trwa kilka lat i właściwie my widzimy tylko efekt.
- Tak, widzimy tylko efekt, a nie widzimy całego tego procesu. W związku z powyższym zostają ci, którzy rzeczywiście chcą pracować. Niektórzy pracują już nawet 9 lat.
Czyli prawie od początku.
- Tak, właściwie tak. Niektórzy decydują się na założenie rodzin, rodzą dzieci, a potem
wracają do tego modelingu, a więc jest sporo osób związanych z nami od początku.
To faktycznie rodzinnie. Życzę, żeby to trwało, żeby to się rozwijało, mimo tych przestojów, które się pojawiają. Żebyśmy ten świat piękna i mody celebrowali, a nie ograniczali go tak naprawdę wyłącznie do tych działań internetowych.
- Ja cały czas jestem ciekawy tego świata. Z racji tego, że ten świat modowy i modelingowy nieustannie ulega transformacji i zaskakuje, największe wyzwanie stanowi to, żeby odnaleźć te trendy i za nimi podążać. I starać się nadążyć też, bo to nie jest łatwa sprawa. Trzeba się przyglądać klientom, klientom tych klientów. Jak oni reagują, czego potrzebują. W tej chwili jest duża dywersyfikacja marek w Polsce. Powstaje bardzo dużo nowych, polskich marek. Gdyby mnie pani zapytała o to, dla jakich marek pracujemy, mógłbym wymieniać do wieczora, bo jest ich bardzo wiele.
Obserwując też ten świat instagramowy, dużo projektantów miało czas chociażby na wprowadzenie swoich marek, niszowych, skupiających się na konkretnym kliencie.
- Jestem troszkę zawiedziony, przyznam się, działalnością projektantów w Polsce. Oczywiście mamy świetne nazwiska, typu Mariusz Przybylski, Paprocki&Brzozowski, Maciej Zień, Robert Kupisz…
Mamy takie, które, że tak powiem, już się wypozycjonowały i są.
- Dokładnie, ale nie mamy nowych. Oni nie promują swojego nazwiska, tylko promują swoją wymyśloną markę. Więc tak naprawdę my nie wiążemy tych marek z jedną, konkretną osobą, a bardziej z firmą, ewentualnie z domem mody.
Bo tak jest chyba prościej, dlatego że to dom mody, załóżmy, kreuje trendy i jest ta różnorodność. Natomiast nazwisko jest zawsze czymś wiążącym.
- Dokładnie. Kiedyś były nazwiska promowane przed domy mody, np. Rafał Czapul, Wojciech Bednarz. Tego teraz nie ma tak naprawdę. Oczywiście wiemy, kim jest Natalia Maczek czy Tomek Wirski, założyciele MISBHV.
Bo jesteśmy w tym temacie, natomiast dla osób z zewnątrz to są tylko nazwiska.
- W związku z powyższym wydaje mi się, że trend, który jest obecny, przynajmniej na razie, to promowanie przez projektantów swoich marek. I ten trend też jest pokazywany troszkę na Zachodzie, dlatego że coraz częściej projektanci zmieniają domy mody. Coraz częściej pod nazwami Gucci, Dior itd. kryją się coraz to nowsi projektanci.
Tak było chociażby w domu Gucci. Było nazwisko topowe, ale pojawiali się projektanci, którzy oczywiście wynosili rozpoznawalność domu, natomiast nie trwali w jakichś dłuższych relacjach z tymi domami.
- Część projektantów wyjechała za granicę. Część pokazuje swoje kolekcje tylko w Internecie, więc to się troszeczkę rozmyło.
Mam wrażenie, że Dubaj jest takim miejscem, gdzie jeszcze polskie nazwiska się pojawiają, ale to chyba też specyfika i zainteresowanie tamtego rynku.
- Tak naprawdę Dubai Fashion Week nie jest czymś wyjątkowym,. W ogóle jest w Azji kilka ważniejszych modowych wydarzeń. Jeśli sytuacja wróci mniej więcej do normy, opadnie już ta pandemiczna atmosfera, no i klimat wojenny, to wydaje mi się, że najważniejszą rolę, za jakieś 8–10 lat, będzie odgrywał Shangai Fashion Week. To jest zdecydowanie fashion week, który rozwija się najszybciej, gdzie pojawiają się co roku najwięksi europejscy projektanci. W Europie też jest coraz większy trend pokazywania skośnookich modelek i modeli…
Inność zawsze była atrakcyjna
- Tak, tylko że inność wchodzi teraz takim szerokim polem na rynki europejskie, dlatego że są pokazy, w których chodzą w Europie tylko skośnoocy lub wyłącznie czarnoskórzy modele i modelki. Przed pandemią szanghajski Fashion Week, wzbudzał duże zainteresowanie topowych projektantów europejskich. Również z racji tego, że Europa wychowuje co roku coraz więcej absolwentów szkół projektowania ubioru głównie pochodzących z Azji. Jak spojrzymy na London Collage School of Art, to większość absolwentów, 3/4 osób, stanowią osoby o urodzie azjatyckiej. A więc ci projektanci często później wracają do siebie, do Chin, Tajlandii czy Japonii, i oni tam po prostu pracują, z tamtymi markami.
Czyli najwyraźniej jest takie zapotrzebowanie. A może też taki trend?
- Rynek chiński, ogólnie azjatycki, też dużo eksportuje do Europy. Wydaje mi się zatem, że Szanghaj za kilka lat będzie równie ważną stolicą, co Mediolan i Paryż. Niewiele mu już trzeba, tak mi się wydaje.
10 lat działalności jest również okresem podsumowania. Czego życzyć?
- Na pewno rozwoju każdego dnia i nowych trafnych pomysłów.
A gdybyśmy mieli jakoś uściślić??
- Rozwoju agencji i tego, żebyśmy każdego dnia byli lepsi, niż byliśmy wczoraj. My nie patrzymy na innych. Oczywiście podglądamy trendy, natomiast nie rywalizujemy z innymi agencjami, wręcz się z nimi przyjaźnimy, natomiast staramy się być każdego dnia coraz lepsi. Jeśli chodzi o moją wytwórnię muzyczną, to myślę, że jakichś takich odsłuchowych sukcesów.
I narodzin gwiazdy? (śmiech)
- O tak, a jeśli chodzi o działalność stomatologiczną, to myślę, że wyrozumiałych pacjentów.
Cierpliwych i wyrozumiałych zatem (śmiech).
- I powinniśmy sobie chyba wszyscy życzyć dużo zdrowia, bo to jest chyba w tym niepewnym czasie dla nas najważniejsze.
I umieć cieszyć się każdego dnia. Dziękuję!
- Dziękuję bardzo.
rozmawiała Monika Rebelak/obcasy.pl