Programy randkowe co roku przyciągają przed telewizory miliony widzów. Każda większa i mniejsza telewizja ma już swoją własną wersję tego typu show, a serwisy streamingowe prześcigają się w pomysłach na najbardziej zwariowaną i szokującą odmianę. Programy te są więc bez dwóch zdań bardzo skuteczne w osiąganiu wysokiej oglądalności. Czy jednak to samo można powiedzieć o ich rzekomym celu, czyli znajdowaniu miłości? Czy telewizyjne związki są w stanie przetrwać próbę czasu i zwyczajnego życia?
Jak to się zaczęło?
Na początku były programy rozrywkowe, które bardziej przypominały teleturnieje. Biorący w nich udział uczestnicy mieli zazwyczaj szansę wygrać randkę ze swoim wybrańcem bądź wybranką, których wybierali na podstawie odpowiedzi udzielonych na zadawane pytania. W Polsce popularnością cieszyła się prowadzona przez Jacka Kawalca, a później Tomasza Kammela, „Randka w ciemno”. Emitowano ją przez 13 lat na przełomie tysiącleci, a łącznie nagrano aż 637 odcinków. Na początku lat dwutysięcznych randkowy format zaczął jednak przenikać do przybierającej na znaczeniu reality tv. W ten sposób doszło do narodzin programów, w których dane nam jest obserwować akcje i interakcje uczestników, a także rodzące się między nimi uczucie. Zazwyczaj wyglądają one podobnie: grupa nieznajomych stara się o względy głównego uczestnika płci przeciwnej. Czasem nie ma jednej wytypowanej osoby, która jest bohaterem show, ale mieszanka ludzi, którzy mogą mniej lub bardziej dowolnie łączyć się w pary.
Popularność randkowych programów
Jest kilka czynników, które zadecydowały o sukcesie randkowych programów. Po pierwsze, przedstawiają nam one idealistyczną, romantyczną wersję miłości. Przywracają wiarę widza w uczucie, a według niektórych potrafią wręcz działać terapeutycznie. Są współczesną odmianą bajki o księżniczce bądź księciu, którzy odnajdują swoje „długo i szczęśliwie”. Co więcej, programy te mogą być pokrzepiające dla singli, bo przypominają, że wiele innych osób również nadal szuka miłości. Po drugie, dla niektórych osób programy randkowe stanowią źródło wiedzy o związkach, pokazują, że relacje nie są czymś łatwym, a uczucia potrafią być skomplikowane. Uczestnicy na ekranie często mierzą się z wyolbrzymioną wersją codziennych problemów. Wreszcie po trzecie, programy te potrafią być śmieszne, dramatyczne, przejmujące, wzruszające, a czasem wręcz głupie lub absurdalne, i dlatego okazują się fantastycznym źródłem rozrywki. Chociaż dążenie do momentów godnych zapamiętania może też prowadzić do niemałej katastrofy.
Zobacz także: Jakie błędy popełniamy przy wyborze partnera na stałe?
Najgorsze i najdziwniejsze programy randkowe
Każdy, kto chciałby wymyślić nowy program randkowy, mierzy się z nie lada wyzwaniem. Wydaje się bowiem, że każda możliwa wersja formatu zdążyła już powstać. Randkowanie nago? Zrobione. Ślub z nieznajomym? Zaliczone. Uczestnicy przebrani za zwierzęta i potwory? Było. Tak samo jak skuwanie bohaterów kajdankami, zapoznawanie ich nie z potencjalnymi partnerami, ale ich matkami, a także najrozmaitsze wersje randkowania w ciemno. Jednak poza „dziwnymi” programami powstały też takie, które zasłużyły na miano oburzających. Wystarczy wspomnieć kilka amerykańskich tytułów, jak „Joe Milioner”, w którym kobiety próbowały zdobyć względy milionera (żeby w finale dowiedzieć się, że mężczyzna w rzeczywistości ma znacznie chudsze konto bankowe), czy „I Wanna Marry „Harry””, w którym mężczyzna niezwykle podobny do księcia Harry’ego podszywa się pod członka brytyjskiej rodziny królewskiej.
Wyświetl ten post na Instagramie
Czy można znaleźć miłość w telewizji?
Na szczęście nie wszystkie programy używają ekstremalnych rozwiązań. I chociaż dla zgłaszających się do nich ludzi są również szansą na zdobycie sławy, to w wielu z nich uczestnicy rzeczywiście starają się z kimś związać. Tylko czy relacje, które narodziły się w odseparowanym miejscu i czasie, pod uważnym okiem kamery, mają szansę na przetrwanie? Tak, ale… niewielkie. W 2021 portal Slots Up opublikował statystyki, w których wyliczył, jaka część par z 13 popularnych programów randkowych z USA, Wielkiej Brytanii i Australii rzeczywiście została razem po zakończeniu show. Tylko 5 programom udało się przekroczyć pułap 20%. Reszta nie może się pochwalić nawet 10%-owym sukcesem. W dwóch przypadkach żaden ze związków nie przetrwał. Nie dziwi również zwycięzca, czyli show „Wiza na miłość”. Aż 75% par pozostało razem. Trzeba jednak zaznaczyć, że w przypadku rozstania na szali była nie tylko wielka miłość, ale i amerykańska wiza jednego z partnerów.
Polskie programy randkowe
A jak to wygląda w Polsce? W naszym kraju uznaniem widzów cieszą się takie hity, jak „Rolnik szuka żony”, „Sanatorium miłości”, „Hotel Paradise” czy „Love Island”. Zarówno „Hotel Paradise”, jak i „Love Island” wyemitowały już po 5 edycji. Jednak większość związków z obu tych programów szybko się rozpada, a dłuższą relacją mogą pochwalić się nieliczni. Chociaż również „Sanatorium miłości” nie połączyło na stałe zbyt wielu uczestników, to znaleźli się szczęśliwcy, którzy odnaleźli prawdziwą miłość – zarówno w programie, jak i po nim, na przykład przez Internet. Zaszczytnym wyjątkiem na liście jest „Rolnik szuka żony”, aczkolwiek i tu statystyki nie powalają. Prowadzony przez Martę Manowską program pomógł stanąć na ślubnym kobiercu już 7 parom, które poznały się w programie (średnio nieco poniżej jednej pary na sezon). 6 innych uczestników spotkało swoje drugie połówki już po zakończeniu zdjęć i także zawarło małżeństwa.
Wyświetl ten post na Instagramie
Anna Miłachowska