Anna Kalata, prawdziwa Kobieta Sukcesu – to jej metamorfoza zapisała się w historii

Anna Kalata – przedsiębiorczyni i polityczka, była minister pracy i polityki społecznej w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza, a następnie w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Z wykształcenia ekonomistka, absolwentka studiów doktoranckich w Kolegium Ekonomiczno-Społecznym Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Jej metamorfoza wizualna wywołała wielkie zdumienie. Od wielu lat zakochana w Indiach, ale czy tylko? O trudach, dążeniu do celu i pasjach w rozmowie z Moniką Rebelak, naczelną portalu obcasy.pl.

annakalata2a
Anna Kalata. GA

Zacznijmy od momentu Twojego wejścia w politykę. Udowodniłaś, że polityka nie jest tylko i wyłącznie dla mężczyzn, że może być doskonałym zajęciem dla kobiety. Czy wtedy odnalazłaś się w tym męskim świecie?

 – To były lata 1997/98. Wcześniej nigdy nie interesowałam się polityką. Zawsze chodziłam na wybory, bo to była taka rodzinna tradycja. Szanowaliśmy demokrację, czy to w epoce socjalizmu, czy też po przemianach ‘91. Rodzice nauczyli mnie, aby chodzić na wybory i zawsze ten obowiązek wypełniałam. Nigdy jednak nie zajmowałam się polityką na poważnie. Nie wsłuchiwałam się w wystąpienia, zajmowałam się tylko tym, co było przydatne na potrzeby studiów, bardziej aspektem gospodarczym…

Co się wydarzyło, że zainteresowałaś się polityką?

 – W latach 1997/98 prowadziłam firmę, która zajmowała się pośrednictwem finansowym. Obsługiwałam przedsiębiorców w zakresie kredytów, leasingów, wtedy firma rozwijała się bardzo dobrze. Mieliśmy duże zapotrzebowanie na finansowanie, firmy stawiały na rozwój. Po 1991 roku, kiedy firmy zaczynały od leżaków, szczęk, przyszedł okres na ekspansję nowych rynków. Potrzebowały kapitału, środków trwałych, maszyn, urządzeń, nieruchomości itd., więc moja firma mogła w tym pomóc, bo już wtedy dobrze się rozwijała. W 1998 roku, kiedy mieliśmy tzw. efekt schładzania gospodarki pana Leszka Balcerowicza, te moje firmy, które szły jak bumerang do góry, jak strzała, nagle zaczęły się wysypywać. Tu bankructwo, tam bankructwo, tu gdzieś się coś zablokowało. Mieliśmy wtedy bezrobocie na poziomie 20%, mieliśmy 1% PKB. Przyglądałam się temu,  nie mogłam uwierzyć, jako „mikrobizneswoman”, lecz również jako zwykła szara myszka, co się w tej Polsce dzieje. Dlaczego mamy rząd, mamy władzę, parlament, które mimo że widzą, co się dzieje na rynku, nic nie robią. Wtedy to właśnie pojawił się bunt, i to nie „babski bunt”,  ale bunt człowieka, przedsiębiorcy, który działał już kilka lat na rynku consultingowym. Okazało się, że wszystko leci w dół. Był to czas, w którym głos Leszka Millera był coraz bardziej słyszalny, kiedy przekształcało się  jego ugrupowanie w partię polityczną, i  pomyślałam sobie, że te poglądy są mi bliskie. Zaczęłam się spotykać z różnymi ludźmi, zarówno na poziomie gminnym, jak i powiatowym. Rozpoczęliśmy budowanie kół, struktur, poznałam Jacka Piechotę, który potem został ministrem gospodarki. SLD powołało 40 zespołów programowych i zostałam sekretarzem zespołu do spraw konkurencyjności polskiej gospodarki. W związku z tym, że ukończyłam studia ekonomiczne na Uniwersytecie Warszawskim i miałam jeszcze spore doświadczenie biznesowe – od 1985 roku prowadziłam firmę i w 1998 miałam już niemały wachlarz doświadczeń jako przedsiębiorca. Wtedy pracowaliśmy głównie nad pakietem „Przede wszystkim przedsiębiorczość”, aby wprowadzić korzystne zmiany. Te, na których nam najbardziej zależało. Chcieliśmy  pomóc polskim firmom, żeby one nie bankrutowały, a mogły się rozwijać i konkurować na zagranicznych rynkach. Chodziło przede wszystkim o takie przedsiębiorstwa, z którymi ja miałam najwięcej do czynienia czyli mikro, małe i średnie firmy.

Anna Kalata. Archiwum prywatne
Anna Kalata. Archiwum prywatne

Jaki był w tamtych czasach największy problem w prowadzeniu działalności gospodarczej?

 – W związku z tym, że mieliśmy do czynienia z dużym bezrobociem,  ludzie mieli coraz mniej pieniędzy, spadał popyt wewnętrzny. Spadały obroty, firmy nie dostawały odpowiedniej liczby zleceń, spadała sprzedaż. Przedsiębiorcy rezygnowali z inwestycji, pojawiały się zatory płatnicze. Spadała wiarygodność kredytowa firm i w związku z tym traciły dostęp do kapitału. Banki przejmowane były przez korporacje zagraniczne, które nie miały interesu aby wspierać rozwój polskich przedsiębiorstw. Nie był uregulowany obszar funkcjonowania samorządu gospodarczego.  Do dzisiaj, choć minęło prawie 20 lat, w kwestii samorządu gospodarczego nic się nie wydarzyło.

O co chodzi z tym samorządem gospodarczym?

 – A o to, żeby prywatne małe biznesy, średnie i duże przedsiębiorstwa, miały słyszalny głos i aktywnie współtworzyły rozwiązania dla firm. Do tego są potrzebne silne organizacje przedsiębiorców. Firmy oczywiście się mogą zrzeszać, ale tak naprawdę w Polsce tylko 15% przedsiębiorców należy do różnego rodzaju zrzeszeń, stowarzyszeń, izb gospodarczych czy klubów biznesowych. W czasie, kiedy mieliśmy silne związki zawodowe, nie było po stronie pracodawców silnych organizacji. Teraz też nie ma uregulowanej tej kwestii, tak, aby  głos przedsiębiorców był słyszalny. A przedsiębiorcy, szczególnie mikro i mali cały czas mają swoje problemy: od pozyskania środków bankowych na rozwój, środków unijnych, po rozliczanie tych środków, pozyskiwanie partnerów, ekspansję na zagraniczne rynki i wiele innych. Jest długa czarna lista barier, z roku na rok drukowana przez organizację Lewiatan, i ta lista zamiast maleć rośnie. Mijają kolejne dekady i mimo że każdy rząd mówi: „my teraz poprawimy los przedsiębiorców tak, aby mogli się rozwijać, bo to oni tworzą miejsca pracy, to oni tworzą wartość dodaną itd.”, wcale nie żyje się im teraz lepiej.

Przez pierwsze dwa lata, kiedy zakładasz firmę, otrzymujesz pomoc od państwa

 – Masz na myśli tzw. „ mały ZUS” . To fakt, ale biorąc pod uwagę całokształt, problemów jest wciąż dużo. Prawo, które reguluje życie przedsiębiorców obecnie jest spisane na ponad 25 tysiącach stron, a Ustawa Wilczka z 1988 roku miała zaledwie 5 stron. Chciałabym, żeby lista  barier była krótsza chociaż o połowę, tak jednak nie jest. Dobrze by było, gdyby z roku na rok była jakaś progresja. Wracając do pytania, kiedy zainteresowałam się polityką, mogę powiedzieć, że spowolnienie gospodarcze w końcówce lat 90-tych, bezrobocie i trudności w rozwijaniu przedsiębiorstw spowodowały, że ja w  1997 roku doszłam do wniosku, że jest tylko jedyna droga, która może pomóc biznesowi, bezrobotnym i pracownikom. Uaktywnić się politycznie. I to wtedy zainteresowałam się polityką. I tak też powoli nabywałam doświadczenia, wcześniej nie zdobyłam go w ani w polityce, ani w samorządach. Miałam, jak już mówiłam, wykształcenie ekonomiczne, doświadczenie biznesowe ale działalność aktywistki i działacza społecznego była dopiero przede mną. Rzuciłam się w wir działań politycznych z pasji i chęci zmiany obszarów, które według mnie były zaniedbane.

Czy miałaś wtedy wsparcie w kolegach partyjnych? Czy jednak mówili: „Próbuj, rób, męcz się sama”?

 – Trochę tak, trochę nie. Koledzy  zwykle lubili otaczać się kobietami, które mogły wykonać określone prace. Kobiety są sumienne, jak im się coś zleci, to starają się z tego wywiązać. Do swoich obowiązków zawsze podchodziłam z pasją. Może nie było specjalnych blokad, ale wsparcia też nie było, ale nie narzekam. Wiele się nauczyłam. Natomiast, co chciałam podkreślić, dużo większe wsparcie miałam w Samoobronie niż w moim pierwszym ugrupowaniu.

annakalata 11a
Anna Kalata. GA

Co dało Ci to polityczne doświadczenie?

 – Bardzo poszerzyło moje horyzonty na płaszczyźnie globalnej. Zawsze się interesowałam sprawami, które wykraczały poza gminę, poza powiat, sprawami krajowymi. Poszerzyło to moje horyzonty, w szczególności w funkcjonowaniu struktur Unii Europejskiej czy też w ogóle polityki międzynarodowej. Zaczęłam patrzeć na sprawy, problemy Polski nie tylko przez pryzmat lokalny, ale też przez pryzmat globalny. Wiele naszych decyzji, szczególnie po przystąpieniu do UE zapada poza Polską. Wiele relacji, doświadczeń, też po tym, kiedy byłam już ministrem, pokazało mi, że aby podejmować dobre decyzje, trzeba na większość problemów patrzeć nie tylko poprzez pryzmat własnego podwórka ale dużo szerzej. Trzeba to wszystko zrównoważyć, potrzebna jest ta równowaga, ten balans, który pozwala osiągać porozumienia, a nie tylko jednostronnie walczyć o swoje racje.

W polityce funkcjonowałaś ok. 10 lat. Studiowałaś jednak ekonomię. Czy wychowałaś się w rodzinie przedsiębiorców? Ten temat był Ci bliski?

 – Absolutnie tak. Wywodzę się z rodziny rzemieślniczej, mój tata miał warsztat samochodowy, zresztą mój pierwszy zawód to był lakiernik samochodowy. Przez dwa lata uczyłam się rozbierać i składać samochody. Potem zdałam egzamin czeladniczy. Muszę powiedzieć, że wyrosłam w duchu przedsiębiorczym, rodzice zawsze dążyli do tego, aby się rozwijać, aby ciągle coś nowego tworzyć, budować, i to było we mnie. Ja też chciałam rozwijać w sobie ten aspekt przedsiębiorczości.

Widziałaś się w takim męskim zawodzie, jakim jest lakiernik samochodowy?

 – Trochę tak, bo wyrosłam w warsztacie, jako dziecko spędzałam czas, mieszając farbki. To było spowodowane sytuacją, w której się znajdowałam. Pewnie gdyby mój tata nie był blacharzem i lakiernikiem samochodowym, to bym nie pomyślała o tego typu zainteresowaniach. Tata chciał także wychować sobie następcę, a mój brat był sporo ode mnie młodszy. Życie się jednak inaczej potoczyło. Bardzo chciałam skończyć studia, równolegle prowadziłam własną działalność gospodarczą. Bardzo krótko w swoim życiu pracowałam na etacie.

Anna Kalata. Archiwum prywatne
Anna Kalata. Archiwum prywatne

Własna działalność ma wiele plusów, ale i wiele minusów…

 – Nie łatwe jest życie przedsiębiorcy. Warto podkreślić, że również kobiecie w biznesie nie jest łatwo. Jednak coraz więcej kobiet w Polsce bierze życie zawodowe w swoje ręce bo kobiety chcą ograniczać tzw. „szklany sufit” w drodze awansu i decydują się na to, żeby mieć własne przedsiębiorstwa.

Kiedy powiedziałaś sobie „dość”? Kiedy zapragnęłaś zmiany… wewnętrznej i fizycznej?

 – Kiedy byłam ministrem niełatwego resortu, kiedy byłam uczestnikiem niełatwej koalicji i chciałam zrobić bardzo dużo, ale wciąż zderzałam się z problemami. Procedura legislacyjna jest długotrwała. Projekty aktów prawnych  przechodzą określoną drogę konsultacji społecznych i międzyresortowych. Potem decyzja Rządu i prace w parlamencie. Wiele problemów społecznych chciałam rozwiązać, jednak niestety wiele aktów prawnych nie udało się wdrożyć.

Dla mnie zawsze najważniejszy był człowiek. Chciałam, ze względu na moje wartości spowodować, żeby ułatwić życie grupom społecznym będącym w szczególnej trudnej sytuacji. , Pragnęłam, aby duża część społeczeństwa powróciła na rynek pracy. To  zresztą mi się udało, ponieważ ok. 900 tysięcy osób realnie powróciło na rynek pracy w ciągu niespełna 16 miesięcy pełnienia przeze mnie funkcji ministra. Bezrobocie uległo radykalnemu zmniejszeniu. Było jednak wiele rzeczy, które chciałam zmienić, ale potem nie było już czasu ponieważ koalicja się rozpadła, były wcześniejsze wybory…

Anna Kalata. Archiwum prywatne
Anna Kalata. Archiwum prywatne

Czy poczułaś rozczarowanie?

 – Tak, że już nic więcej nie mogę zrobić. Zostawiłam pełne szuflady procedowanych ustaw. Nie pełniłam już funkcji, nie miałam narzędzi. Zrozumiałam, że w życiu nic nie jest dane raz na zawsze, że życie to ciągła zmiana. Trzeba było zaakceptować tą sytuację i zastanowić się co dalej…. Miałam czas i mogłam spojrzeć na swoje życie  z innej strony. Moja przemiana to był zbieg  sprzyjających okoliczności w moim życiu, ponieważ na moją transformację złożyło się wiele aspektów – koniec kariery politycznej na tamten czas. Fakt, że dzieci wyfrunęły już z gniazdka oraz, a może przede wszystkim ogromna fascynacja Indiami, którą przeżyłam jeszcze podczas oficjalnej wizyty w Indiach jako minister pracy i polityki społecznej. Indie dały mi takiego pozytywnego kopa, impuls aby spojrzeć na siebie jak na kobietę. Wcześniej funkcjonowałam jak taki robot, tradycyjna matka-Polka: dzieci, dom, praca na dwa etaty. Aby to wszystko pogodzić, stworzyć możliwość rozwoju dzieciom i rodzinie. Po dymisji nastąpiła okres w moim życiu  gdzie stworzyła się przestrzeń do przemyśleń, miałam więcej czasu dla siebie. Zaprzestałam aktywności w życiu politycznym,   (już wcześniej zakończyłam działalność gospodarczą, gdyż jako minister nie mogłam łączyć tych funkcji) plus oczywiście wielka inspiracja Indiami.

Anna Kalata. Archiwum prywatne
Anna Kalata. Archiwum prywatne

I co wtedy się wydarzyło?

– Nagle zostałam z białą kartą zawodową, bez pomysłu na to, co mogę dalej robić. Zaczął się rodzić pomysł, w miarę poznawania Indii, na rozwijanie współpracy gospodarczej z Indiami. Poznając ten kraj, i relacje, stosunki dyplomatyczne łączące Polskę i Indie, stosunki na linie Indie – UE, zobaczyłam, zdałam sobie sprawę, że jest to kraj ogromnych możliwości, który ma ogromny potencjał, nie tyko dla siebie, ale i dla nas Polaków, dla polskich przedsiębiorstw. I wtedy narodził się pomysł powołania Indyjsko-Polskiej Izby Gospodarczej, gdzie uznałam, że mogłabym znakomicie promować kierunek indyjski w Polsce, a także polskie firmy w Indiach. W 2008 roku powstała izba i  rozpoczęliśmy działania, aby wspierać polskie firmy w aktywności na rynku indyjskim oraz wprowadzać polskie towary. Organizowaliśmy konferencje, wyjazdy, misje gospodarcze, i w ten sposób również poznawałam Indie. Potem po wielu rozmowach z biznesem indyjskim, zrozumiałam, że niezbędne do osiągnięcia sukcesu w Indiach jest poznanie indyjskich zwyczajów i kultury. Chciałam wyjechać na dłużej, aby wtopić się w indyjski styl życia. Chcąc realizować swoją  nowo odkrytą pasję czyli zgłębienie wiedzy o Indiach, musiałam nauczyć się angielskiego, ponieważ w szkole uczyłam się tylko niemieckiego i rosyjskiego. Angielski w Indiach to podstawa. Dużo osób z indyjskiego biznesu sugerowało mi, że aby poznać Indie i umieć z nimi pracować, powinnam tam przez jakiś czas pomieszkać, poznać je od środka, wyrobić sobie opinię na ich temat, poznać indyjską wielokulturowość, religijność, żeby je zrozumieć. Dopiero wtedy można z sukcesem realizować projekty biznesowe. I tak też się stało, spędziłam sporo czasu w Indiach. Jak by to wszystko złożyć, to prawie trzy lata. Ponadto do dzisiaj jestem wiceprezesem Indyjsko-Polskiej Izby Gospodarczej. Rozwijam również działalność w Polsce. Organizuję konferencje oraz eventy promujące Indie w Polsce. Nie zapominam również o swojej przemianie i na  kanwie metamorfozy prowadzę też warsztaty i  szkolenia dla kobiet dzieląc się swoimi doświadczeniami.

Anna Kalata. GA
Anna Kalata. GA

Twoją przemianą żyła kiedyś cała Polska. Z osoby obciążonej wieloma pracami, która nie miała czasu spojrzeć w lustro, zamieniłaś się w przepiękną kobietę, zrzuciłaś wiele kilogramów… Wyłoniłaś się niczym syrena z falistego morza… Co tak naprawdę Cię do tego skłoniło?

 – Te moje Indie. Gdy po raz pierwszy tam pojechałam, to było dla mnie jak zderzenie ze ścianą, zupełnie inny świat. Tam było bardzo gorąco, wtedy naprawdę poczułam ciężar moich kilogramów. W naszym klimacie to nie do końca nam doskwiera, ale jak masz 48 stopni, to zaczyna dokuczać. Zobaczyłam uśmiechniętych ludzi, żyjących bezstresowo, nawet tych żyjących w slumsach. Oni się śmieją, śpiewają i tańczą. Pomyślałam: „Co to jest za świat!”. My w Polsce mamy prawie wszystko, bardzo niewiele osób z Polski żyje w tak złych warunkach, w jakich tam żyje spora część społeczeństwa, w ogóle nie mamy świadomości, co to znaczy bieda po indyjsku. I my narzekamy, często jesteśmy nadąsani, obrażeni i niezadowoleni. A oni nie! To wynika z ich podejścia do życia, ich tradycji, religii. Oni są tacy od urodzenia, cieszą się, że przyszli na ten świat. Nie zawsze przykładają wagę do dóbr materialnych. Oczywiście nie znaczy to, że  są mało aktywni. Wprost przeciwnie. Indusi to bardzo ambitny naród. Odpowiadając na  Twoje pytanie chciałam powiedzieć, że będąc w Indiach odwiedziłam również wiele indyjskich świątyni. Poczułam tam duży przypływ energii. Magia Indii mnie zainspirowała. Przez ten pryzmat nowego, egzotycznego świata, ponieważ nigdy wcześniej nie byłam w Indiach, poczułam, że powinnam popatrzeć na siebie inaczej, jak na kobietę, jak na człowieka, a nie robota.

Anna Kalata. Archiwum prywatne
Anna Kalata. Archiwum prywatne
Anna Kalata. Archiwum prywatne
Anna Kalata. Archiwum prywatne

Od czego zaczęłaś?

 – Na początku nie miałam pojęcia, od czego zacząć. Poczułam po prostu pragnienie, żeby coś zmienić, jednak nie miałam pomysłu, co to ma być. Jedyna rzecz, na jaką wpadłam, przez to, że te ciężary mi w tym gorącu zaczęły przeszkadzać, to to, że może ja powinnam schudnąć. Wiele potem czytałam o medytacjach, o oddechu, jodze czyli o tym, z czego te moje kochane Indie słyną. No i przestałam jeść, a przynajmniej nie tak i nie tyle co jadłam wcześniej. Indie dały mi taki impuls, że już w samolocie odmówiłam jedzenia. Przez miesiąc prawie nie jadłam, piłam soki, wcinałam surowe warzywa i owoce. Miałam takie wewnętrzne przekonanie, że tak muszę robić. Nie odczuwałam wewnętrznego łaknienia, które kusiło mnie do próbowania słodyczy. Nie musiałam walczyć ze sobą. Ta siła i przekonanie o słuszności tego co robię była we mnie. Często to powtarzam, że chyba w Indiach znalazłam brakującą cząstkę mojej własnej duszy. Coś się tam takiego wydarzyło, ale bardziej na poziomie metafizycznym niż fizycznym, że miałam tak ogromną wewnętrzną siłę, że zaczęłam zmieniać swoje życie. Przeszłam na własną dietę. I zaczęłam chudnąć, nie miałam recepty na przemianę, jedno moje działanie wynikało z drugiego. Jak zaczęłam chudnąć, to nagle musiałam „ruszyć cztery litery” i iść do sklepu kupić nowe ciuchy, jak w rozmiarze 48/50 zaczęłam wyglądać jak w worku.

Zmieniłaś również styl ubierania

 – Owszem, nawet zaczęłam w końcu trochę interesować się modą. Cieszyłam się jak dziecko, że wreszcie coś na mnie pasuje, nie tylko wielkie garsonki na matkę-Polkę, ale i ciekawsze fasony. Zaczęłam sobie eksperymentować, wybierałam też bardziej młodzieżowe ubrania. Potem jak schudłam, to miałam apetyt na więcej. Po miesiącu jednak trochę mi się zaczął buntować organizm. Jadłam bardzo mało i organizm domagał się więcej zróżnicowanych posiłków. Wtedy sama sobie skonstruowałam dietę 1000 kalorii na podstawie tabel kaloryczności produktów z internetu oraz tego co lubię. To pozwoliło mi już chudnąć powoli, a nie jak pierwszego miesiąca, kiedy zrzuciłam 13 kilo!

Anna Kalata.
Anna Kalata. Archiwum prywatne

Ktoś ci pomagał?

 – Nie, nie korzystałam z usług trenera osobistego ani dietetyczki. Wiesz, jestem typem Zosi Samosi i muszę sama się wszystkiego uczyć. Ta moja transformacja była moim osobistym eksperymentem, z chodzeniem po fryzjerach, farbowaniem włosów. Nie miałam fachowca od wizerunku, który by mi powiedział, że to mam założyć, a tego nie. Wzorowałam się trochę na mojej córce, trochę podpatrywałam, co ona ma w szafie, ale generalnie nie miałam przewodnika, wszystko robiłam metodą prób i błędów. W czymś się czułam lepiej, w czymś gorzej, i tak sobie chudłam przez rok. I w sumie kiedy media mnie odkryły, to było dwa lata po mojej metamorfozie – ja już wtedy właściwie zapomniałam, że inaczej kiedyś wyglądam. Stało się to zupełnie przypadkiem, przez Indie, ponieważ DDTVN chciało zrobić reportaż o Indiach i trafiło do mnie przez Indyjsko-Polską Izbę Gospodarczą. Ja wtedy byłam w Indiach i chcieli, abym im przybliżyła kulturę i zwyczaje indyjskie. No i w końcu program, który miał być o Indiach, stał się przypadkowo programem o Annie Kalacie, ponieważ gdy mnie zobaczyli dziennikarze TVN, to nie mogli uwierzyć, ze to ja. Dawna minister z Samoobrony. Zapytali: „Wow, co to się stało!”. A dla mnie to już nie było nic nowego, już się przyzwyczaiłam, ugruntowałam się już w tej przemianie, wyglądałam tak jak wyglądałam i nie miało to dla mnie już jakiegoś specjalnego znaczenia. Szczerze mówiąc, długo nie mogłam zrozumieć, jaką wartość ma moja przemiana dla innych. Ja mam dosyć twardy charakter i jak już sobie coś postanowię, to nawet jakby się paliło i waliło, to muszę to zrobić. Oczywiście czasami moje marzenie musi się rozciągnąć w czasie, ponieważ np. nie da się schudnąć w jeden dzień.

Jakie masz kolejne marzenia?

 – Może to powinno zostać moją tajemnicą (śmiech). W tej chwili rozwijam swoją firmę w Polsce. Mam kilka pomysłów biznesowych. Chcę kontynuować prace nad telewizją internetową, organizować konferencje i  eventy. Prowadzę wykłady dla studentów. Rozwijam współpracę gospodarczą na linii Polska-Indie.  Dobrze się w tym czuję i chcę to nadal robić. Mam kilka osobistych marzeń ale to wszystko w swoim czasie, czeka na odpowiednią chwilę.

Jednak w momencie, gdy zostałaś odkryta przez media, pojawił się internetowy hejt, spekulacje, że korzystałaś z zabiegów medycyny estetycznej itp.

 – To mnie bardzo rozśmieszało, nawet nie było mnie to w stanie zdenerwować. Kiedyś przeczytałam komentarz, że Annę Kalatę to jakieś służby lub kosmici zmieniły, że jej wymienili DNA, albo, że jestem tak pozszywana po operacjach plastycznych, ze zaraz się rozpadnę. Czytałam takie bzdury na własny temat, ale ja to traktowałam jako dowcip. Ja wiem, jaka jest prawda, to mnie po prostu śmieszyło, że są ludzie tak małej wiary, z takim małym życiowym doświadczeniem, którzy nie wierzą, że coś w życiu można zmienić potęgą swojego umysłu i ciężkiej pracy.

Anna Kalata. GA
Anna Kalata. GA

 To jest takie pójście na łatwiznę.

 – My lubimy jako ludzie chodzić do dietetyczki: niech ona ułoży mi dietę i najlepiej niech za mnie nie je, to ja może schudnę (śmiech). Trudno nam się zebrać do własnej pracy, bo to jest praca, nie ma się co oszukiwać, to jest ciężka praca nad sobą. Chcemy iść na zabieg, aby sobie odessać tłuszcz, przerobić nos, zrobić łydki itp. Ja po pierwsze bardzo kocham naturę i wszystko co z nią związane. Do dzisiaj mam bardzo wiele przyjaciółek, które są lekarkami medycyny estetycznej, prowadzą swoje gabinety i nie raz proponowały mi  różne zabiegi, aby poprawić moją urodę ale ja nie mam przekonania do takich działań. Kocham swoje zmarszczki, kocham to, jak się naturalnie starzeję. Może mi się to zmieni za pięć, dziesięć lat, nie wiadomo. Kolejna rzecz, jaka mnie rozśmieszyła… Jako osoba, która nigdy  nie miała operacji plastycznej, nic sobie nie poprawiała, nie miała nawet pojęcia, że jak kobieta sobie coś poprawia na twarzy, to gdzieś, tu czy tam ma mały ślad lub bliznę. Dopiero pewnego razu pani od make-up’u z telewizji mówi do mnie: „Pani Aniu, ja wierzę w Pani naturalną metamorfozę, bo ja panią już od jakiegoś czasu obserwuję i widzę, że pani nic sobie nie cięła za uszami?”. Byłam zaskoczona tym stwierdzeniem. Ona widziała, że nie korzystałam z takich zabiegów, bo po prostu nie mam nic za uszami (śmiech). Dokonałam przemiany swoją ciężką pracą, wykorzystywałam różne indyjskie techniki, pracę nad sobą, nad własnym umysłem, medytacje.

A fizycznie? Mówię o aktywności…

 – Fizyczność zawsze była moją słabszą stroną, lubię spacerować, ale już np. bieganie to nie jest moja najmocniejsza strona. Zaliczam się do pracoholików i dla mnie wygenerowanie czasu na pójście na siłownię i wypocenie się to jest trochę abstrakcja. Jak mam się wypocić, to biorę grabki i idę do ogródka czy wykonuję domowe czynności, gotuję, piorę i sprzątam.

A jak wyzbywasz się stresu?

 – Lubię chodzić na zakupy, jak każda kobieta. Z drugiej strony pracuję nad własnym umysłem, pracuję nad umiejętnością wyciszania się, nad rozmową z samą sobą. Kocham ludzi, ale muszę mieć też czas i miejsce, kiedy mogę wsłuchać się w siebie, wsłuchać się w to, czego pragnę, do czego zmierzam, i to jest w moim przekonaniu bardzo ważne dla każdego człowieka, nie tylko dla mnie. Oprócz całej aktywności, który mam na co dzień, kiedy są dzieci, wnuki, podróże, szkolenia, ludzie, bo ciągle jest wokół mnie wielu ludzi, pracuję w różnych środowiskach, łączę naraz kilka projektów, to jednak muszę mieć trochę takiej swojej samotni. Na przykład lubię latać samolotem. To jest ten czas, kiedy nikt mnie nie bombarduje telefonami, mogę po prostu zamknąć oczy i w tym szumie samolotu się zwyczajnie zdrzemnąć albo pomyśleć, czy coś mi w moim życiu przeszkadza, co powinnam zmienić. No ale ja kocham zmiany i  lubię przyjmować nowe wyzwania.

To proszę, powiedz, jakie planujesz zmiany…

 – Cały czas wymyślam nowe projekty, uwielbiam kreować marki, moja metamorfoza spowodowała to, że zaczęłam malować, to mnie też odstresowuje. Chociaż ostatnio mam taki aktywny zawodowo czas, że chyba już dwa lata tego pędzla nie miałam w rękach. Uwielbiam kreować marki, wymyślam nazwy, wizualizacje, cały czas coś muszę nowego wymyślać. Nie potrafię robić tylko jednej rzeczy. Czasami sobie to zarzucam, to nie zawsze jest dobre, żeby robić kilka rzeczy naraz, bo ciężko się czasem skupić na tym, żeby robić to odpowiednio dobrze. W każdym razie lubię tworzyć, lubię się uczyć, lubię coś nowego poznawać, kocham ludzi, kocham kulturę i wielokulturowe zespoły w pracy, lubię pracę z osobami z zagranicy, gdzie miejsce jest dla każdego. Indie zamieszkują wyznawcy wielu religii zarówno hindusi, którzy stanowią około 80% społeczeństwa, ale również muzułmanie 13% czy chrześcijanie – ok. 3% itd… Potrzebna nam tolerancja i otwartość na świat, bo on się ciągle zmienia, emigrujemy, podróżujemy. Prawie 20 mln Polaków żyje i pracuje w różnych zakątkach świata. Inne kultury i zwyczaje wzbogacają nasze życie. Dla mnie są ważne barwy życia, barwy świata, barwy szeroko rozumiane. Nie tylko w kontekście kolorów, ale i charakterów, tradycji, zwyczajów, religii, to jest fantastyczne. Kocham inspirować się innymi ludźmi, poznawać ich i ich zasady funkcjonowania. To nas wzbogaca, to nas buduje, poszerza nasze horyzonty, sprawia, że jesteśmy coraz bardziej tolerancyjni.

Jakie masz oczekiwania od nas samych?

 – Chciałabym, abyśmy dostrzegali, że większość ludzi niezależnie od wyznawanej przez nich religii są wspaniali, etyczni i tolerancyjni. Chciałabym, aby ludzie po prostu kochali się. Ja wiem, że to bardzo wyidealizowany obraz świata, ale to jest takie moje marzenie. Nikt oczywiście nie jest idealny, ale nie możemy generalizować i patrzeć na ludzi wyznających niektóre religie jak na potencjalnych terrorystów. W Polsce też doświadczamy złych rzeczy od naszych rodaków. Każdy naród i każdy człowiek ma swoje lepsze i gorsze strony… Nie wszyscy zachowują się etycznie w domu, biznesie. Każdy został inaczej wychowany, wyniósł inne wartości z domu rodzinnego. Mamy inne zwyczaje, różne sytuacje kreują różne zachowania. Potrzeba nam po prostu otwartości i tolerancji.

Na stronie Twojego instytutu znalazłam takie zdanie: „Aby osiągnąć sukces, trzeba zacząć od dziś, trzeba zacząć od teraz”. Czy to rzeczywiście sprawdzony sposób na sukces?

 – Tak. Gdybym wtedy w samolocie, wracając z Indii, nie odmówiła jedzenia, to pewnie teraz nie wyglądałabym tak, jak wyglądam. Jest też takie przysłowie: „Co masz zrobić jutro, zrób dzisiaj” – i to  jest prawda. Jeśli sobie mówimy, że zaczniemy się odchudzać od jutra, to to jutro jest codziennie jutrem. Jeśli nie zaczniemy robić dziś czegoś, co chcemy zrobić, to to się nigdy nie zacznie i nigdy nie kończy. W życiu aby osiągać sukcesy, musimy sami w to włożyć pracę.

Czym dla Ciebie jest sukces?

 – To jest faktycznie pytanie, na które trudno jednoznacznie odpowiedzieć, ponieważ sukces na wielu płaszczyznach życia jest czymś innym. Jeśli mówimy o pracy, to sukcesem jest satysfakcja, jaką otrzymujemy, kiedy dany projekt spotkał się z uznaniem innych ludzi; to, że dostarczyliśmy komuś radości, satysfakcji. Mówimy np. o projektach szkoleniowych czy gdy ktoś inny dzięki nam, dzięki naszej inspiracji, mógł zmienić się na lepsze w różnych aspektach. Ja się bardzo cieszę z tego typu sukcesów. Wielu ludzi mówi, że dokonali w życiu dobrych zmian poprzez to, że uwierzyli… Tak naprawdę matką sukcesu jest wiara!

Mój przykład pokazał innym osobom, że wiara czyni cuda. Jeśli mamy wiarę, że nam się to uda, to nam się to uda! To jedna miara sukcesu. Dla innych sukcesem może być to, żeby wygrali w totolotka i nie muszą pracować do końca życia. Ja kocham pracować i nieważne, czy ta praca jest płatna, czy społeczna, ja nie mogę siedzieć bezczynnie przez pięć minut. Nie rozumiem, co to jest bezczynność. Ja non stop pracuję i wcale nie czuję, że pracuję. Robię to, bo to kocham. Lubię wywiady, lubię przygotowywać szkolenia, uwielbiam podróżować, tak sobie organizuję moje życie, że ja naprawdę robię wszystko, bo to kocham, a nie dlatego, że muszę. Codziennie piszę sobie na kartce, co mam zrobić i jak sobie wyznaczyłam na kartce, co mam zrobić dzisiaj, to ja to muszę zrobić, bo jestem odpowiedzialna przed samą sobą.

Jesteś bardzo rygorystyczna dla siebie?

 – Czasem tak. Wiele od siebie wymagam ale czasami zdarza mi się zjeść pączka (śmiech), czasem coś z mojego kalendarza przechodzi na kolejny dzień, bo tak go przeładowuję, że trzydziestogodzinna doba by mi nie wystarczyła. Jednak staram się wykonywać wszystko to, co sobie wyznaczam.

Co poradziłabyś kobietom, które chcą osiągnąć sukces, ale nie do końca wiedzą, od czego zacząć?

 – Żeby miały odwagę i wiarę w to, że im się to uda. Myślę, że mamy duży problem z odnalezieniem czegoś, co nas inspiruje. Jeśli jesteśmy na rozdrożu zawodowym czy rodzinnym, to z trudem nam jest wtedy postawić ten drugi krok, sprecyzować jakiś cel. Jeśli jednak chcemy gdzieś dojść, musimy wiedzieć, dokąd idziemy. Jeśli „wsiądziemy do pociągu byle jakiego, nie dbając o bagaż i bilet”, jak śpiewała Maryla Rodowicz, to nigdy nie wiadomo, na której stacji się ten pociąg zatrzyma. Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, co nam w duszy gra. Myślę, że każdej kobiecie potrzebny jest chociaż tydzień izolacji, czasu, który mogłaby wykorzystać tylko dla siebie, popatrzeć na morze, na szczyty gór. Ważne, aby kobieta zmieniła chociaż na chwilę środowisko. Ważne, aby zaczęła myśleć o sobie. Musi dać dojść do głosu swojej duszy, głębi, usłyszeć głos, który każdy z nas w sobie ma, zrozumieć, czego ona tak naprawdę chce. Na bazie takie właśnie medytacji, właściwego oddychania, rekreacji, zmiany miejsca. Nie musimy lecieć od razu do Indii, siedem tysięcy kilometrów. Można pojechać do lasu za miasto, dokądkolwiek, gdzie możemy być sami ze sobą, aby posłuchać siebie. Bo my w życiu jesteśmy bombardowani tysiącem rzeczy, problemami rodziny, znajomych z pracy, setkami  kanałów w telewizji… Musimy wziąć swoje życie we własne ręce i sami określić nasz cel.

Myślisz, że kobiety obecnie z łatwością mogą osiągać sukcesy?

 – Kobietom nigdy nie było łatwo, a dzisiejszych czasach też nie jest prościej.  Są oczywiście różne programy, różne kluby, kobiety mogą się ze sobą integrować. Na pewno łatwiej jest im dzisiaj wychodzić z domu, kiedyś to było trudniejsze. Zmienia się dziś model rodziny, matka-Polka zaczyna odchodzić w zapomnienie. Dziś młodzi mężczyźni chcą bardziej dzielić obowiązki rodzinne z kobietami. Oboje chcą się realizować, muszą zatem się wspierać. To oczywiście nie zmienia się z dnia na dzień, widać jednak symptomy tworzenia partnerstwa. Jednak jeszcze często to mężczyzna wychodzi na spotkanie z kolegami , a kobieta musi siedzieć w domu i odrabiać lekcje z dziećmi. To oczywiście wciąż się dzieje, ale jest i ta nowa pozytywna perspektywa w tym obszarze. Nowe pokolenia trochę inaczej układają sobie życie.

Jak odbierasz dzisiejszą sytuację? Mam na myśli protesty kobiet, walkę o prawa…

 – Myślę, że to dobrze, że kobiety chcą mieć jeszcze więcej swobody w relacjach domowych czy zawodowych. Więcej swobody i decydowania o sobie. Byłam zawsze kobietą, która umiała dążyć do celu. Mężczyźni za dużo nie przeszkadzali w moim rozwoju zawodowym. Nie miałam osobistych doświadczeń, gdzie musiałam rywalizować np. o stanowisko z mężczyzną, że ktoś mi czegoś nie pozwalał lub wręcz zabraniał. Budowałam siebie i moje życie zawodowe w oparciu o moją działalność gospodarczą. Nie byłam uzależniona od mężczyzn, można powiedzieć, że po części zderzyłam się z tym bardziej w świecie polityki – ten świat jest rzeczywiście bardziej zbudowany przez mężczyźni i bardziej ich preferuje i faworyzuje. Udało mi się jednak i ten obszar przejść. Dzisiaj świat jest trochę inny. Popatrzmy na Indie, gdzie przez długi czas prezydentem była kobieta, gdzie Sonia Gandhi jako szefowa partii przez dwie kadencje tworzyła rząd, i nie zapominajmy o Angeli Merkel, Teresie May czy Premier Beacie Szydło. Jest wiele kobiet na najwyższych stanowiskach w polityce. Mężczyźni zaczynają to respektować i uznawać, że kobiety są silne, mają dobre doświadczenie, wiedzę i jak wynika z analiz, w niektórych obszarach są nawet lepsze od mężczyzn. Mają wiele tzw. miękkich umiejętności, są doskonałymi negocjatorkami i wspaniałymi organizatorkami. Są pilne i obowiązkowe, znakomicie zarządzają budżetem, doskonale rozwiązują problemy, umieją dzielić obowiązki rodzinne i zawodowe, ponieważ życie ich tego uczy. Mamy wiele zalet jako kobiety. Jeśli mimo to niektórzy mężczyźni jeszcze tego nie widzą, to takie protesty są jak najbardziej wskazane.