Elektrowstrząsy i inne kontrowersyjne metody leczenia chorób psychicznych

Czy elektrowstrząsy wciąż są stosowane przez psychiatrów? Jakie efekty mogą wywoływać i czy występują po nich powikłania?

Elektrowstrząsy i inne kontrowersyjne metody leczenia chorób psychicznych. Foto Andy Li /Unsplash

Każdy, komu mówiłam, że będę robić wywiad o elektrowstrząsach, dziwił się: „To one są jeszcze stosowane?”.

Ja mam zawsze taką odpowiedź: kiedyś wyrywano zęby u kowala. Czy to znaczy, że dziś mamy ich nie usuwać? Kiedyś operowano wyrostek robaczkowy bez znieczulenia. Czy dziś chirurg ma nie otwierać jamy brzusznej? W każdej dziedzinie medycyny mamy postęp, a jeśli chodzi o stymulację mózgu, jest on ogromny. Elektrowstrząsy przeżywają renesans. Trochę to wynika z rozczarowania farmakoterapią. Na rynek wchodzą nowe, coraz lepsze leki, ale zawsze jakiś odsetek pacjentów nie reaguje na nie. Pewnej bariery nie jesteśmy w stanie pokonać. Bronię elektrowstrząsów, bo naprawdę bardzo dobrze służą pacjentom. Dzięki nim często jesteśmy świadkami niemalże przebudzenia pacjenta. Takiego, jakie pokazano w filmie zatytułowanym zresztą Przebudzenia, w którym lekarz stosował eksperymentalnie L-dopę1 u chorych w śpiączce. Widziała pani ten film?

Nie.

Warto go obejrzeć. Główny bohater, którego pierwowzorem był znany angielski neurolog Oliver Sacks, podawszy pacjentom L-dopę, budzi ich z letargu. My mieliśmy ostatnio taką spektakularną poprawę po zastosowaniu elektrowstrząsów u dwudziestoparolatki z depresją o ciężkim przebiegu, po próbach samobójczych. Dziewczyna była bardzo wycofana, mocno zdystansowana, sprawiała wrażenie osoby, która nie umie nawiązywać relacji. Nie reagowała na leki przeciwdepresyjne. Leżała tyłem do nas, odpowiadała półsłówkami, była zamknięta w puszce niemożności. Po elektrowstrząsach zaczęła się coraz bardziej otwierać, pokazywać twarz, siadać do nas przodem. Z osoby, która wyglądała jak leżący kamień, rozkwitła ładna, miła, inteligentna dziewczyna. Zaczęła się malować, czesać, dbać o siebie, rozmawiać. To było spektakularne.

Ile zabiegów elektrowstrząsów potrzeba, by osiągnąć dobry efekt?

Cały cykl obejmuje najczęściej od ośmiu do dwunastu zabiegów, ale poprawę widać czasem już po kilku pierwszych. Zabiegi wykonujemy dwa razy w tygodniu. Taki po prostu mamy protokół leczenia, ale na świecie są stosowane również inne. Są na przykład protokoły, które obejmują zabiegi przypominające, dla podtrzymania rezultatów. W USA elektrowstrząsy są też wykonywane ambulatoryjnie. U nas konieczna jest hospitalizacja.

Jak reagują pacjenci, kiedy słyszą o elektrowstrząsach?

Proponujemy je pacjentom w ciężkim stanie, którzy są już umęczeni chorobą, więc najczęściej wiele czytali o niej i o metodach jej leczenia. Od dłuższego czasu szukają pomocy. Oni często są na ten zabieg gotowi. Tym, którzy mają wątpliwości, tłumaczymy dokładnie, na czym procedura polega. Jeśli pacjent jest w tak ciężkim stanie, że nie może samodzielnie wyrazić zgody na elektrowstrząsy, a ich wymaga, z prośbą o zgodę występujemy do sądu opiekuńczego. Ostatnio postąpiliśmy tak w przypadku sześćdziesięcioletniego mężczyzny – pana Jerzego, który jest na naszym oddziale. Trafił do nas zimą z epizodem ciężkiej depresji. Miał duże poczucie zagrożenia, był przekonany, że wkrótce zdarzy się jakaś tragedia, bał się, że jego rodzina zamarznie i umrze z głodu. Nie chciał jeść, pić, uważał, że nie może przełykać i oddawać moczu. Był niedożywiony i musieliśmy podawać mu kroplówki. Niestety lekami nie mogliśmy tej depresji opanować. Miał taki niepokój, że leżał zwinięty w kłębek i powtarzał: „Nic z tego nie będzie, nic się nie poprawi”. On nie chciał poddać się elektrowstrząsom, bo bał się tomografii, którą wykonujemy przed zabiegiem. To jedno z badań, które robimy, by wykluczyć przeciwwskazania do zabiegu.

Sąd się zgodził?

Tak. Nie skończyliśmy jeszcze całego cyklu zabiegów, ale już widzimy dużą poprawę. Pan Jerzy chętnie rozmawia z innymi pacjentami, ogląda telewizję, ma apetyt, zmienił się fizycznie. Powiedziałabym, że odmłodniał o dziesięć lat.

Czym się różnią dzisiejsze elektrowstrząsy od tych wykonywanych kilkadziesiąt lat temu? Czytałam, że w latach czterdziestych często stosowano przemoc, u pacjenta wywoływano napad padaczkowy z drgawkami, dochodziło do złamań kości i do stłuczeń. W PRL-u korzystano ze starych radzieckich potencjometrów, którym nie można było do końca ufać, więc nigdy nie było wiadomo, czy natężenie prądu i czas emisji będą odpowiednie i jak to się wszystko skończy.

To wszystko, o czym pani przeczytała, jest prawdą. Ja to znam głównie z opowieści mojej mamy, która też jest psychiatrą. Teraz ten zabieg wygląda zupełnie inaczej. Przykładamy pięć elektrod EEG do czoła i do wyrostków sutkowatych, które są za uszami, żeby w czasie zabiegu móc monitorować czynność bioelektryczną mózgu. Dzięki temu wiemy, czy udało nam się wywołać czynność napadową, bo pacjent na czas zabiegu jest usypiany i zwiotczany. Nie ma więc drgawek, mocnych skurczy mięśni wywołujących silny ból, który kiedyś pacjenci czuli także po zakończeniu zabiegu. Obserwujemy tylko lekkie przedramienia, bo zaciskamy nad nim mankiet do mierzenia ciśnienia, więc do tej części ciała dochodzi mniej leku zwiotczającego podawanego przez anestezjologa. Zakładamy gumową ochronę na zęby, żeby zapobiec bólom mięśni szczęki po zabiegu. Precyzyjnie ustawiamy wszystkie parametry impulsów elektrycznych. Bo to nie jest jeden impuls, tylko mnóstwo malutkich, które przechodzą przez czaszkę i dochodzą do mózgowia. Do obu skroni przykładamy elektrody do elektrowstrząsów. Oczywiście cały czas stan pacjenta jest monitorowany – sprawdzamy utlenowanie krwi, mierzymy ciśnienie, podłączony jest monitor EKG. Pacjent jest poddawany działaniu elektrowstrząsów przez kilka sekund, a cały zabieg z wybudzaniem pacjenta trwa kilka minut.

Jakie mogą wystąpić powikłania?

Najczęstsze są przemijające bóle głowy o niewielkim nasileniu, czasem występują też bóle mięśni. Bardzo rzadkim powikłaniem są późniejsze napady padaczkowe – u nas w szpitalu nigdy ich nie obserwowaliśmy. U pacjenta, który przeszedł odpowiedni proces kwalifikacji do zabiegu, ryzyko poważnych powikłań jest minimalne. Podobno zdarzają się też problemy z pamięcią krótkotrwałą. Pamięć może ulec pogorszeniu, co jest także skutkiem narkozy, która – bądź co bądź – jest powtarzana co parę dni. Te kłopoty szybko jednak mijają. U starszych pacjentów, którzy już wcześniej mieli problemy z pamięcią, zabieg może je trochę nasilić, ale w bardzo niewielkim stopniu. Nieleczona depresja, schizofrenia czy choroba dwubiegunowa bardziej by tę pamięć pogorszyły.

Czy właśnie w tych wszystkich zaburzeniach, które pani wymieniła, stosuje się elektrowstrząsy?

Tak, jeśli inne metody zawodzą lub nie mogą być wykorzystane. Na przykład elektrowstrząsy stosuje się u ciężarnych, które mają ciężką depresję. W tym wypadku zabieg jest bezpieczniejszy niż wiele leków. Próbuje się też wykorzystywać elektrowstrząsy w leczeniu zaburzeń osobowości. W zeszłym roku mieliśmy młodego pacjenta cierpiącego na schizofrenię katatoniczną, u którego też zastosowaliśmy tę terapię. Jakie miał objawy? Zastygał bez ruchu, miał objaw poduszki powietrznej, czyli kiedy leżał, głowę miał wciąż uniesioną. Nie jadł i nie pił samodzielnie, unikał kontaktu wzrokowego. Sprawę pogarszało to, że ten młody mężczyzna miał deficyty intelektualne i trudną sytuację rodzinną – był wychowywany tylko przez dziadka. Bardzo się martwiliśmy o tego pacjenta. To był ciężki przypadek. Dzięki elektrowstrząsom chłopak zaczął się swobodnie poruszać, chodzić, nawiązywać kontakt wzrokowy, zadawać proste pytania – na przykład o to, kiedy będzie obiad, czy może iść na spacer lub napić się coli. Byliśmy szczęśliwi, że możemy mu tych informacji udzielić. Teraz utrzymuje niepełną remisję.

Fragment książki „Psychiatrzy. Sekrety polskich gabinetów
Autorzy: Ewa Pągowska
Wydawnictwo: Znak

Elektrowstrząsy i inne kontrowersyjne metody leczenia chorób psychicznych