Z polskiej aplikacji Explain Everything korzysta około 4 mln ludzi na całym świecie. Jak na płatny program do nauki to wynik rewelacyjny. Na zakup dla uczniów zdecydował się już duński rząd oraz setki szkół w Stanach Zjednoczonych. Polski system nauczania oprogramowania jednak nie chce.– Często biznes robi się po to, żeby zarobić pieniądze. My zaczęliśmy od czego innego – chcieliśmy po prostu zrealizować pomysł – mówi Bartosz Gonczarek, który razem ze swoim kolegą Piotrem Śliwińskim stworzyli aplikację Explain Everything. Na przesłuchanie do konkursu EY Przedsiębiorca Roku jako jedyny przyszedł nie w garniturze, ale w zwykłej koszulce z logo swojej firmy.
Jeszcze parę lat temu był doradcą biznesowym. Kolega, z którym wymyślił Explain Everything, także pracował w dużej korporacji. Po pracy zajmowali się robieniem śmiesznych memów, gifów oraz filmików. Mieli jednak problem – nie było programu, który pomagałby tworzyć internetowe żarty w łatwy sposób. Tak powstała ich pierwsza aplikacja – prosty program do animacji czy tworzenia prezentacji, który jednak… nie odniósł żadnego sukcesu.
Traf chciał, że na apkę zobaczył Amerykanin Reshan Richards. Stwierdził, że produkt jest bardzo ciekawy, ale grupa docelowa źle dobrana. – Lepiej wykorzystać go do nauki – stwierdził Richards, który stał się wspólnikiem Bartosza Gonczarka i Piotra Śliwińskiego. Tak powstało Explain Everything – prosta aplikacja na tablety nieco przypominająca Painta, ale do której można wgrać filmy, animacje, zdjęcia. I w dowolny sposób je przerabiać.
Dziś z aplikacji korzystają już 4 miliony osób na całym świecie. W Danii dostęp do płatnego programu ma 95 proc. uczniów, bo z polskim startupem państwo podpisało specjalną umowę. Popularność Explain Everything zdobył też w Australii (obecna jest na 80 proc. tabletów edukacyjnych) oraz w Stanach Zjednoczonych. – Tam jesteśmy traktowani niczym celebryci. Uczniowie proszą nas o wspólne zdjęcia i autografy na tabletach – mówi Gonczarek.
Z programu korzystają nie tylko dzieci. Gontarczyk pytany o najbardziej zaskakującą prezentację przygotowaną w Explain Everything mówi wprost: pokrojony plaster po plastrze ludzki mózg, na którym profesor medycyny uczy swoich studentów. Dzięki apce mogą zobaczyć każdy element tego narządu, zrobić zbliżenia i notatki. Na dodatek cała anatomia mózgu jest dostępna dla studentów w dowolnej chwili i miejscu.
Gonczarek widział też notatki zrobione w Explain Everything pokazujące działanie sprzętu strażaków z Nowego Jorku, specyfikacje techniczne budynków czy nawet biznesplany. Aplikacja wykorzystywana jest nawet do nauki… wychowania fizycznego.
– Jestem triathlonistą. Więc uczę na filmach wgrywanych do programu, jak prawidłowo pływać, biegać czy jeździć na rowerze. Łatwo w ten sposób pokazać nieprawidłową postawę i ją skorygować. Jak wszystko, to wszystko – śmieje się.
W krajach anglosaskich dzięki ich apce dzieciaki zamiast zeszytów mogą nosić tablety. I to właśnie w Explain Everything odrabiają prace domowe. W Polsce? No cóż, korzysta z niej ok. 3-4 tys. osób. Gonczarek przyznaje, że próbował zachęcić Ministerstwo Edukacji Narodowej, ale ostatecznie nic z pomysłu nie wyszło. Jak tłumaczy, to kwestia sposobu podejścia do nauki. W Polsce dzieci uczą się, co to jest izobara, w USA mają zrozumieć, czym ona jest.
– I dlatego zamiast wkuwania formułek nagrywają filmik ze sobą jako pogodynką, pokazując, jak rozkłada się ciśnienie na terenie ich stanu – tłumaczy.
Obecnie Explain Everything to ok. 40 pracowników w Polsce i 5 w Stanach Zjednoczonych. Przychody spółki w tym roku to 2 mln dolarów. Kwota może się jednak szybko zwiększyć, gdy pojawią się nowe kontrakty i wariacje programu.
– Kiedyś wysyłaliśmy SMS-y, potem MMS-y. Teraz przyszedł czas na animacje takie, które mogą powstać w naszym programie. Naszym celem jest teraz zachęcenie biznesu do korzystania z niego. Pilotażowo robimy to w kilku korporacjach w Stanach Zjednoczonych. Przedsiębiorstwo to nie jest tylko zamówienie-wysyłka. To często tłumaczenie odbiorcom zawiłych rzeczy – mówi Gonczarek.
Produkt dedykowany firmom ma mieć swoją premierę w przyszłym roku. Polski startup liczy, że podłączy się pod coraz popularniejszy trend pracy zdalnej. Bo przecież nie trzeba być w biurze, by swoim kontrahentom można było wszystko wyjaśnić.
Autor: Sebastian Ogórek
Money.pl