Epidemia koronawirusa wywróciła cały świat do góry nogami. Jej skutki bardzo poważnie odczuwają przedsiębiorcy. Część z nich zbankrutowała już podczas pierwszego lockdownu. Po krótkim okresie wakacyjnej stabilizacji (choć i ten nie był dany wszystkim) sytuacja znów się pogorszyła. Teraz, gdy trwa narodowa kwarantanna, w biznesie zapanowała jeszcze większa panika. Czy kolejne przedsiębiorstwa upadną?
Hotelarstwo w potężnym kryzysie
Ponieważ pandemia wciąż nie ustaje, rząd regularnie ogłasza kolejne obostrzenia. Zdecydowanie najbardziej cierpi na tym branża turystyczna. W związku z trwającą narodową kwarantanną prawie całkowicie ograniczono pracę hoteli – są one otwarte jedynie dla osób przebywających w podróżach służbowych. Tymczasem nawet największe w tym sektorze przedsiębiorstwa sobie nie radzą. W programie ”Czarno na białym” na TVN24 Tadeusz Gołębiewski, właściciel sieci popularnych hoteli, opowiedział, że jego działalność powoli upada.
– Miesięcznie do utrzymania hoteli muszę dopłacać 4,5 mln zł. Wytrzymam jeszcze najwyżej miesiąc – wyznał biznesmen w rozmowie z reporterem TVN24.
Tadeusz Gołębiewski opowiedział również o problemach z otrzymaniem kredytu przez firmy z branży turystycznej. Okazuje się, że banki mają wpisanych właścicieli hoteli na czarną listę. Samemu Gołębiewskiemu również nie udzielono kolejnej pożyczki.
– We wszystkich bankach komitet ryzyka odmawia pożyczek. Nie chcą ryzykować, nawet jeśli hotel jest jeszcze w dobrej kondycji. Czekają aż skończy się pandemia – dodaje przedsiębiorca.
Gołębiewski odniósł się także do tarczy antykryzysowej, która jest oferowana przez rząd jako pomoc dla właścicieli firm. Stwierdził, że jest ona ryzykowna, bo może w szybki sposób doprowadzić przedsiębiorstwo do bankructwa. Pozwala ona na wymówienie kredytu i wyzwala obowiązek jego natychmiastowego spłacenia. W praktyce dla większości firm oznaczałoby to pewne bankructwo.
Fala zwolnień
W listopadzie Izba Gospodarcza Hotelarstwa Polskiego opublikowała wstrząsające dane: aż 38% pracowników zatrudnionych w branży hotelarskiej straciło pracę od początku roku 2020 do końca października. Teraz prawdopodobnie ta liczba znacznie się zwiększy. Jak zbadała Izba, jeśli sektor turystyczny nie otrzyma odpowiedniego wsparcia finansowego, zwolnienia mogą przekroczyć 50%. Oznaczałoby to, że w ciągu dwunastu miesięcy pracę straciłoby około 40 tysięcy osób.
– Wprowadzane od wiosny tzw. tarcze i rozwiązania pomocowe okazały się zbyt słabe dla branży hotelarskiej, która jest już na skraju wyczerpania. Musimy zdawać sobie sprawę, że jeśli pomoc nie nadejdzie, zagrożone jest kolejne 44 tysiące miejsc pracy, a osoby zwolnione zasilą szeregi bezrobotnych – zaznacza Ireneusz Węgłowski, prezes IGHP.
Nie tylko branża hotelarska jest zagrożona. Odnotowuje się spadek liczby ofert pracy. Dodatkowo pojawiają się masowe zwolnienia, które w związku z sytuacją pandemiczną dotknęły niemal wszystkie sektory gospodarki. Zatrudnienie stracą pracownicy banków, sieci handlowych, fabryk i nie tylko. Już teraz zupełnie niepotrzebni stali się chociażby kelnerzy. Restauracje radzą sobie jak mogą – wprowadzają zamówienia na wynos, otwierają okienka, gdzie można dostać jedzenie ”od ręki”. Tylko ile jeszcze tak wytrzymają?
Narodowa kwarantanna załamała Górali
Turyści nie odwiedzą w tym roku Podhala tak licznie jak każdej innej zimy. Hotele i stoki zostały zamknięte przynajmniej do połowy stycznia, choć wcześniejsze zapowiedzi rządu sugerowały raczej coś innego. Górale są wściekli, bo odebrano im ich główne źródło zarobku.
Gdy około miesiąc temu ogłoszono, że ferie odbędą się w jednym terminie dla wszystkich województw, wiele osób mocno to krytykowało. Jedną z nich była Agata Wojtowicz, prezes Tatrzańskiej Izby Gospodarczej.
– To jest dążenie nie tylko do kryzysu gospodarczego, ale i ogromnego kryzysu społecznego. Ja zawsze broniłam decyzji dotyczących reżimu sanitarnego. Tłumaczyłam, że musimy zacisnąć zęby, żeby potem przyjechali turyści, ale z tą decyzją trudno się zgodzić i znaleźć tu jakiekolwiek logiczne wyjaśnienie – stwierdziła Agata Wojtowicz.
Teraz, gdy wśród obostrzeń znalazła się również decyzja o zamknięciu stoków, olbrzymi kryzys na Podhalu jest jeszcze bardziej prawdopodobny. Ferie turystów stoją pod znakiem zapytania, nie wiadomo również, czy cokolwiek zmieni się w lutym. Jedno jest pewne – to będzie bardzo trudny sezon dla przedsiębiorców z gór.
W oczekiwaniu na pomoc
Wicepremier Jarosław Gowin zapewnia przedsiębiorców, że otrzymają wsparcie jeszcze w grudniu, lecz właściciele firm patrzą na te zapewnienia nieufnie. W wielu branżach okres poświąteczny to bardzo korzystny czas, który rząd właśnie im odebrał. Przedsiębiorcy powoli tracą nadzieję na lepsze jutro.
– To kolejne już uderzenie w handel i to jeszcze w szczycie noworocznym. Styczeń jest czasem przecen, a rząd zamyka galerie handlowe. Tym samym uderzy w najważniejsze gałęzie handlu – tłumaczy Maciej Witucki, prezydent Konfederacji Lewiatan.
Przyszłość dla przedsiębiorców nie zapowiada się zatem kolorowo. Dodatkowo prognostycy zapowiadają, że kryzys po pandemii może potrwać nawet 40 lat. Czy biznes w Polsce przetrwa tę próbę?
Eliza Pomianowska