Zamień leczenie na jedzenie!

Zbilansowana dieta jest odpowiedzią na wiele dolegliwości zdrowotnych. O tym, jak jeść, aby dłużej żyć pisze prof. dr Andreas Michalsen.

Zamień leczenie na żywienie!

Prezentujemy fragmenty najnowszej książki prof. dr Andreasa Michalsena „Zamień leczenie na jedzenie”.

Bezmięsna dieta, zdrowsze życie

W zasadzie jesteście już zdecydowani przejść na dietę bezmięsną, ale tu pojawia się problem – jest chęć, ale brak wam silnej woli. Czy istnieją więc może jakieś triki i zalecenia, które pomogłyby w miarę łatwo i trwale wyrzec się mięsa? Muszę być szczery – jest tylko jedna zasada: „Zacisnąć zęby i przetrzymać”.

My, ludzie, jesteśmy bardzo przyzwyczajeni do swoich nawyków, a centrale nagradzania i szczęścia w mózgu były do nich programowane przez wiele lat. Sugerują nam na przykład, że zjedzenie sznycla to prawie taka sama przyjemność jak dobry seks. Pragnienie i perspektywa rozkoszy są aktywowane przez neuronalny system nagradzania w centralnym układzie nerwowym. To taki trikowy wynalazek ewolucji – jeżeli odczuwamy radość z oczekiwania albo spodziewamy się pozytywnego finału tęsknoty za czymś, to mózg jest zalewany neurotransmiterami lub hormonami. Dzięki temu odczuwamy radość, a przy najbliższej podobnej okazji inna część mózgu przypomina nam o uczuciu szczęścia i każe ponownie postąpić w taki sam sposób. I tak w kółko i w kółko, aż do osiągnięcia szczęścia, a niekiedy wręcz do nałogu. Tak więc kiedy chcemy zmienić przyzwyczajenia, musimy przejść na odwyk, niekoniecznie fizjologiczny, ale z pewnością psychiczny. Ważne jest, żeby zdawać sobie z tego sprawę. Unikniemy tym sposobem sytuacji, w której organizm bez ostrzeżenia zaczyna odczuwać objawy odstawienia. Przy tym to uczucie braku nie utrzymuje się bardzo długo i jest tylko kwestią czasu, jak szybko się go pozbędziemy.

Miałem koło czterdziestu lat, kiedy postanowiłem przejść na dietę wegetariańską. Bardzo dobrze pamiętam, jak trudno mi było całkowicie zrezygnować z mięsa. A przecież nigdy nie byłem jakimś szczególnym mięsożercą. Większość pacjentów, którzy rezygnują z mięsa, wędlin i ryb z przyczyn zdrowotnych, ma łatwiej. Bardzo szybko widzą profity zdrowotne. Najpóźniej po roku mięso nie jest już dla nich godne nawet wzmianki. W okresie przestawiania diety nie mam nic przeciwko tak często krytykowanym wegańskim kiełbaskom z tofu lub seitanu albo wegańskiemu sznyclowi po wiedeńsku, które wyglądem i smakiem przypominają nieco tradycyjne potrawy mięsne. Osoby, które odżywiają się wegetariańsko przez długi czas, zazwyczaj dysponują już bogatą bazą smakowitych przepisów i rzadko sięgają po zamienniki mięsa.

Powszechnie stosowanym sposobem jest stopniowe redukowanie ilości mięsa do jednego posiłku mięsnego na tydzień lub na dwa tygodnie – na przykład podczas niedzielnego lub świątecznego obiadu. W każdym wypadku przy zakupach należy koniecznie wybierać produkty bio lub ze zwierząt hodowanych zgodnie z wymaganiami gatunku. Jeżeli (jeszcze) nie wyobrażacie sobie rezygnacji z mięsa na stałe, polecam podjęcie wyzwania. Spróbujcie jeść wegetariańsko przez trzy miesiące! Obserwujcie w tym czasie swój poziom energii i ewentualne dolegliwości albo poprawę zdrowia. Notujcie także, czy i kiedy tak naprawdę brakuje wam mięsa.

Umami

Jako wegetarianie nie musicie rezygnować z umami – piątego smaku, który znamy przede wszystkim z pieczonego lub grillowanego mięsa! Nazwa tego smaku, wyodrębnionego obok słodkiego, kwaśnego, słonego i gorzkiego, pochodzi z języka japońskiego i oznacza „smaczny”, „pikantny”, „esencja”. Źródłem smaku umami jest kwas glutaminowy, który pod postacią aminokwasu znajduje się w białkach. Zapewne słyszeliście o glutamacie, soli kwasu glutaminowego, cieszącym się złą sławą wzmacniaczu smaku. Smak umami znajdziemy w dużych ilościach przede wszystkim w pomidorach, selerach, grzybach, czosnku, bulionach roślinnych i przefermentowanych produktach spożywczych, takich jak sos sojowy. Także dojrzałe sery dostarczą nam smaku umami. Tak więc kiedy najdzie was nieodparta ochota na umami, usmażcie boczniaki z czosnkiem albo upieczcie w niskiej temperaturze seler. Jeżeli pomimo to będziecie marzyli o sznyclu, polecam pieczony sznycel z łubinu lub roladkę z seitanu. Pikantny smak i rozkosz nie zależą od mięsa. Kuchnia wegetariańska jest znacznie bardziej fantazyjna od mięsnej, często bardzo jednostronnej. A do tego mamy czyste sumienie, bo dla naszej rozkoszy nie musiało zginąć żadne zwierzę i przyczyniamy się do ograniczenia problemów ekologicznych na naszej planecie

Sztuczne mięso z laboratorium będzie naszą przyszłością

Jakiś czas temu filozof Richard David Precht stwierdził w wywiadzie: „Już niedługo nie będziemy potrzebowali masowej hodowli zwierząt, bo nauczymy się wytwarzać mięso w kulturach komórkowych”. Faktycznie sztuczne lub hodowane mięso to temat ważny dla naszej przyszłości. Większości ludzi mięso bardzo smakuje, należy zatem założyć, że w dającym się przewidzieć czasie nie wszyscy zechcą z niego zrezygnować – niezależnie od opinii o ochronie zwierząt.

Z tego punktu widzenia wielkie znaczenie ma pomysł Marka Posta, farmakologa z uniwersytetu w Maastricht, by zacząć produkować sztuczne mięso. Pierwszy burger ze sztucznym mięsem, który po wieloletnich staraniach Holender wytworzył w swoim laboratorium, ze względu na ogromne koszty wart był 250 tysięcy dolarów amerykańskich. Ale ta cena bardzo wyraźnie spada. Być może już za dwa, trzy lata będziemy mogli kupić burgera ze sztucznym mięsem za pięć czy osiem euro. Do wyhodowania mięsa, zwanego także mięsem in vitro lub clean meat, będzie się pobierało za pomocą biopsji komórki mięśniowe od żywego bydła. Będą one hodowane w laboratoriach na specjalnych pożywkach, tak aby uzyskać tkankę mięśniową.

O mięsie z laboratorium dyskutuje się bardzo poważnie. Post szacuje, że do pokrycia światowego zapotrzebowania na mięso potrzeba by było zamiast 1,5 miliarda bydła jedynie 30 tysięcy zwierząt. W pierwszej chwili idea sztucznego mięsa kłóci się z naszym pragnieniem naturalnej żywności, którą przecież propaguje także medycyna naturalna. Ale mnie ta perspektywa wydaje się bardzo interesująca. Gdyby ludziom nie udało się zrezygnować z mięsa, byłaby to jedyna możliwość spożywania go bez konieczności zabijania zwierząt. Ponadto uniknęlibyśmy ekologicznego obciążenia, które wiąże się z produkcją mięsa. I jeszcze jeden ważny argument – sztuczne mięso byłoby wolne od takich substancji jak antybiotyki, hormony wzrostu, wirusy, bakterie czy pestycydy, które pochłaniamy z każdym kawałkiem mięsa pochodzącego z hodowli masowej. W najbliższej przyszłości miłośnicy mięsa i protein pochodzenia zwierzęcego będą mieli prawdopodobnie tylko dwa wyjścia – mięso ze sztucznych hodowli lub owady. Niewykluczone, że sztuczne mięso stanie się wtedy rozwiązaniem bardziej atrakcyjnym. Być może jednak większość ludzi dojdzie w końcu do wniosku, że smaczne danie wegetariańskie jest lepsze od sztucznego steka.

Proteiny – podsumowanie

W dyskusji na temat protein jeden czynnik uważam za bardzo ważny – proteiny jemy zawsze jako składnik jakiegoś produktu spożywczego. Inaczej mówiąc – truciznę tworzy kombinacja. Proteiny roślinne zjadamy prawie zawsze w kombinacji ze zdrowymi substancjami balastowymi, na przykład w warzywach strączkowych takich jak fasola, soczewica, groszek, w produktach pełnoziarnistych, warzywach liściastych, tofu, kiełkach i orzechach. Źródła protein roślinnych są niewyczerpane, dlatego weganie nie cierpią z powodu niedoboru białek. Białka zwierzęce natomiast, jeżeli nie pochodzą z mięsa bio, jemy zawsze wraz z wieloma tłuszczami nasyconymi. Myślę, że właśnie w tym tkwi odpowiedź na pytanie, dlaczego proteiny roślinne są o tyle zdrowsze. Zapotrzebowanie na białko zależy od wieku. Dzieci i młodzież oraz ludzie powyżej sześćdziesiątego piątego roku życia potrzebują więcej białka, dorośli z reguły mniej. Zrezygnujcie z wysokobiałkowych diet i proteinowych koktajli mających poprawiać przyrost masy mięśniowej. Zapewne pomogą wam szybciej stracić parę kilogramów lub zwiększyć masę mięśniową, ale stanie się to kosztem zdrowia.