Pozycja amerykańskiego dolara w światowych finansach

Jednym z ważnych elementów działalności przedsiębiorstwa jest śledzenie zmian zachodzących w światowej gospodarce i finansach. W pierwszej kolejności warto sprawdzić jak wygląda pozycja głównej światowej waluty rezerwowej - dolara amerykańskiego. 

Dolar na cenzurowanym. Foto. Pixabay

Wywiad gospodarczy organizowany na szczeblu korporacji lub przedsiębiorstwa, dostarczający informacji o charakterze strategicznym mających wpływ na dalekosiężne plany tych organizacji, uwzględniać musi nie tylko sytuację na rynku, notowania giełdowe czy działania konkurencji. Ważnym elementem jego działalności jest również śledzenie zmian zachodzących w światowej gospodarce i finansach, które w bliższej lub dalszej perspektywie mogą wpłynąć na pozycję rynkową tych organizacji. W tej publikacji postanowiliśmy przyjrzeć się dokładniej sytuacji w światowych finansach, a konkretnie pozycji głównej światowej waluty rezerwowej, jaką jest amerykański dolar, wyrażając nadzieję, że skupi ona uwagę zainteresowanych na zachodzących w tej materii istotnych zmianach.

Uwarunkowania historyczne

W dniach 1–22 lipca 1944 r. podczas konferencji walutowo-finansowej ONZ w Bretton Woods w Stanach Zjednoczonych, stworzony został międzynarodowy system walutowy – system z Bretton Woods. Był to pierwszy w historii międzynarodowy system walutowy wprowadzony w drodze formalnego porozumienia. Powołano wówczas Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) oraz Międzynarodowy Bank Odbudowy i Rozwoju. Celem systemu z Bretton Woods było doprowadzenie do stabilizacji kursów i powszechnej wymienialności walut krajów członkowskich MFW na złoto. W ramach systemu funkcjonowały dwie strefy walutowe: funta szterlinga i franka francuskiego, do których należały kraje ekonomiczne powiązane z Wielką Brytanią i Francją. Główne założenia systemu obejmowały: wyznaczenie parytetów krajowych walut w złocie lub dolarach USA; wymienialność amerykańskiego dolara na złoto na szczeblu banków centralnych po urzędowym kursie 35 dolarów USA za uncję; konieczność oparcia transakcji walutowych między krajami MFW na parytecie walutowym. 15 sierpnia 1971 r. prezydent USA Richard Nixon zakończył erę parytetu dolara w złocie, ogłaszając, że państwa domagające się wymiany dolarów z nadwyżek handlowych na złoto po 35 dolarów za uncję nie mogą już na to liczyć. Było to ogłoszenie niewypłacalności Stanów Zjednoczonych i zakończenie epoki układu z Bretton Woods, w której dolar był trwale powiązany ze złotem, a waluty innych krajów były wymieniane na dolara po sztywnych kursach. To także koniec epoki stałych kursów walut, cen surowców i wymiany handlowej, których stabilność uważano za niezbędny warunek rozwoju gospodarczego.
Tym, którzy zgromadzili w dolarze rezerwy, Biały Dom złożył propozycję wprowadzenia 10-procentowych ceł chroniących amerykański rynek oraz osłabienia ich walut wobec dolara. W grudniu 1971 r. grupa G-10, do której należą najbardziej uprzemysłowione państwa świata, zgodziła się na takie warunki. Po 15 sierpnia 1971 r. nastąpiła nowa era, w której Ameryka cieszyła się wobec reszty świata nadmiernym przywilejem. Dolar stał się pieniądzem fiducjarnym, którego wartość była oparta na zaufaniu do emitenta, a nie na jego pokryciu w wartościach materialnych, takich jak złoto. W tym okresie mamy do czynienia z narodzinami systemu petrodolarów, dzięki odzyskaniu przez kraje Bliskiego Wschodu władzy nad złożami, zarządzanymi wcześniej przez zachodnie koncerny naftowe, które w efekcie decydowały o cenie ropy, jedynie informując o niej kraje, w których eksploatowały swoje złoża.
Dzisiaj głównym filarem dolara, najpotężniejszej i jednocześnie najbardziej zagrożonej waluty świata nie jest już petrodolar, lecz raczej „sino-dolar”, czyli konsumpcja pod pożyczki największego producenta światowego, jakim są Chiny oraz bardzo wydajnych gospodarek azjatyckich. Petrodolar dał początek zjawisku, które jest w dzisiejszych czasach podstawowym wyzwaniem dla świata, określanym jako „globalna nierównowaga w bilansie płatniczym” (ang. global current account imbalances). Z powodu życia ponad stan – nadmiernej konsumpcji, spadku oszczędności i ciągłego zadłużania się Ameryki – cały świat siedzi na tykającej bombie walutowej, która z pewnością kiedyś wybuchnie. Dotychczasowe remedium – emisja dolarów poddanych światowemu recyklingowi – dawno przestało być bezpieczne.
Faktyczne powody, dla których dolary są tak bardzo pożądane na światowych rynkach związane są z:

  • Nadmiernym wykorzystywaniem statusu dolara w operacjach wymiany walutowej, w handlu najważniejszymi towarami, takimi jak ropa i zboże
  • Wykorzystywaniem pozycji USA jako największej potęgi politycznej i militarnej. Kraje, które nie chcą sprzedawać swojej ropy lub innych towarów eksportowych za dolary, podlegają restrykcjom, sankcjom, a nawet interwencji zbrojnej pod pretekstem nagle odkrytych naruszeń praw człowieka, posiadania zabronionych rodzajów broni

Bunt w świecie dolara

Coraz głośniejsze są obawy, czy system gospodarki światowej wytrzyma taki zalew dolarów. Ostatnie doniesienia prasowe sygnalizują, że bunt przeciwko dolarowi stał się faktem i zaczyna nabierać rozpędu. Co dziwniejsze, rozwija się w świecie anglosaskim pod przewodnictwem największego sojusznika politycznego USA – Wielkiej Brytanii.
Bunt ten ma charakter gospodarczy i monetarny, który jest o wiele ważniejszy niż jakiekolwiek polityczne zbliżenie ze Stanami Zjednoczonymi, na które premier Boris Johnson może liczyć po twardym Brexicie. Podczas gdy sam Johnson robi wszystko, co w jego mocy, aby zbliżyć się do Donalda Trumpa na poziomie politycznym, to na polu finansowym sytuacja przedstawia się zgoła inaczej: prezes Banku Anglii Mark Carney ogłosił potrzebę rewizji globalnego systemu walutowego. Stwierdził, że istniejący system oparty na dolarze amerykańskim należy pilnie zastąpić nowym „cyfrowym aktywem” lub „cyfrową walutą”.
Eksperci finansowi zauważają, że to, co proponuje główny bankier w Wielkiej Brytanii, bardzo przypomina projekt Libra, czyli projekt stworzenia cyfrowej waluty, którą jeszcze w tym roku planowało uruchomić konsorcjum składające się z wiodących (głównie amerykańskich) firm finansowych i technologicznych. Projekt ten zdążył już wywołać gniew i krytykę ze strony Donalda Trumpa. Prezydent USA słusznie uznał, że waluta cyfrowa Libra, którą konsorcjum składające się z Facebooka, Mastercard, Paypal, Stripe, Visa, Ebay, Lyft, Uber, Vodafone i innych dużych firm próbuje uruchomić, stanowi bezpośrednie i poważne zagrożenie dla suwerenności monetarnej USA i statusu dolara.
Nietrudno przewidzieć, jaka będzie reakcja amerykańskiej administracji na propozycje Carneya. Propozycja ta usuwa grunt spod dolara, a jej wdrożenie nieuchronnie prowadzi do poważnych problemów dla budżetu USA i ich całego systemu finansowego. To z kolei może znacząco ograniczyć możliwość użycia ostatecznego argumentu USA w obronie swojej waluty, tj. „wykorzystania lotniskowców US Navy” (czytaj: użycie siły militarnej).
Z doniesień Reutera wynika, iż stanowisko szefa Banku Anglii zabrzmiało jak oskarżenie w stosunku do amerykańskiej waluty i opartego na niej systemu finansowego. Jak stwierdził Mark Carney: „dolar nie zasługuje już na status światowej waluty rezerwowej, dlatego światowe banki centralne muszą się zjednoczyć i znaleźć dla niego zamiennik”. Carney przypomniał, że od 2008 r. udział krajów rozwijających się w światowej gospodarce wzrósł z 45 do 60 procent. Jednak nie niosło to za sobą proporcjonalnego wzrostu popularności walut tych krajów. Co najmniej połowa wszystkich płatności międzynarodowych jest nadal realizowana w dolarach. Wartość amerykańskiej waluty w handlu światowym zdaniem szefa brytyjskiego regulatora jest „nieodpowiednio wysoka”, co destabilizuje globalną gospodarkę.

Podważone zaufanie

Dokładnie rok temu ekonomiści Banku Światowego stwierdzili, że proces depolaryzacji na świecie został rozpoczęty i nie można go już zatrzymać. Według szacunków Europejskiego Banku Centralnego pozycja dolara została w ubiegłym roku podważona bardziej niż kiedykolwiek: jego udział w światowych rezerwach walutowych spadł do 61,7 procent. Tymczasem udział euro wzrósł do 20,7 procent. Od czasu światowego kryzysu finansowego w 2008 r. światowe banki centralne obniżyły amerykańską walutę w strukturze rezerw finansowych o siedem punktów procentowych. W 2018 r. kraje rozwijające się były szczególnie aktywne w wyprzedaży dolarów amerykańskich i obligacji rządowych. Niektóre z tych krajów czyniły tak dla stabilizacji własnej waluty, inne z powodu konfliktów z Waszyngtonem. Ten trend na rynkach wschodzących w dalszym ciągu się utrzymuje.
Jednak jak się okazuje, od aktywów dolarowych odchodzą również kraje rozwinięte. Dla przykładu tylko w kwietniu 2019 r. Wielka Brytania pozbyła się jednorazowo obligacji rządowych USA za 16,3 miliarda dolarów. Eksperci oceniają ideę wspólnej waluty cyfrowej przedstawioną przez szefa banku Anglii bardzo ostrożnie. Aby idea ta mogła się zmaterializować, konieczne jest, aby wszystkie kraje doszły w tej sprawie do konsensusu, co jest bardzo trudne ze względu na to, iż przyjęcie propozycji Carney’a oznaczałoby ograniczenie suwerenności banków centralnych.

Dedolaryzacja po europejsku

Wychodząc z porozumienia nuklearnego z Iranem i wprowadzając sankcje ekonomiczne na kraje utrzymujące kontakty gospodarcze z tym krajem, Stany Zjednoczone postawiły w trudnym położeniu nie tylko Rosję i Chiny, ale także swoich europejskich sojuszników. Stąd pod koniec czerwca 2019 r. Wielka Brytania, Francja i Niemcy ogłosiły uruchomienie mechanizmu transakcji finansowych INSTEX (Instrument wspierania wymiany handlowej, „Narzędzie wspierania wymiany handlowej”), który pozwala obejść amerykańskie ograniczenia dotyczące zakupu irańskiej ropy. Dostawy nie są opłacane w dolarach, ale w euro. Od 28 czerwca mechanizm jest dostępny dla wszystkich krajów UE, ale wkrótce skorzystać z niego będą mogły także firmy z innych państw.
INSTEX to pośredni system płatności, który zapewnia wymianę towarów bez przekazywania pieniędzy między firmami z Iranu i UE. W rzeczywistości Teheran będzie nadal dostarczał ropę i inne towary do Europy, jednak INSTEX prześle pieniądze za nie, nie irańskim bankom, ale europejskim firmom eksportującym produkty do Republiki Islamskiej. Na razie mowa jest o lekach, sprzęcie medycznym i produktach rolnych. Z czasem zakres produktów dostarczanych w ten sposób Iranowi zostanie rozszerzony.
INSTEX przygotowywany był do uruchomienia od zeszłego roku. Obserwatorzy natychmiast zauważyli, że jest to pierwsze poważne zagrożenie dla dolara od czasu konferencji w Bretton Woods, kiedy to amerykańska waluta zyskała dominującą pozycję w światowej gospodarce. Eksperci są pewni: INSTEX uderzy w pragnienie kontrolowania przez USA światowego porządku gospodarczego, ponieważ nie tylko Europa, ale praktycznie każdy kraj, który nie chce przestrzegać systemu sankcji Białego Domu, będzie w stanie obejść się bez dolara. Nic dziwnego, że Waszyngton próbuje zmusić Europejczyków do porzucenia tego projektu, grożąc sankcjami wszystkim uczestnikom. Według Bloomberga powołującego się na list zastępcy sekretarza skarbu USA Segala Mandelkera „urzędnicy zaangażowani w INSTEX” mają zostać wykluczeni z amerykańskiego systemu finansowego.

Rosja i Chiny przeciwko dolarowi

Podczas gdy Europa dopiero testuje, jak zastąpić dolara i ominąć amerykańskie ograniczenia, Rosja zredukowała swoje inwestycje w amerykańskie papiery dłużne do symbolicznego minimum (do ok. 13 mld USD, z poziomu 176 mld USD w 2010 r.). Ustawowo zabroniono rozliczeń dolarowych pomiędzy rosyjskimi podmiotami gospodarczymi w kraju. W rekordowym tempie Rosja obniża również płatności w dolarach. W ciągu pięciu lat sankcji Moskwa zmniejszyła liczbę międzynarodowych rozliczeń w dolarach o prawie 13 procent, zwiększając udział euro i rubli odpowiednio o 26 i 14 procent. Pięć lat temu w ponad 80 procentach rozliczeń rosyjskich kontraktów zagranicznych wykorzystywana była amerykańska waluta. Teraz stanowi ona zaledwie 56 procent.
Najbardziej aktywna dedolaryzacja występuje w handlu między Rosją a Chinami. Moskwa i Pekin zdecydowały się na rozliczenia za wymianę towarową w walutach krajowych w grudniu 2014 r. Od tego czasu weszły w życie rosyjsko-chińskie umowy o bezpośrednim handlu w rublach i juanach, bez udziału banków amerykańskich, brytyjskich i unijnych. Dotychczasowy postęp był jednak niewielki. Ruble stanowią w rozliczeniach międzynarodowych Rosji nie więcej niż 15 procent, ale w nadchodzących latach liczba ta wzrośnie pięciokrotnie. Jednym z powodów przyspieszonej dedolaryzacji są amerykańskie groźby odłączenia Rosji od SWIFT1, międzynarodowego międzybankowego systemu transferu danych finansowych.
Ponieważ około 42 procent transakcji SWIFT odbywa się w dolarach, jest to potężna broń Waszyngtonu. Odłączenie od systemu zagraża rosyjskiej gospodarce poważnymi problemami – od ucieczki kapitału, do deprecjacji rubla i rosnących stóp procentowych. Financial Times zauważa, że agresywność Waszyngtonu zmusza Rosję i Chiny do „przetestowania amerykańskiej wiarygodności”.
Na skutek tych gróźb Moskwa utworzyła rosyjski odpowiednik SWIFT – System Przekazywania Komunikatów Finansowych (SFPS) (Системa передачи финансовых сообщений – СПФС). Według rosyjskiego Banku Centralnego do 1 czerwca 2019 r. 398 przedsiębiorstw i banków tego kraju, a także białoruski Belgazprombank zostały podłączone do SPFS. W Chinach z kolei odpowiednikiem SWIFT jest system CIPS (ang. China International Payments System), do którego pod koniec marca 2019 r. dołączyło kilka rosyjskich banków. Na początku czerwca pierwszy wicepremier, minister finansów Rosji Anton Siluanov i prezes Chińskiego Banku Ludowego I Gan podpisali umowę o utworzeniu nowego systemu płatności, który stanie się swego rodzaju „śluzą między rosyjskim i chińskim odpowiednikiem SWIFT”.

Podsumowanie

Oczywiście żaden poważny finansista nie zakłada, że świat nagle odwróci się od dolara. Moskwa i Pekin spieszą się jednak ze względu na groźbę kolejnych sankcji ekonomicznych, które może wprowadzić Waszyngton. W stosunkach amerykańsko-chińskich nabiera tempa wojna handlowa. Jednocześnie Stany Zjednoczone prowadzą niewypowiedzianą wojnę ekonomiczną z Rosją. Tylko w ubiegłym roku do Kongresu USA wpłynęło dziesięć kolejnych projektów ustaw przewidujących szeroki zakres antyrosyjskich ograniczeń – od zakazu inwestowania w obligacje rządowe, po odłączenie państwowych banków od SWIFT. Jakby tego było mało, Stany Zjednoczone straszą sankcjami swoich najbliższych sojuszników w Europie.
Sankcje – „czarne listy” osób prywatnych, organizacji i przedsiębiorstw efektywnie odcinające je od światowego systemu finansowego – stały się uznanym narzędziem Stanów Zjednoczonych w wojnach finansowych. USA używają sankcji wobec różnych wyzwań dla bezpieczeństwa kraju, takich jak handel narkotykami, cyberataki czy finansowanie terroryzmu. Jednak najszersze zastosowanie znajdują w wywieraniu presji ekonomicznej na przeciwników politycznych, którzy mogą stanowić problem lub zagrożenie dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych.
Czy aż tak agresywne działania USA, prowadzone jednocześnie wobec tak licznych przeciwników, pozwolą im zwiększyć bezpieczeństwo finansowe i zatrzymać erozję własnej waluty? Warto przytoczyć słowa byłego już amerykańskiego sekretarza skarbu Jacka Lew, który w wywiadzie udzielonym dla amerykańskiej telewizji stwierdził: „Sankcje ekonomiczne i finansowe są mocną bronią, ale nie mogą być stosowane lekkomyślnie”. Według Lew uderzenie za pomocą sankcji musi być rozważane tak samo starannie, jak uderzenie militarne.