Nie chciałam tego dziecka. On nalegał…

Macierzyństwo nie było mi pisane, a jednak zgodziłam się na nie. Nadal nie wiem, dlaczego uległam.

nie chciałam dziecka
Nie chciałam tego dziecka. Czy jestem złą matką? Foto Zach Lucero/Unsplash

Nigdy nie chciałam dzieci. Wyobrażając sobie moje idealne życie, myślałam o odnoszeniu sukcesów na polu zawodowym, realizowaniu moich hobby, pięknym domu i kochającym mężu. W tych marzeniach nie było jednak miejsca na większą rodzinę i tupot małych stóp. I chociaż mama, babcie, a nawet moje przyjaciółki powtarzały mi, że jeszcze „do tego dorosnę”, albo że wszystko się zmieni, kiedy już będę miała dzieci, to ów magiczny instynkt macierzyński jakoś nigdy się u mnie nie uruchomił.

Nie chciałam dziecka

Czułam, że cały świat jest przeciwko mnie. Zewsząd bombardowały mnie informacje, według których moją największą ambicją powinno być zostanie mamą. Posiadanie potomstwa przedstawiano jako jedyną właściwą ścieżkę, na której można osiągnąć szczęście. A przecież ja byłam szczęśliwa! Moje życie napawało mnie radością i nie potrzebowałam do tego pomocy żadnego bobasa.

Zobacz także: Świadoma bezdzietność. Czy można być spełnioną kobietą, nie będąc mamą?

On zmienił zdanie

W przezwyciężeniu tego natłoku i presji ze strony rodziny pomagał mi mój mąż. On również nie chciał dzieci. Razem odpieraliśmy więc ataki krewnych, którzy przy okazji każdych większych świąt wtykali nosa w nie swoje sprawy. To jednak zmieniło się po jego 30. urodzinach. Nagle zaczął przebąkiwać coś o tym, że warto pomyśleć o powiększeniu rodziny. Na początku myślałam, że podobne komentarze rzuca sarkastycznie, wyśmiewając się z mojej matki, która w tamtym okresie prawie nie dawała mi spokoju w tym temacie. Niestety, szybko się okazało, że mój mąż poruszał temat jak najbardziej na serio. Twierdził, że co prawda wcześniej nie chciał dzieci, ale wtedy byliśmy młodsi, wciąż kisząc się we dwoje w ciasnym mieszkaniu, niepewni swoich pozycji w firmach, w których pracowaliśmy. Teraz, kiedy udało nam się na poważnie zadomowić na naszych stanowiskach, kiedy zarabialiśmy przyzwoite pieniądze i przeprowadziliśmy się do bloku, który nie został wybudowany w czasach wczesnego PRL-u, najwyraźniej dojrzał do ojcostwa. Byłam załamana.

Dałam się przekonać

Strata mojego największego sojusznika sprawiła, że powoli zaczęłam ulegać presji. W końcu zgodziłam się, że możemy spróbować postarać się o dziecko. W głębi duszy miałam nadzieję, że może nam się nie uda, albo że po kilku próbach zakończonych porażką on zmieni zdanie. Jednak już po kilku miesiącach okazało się, że jestem w ciąży. To był jeden z najtrudniejszych okresów w moim życiu. Poranne mdłości, bóle pleców, obrzmienie. Do tego ciągła regulacja diety i rezygnacja z „niezdrowych” przekąsek, które tak przecież lubię. Ale to było nic w porównaniu z porodem, który trwał kilkanaście godzin i był prawdziwą katorgą.

Moja córka

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam moją córkę, czułam w środku emocjonalną pustkę. Później towarzyszyła jej tylko ulga, że przynajmniej nie jestem już w ciąży. Trudno mi było natomiast wzbudzić u siebie jakikolwiek sentyment do tej małej dziewczynki, której byłam mamą. Powiedziano mi, że to baby blues, smutek poporodowy, i że niedługo on przejdzie. I chociaż rzeczywiście po ustabilizowaniu hormonów nadmierne przygnębienie i płaczliwość nieco się uspokoiły, nie udało mi się nawiązać z córką głębszej relacji. Ona ma teraz kilka lat i fazę na klocki lego, które uwielbia układać. Zazwyczaj bawi się sama albo z tatą, bo ja nie mam do tego cierpliwości. Od czasu do czasu rysuje obrazki, które daje babci, kiedy ta odwiedza nas dwa razy w miesiącu. Naprawdę myślałam, że po tej całej presji moja mama będzie bardziej zainteresowana wnuczką i pomoże nam się nią zajmować na co dzień.

Nadal nie chcę tego dziecka

Posiadanie dziecka uświadomiło mi, że miałam rację twierdząc, że macierzyństwo mi nie po drodze. Spędzanie czasu z moją córką mnie nudzi, a czasem nawet denerwuje. Do tego nie potrafię nie obwiniać jej za to, jak wygląda moje ciało, które po ciąży nie odzyskało już utraconego seksapilu. Od bycia w domu wolę siedzieć w pracy, gdzie czuję się wolna. Na co dzień towarzyszy mi natomiast poczucie winy. Dlaczego nie umiem obudzić w sobie instynktu rodzicielskiego? Czemu moje dziecko nie jest centrum mojego świata? Staram się, bo chciałabym być dobrą matką, ale wiem, że nie jestem w stanie obdarzyć jej miłością, której potrzebuje. Wie to również mój mąż, który także ma mi za złe, że nie chcę tego dziecka. Przynajmniej on je kocha.

Powinnam była ufać sobie

Świat nie bierze kobiet, które nie chcą zostać matkami, na serio. Uważa, że same nie wiedzą, czego chcą, że później będą żałować, że prędzej czy później zmienią zdanie. Ludzie do tego stopnia nie wierzyli moim słowom, że sama zaczęłam w nie wątpić. Dałam się przekonać, że moja rodzina lepiej wie, co dla mnie najlepsze. To był błąd. Powinnam była ufać samej sobie.