Długo trwało umawianie się na wywiad z Szymonem Czerwińskim, który jeszcze rok temu robił wywiad ze mną. Dziś role się odwróciły. Dlaczego, o tym też porozmawiamy. Szymon to finalista V edycji programu kulinarnego MasterChef i prowadzący programy kulinarne.
Zdecydowanie porwałeś serca widzów pozytywnym podejściem do życia i przede wszystkim przepisami! Jak wspominasz swój czas w programie?
- Była to fantastyczna przygoda, która pozwoliła mi odkryć nowe smaki, a przede wszystkim poznać wspaniałych ludzi, z którymi łączyła mnie pasja i miłość do jedzenia. Od momentu udziału w MasterChefie zacząłem rozwijać skrzydła i piąć się do góry, zawsze wierzyłem w swoje możliwości, ale to dało mi jeszcze większego kopa, aby walczyć o swoje marzenia.
Karierę zawodową zacząłeś od korporacji, byłeś „korpoludkiem”?
- Ooo tak, bardzo mnie to męczyło i nie dawało mi szczęścia. Decyzja o rzuceniu tamtego starego fachu była najlepszą w moim życiu. I tak małymi krokami dążyłem do spełnienia swoich celów. Jednym z nich jest to, że w wakacje ma wyjść moja autorska książka kulinarna. Wiem, że jest to marzenie większości kucharzy, o ile nie wszystkich!
Czy wydawnictwo zaproponowało Ci wydanie autorskiej książki kulinarnej, czy sam podjąłeś tę decyzję? - Bardzo długo myślałem o książce kulinarnej i chciałem ją wydać. W żadnych wywiadach nie mówiłem tego, że ją piszę, bo każdy tak mówi i potem to trwa przez kolejne 10 lat. Długo szukałem partnera, który byłby w stanie po pierwsze zgodzić się na moje pomysły, a po drugie mnie wesprzeć. Tego partnera w tej chwili znalazłem. Nie chciałem nigdy wydać książki, która będzie kolejną książką kulinarną celebryty. Książką będącą czymś, co nie wnosi niczego nowego do życia, po prostu jest, została wydana i leży na półce. Pomyślałem: ta książka będzie nowatorska.
W jakim sensie? - To książka, której rozdziały żyły swoim życiem. Na Instagramie trwała interakcja z fanami, pytałem ich o przepisy, o to, jaki przepis chcieliby znaleźć w mojej książce. Wybierałem dwa, trzy przepisy z każdego posta i one będą okraszone pewną historyjką. Że to przepis np. tego i tego z Warszawy, który był ciekaw przyrządzenia kaczki w pięciu smakach i poprosił mnie o to.
To też jest frajda dla ludzi, bo być może nie będą mieli nigdy szansy wydać takiej książki. Z chęcią kupią Twoją, ale też w pewnym sensie ich książkę, bo będą wiedzieć, że znajduje się tam ich przepis, czyli dołożyli małą cegiełkę do Twojego marzenia.
- Będę najszczęśliwszy na świecie, jeżeli oni będą z racji tego, że ich przepisy się tam znajdują. Gdyby kiedyś Magda Gessler, Szymon Kuroń, Sowa powiedzieli mi: „Szymon, to jest przepis dla Ciebie”, tak samo byłbym szczęśliwy. Nikt mi tego nie dał i tak się już nie zdarzy, więc dlaczego mam tego nie dać swoim fanom. Przecież gdyby nie oni, to dalej pracowałbym w korporacji.
A teraz?
- Wstaję rano i mówię: dziękuję, Panie Boże, że mam takich wspaniałych ludzi wokół siebie.
A za książkę komu będziesz dziękował?
- Tym, którzy pomyśleli: „Wow”, i ukierunkowali mnie. Książka ma być prosta, z poradami, bo przecież jadamy proste dania, które często robimy w pośpiechu. A zasady stare jak świat, chociażby te związane z solą, wyszukujemy w necie. Jedna z nich: sól nie przed, tylko po, bo sól wyciąga wodę.
Czy w gotowaniu jest tak samo jak w muzyce? Czy wyrzucasz swoje emocje, które w danym czasie przeżywasz, na talerz/patelnię?
- Ooo jak najbardziej. Gotowanie to emocje. Kiedy człowiek jest szczęśliwy, zakochany, to raz, że gotuje sto razy lepiej, niż jak jest smutny, a dwa, że właśnie tę radość, miłość przenosi na ten talerz i czuć to w potrawach bardzo wyraźnie. To sztuka, z jednej strony użytkowa, bo możemy gotować w domu, ale mamy na świecie wyjątkowych kucharzy, u których dania są wręcz dziełem sztuki.
Widzisz, czyli jest ciut inaczej niż w muzyce! Artyści lepiej piszą podczas rozterek i smutku (śmiech)
- Tak mówisz, ale to ty jesteś artystką, bo jeśli jestem smutny i mam doła, to mi się nie gotować. Wtedy robię najprostszą rzecz i jeszcze do tego to spieprzę. Gdy jednak jestem szczęśliwy, jak słońce świeci, to od razu organizuję kolację dla znajomych, jadę na zakupy, tworzę nowe przepisy.
Skąd bierzesz wtedy przepisy?
- Mam w domu 15 wielkich zeszytów, w których znajduje się mnóstwo moich przepisów. Ale działa to też odwrotnie, kiedy mam pomysł, szybko biorę do ręki zeszyt i zapisuję. Nieważne, że potem tego szukam dwa dni. Bo jak coś gotujesz, to tworzysz to na wyczucie, tu trochę tego, potem tamtego i w rezultacie nie pamiętasz, czego było trochę, a czego nie było wcale.
Opowiedz o swoich inspiracjach. Kto jest dla Ciebie ważny?
- Najczęściej zwykli ludzie, przede wszystkim są to matki i babcie – które robią najlepszą kuchnię. Każdy ucieka smakami do dzieciństwa, gdzie królowały nasze babcie czy mamy. Nie mam żadnych szefów kuchni, którzy byliby moją inspiracją. Byłem niedawno we Włoszech, gotowałem z włoskimi babciami i mamami makarony, sosy. To wiedza przekazywana z pokolenia na pokolenie.
Taka kuchnia jest najlepsza, bo jest z serca i miłości.
- Prawda, one to robią z miłości! Są kreatywne i sprytne. Lubię to słowo (śmiech). Jak dziś gotują rosół, to jutro będą pierogi lub krokiety. A z rosołu pomidorowa. I to jest ten spryt!
Czyli w obecnym trendzie zero waste!
- Teraz sobie wymyślili na to określenie, ale weźcie swoją babcię i mamę, one wam pokażą, co to znaczy kuchnia zero waste, bo robią to od lat. One nie miały produktów, ale i tak nagle potrafiły zrobić najlepsze dania z niczego. Pytam często znajomych o przepisy babć, ponieważ moi dziadkowie zmarli jak byłem mały. I słuchaj, takie są rodzynki, że okazuje się, że babcie nie mają przepisów, robią na oko, tu szklankę tego, tu tego. Przed świętami zadzwoniłem do swojej mamy i powiedziałem, że chcę jeden prezent, mianowicie, aby mi zrobiła pasztet, którego nie da się powtórzyć, oraz proszę o przepis. A ona na to, że nie wie, bo wszystko na oko, a w międzyczasie próbuje. Dlatego największą inspiracją są dla mnie te matki i babcie. Które tworzą kreatywne i magiczne dania.
Z duszą?
- Niektórych po prostu nie da się powtórzyć ani zastąpić. Tak jak i ludzi, bo to oni często tworzą z miłości i z serca.
Jaka jest Twoja ulubiona kuchnia? I czy jest coś, co byś w niej zmienił, bo nie zawsze ulubione to jest perfecto.
- U mnie się to zmienia nieustannie. Gdy byłem na szkoleniu w Paryżu, to uwielbiałem tamtą kuchnię, do dziś mi to zostało. Włoską lubię za smak, za prostotę, za skromność, ale w dobrym tego słowa znaczeniu, i za jakość produktów. To tam hasło przewodnie brzmi: mniej znaczy więcej. Lubię naszą polską kuchnię, która jest pyszna, ale i rozwojowa. W obecnych czasach bardzo odbiegamy od tradycyjnej polskiej kuchni, szczególnie królewskiej, która kiedyś była kuchnią szlachecką! Nie wiem, czy wiesz, ale kiedyś zwykli ludzie chodzili nad Wisłę, zbierali raki i je jedli. Taka była ta nasza kuchnia.
Czyli chciałbyś mieszkać we Włoszech, skoro lubisz tamtejszą kuchnię i życie, jakie w niej płynie?
- Wszędzie jest dobrze, ale w domu najlepiej. Fajnie jest wyjechać, pozwiedzać, popróbować, poznać ludzi, ale dobrze wrócić do domu na swoje śmieci. Nigdzie nie będę się czuł tak dobrze, jak w Polsce, czyli w domu.
Jeżeli już mowa o Polsce, czego nie mają inne kuchnie, a co ma nasza polska?
- Jeszcze nadal tradycja. Mamy Święta Bożego Narodzenia i 12 dań. To są określone dania, które „muszą” być. Frykasy na Wielkanoc i Tłusty Czwartek.
Bez jakiej przyprawy nie wyobrażasz sobie życia?
- Sól i pieprz to podstawowe przyprawy. Wiadomo, zioła dają aromaty, ale podstawą numerem jeden i dwa są sól i pieprz. Cokolwiek by się przygotowywało, to dodaje się soli i pieprzu.
A poza solą i pieprzem?
- Na pewno jest to bazylia, oregano, majeranek. Nie wyobrażam sobie życia bez tych właśnie ziół. Pamiętajmy również o tym, że przyprawy są nie tylko dla smaku, ale mają działanie odżywcze dla organizmu. Jeżeli jemy kapustę kwaśnicę i w niej nie ma kminu, to są wzdęcia, on je niweluje! Wszystkie przyprawy są po coś.
Przygotowywanie jakich dań sprawia Ci największą przyjemność? Masz swoich ulubieńców?
- Nie lubię gotować dla siebie! Największą przyjemność sprawia mi gotowanie dla kogoś. Gdy wiem, że robię danie dla kogoś, to czynię to z ogromną radością. Jestem człowiekiem stadnym, nie wyobrażam sobie życia w samotności, nie lubię spędzić sam czasu. Lubię gotować każde danie pod warunkiem że jest ono dla kogoś! Często gdy gotuję na nagraniach, to obdzwaniam swoich przyjaciół i zapraszam ich na wspólną konsumpcję. Zdarza się też tak, że zanoszę gotowe potrawy.
Taki bumerang radości…
- Dokładnie, i to sprawia mi największą radość i codziennie mnie ładuje.
Rozmawiała Kamila Krzempek.